Francuski myśliwiec Nieuport 17 (fot. pubpxhere.com)
Co stało za sukcesem generała, który wyprzedził swoją epokę i przewidział atak na Pearl Harbor już w latach dwudziestych? Kluczem do przezwyciężenia hierarchicznych struktur było połączenie terapii szokowej i pracy organicznej. Z jego historii amerykańska armia nauczyła się, że przyzwolenie na eksperymentowanie pozwala uchronić organizację od katastrofy.
Niebezpieczna szkoła latania
Wystarczyło 10 lat, aby od pierwszego lotu braci Wright samoloty zadebiutowały nad frontami I wojny światowej (1914–1918). Wojskowi mieli niewiele możliwości do nauki na błędach.
Z powodu awaryjności maszyn lotnicy przeżywali średnio trzy tygodnie. Prawdopodobieństwo, że zginą w trakcie szkolenia, było zbliżone do ryzyka śmierci nad polem bitwy. Mimo to samoloty w szybkim czasie przeszły ewolucję z nieuzbrojonych maszyn zwiadowczych do wyspecjalizowanych bombowców i myśliwców.
Wojna zmusza do szybkiego wyciągania wniosków, bo nie zawsze daje kolejną szansę. Okres pokoju bywa bardziej wyrozumiały. Daje więcej czasu na naukę, a skutki błędów nie są takie szybkie i dotkliwe. Niestety bardziej komfortowe warunki mogą prowadzić do mniejszej motywacji i rozciągnięcia procesów w czasie.
Konsekwencje pandemii COVID-19 są tego najlepszym przykładem. Okazało się, że procesy cyfryzacji planowane na kilka lat zostały wdrożone w firmach i instytucjach w ciągu kilku tygodni. Ekstremalne warunki wymagają szybkich i odważnych decyzji. Zapewne dlatego w czasach kryzysu liderzy szukają inspiracji właśnie wśród wojskowych.
Generał Billy Mitchell (fot. US Air Force, Wikimedia Commons)
Rewolucja pożera własne dzieci
Front zachodni I wojny światowej wytworzył nowe elity wojskowe. Starzy generałowie z XIX-wieczną mentalnością wierzyli w ducha bojowego i siłę napoleońskiej ofensywy. Jednak dawne przekonania nie wytrzymały konfrontacji z XX-wieczną techniką. Brawurowe szarże w kolorowych mundurach ugięły się pod naporem ognia karabinów maszynowych. Starzy generałowie musieli odejść. Na ich miejsce przyszli nowi oficerowi, którzy uwierzyli, że odkryli nowoczesny sposób prowadzenia wojny. Nowy establishment swoją wiarę pokładał w tym, co dało mu zwycięstwo – w przewadze materiałowej i sile ognia artylerii skoordynowanej ze skrupulatnie planowanymi działaniami piechoty.
Podobna rewolucja zaszła w marynarce wojennej. Bitwy na morzu wygrały drednoty. Pancerniki nowej generacji, które rozgromiły starsze typy okrętów. Swoją skutecznością przekonały admirałów, że to one są przyszłością pola bitwy.
Dziś wiemy, że przewidywania większości ówczesnych generałów zdążyły się przeterminować w ciągu 20 lat. W ich wizji brakowało nie tylko szarżujących zagonów pancernych, ale także syren nurkujących sztukasów i ryku silników latających fortec.
W przekonania nowego wojskowego establishmentu uwierzył amerykański rząd. W odróżnieniu od państw europejskich nie dostrzegł potencjału w lotnictwie wojskowym.
Po zakończeniu wojny zdemobilizował swoje siły powietrzne i zaprzestał ich rozwoju. Wolał kierować nakłady na dalsze udoskonalanie sprzętu, który odegrał zasadniczą rolę w minionym konflikcie. W tym na budowę jeszcze większych pancerników dla US Navy.
W lotnictwo od samego początku wierzył generał Billy Mitchell – dowódca amerykańskich sił powietrznych z czasów wojny. Twierdził, że budowanie pancernika w cenie tysiąca bombowców jest stratą pieniędzy. Zwłaszcza że stosunkowo tanie samoloty z powodzeniem mogą zatapiać potężne okręty (o czym Ameryka przekona się w trakcie ataku na Pearl Harbor w 1941 roku).
W takich realiach nasz bohater podjął wysiłek przekonania otoczenia do własnych, wyprzedzających epokę koncepcji.
Eksplodująca bomba lotnicza koło pancernika Ostfriesland (fot. US Government, Wikimedia Commons)
Niewygodny proof of concept
Mitchell zdał sobie sprawę, że musi dostarczyć namacalnych dowodów na słuszność swoich idei. Dzięki determinacji uzyskał zgodę na przeprowadzenie eksperymentu z udziałem amerykańskich bombowców i przejętego po Niemcach pancernika Ostfriesland.
Rankiem 21 lipca 1921 roku dwupłatowe bombowce wzbiły się w powietrze. Wystarczyło kilka bomb i po 20 minutach dawny kajzerowski drednot poszedł na dno.
Pokaz wzbudził uznanie wojskowych. Zainicjował falę reform w lotnictwie i marynarce…
Tak naprawdę to nie. Dowództwo Marynarki Wojennej USA potraktowało eksperyment jako dowód swojej słabości. Próbowano zatuszować sprawę, lecz wieści o teście wyciekły do gazet na całym świecie. Billy Mitchell stał się persona non grata. Przełożeni wysyłali go w długie delegacje, aby trzymał się z daleka od Waszyngtonu. Mimo to główny cel został osiągnięty. Po kontrowersyjnych eksperymentach dowództwo przyznało lotnictwu nowe fundusze.
Jak widać, dowód na słuszność danej koncepcji musi być spektakularny, a nawet prowokacyjny. Dopiero kiedy ludzie oswoją się z nową ideą, można przystąpić do metodycznej pracy u podstaw. Jak się później okaże, sukces zmiany mentalnej to terapia szokowa połączona z pracą organiczną.
Płonący pancernik USS West Virginia po japońskim ataku (fot. National Archives, catalog.archives.gov)
Pearl Harbor – przewidziany atak z zaskoczenia
W amerykańskiej historii Billy Mitchell to także generał, który z ponad 15-letnim wyprzedzeniem przewidział japoński atak na Pearl Harbor.
W trakcie podróży służbowej na Hawajach zauważył rosnące ambicje Japonii – konkurencji Stanów Zjednoczonych na rynku mocarstw zachodniego Pacyfiku. Znając potencjał drzemiący w lotnictwie, połączył obie kropki. Efektem był raport z dokładnym opisem celów i godzinami ataku na Pearl Harbor (względem faktycznego ataku pomylił się o 20 minut).
Może gdyby wzięto pod uwagę jego wskazówki, to trzon amerykańskiej Floty Pacyfiku nie poszedłby na dno w pierwszym dniu nowej wojny. Widzimy, że ignorowanie głosu wizjonerów może mieć poważne konsekwencje.
Sztafeta idei
W końcu bezkompromisowość Mitchella zaprowadziła go w 1926 roku pod sąd wojskowy. Za oskarżenie dowódców US Navy o niekompetencję i zaniedbania został skazany za niesubordynację. Pozbawiony wynagrodzenia i zdegradowany odszedł z wojska, aby móc swobodnie głosić swoje poglądy.
W strukturach armii pozostał jego zespół. Sympatycy idei Mitchella wstawili się za nim w trakcie procesu, co przypłacili zesłaniem do mniej znaczących jednostek wojskowych. Mimo to kontynuowali swoją misję. Niczym apostołowie nowej doktryny prowadzili wykłady, ćwiczenia i eksperymenty, które przyciągały nowych entuzjastów lotnictwa.
Dzięki ich pracy amerykańska armia była znacznie lepiej przygotowana do kolejnej wojny. W połowie 1941 roku powołano de facto samodzielne Siły Powietrzne Armii Stanów Zjednoczonych. Na ich czele stanął Henry H. Arnold – jedyny pięciogwiazdkowy generał sił powietrznych w historii USA. Kontynuował dzieło Mitchella, budując najpotężniejsze siły powietrzne na świecie, które walnie przyczyniły się do amerykańskiego zwycięstwa w wojnie.
Jak to bywa z wizjonerami, Billy Mitchell nie zdążył na własne oczy przekonać się o pełnym sukcesie swojej pracy, ponieważ zmarł w 1936 roku. Jego historia pokazuje, że jednostki mogą inspirować, ale to zespoły dokonują transformacji. Do wielkich zmian w organizacji potrzebna jest zaangażowana i zdeterminowana drużyna, która będzie mogła działać nawet, gdy zabraknie jej lidera.
Po ataku na Pearl Harbor generał Mitchell został pośmiertnie awansowany i odznaczony przez prezydenta Roosevelta. Dla amerykańskich lotników pozostaje ojcem założycielem US Air Force.
(Fot. US Air Force, af.mil)
Podsumowanie
Współczesne tempo zachodzących zmian jest znaczenie szybsze niż jeszcze w I połowie XX wieku. Elastyczność i otwartość na nowe koncepcje stały się nie tyle atutem, co warunkiem przeżycia dla współczesnych organizacji.
Burzliwa historia Sił Powietrznych USA pokazuje, że przyzwolenie na eksperymentowanie jest paliwem dla zwycięzców. Pomyślmy, co by było, gdyby generał Mitchell nie otrzymał zgody na testy z niemieckim pancernikiem? Czy bez zainicjowania zmiany mentalnej amerykańska armia byłaby gotowa do kolejnej wojny? Niewątpliwie była to jedna z małych decyzji, które przyczyniły się do budowy potęgi Stanów Zjednoczonych na świecie. Bez eksperymentowania nie ma zwyciężania.
Strategy&Future publikuje wybrane teksty naszych subskrybentów kierując się wagą podejmowanych w nich tematów. Wszelkie prywatne opinie autorów tych tekstów, zamieszczane obecnie lub w przeszłości w innych miejscach, przedstawiają jedynie poglądy poszczególnych autorów, nie zaś wspólne stanowisko autora i Strategy&Future.
Autor
Szymon Struszyński
Analityk biznesowy i konsultant w obszarze zarządzania innowacją. Zwycięzca pierwszej edycji Międzynarodowej Olimpiady Geopolitycznej. Interesuje się wojskowością, ze szczególnym uwzględnieniem doktryn wojennych oraz systemów szkoleń.
Trwa ładowanie...