Czy sankcje ekonomiczne przyspieszają wojny między mocarstwami? Co nam podpowiada historia?

(Fot. Keith Thompson, Behemoth, Scott Westerfeld)

 

Szczegółowe dane dotyczące skuteczności sankcji oraz przykłady je ilustrujące podaje Nicholas Mulder w swojej wydanej w zeszłym roku książce pt. „The Economic Weapon. The Rise of Sanctions as a Tool of Modern War”.

Sankcje są niczym innym jak zorganizowaną presją materialną w związku z czymś, co jest państwu i społeczeństwu bardzo potrzebne. Mogą to być towary, technologie, kapitał, ruch ludzi czy inne przepływy strategiczne, w zależności od tego, jaki efekt chce się uzyskać. Sankcje prawie nie występowały w czasach agrarnych, bo i tak byłyby nieskuteczne z braku przepływów transgranicznych w złożonym podziale pracy oraz obiegu surowców i kapitału. W dobie rozwoju przemysłu, gdy podział pracy, sprowadzanie surowców oraz rynki zbytu zaczęły przekraczać granice państw, sankcje stały się potężnym narzędziem do wpływania na stan gospodarki i społeczeństwa danego państwa. Tak było już sto lat temu. Obecnie, w dobie masowej globalizacji i zglobalizowanych łańcuchów dostaw i wartości, sankcje mają tym potężniejsze znaczenie tak dla rynku surowcowego, jak dla obiegu technologii, inwestycji kapitału czy rozproszonego łańcucha dostaw.

Sto lat temu sankcje zostały pomyślane jako coś, co miało odstręczać agresywne państwa od wszczynania wojen. Po wojnach światowych instytucje Bretton Woods przyjęły metody sankcji w rozumieniu wojny ekonomicznej jako antidotum na wojnę kinetyczną, ale też jako remedium na niepożądaną politykę wewnętrzną państw lub praktyki antydemokratyczne lub innego rodzaju naruszenia praw człowieka, które nie podobały się USA jako strażnikowi systemu. Stały się zatem sankcje stałym punktem krajobrazu politycznego świata, ale zmieniała się ich funkcja i zakres. Zwłaszcza z racji hegemonicznej pozycji USA w systemie światowym po 1945 roku i amerykańskich celów politycznych.

Groźba sankcji zadziałała mitygująco na Bałkanach w latach 20. XX wieku, zapobiegając tam wojnie. Ale już po wielkim kryzysie 1929 roku okazało się, że sławny art. 16 Statutu Ligi Narodów o nałożeniu sankcji praktycznie nie mógł być wdrożony przeciw mocarstwom, a jedynie przeciw państwom małym i słabym.

W toku kryzysu lat 30., wobec rosnących animozji między państwami, w dobie nacjonalizmów i walki o rynki groźba użycia sankcji ekonomicznych zamiast zapobiegać wojnie, spowodowała po kazusie sankcji nałożonych na Włochy Mussoliniego przyspieszenie dezintegracji równowagi i w efekcie wybuch wojny. Niemcy bały się, że będą następne, więc tym bardziej prowadziły politykę mającą na celu zapewnienie sobie surowca w Europie Środkowej i Wschodniej oraz politykę budowy przemysłu surowców syntetycznych. To niepokoiło Francję i Wielką Brytanię. Wyczuleni na blokady Niemcy kojarzyli sankcje ekonomiczne z morską blokadą kontynentalną państw centralnych podczas I wojny światowej, która to blokada rzuciła na kolana Niemcy i Austro-Węgry oraz imperium osmańskie.

W praktyce oznaczało to, że z obawy przed brakiem dostępu do surowców i rynków spowodowanym sankcjami należało się przygotować do wojny, aby zamiast poprzez mechanizm zwany rynkiem pozyskiwać surowce i rynki zbytu dzięki dominacji polityczno-wojskowej o charakterze imperialnym, choćby poprzez nierówne traktaty handlowo-surowcowe. Zatem należało się liczyć z koniecznością zapewnienia sobie tego przemocą wojskową, właśnie w obawie przed sankcjami niszczącymi przemysł i idący z nim razem kontrakt społeczny.

W tym kontekście strach pomyśleć, co myślą sobie teraz w Pekinie, gdy Amerykanie łamią zasady globalizacji i sankcjonują chińskie firmy oraz segmenty rynku, np. produkcję mikroprocesorów. Forsowna deglobalizacja przy obecnym skomplikowaniu łańcuchów dostaw i wartości byłaby strasznym procesem, nieporównywalnym z niczym w historii świata.

Amerykańska droga do hegemonii, a potem utrzymanie się przy niej jest właściwie opowieścią o sankcjach ekonomicznych, negatywnych, jak embargo na ropę czy na korzystanie z amerykańskiego kapitału, oraz pozytywnych, jak Lend Lease. Zdolność USA do nakładania sankcji jest zależna od trzech czynników: globalnej projekcji siły amerykańskiego wojska jako głównej siły manewrowej planety, roli amerykańskiego rynku finansowego i dolara w obrocie międzynarodowym oraz amerykańskiego zapału ideologicznego do formowania na swoją modłę ustrojów i społeczeństw innych krajów.

Na marginesie należy dodać, że zachodzi zjawisko coraz większej liczby sankcji. W latach 90. liczba ta się podwoiła w porównaniu do okresu 1950–1989. Do 2010 roku podwoiła się ona ponownie. W latach 1985–1995, w okresie absolutnej dominacji Zachodu, skuteczność ich wynosiła około 35–40 proc., ale około roku 2016 spadła do zaledwie 20 proc. Sankcji było zatem więcej, ale mniejszy był ich skutek.

Okazało się, że nie tylko czynniki ekonomiczne kierują politykami. Historia pokazuje potęgę materialistycznych powodów postępowania, ale inne motywy są także ważne. Pisze o nich już Herodot w „Dziejach”. Podaje on przykład Persów, którzy odmawiali sobie lepszej gospodarki na żyznych równinach. Kierując się względami geopolitycznymi, chcieli pozostać w trudnym do wojowania dla wrogów terenie, bo wiedzieli, że na żyznej równinie staliby się niewolnikami swoich wrogów.

To dopiero początek opowieści w S&F o sankcjach i o tym, gdzie w tym kontekście zmierza świat w trzeciej dekadzie XXI wieku.

 

Autor

Jacek Bartosiak

Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.

 

Jacek Bartosiak Background Check Geopolityka Świat USA

Zobacz również

Lekcje z wojny rakietowej na Ukrainie
Między politrukiem a prorokiem. „Homo deus. Krótka historia jutra” Yuvala Noaha Harariego
„Homo deus. Krótka historia jutra” Yuvala Noaha Harariego (Audio)

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...