Szanowni Państwo,
za trzy dni minie rok od wybuchu wojny na Ukrainie. Wojny, którą Rosja zaczęła w celu trwałego i radykalnego przekształcenia porządku międzynarodowego. Stawką wojny na Ukrainie jest więc przetrwanie systemu międzynarodowego, który kształtował rzeczywistość polityczną, gospodarczą i społeczną w Europie i na świecie od końca zimnej wojny. Rozpoczynając rok temu wojnę, Rosja postawiła sobie za cel zniszczenie istniejącego ładu i zastąpienie go nowym – takim, w którym Kreml wywalczy sobie krwią i żelazem pozycję czynnika sprawczego na Białorusi i Ukrainie, a tym samym uzyska zasadniczy wpływ na rzeczywistość w Polsce.
Taka jest stawka toczącej się wojny. Zarówno dla Rosji, jak i dla Ukrainy wojna ta ma charakter egzystencjalny. W wypadku Ukrainy sytuacja jest jasna; stawką wojny jest nie tylko przetrwanie jej państwowości, ale wręcz – po doświadczeniach Buczy czy Irpienia –przetrwanie biologicznej substancji narodu. Rosja z kolei uznała, że nie zdoła uzyskać satysfakcjonującego ją statusu na scenie międzynarodowej, nie wychodząc poza ramy i normy dotychczas istniejącego porządku – musiała więc owe ramy zniszczyć. Domagając się strefy wpływów, a następnie rozpoczynając wojnę, chciała udowodnić, że porządek międzynarodowy istnieje wyłącznie na papierze, jeżeli bowiem jedno państwo może napaść na drugie i anektować jego terytorium – siłą zmienić granice – to nie ma lepszego dowodu na to, że porządek międzynarodowy, jakim go znaliśmy, jest fikcją.
Dotychczas się to Moskwie nie udało – ale nie przestaje próbować. I próbować nie przestanie, dopóki jej zdolność do projekcji siły na zachód od własnych granic nie zostanie permanentnie złamana. Do tego zaś potrzebne jest zarówno wygranie trwającej wojny – złamanie rosyjskiej potęgi militarnej w sposób niepozwalający na jej odbudowanie się nawet w perspektywie dekad, jak i wypchnięcie Rosji nie tylko poza terytorium Ukrainy z Krymem włącznie, lecz również za Dźwinę i Dniepr. Ukraina musi odnieść na wojnie zwycięstwo – nie częściowe, tylko całkowite, i doprowadzić do usunięcia wojsk rosyjskich z obwodu donieckiego, ługańskiego i Krymu. W ten czy w inny sposób powinna też powstać alternatywna ścieżka rozwojowa dla Białorusi, pozwalająca jej na odzyskanie suwerenności i niezależności od Moskwy i dająca wizję trwałego i dynamicznego wzrostu gospodarczego. Taka jest definicja zwycięstwa dającego realne szanse na trwały pokój. W każdym innym wariancie zagrożenie ze strony Rosji nie zniknie – wizja wojny zostanie najwyżej odsunięta w czasie.
Dla państw pomostu bałtycko-czarnomorskiego jest to jedyny sposób, aby na trwałe wyjść z cienia rzucanego przez Moskwę. Od tego celu jesteśmy niestety jeszcze daleko. Na wschód od Polski od roku toczy się wojna; jej końca nie sposób dostrzec. Na wschodzie Ukrainy wojska Federacji Rosyjskiej prowadzą kolejną ofensywę. Mamy nadzieję, że Ukraina, przy wsparciu Stanów Zjednoczonych, Polski, Wielkiej Brytanii i innych państw Zachodu, zdoła odeprzeć napór wojsk rosyjskich, a uzbrojenie spływające na Ukrainę coraz szerszym strumieniem pozwoli jej we właściwym momencie na przeprowadzenie skutecznej kontrofensywy. Nawet to nie daje jednak gwarancji zakończenia konfliktu.
Powstaje pytanie o to, co się wydarzy, jeżeli w najbliższym czasie ani Ukrainie, ani Rosji nie uda się osiągnąć jednoznacznej przewagi. Być może wojna przejdzie wówczas w stan pata, który będzie trwał na przykład dwa lata – jak podczas wojny koreańskiej, albo powiedzmy siedem – jak w wojnie iracko-irańskiej. Alternatywą jest czasowe i niedoskonałe – bo nie tworzące trwałych warunków do zawarcia pokoju – zamrożenie konfliktu. Oznaczać to będzie jednak nieuchronnie, że wojna wróci, jak tylko Rosja uzna, że zdołała na powrót osiągnąć na tyle dużą przewagę nad Ukrainą, że może liczyć na zwycięstwo. Dlatego – mimo iż chcemy, aby Ukraina wygrała, i to wygrała teraz – musimy się zastanowić, na ile realne jest właśnie zawarcie tymczasowego, niedoskonałego pokoju. I jak się w tych realiach odnaleźć.
Oczywiście nawet i to okazać się może zadaniem karkołomnym. Nie mam przekonania, czy na rozwiązanie to gotowe są sama Ukraina i Rosja. Nie wiem więc, czy zawarcie nawet tymczasowego pokoju jest możliwe, nie wiem też, kiedy mogłoby do niego dojść. Natomiast roztropność nakazywałaby się zastanowić nad parametrami takiego potencjalnego rozejmu już teraz.
Jest dla mnie absolutnie oczywiste, że w momencie ustalania owych parametrów Polska musi – obok Ukrainy, Rosji, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych – znaleźć się przy stole negocjacyjnym jako równoprawny partner w negocjacjach. Nie dlatego, że należy się nam to za nasze wsparcie militarne, polityczne, gospodarcze, dyplomatyczne czy społeczne od pierwszego dnia konfliktu. Nie dlatego, że bez Polski i bez Rzeszowa-Jasionki ani w tej, ani w żadnej przyszłej wojnie nie będzie szans na powodzenie. Musimy być obecni i będziemy obecni podczas wszelkich rozmów pokojowych dlatego, że w warunkach nietrwałego pokoju to Polska w sposób nieunikniony będzie musiała stać się jednym z gwarantów bezpieczeństwa Ukrainy.
Jest tak dlatego, że nie ma wątpliwości, że to od Polski – jako naturalnego środka ciężkości i sąsiada Ukrainy – oczekiwać się będzie, że w momencie kolejnego ataku Rosji przyjdzie Ukrainie na pomoc. To oznacza, że gdy ten czas nastanie, z dużym prawdopodobieństwem Polska znajdzie się w stanie wojny z Rosją. Jakkolwiek przygnębiająco wygląda alternatywa dla stanięcia ramię w ramię z Ukraińcami w oporze wobec rosyjskiego imperializmu, Polska musi jednak zważyć konsekwencje potencjalnej wojny, swoje szanse na zwycięstwo oraz siłę swoją i swoich sojuszników vis-à-vis Rosji.
Dlatego jako pozycje wyjściowe wobec zgody ze strony Polski na udział w budowie ewentualnej architektury bezpieczeństwa w Europie Środkowo-Wschodniej niektóre sprawy uważamy za krytycznie ważne.
1. Niezbędne jest udzielenie Ukrainie przez strony hipotetycznych rokowań pokojowych – w tym przez Stany Zjednoczone i NATO – wiążących i precyzyjnie sformułowanych gwarancji bezpieczeństwa, że w obliczu wznowienia wojny przez Rosję przyjdą one Ukrainie z pomocą. Porozumienie to powinno zakładać utworzenie stosownych ram prawnych tworzących legalną podstawę do ewentualnej dyslokacji sił na terytorium Ukrainy w czasie pokoju, kryzysu i wojny.
2. W Polsce muszą zostać rozmieszczone dodatkowe siły NATO – w tym przede wszystkim Stanów Zjednoczonych, jako pierwszego wśród równych oraz jedynego państwa dysponującego adekwatnym potencjałem militarnym – konwencjonalnym i jądrowym – do odstraszenia Rosji. Teraz, po agresji na Ukrainę, nie możemy sobie pozwolić na niejasność strategiczną. Siły USA muszą zostać rozlokowane na terytorium Rzeczypospolitej. Co więcej – nie mogą funkcjonować jako trip wire forces – na zasadzie odstraszania przez obietnicę odpowiedzi – ale jako siła wystarczająca, aby uniemożliwić Rosji przeprowadzenie szybkiej operacji konwencjonalnej. Musi to więc być komponent konwencjonalny o sile wystarczającej, aby związać siły rosyjskie próbujące przeprowadzić operację konwencjonalną wymierzoną w Rzeczpospolitą. Uważamy, że dyslokacja w sile dywizji pancernej, stacjonującej najlepiej na wschód od linii Wisły w charakterze stałym powinna być uznana za minimum.
3. Konieczne jest udzielenie zarówno Ukrainie, jak i Polsce realnej pomocy w prowadzonej przez oba kraje modernizacji sił zbrojnych, chociażby poprzez wsparcie finansowe lub preferencyjne kredytowanie zakupów sprzętu wojskowego.
4. Musi powstać realny plan odbudowy Ukrainy ze zniszczeń wojennych. Wizja Ukrainy na tyle silnej, aby mogła ona odeprzeć ewentualny atak Rosji, jest niemożliwa do zrealizowania, jeżeli Ukraina będzie silna militarnie, ale już nie gospodarczo. Projekt Ukrainy musi się rozpocząć – i musi rozpocząć się w Polsce. Z racji naszego położenia geograficznego, zakotwiczenia w strukturach Unii Europejskiej oraz NATO droga do odbudowy Ukrainy przebiega przez Polskę. Dodam, że jest to doskonała okazja do przeprowadzenia przez Stany Zjednoczone koniecznej z ich perspektywy operacji przeniesienia części łańcuchów wartości z Azji do państw zaufanych. Nigdy nie było lepszej okazji do friend-shoringu.
5. Niezbędne jest uaktualnienie i wzmocnienie gwarancji rozszerzonego odstraszania nuklearnego, którymi objęta jest Polska. Od początku swojej nielegalnej, zbrodniczej wojny Rosja nie wahała się grozić użyciem w jej toku broni jądrowej. Czyniła to mniej po to, aby zastraszyć Ukrainę, a bardziej po to, aby wykluczyć możliwość bezpośredniego zaangażowania się w konflikt partnerów Ukrainy. Rosyjski szantaż odniósł skutek – obawa przed eskalacją nuklearną wiązała i dalej wiąże ręce wspólnocie międzynarodowej. Nie można doprowadzić do sytuacji, w której Rosja – lub jakiekolwiek inne państwo – napadając zbrojnie na swojego sąsiada, rozpoczyna wojnę, którą potem przegrywa na polu bitwy, tylko po to, aby w obliczu nadchodzącej porażki uciec się do szantażu nuklearnego i dzięki posiadanej broni jądrowej nie tylko nie ponieść żadnych konsekwencji, ale nawet – nie przegrać. Nawet dziś słyszymy ze stolic europejskich głosy, że „Rosji nie można upokorzyć”. Jeżeli precedens ten się ukonstytuuje, jego konsekwencją będzie nieuchronna proliferacja broni jądrowej jako jedyna wiarygodna forma odstraszenia mocarstw jądrowych od stosowania szantażu.
Dlatego w sytuacji zamrożenia wojny na Ukrainie, które – przypominam – będzie tylko chwilą oddechu dla Kijowa, Warszawy i innych państw Międzymorza (oraz niestety również dla Moskwy), Polska musi wiedzieć, że gwarancje rozszerzonego odstraszania nuklearnego Stanów Zjednoczonych są tak silne, że Rosja nie ośmieli się grozić użyciem broni masowego rażenia wobec nas. Muszą więc te gwarancje być tak silne jak te, którymi objęte były państwa Europy Zachodniej w czasach zimnej wojny. Nie tylko w słowie, ale i w czynie Rosja musi więc usłyszeć i zobaczyć jednoznaczną i popartą zdolnościami deklarację USA, że użycie broni jądrowej wobec Polski spotka się z nieuchronną i szybką reakcją analogiczną – wiążącą się z użyciem broni jądrowej wobec Rosji. Ponadto, aby Rosjanie traktowali tę deklarację z właściwym szacunkiem, uważamy za konieczne doprowadzenie do rozmieszczenia zasobów niestrategicznej broni jądrowej należących do Stanów Zjednoczonych na terytorium Polski. Chcielibyśmy, aby odbyło się to w ramach programu NATO Nuclear Sharing. Jeżeli jednak niektórzy z naszych europejskich sojuszników uznają, że wiązałoby się to ze zbyt dużym ryzykiem „upokorzenia” Rosji, jesteśmy gotowi podjąć rozmowy na temat ustanowienia umowy dwustronnej w tym zakresie; być może trójstronnej, jeżeli gotowość do rozmów wyraziłaby też Wielka Brytania.
Do Europy wróciła wojna – na razie na Ukrainę, ale obawiam się, że istnieje znaczne prawdopodobieństwo, że wróci ona i do naszego kraju. Jednocześnie przed Polską, Ukrainą, Białorusią, państwami bałtyckimi i resztą narodów obszaru Międzymorza otwiera się niepowtarzalna szansa na trwałe wypchnięcie z naszej przestrzeni żyjącej imperialnymi snami Rosji. Na złamanie rosyjskiej ekspansji. Na trwałe odsunięcie wiszącego nad nami od setek lat widma przemocy i terroru, którego źródłem jest Rosja – tak dzisiaj, jak w przeszłości. Powstrzymanie przez Ukraińców rosyjskiej armii pod Kijowem stworzyło konstelację geopolityczną pozwalającą nam realnie myśleć o takim rozwiązaniu. Szanse takie nie pojawiają się raz na pokolenie, nie pojawiają się nawet raz na stulecie. Będąc świadomym szans, nie mogę jednocześnie zapominać o zagrożeniach i konsekwencjach ewentualnej porażki. Dlatego wszelkie negocjacje dotyczące zakończenia lub wstrzymania działań wojennych na Ukrainie, których stroną będzie Polska – a bez jej udziału wiarygodność ich będzie żadna – muszą uwzględniać uwagi dotyczące pozycji Polski w tworzonej na potrzeby porozumienia pokojowego architekturze bezpieczeństwa.
Autor
Albert Świdziński
Dyrektor analiz w Strategy&Future.
Trwa ładowanie...