Ukraińska broń atomowa, wielki kryzys energetyczny i „najlepsze miejsce na świecie”

Obrazek posta

(Fot. pixabay.com)

 

Mearsheimer w swoim tekście sprzed bez mała 30 lat bardzo szczegółowo przedstawił za i przeciw ukraińskiej broni atomowej. Wniosek był jednak dla niego jasny: gdyby Ukraina taką broń posiadała, Rosja nie mogłaby dokonać projekcji siły przeciw Ukrainie, posiadanie broni nuklearnej eliminuje bowiem możliwość skutecznej projekcji siły. Dlatego proliferacja jest tak gwałtownie zwalczana przez wszystkie mocarstwa nuklearna z USA na czele. Dość powiedzieć, że były to czasy, gdy Ukraina miała inżynierów, którzy tworzyli radziecki program kosmiczny, wojska rakietowe, energetykę atomową i brali udział w rozwijaniu innych wysoko innowacyjnych dziedzin, w których Sowieci starali się nie tracić podczas zimnej wojny dystansu do USA.

Ciekawe oczywiście, jakie byłyby wówczas inne skutki posiadania prze Kijów broni atomowej. Czy Polska, Turcja i Niemcy czułyby się zaniepokojone, zwłaszcza gdyby Ukraina okazała się (w przeciwieństwie do tego, jak jest w rzeczywistości) państwem szybko się rozwijającym i wywierającym presję geopolityczną na sąsiadów? To już tylko spekulacje, bo Ukraina jednak zrezygnowała z broni nuklearnej, przyjęła „osłonę” wynikającą z memorandum budapeszteńskiego, co, jak wiemy, zakończyło się wielkim niczym. Lekcja z tego taka, że oddawanie broni atomowej w zamian za obietnicę gwarancji nie jest dobrym dealem.

Decyzje ludzkie mają jednak fundamentalne znaczenie dla przyszłości i rozwoju kraju, a jego elity należy z nich rozliczać. Wbrew bowiem powszechnemu poglądowi nie wszyscy Ukraińcy byli skorzy do oddania status nuklearnego, w ukraińskim życiu politycznym pobrzmiewały także głosy sprzeciwiające się oddaniu broni atomowej. Sprawa ta jest niezmierne ciekawa i zasługuje na bardziej szczegółowe opisanie, co zrobiliśmy już w S&F jakiś czas temu po angielsku piórem Ridvana Bari Urcosty.

 

Z perspektywy lat można zaryzykować twierdzenie, że atomowa Ukraina załamałaby możliwość konsolidacji kontynentalnej opartej na porozumieniu Francji i Niemiec z Rosją, jeśli Ukraina byłaby w bliskich sojuszniczych relacjach z Amerykanami i Brytyjczykami (po brexicie). Podobnie zresztą jak atomowa Polska.

 

Smutne jest, jak bardzo elity zachodnie uprościły sobie widzenie świata w latach 90. Związek Radziecki po 1991 roku równa się dla nich Rosja i to ona powinna mieć atrybuty nuklearne. A to nie było jednak oczywiste. Ukraińcy też tworzyli sowieckie imperium. Wysiłek ich naukowców, inżynierów i oficerów przekładał się na sowiecki program atomowy i produkcję środków przenoszenia broni atomowej dla ZSRR. Uproszczona kalka myślowa: Związek Radziecki równa się Rosja (choć po „kuracji odchudzającej”) zadziałała tu w pełnej krasie.

Zbigniew Brzeziński miał rację co do Ukrainy: jej podmiotowe umocnienie w ostatnich 30 latach zniweczyłoby konsolidację kontynentalną, niekorzystną dla potęg Oceanu Światowego, która to konsolidacja teraz może wydawać się nie do zatrzymania. Ta obserwacja potwierdza się również w wymiarze gry gazowej, którą prowadzi wobec Europy Rosja, forsując konsolidację kontynentalną na swoich warunkach.

 

W tle manewrowania wojskowego Rosji wokół Ukrainy toczy się skalibrowana z tymi siłowymi negocjacjami – jak je nazywał Thomas Schelling – walka o energetyczne złamanie Europy.

 

Kilka słów na temat obecnej sytuacji na świecie, naznaczonej potężną globalną nierównowagą energetyczną. Jak wiemy, Amerykanie rozpoczęli za Trumpa wojnę handlową z Chinami. Raczej nie osiągnęli w niej sukcesów. Rozpoczęli następnie wojnę technologiczną; tutaj trwa zacięta walka, obie strony ponoszą straty, być może Chiny większe. Przywódcy w Pekinie wiedzą już zatem, że są na celowniku Waszyngtonu. Zresztą sekretarz handlu USA otwarcie przyznała bodajże w grudniu 2021 roku, że celem USA jest spowolnienie procesu powstawania innowacji w gospodarce Chin. To zupełnie szokujące dyplomatycznie oświadczenie samo w sobie pokazuje podejście Amerykanów do walki o władzę nad światem.

 

Wojna technologiczna rozpoczęła się od efektownej salwy w stronę perły w chińskiej koronie – Huawei i miała zabić tę firmę.

 

Po tej salwie Pekin nigdy nie uwierzy już w koncyliacyjne deklaracje Waszyngtonu, więc Chińczycy niestrudzenie umacniają swoją walutę, by uodpornić się na potężną broń amerykańską, jaką jest dominująca rola dolara na rynkach światowych (uodpornienie na to będzie bardzo trudne). Przy okazji wchłonęli Hongkong, rozprawiając się z protestami i upokarzając wspierających protesty Amerykanów. Jednocześnie mandaryni w Pekinie transformują swoją gospodarkę. O ile do niedawna musieli zapewniać co roku ponad 20 milionów miejsc pracy dla ludzi migrujących ze wsi do miast, to teraz wchodzą w okres, w którym zaczyna ubywać rąk do pracy; za kilka lat ubywać będzie nawet kilka milionów rocznie, a to z powodu demografii. To wielka zmiana w gospodarce chińskiej i ma ona znaczenie dla gry Chiny – Rosja – Europa, o czym za chwilę.

Od kilku miesięcy mamy narastający kryzys bezpieczeństwa w Europie równolegle z potężnym kryzysem energetycznym wywołanym przez Rosję, sterującą podażą gazu na rynku europejskim.

 

Naszym – w S&F – zdaniem Rosjanie robią to celowo, by umocnić swój przekaz skierowany do zachodnich Europejczyków z kontynentu, że bez Rosji nie da się załatwić w Europie najważniejszych spraw, w tym sprawy bezpieczeństwa energetycznego, a co za tym idzie istnienia europejskiego przemysłu i rolnictwa – bo ostatecznie do tego się to sprowadza. W najbliższych miesiącach Rosjanie zarobią krocie z europejskiego haraczu (ceny gazu szaleją), który zachodni Europejczycy mogą chcieć Moskwie zapłacić, by utrzymać funkcjonowanie systemu energetycznego.

 

Wróćmy w tym miejscu na chwilę do Chin. Układ z Zachodem był następujący: produkujemy dla was po niskich cenach dzięki taniej chińskiej pracy, świetnej i wciąż rozbudowywanej infrastrukturze oraz taniej chińskiej energii pochodzącej w ogromnej większości z węgla kamiennego i elektrowni jądrowych. Bilans energetyczny państw OECD nie zmienił się za bardzo w ostatnich 15 latach, podczas gdy chiński szybował. Właśnie po to Chiny chciały produkować na Zachód tanio. Innymi słowy, Zachód wyeksportował zanieczyszczenie środowiska do Chin, ale jednocześnie lubił tanie produkty wytwarzane kosztem chińskiego środowiska. Od kilku lat Xi Jinping zmienia ten układ, bo Chińczycy nie chcą mieć już rzek i jezior z cała tablicą Mendelejewa, smogu w miastach i swoich wypieszczonych jedynaków z astmą. Chiny coraz częściej myślą o wyeksportowaniu ciężkiej produkcji do miejsc, w których nie mają takich problemów. Tu pojawia się Rosja, mająca obfitość surowców, wielkie i puste przestrzenie za Uralem i która mogłaby tam produkować dla Chin to, czego Chiny już nie chcą produkować, aby nie truć własnego środowiska.

Jak mawia często Louis Gave, obecnie Chiny i Rosja są idealnymi partnerami handlowymi: surowce za towary użytkowe, dobra przemysłowe i kapitały w zamian za surowce. Do tego Rosja ma silny wspólny interes z Chinami: wypchnąć USA z Eurazji. Co ważne, Chiny swoje gigantyczne nadwyżki pochodzące z produkcji eksportowej mogą albo wydawać na dług amerykański, wzmacniając strategicznego rywala (a przynajmniej utrzymując go w nienajgorszej formie), albo mogą „przepalać” w infrastrukturze i inwestycjach w Eurazji, w tym mogą to robić w Rosji, która ma pozycję obrotową tak dla Europy kontynentalnej próbującej odnaleźć swoje miejsce w Eurazji, jak i dla przyszłego sukcesu Chin w budowie obszaru gospodarczego i chińskiej dominacji gospodarczej w Eurazji.

 

Rosja może tę samą funkcję obrotową spełniać wobec Europy, unikając stania się z czasem wasalem Chin i pozostając w większej bliskości, w tym kulturowej, z Europą. Dlatego realizacja pomysłu „Europy od Władywostoku do Lizbony” wymagałaby pozbycia się Amerykanów, a potem zmuszenia Europejczyków do nowego paktu bezpieczeństwa z Rosją oraz nowego paktu gospodarczego.

 

Zdaniem zespołu S&F to jest główny cel wielkiej strategii Rosji. Bardzo ambitny, przyznajemy. Kreml chce, by Rosja była nieodzowną częścią nowej Europy oraz zachodniej tudzież północnej Eurazji, a jednak nie wasalem Chin. Przy czym trudność gry polega na potrzebie uprzedniego wyrzucenia wpływów USA z Eurazji, złamania atlantyckiego systemu bezpieczeństwa i wymuszenia nowego dealu z Europejczykami na kontynencie, co będzie także skutkowało złamaniem blokady takich pomysłów w państwach Europy Środkowo-Wschodniej – zawsze optujących za trwaniem wpływów USA.

 

Z Europą będzie Rosji lepiej i ma Rosja co Europie zaoferować: surowce, przestrzenie na inwestycje, na ciężki przemysł, wykwalifikowaną i tanią siłę robocza, wielką siłę wojskową, a nawet wyspowe innowacje technologiczne w kilku segmentach, jak zbrojenia czy przemysł kosmiczny. Więc rosyjski udział w europejskiej spółce będzie większy niż w spółce z Chinami, których Rosja może być z czasem jedynie wasalem.

 

Naszym zdaniem gra wokół Ukrainy jest fragmentem tej większej całości: stąd rozmowy jeden na jeden z USA niszczące zaufanie Francji i Niemiec do USA oraz rozbudzające „niezdrowe” ambicje Europejczyków z kontynentu, by samodzielnie dogadywać się z Rosją; przejawem tychże są ostatnie pomysły Macrona wobec Moskwy.

Presja gazowa ma za zadanie uzmysłowić Europejczykom, że są „bez ruchu” w geopolitycznej grze w szachy i muszą po pierwsze zapłacić haracz gazowy Rosji, a po drugie muszą długoterminowo ustalić partnerskie reguły gry z Rosją. „Najlepsze miejsce na świecie” (jak myślą o swoim kontynencie Europejczycy) nie ma bowiem niezależności energetycznej, liczących się sił zbrojnych, ma za to kapitały i technologię oraz miły styl życia.

„Najlepsze miejsce na świecie” w realnym świecie starcia sił mocarstw nie jest na razie zaproszone do rozmów, nie do końca ufa Amerykanom, nie ma własnego wojska, nie ma innowacji na skalę porównywalną z USA i Chinami, nie ma championów rewolucji cyfrowej ani liderów czwartej rewolucji przemysłowej, która jest „za zakrętem”, nie ma właściwie przemysłu kosmicznego New Space, nie ma wreszcie dobrych prognoz demograficznych. Bagatela – nie jest też wyspą – co dawałoby mu bezpieczeństwo. Zatem mamy swoisty dramat – w istocie to Waszyngton i Moskwa decydują o wojnie i pokoju w Europie w roku 2022.

 

Sukces Rosji w tej ambitnej grze oznacza klęskę Polski, podział Zachodu; dla Niemców może to oznaczać sukces kontynentalny – zwłaszcza gospodarczy, a dla pragnących grać w „światowe szachy” Francuzów szansę na udział w grze w Eurazji w oparciu o nową Europę od Władywostoku po Lizbonę.

 

Według danych PGNiG notowania cen gazu ziemnego TTFDA są obecnie 18,3 razy większe w stosunku do średniej ceny SPOT z 2020 roku, a 12,6 razy większe wobec roku 2019. Trzeba zdawać sobie sprawę, co to oznacza na dłuższą metę: dezindustrializację Europy, bo przemysł europejski przy takich cenach energii nie utrzyma swojej konkurencyjności, marży i opłacalności, co skłoni niektórych do rozważenia przeniesienia zakładów do Rosji (lub gdzie indziej, tylko gdzie?), żeby chronić kapitał i swoje inwestycje czy pozycję na rynkach światowych.

Oznacza to na pewno problemy z produkcją nawozów, do której potrzebne są wielkie ilości gazu. Skutkować to będzie niedoborami żywności, inflacją, destabilizacją polityczną, populizmem, a gdyby kryzys potrwał dłużej – może nawet złamaniem kontraktu społecznego w państwach europejskich.

Dostawcy energii na rynkach europejskich mają już teraz problemy z kredytem obrotowym, trudno przy tak szalejących cenach ubezpieczyć ryzyko; skala zachwiania stabilności systemu jest ogromna, wzrost cen w drugiej połowie 2021 roku jest bowiem bezprecedensowy. Grudniowe wzrosty cen zostały zastopowane przez wzrost temperatur w Europie i Azji oraz przekierowanie LNG do Europy, co z kolei ustabilizowało ceny po tym, jak zamówienia za gaz do Europy przekroczyły wartością ceny uzyskiwane w Azji. Warto dodać, niekoniecznie na marginesie, że chiński minister nakazał swoim przedsiębiorstwom państwowym kupowanie energii po każdej cenie. Łatwo zrozumieć, co to oznacza dla cen i dla powagi chwili.

W styczniu 2022 roku sytuacja energetyczna jest zatem mocno napięta, a dostawy z Rosji według danych PGNiG w pierwszych dwóch tygodniach roku były niższe o 41 procent niż rok wcześniej. Do tego stany zatłoczenia, czyli stany poziomów magazynów gazu, były w Europie niskie. Istnieje poważne ryzyko przedłużenia kryzysu na kolejny rok gazowy ze względu na wysoki koszt magazynowania zapasów gazu na zimę 2022/2023. Rynek europejski obstawia stabilizację na poziomie 40 euro/MWh, ale dopiero od wiosny 2023, podczas gdy wiosną 2021 wynosiła ona dwa razy mniej.

 

W ogromnym stopniu za kryzys gazowy oprócz powrotu popytu do poziomu sprzed pandemii, spadku produkcji gazu w Holandii i Wielkiej Brytanii oraz forsownej dekarbonizacji odpowiada Gazprom, który działa tak, by zakłócić rynkowe mechanizmy cenowe i w efekcie wymusić uprzywilejowanie relacji opartych na gazociągu Nord Stream 2. Spadły wszystkie przesyły z wyjątkiem tych przez Nord Stream 1. Gazprom nie rezerwuje w ogóle mocy na gazociągu jamalskim i gazociąg działa w kierunku rewersyjnym, a tranzyt do Niemiec został wstrzymany.

 

Europejska reakcja sprowadza się do ochrony odbiorców gazu, a nie dążenia do wielkiej zmiany uzależnienia od Rosji i poszukiwania nowego systemowego rozwiązania. Zanim będzie dostępna energia słoneczna dająca się przewidywalnie magazynować, a akumulatory nowego rodzaju doprowadzą do rewolucji energetycznej, na którą wszyscy czekamy, trochę jeszcze czasu upłynie, a Rosjanie rozegrają swoją partię kartami, które stają się coraz bardziej oczywiste.

Rządy europejskie ratują się cenami maksymalnymi, gwarancjami skarbu państwa dla dostawców energii i gazu, zamrożeniem cen gazu na pewien czas, rekompensatami dla dostawców, kredytami obrotowymi państwowych podmiotów, takich jak niemiecki KfW, dla dostawców gazu, mechanizmami wsparcia dla gospodarstw domowych, a nawet, jak we Włoszech, pokrywaniem opłat systemowych z wprost budżetu państwa.

Coraz wyraźniej widać, że po brexicie gra kontynentalna o sprawczość pcha państwa Europy Zachodniej do współpracy z Rosją i Chinami, nawet w kwestii takiej właśnie jak gaz, i to wskutek braku realnej innej opcji. W tym wszystkim tkwi nasza droga ojczyzna wciśnięta między geopolityczny Ląd a Morze, między potęgi Oceanu Światowego i Kontynentu.

 

Rosja „wisi” wojskowo nad naszą częścią Europy, ma poza tym potężny lewar na Europę dzięki surowcom energetycznym oraz do tego może jawić się jako kluczowa dla Europy w zachowaniu wobec rosnących w potęgę Chin. Zatem Rosja ma trzy potężne lewary na Europę, od których w istocie zależy europejska stabilizacja społeczna i polityczna. Rosja pochyla się nad „najlepszym miejscem na świecie” i naciska drążek sterujący.

 

Widać wyraźnie, że Nord Stream 2 ma być zabójcą samodzielności Europy Środkowej i Wschodniej, czyniąc ją peryferiami w ustaleniach między Rosją a na przykład Niemcami. Celem bowiem budowy Nord Stream 2 nie jest zapewnienie niezbędnej Europie podaży gazu, lecz umożliwienie wyłączenia istniejących tras gazu polskiej i ukraińskiej, gdyż państwa te są naturalnymi sojusznikami USA i zwolennikami obecności USA w Europie. Bez amerykańskiego wpływu na zachowanie Niemiec i Rosji trudno o polską grę o podmiotowość w naszej części świata.

 

Autor

Jacek Bartosiak

Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.

 

Jacek Bartosiak Działania militarne S&F Hero Ukraina

Zobacz również

Jacek Bartosiak wraz z zespołem S&F w rozmowie o przebiegu wojny na Ukrainie i jej konsekw...
Jacek Bartosiak i Jacek Komuda o twierdzach i zamkach Rzeczypospolitej (Wideo)
Jacek Bartosiak i Jacek Komuda rozmawiają o kampanii Sobieskiego 1667 roku, wnioskach i o ...

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...