Armia 250 tysięcy – marzenie, które nie zostanie zrealizowane

Obrazek posta

(Fot. pixabay.com)

 

Jesteśmy też przekonani, że w dającej się przewidzieć przyszłości, nawet jeśli nie wybuchnie wojna na naszych granicach, a taka perspektywa jest bliższa urzeczywistnienia dziś niźli kiedykolwiek w ostatnich kilkudziesięciu latach, będzie rosło znaczenie sił zbrojnych jako narzędzia polityki państwowej. Apelowaliśmy o wzmożenie naszego wysiłku w zakresie obronności, zwiększenie nakładów, modernizację sprzętową. Przed rokiem, nie czekając na przebudzenie opinii publicznej i elity strategicznej, rozpoczęliśmy prace, finansując je ze środków społecznych, nad Armią Nowego Wzoru, taką formułą naszych sił zbrojnych, aby były one lepiej niźli obecnie w stanie odpowiedzieć na rysujące się zagrożenia. Nie jesteśmy już oskarżani, jak choćby kilka miesięcy temu, o to, że podnosząc konieczność zwiększenia naszych możliwości wojskowych i bardziej samodzielnej w tym zakresie polityki, naruszamy spoistość sojuszniczą NATO.

 

Teraz Jarosław Kaczyński, wicepremier odpowiedzialny za bezpieczeństwo i lider rządzącej partii, mówi nie tylko o konieczności znacznego zwiększenia wydatków na nasze bezpieczeństwo, ale trzeźwo zauważa, że w razie konfliktu zbrojnego możemy i musimy polegać przede wszystkim na własnych siłach i być w stanie walczyć z rosyjskim zagrożeniem samodzielnie przez długi, bardzo długi czas. Niczego innego nie mówimy od kilkunastu miesięcy.

 

Nasze wysiłki na rzecz zmiany kultury strategicznej Polski zaczynają, mamy taką nadzieję, przynosić pierwsze pozytywne rezultaty. Nie dyskutujemy już o tym, czy musimy sami zrobić więcej, nikt poważny w Polsce nie daje wiary tezom głoszonym na serio jeszcze kilka miesięcy temu, że obecnie rządzący obóz uprawia politykę prorosyjska, ani zaczerpniętym z Wikipedii informacjom o sile i możliwościach niemieckich sił zbrojnych. Cieszymy się ze zmiany, która zaczyna następować na naszych oczach, choć jednocześnie liczymy, że o kształcie naszej armii będziemy mogli dyskutować nie na konferencjach prasowych, ale w środowisku ekspertów, fachowców, którzy zastanawiać się będą, jakie zagrożenia są dla nas najpoważniejsze, jak w związku z nimi ukształtować nasze siły zbrojne, jak najlepiej wykorzystać ograniczone przecież zasoby i jaki jest punkt wyjścia, czyli obecny ich stan. Miast tego dyskusja publiczna na ten temat zaczyna się koncentrować wokół zmitologizowanej w dużej mierze kwestii, a mianowicie czy potrzebujemy 250 tys. armii?

Zacznę od tezy – mówienie o 250 tys. ludzi w naszych siłach zbrojnych jest pięknym marzeniem, którego nie będziemy w stanie zrealizować. Naszym zdaniem stawianie nierealistycznych celów, nawet jeśli intuicyjnie wszyscy w Polsce są skłonni tego rodzaju ideę poprzeć, w istocie oznacza wystawienie na szwank koncepcji wzmocnienia wojskowego Polski. Przede wszystkim z tego względu, że brak realizmu w ocenie własnych możliwości jest nie mniejszym zagrożeniem niźli bezczynność w tej kwestii. Wzywamy kierownictwo resortu obrony do rozpoczęcia publicznej debaty, do której gotowi jesteśmy stanąć.

 

Przed upublicznieniem przygotowanej w Strategy&Future koncepcji Armii Nowego Wzoru proponowaliśmy odbycie zamkniętego seminarium w gronie specjalistów, w trakcie którego można byłoby przedyskutować zarówno podstawowe wyzwania stojące przed polskimi siłami zbrojnymi, jak i to, w jaki sposób możemy na nie odpowiedzieć.

 

Proponowaliśmy, aby na wzór słynnej dyskusji strategicznej, jaka toczyła się w Stanach Zjednoczonych w latach 70., powołać Team A i Team B, dwa umowne zespoły analityczne, które mogłyby poddać ocenie koncepcje reformy sił zbrojnych. Ubolewamy, że odmiennie niźli przedstawiciele opozycji obóz rządowy nie znalazł czasu na zapoznanie się i dyskusję z naszą koncepcją. Nie uważamy, abyśmy we wszystkim mieli racje, ale jesteśmy pewni, że bez wsparcia społecznego, dyskusji na temat głębokości i zakresu reform żadne zmiany się nie powiodą. Albo zmodernizujemy nasze siły zbrojne wspólnym wysiłkiem całego społeczeństwa, albo ich nie zreformujemy. Decyduje o tym skala wyzwań, ale również niezbędnych wyrzeczeń i zakres koniecznego konsensusu społecznego i politycznego. Materiał ten traktujemy jako wstępny, siłą rzeczy ograniczony co do zakresu, nie wyczerpujący całości problemów głos w dyskusji, która – mamy nadzieję – rozpocznie się w Polsce.

Musimy zatem przeanalizować sytuację, poczynając od kwestii podstawowej, a mianowicie:

1. Jakie są wojskowe możliwości Federacji Rosyjskiej?

Zakładając, że Moskwa przygotowuje się do wojny regionalnej i może zaatakować Polskę, co wydaje się tezą, którą najpierw należałoby udowodnić, kluczowa dla naszego bezpieczeństwa jest zarówno kwestia skuteczności polityki odstraszania, jak i łącząca się z tym w oczywisty sposób odpowiedź na pytanie o to, jakimi siłami wojskowymi dysponują Rosjanie i jakich mogą, zwłaszcza w krótkiej wojnie, użyć.

 

Kwestia perspektywy rosyjskiego ataku nie jest bezdyskusyjna, zwłaszcza w sytuacji, kiedy według ocen zarówno amerykańskich ekspertów i strategów takich jak Michael Kofman[1], jak i rosyjskich wojskowych w rodzaju generała pułkownika Władimira Zarudnickiego [2], szefa Akademii Sztabu Generalnego, Rosja nie przygotowuje się do tego rodzaju wojny i zajęcia całości lub części terytorium jednego z państw członków NATO, a co najwyżej realizuje „strategię nękania” [3] lub operacje „w szarej strefie” [4], koncentrując swą aktywność na działaniach poniżej progu wojny kinetycznej.

 

Nawet jeśli uznamy perspektywę rosyjskiego ataku za mniej prawdopodobną, to rozwój wydarzeń na Dalekim Wschodzie, zwłaszcza ewentualny wybuch wojny o Tajwan i zaangażowanie się tam sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych, może otworzyć z perspektywy Władimira Putina „okienko możliwości” i skłonić Moskwę do rozpoczęcia działań wymierzonych w państwa NATO na wschodniej flance [5]. Oznacza to, że kierując się rozumną troską o nasze bezpieczeństwo, winniśmy dokonać analizy relacji sił i tego, jaki potencjał winniśmy przeciwstawić ewentualnej rosyjskiej agresji.

Wróćmy zatem do podstawowej kwestii, a mianowicie czym dysponują Rosjanie. Z ostatnich wypowiedzi ministra Szojgu wynika [6], że obecnie Rosja dysponuje 170 batalionowymi grupami szybkiego reagowania, które są w stanie wejść do działań zbrojnych w trybie 24-godzinnym. Z grubsza rzecz biorąc w rosyjskich siłach zbrojnych batalionowa grupa taktyczna (BTW), która może być budowana w rozmaitych konfiguracjach, liczy ok. 900 żołnierzy i oficerów, co wraz ze służbami zabezpieczenia tyłów (98 osób personelu) oznacza, że można mówić o sile zbliżonej do tysiąca [7]. Moskwa może zatem działać w trybie przyspieszonym, gdyby zdecydowała się użyć całego swego potencjału „na jednym kierunku”, co wydaje się mało prawdopodobne, bo oznaczałoby pozbawienie się możliwości działania na innych, potencjalnie groźnych kierunkach operacyjnych. Nie oznacza to oczywiście, że Rosja nie ma innych możliwości, jednak dyslokowanie znacznych sił na większe odległości nie pozostałoby niezauważone, co dawałoby państwom NATO czas na ściągnięcie na wschodnią flankę posiłków. A zatem jeśli mówimy o rosyjskiej strategii „krótkiej wojny”, to przede wszystkim winniśmy brać pod uwagę rosyjskie siły szybkiego reagowania.

 

Inną wskazówką na temat rosyjskich możliwości jest ostatni „alarm wojskowy” na granicy z Ukrainą i Krymem i siły zaangażowane w ramach niedawnych ćwiczeń Zapad 2021.

 

Wyobraźnię opinii publicznej ożywiły wówczas słowa generała Jewgienija Ilina [8], zastępcy szefa sztabu rosyjskich sił zbrojnych, który mówił o udziale w tym przedsięwzięciu 200 tys. żołnierzy i oficerów. Jednak bliższa analiza tego, co rosyjscy sztabowcy określali mianem manewrów Zapad 2021, wskazuje, że mieliśmy do czynienia z serią różnego rodzaju manewrów i ćwiczeń sprawdzających gotowość rodzajów sił zbrojnych, prowadzonych w tym samym czasie, ale geograficznie rozciągniętych od Oceanu Arktycznego i Dalekiej Północy (Ziemia Franciszka Józefa, Płw. Kola) przez poligony w Rosji Centralnej po południowe rubieże. Nie lekceważąc skali tych manewrów, trudno jednak przypuszczać, aby oznaczały one możliwość koncentracji rosyjskich sił zbrojnych wyłącznie na „kierunku polskim”.

Analitycy amerykańskiego RAND w czerwcowym raporcie [9], który poświęcony był militarnym wymiarom ewentualnego starcia NATO z Rosją, nie lekceważąc istniejących zagrożeń i obecnej nierównowagi sił na korzyść Moskwy, stwierdzają, że obecnie rosyjskie siły lądowe liczą około 270–280 tys. oficerów i żołnierzy, z których około połowy, maksymalnie 60%, to zawodowi, kontraktowi wojskowi. Daje to (obliczenia dla 2018 roku, ale nadal utrzymują one swą aktualność) 79 batalionowo-taktycznych grup bojowych (BTG), jeśli chodzi o siły lądowe, i dodatkowo 25 w siłach powietrznodesantowych i Flocie Północnej. Jak zauważają, w rosyjskiej armii zaczęto częściowo przywracać dywizje, co świadczy zdaniem RAND o zmianie podejścia strategicznego na bardziej agresywne, bo tego rodzaju organizacja sprzyja w większym stopniu natarciu i toczeniu wojny na froncie o większej długości. Trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jedno, a mianowicie siła ogniowa rosyjskiej BTG, jak piszą Amerykanie, jest obecnie dziewięciokrotnie większa niźli podobnych struktur po stronie NATO.

Jednak generalna konkluzja amerykańskich ekspertów wskazuje na to, że analiza rosyjskiego potencjału wojskowego, demograficznego i przemysłowego skłania do wniosku, że zdolności Moskwy do prowadzenia i przesądzenia na swoją korzyść wojny na wielką skalę, która toczyłaby się w oddaleniu od obszaru Rosji, są ograniczone. W takim konflikcie Federacja Rosyjska nie wygrałaby, nie eskalując konfliktu do poziomu nuklearnego.

 

Inaczej sytuacja wygląda w wypadku niewielkiego, jeśli chodzi o skalę i intensywność, konfliktu zbrojnego na obszarach peryferyjnych dla Rosji. Tu Moskwa ma przewagę, do takiej wojny się przygotowuje i jest gotowa ją prowadzić. A zatem istnieje poważne ryzyko konfliktu zbrojnego z Rosją na wschodniej flance, które utrzymywać się będzie i narastać, jeśli nierównowaga sił na korzyść Rosji będzie się pogłębiać, ale raczej trzeba mówić o wojnie na niewielką skalę, w którą nie byłyby zaangażowane wszystkie rosyjskie siły.

 

Analizy, które przeprowadzaliśmy w Strategy&Future, skłaniają nas do wniosku, że w obecnych realiach na „kierunku polskim” (określamy w ten sposób generalnie wschodnią flankę NATO, w tym również bierzemy pod uwagę możliwość uderzenia na państwa bałtyckie) Rosja ma do dyspozycji 64 batalionowe grupy taktyczne (BGT). Generalnie w grę wchodzą siły jej Zachodniego Okręgu Wojskowego. „Na papierze” rosyjska brygada sił lądowych winna być w stanie wystawić cztery BGT, a dywizja 12 BGT. Łatwo zatem obliczyć, że łącznie 1. Gwardyjska Armia Pancerna (Moskwa), 6. Armia (Petersburg), 20. Armia Gwardii (Woroneż) i 11. Korpus Armijny (Kaliningrad) mogą według stanów obecnych wystawić 76 BTW, jednak analiza ich dotychczasowej aktywności, przeprowadzanych ćwiczeń i manewrów skłaniają nas do wniosku, że ich obecne możliwości obejmują wystawienie 58 BTW, do czego należałoby dodać maksymalnie 10 BTW wojsk powietrznodesantowych. Trzeba jednak brać również pod uwagę obecne obszary odpowiedzialności. I tak 6. Armia (Petersburg) realizuje również obronę na linii granicy z Finlandią i brzegów Morza Bałtyckiego, 20. Armia odpowiada również za sytuację na granicy rosyjsko-ukraińskiej. W naszej opinii oznacza to, że zaangażowanie sił rosyjskich z Zachodniego Okręgu Wojskowego nie będzie większe niźli 40 BTW, które mogą zostać dodatkowo wzmocnione czterema BTW z Kaliningradu. Należy wziąć również pod uwagę możliwość ich wzmocnienia jednostkami Centralnego Okręgu Wojskowego. Według naszych analiz Rosjanie mogliby przy obecnym stanie własnych sił zbrojnych przesunąć „na kierunku polskim” 24 BTW w celu wzmocnienia sił atakujących. Daje to łącznie potencjał na poziomie 64 BTW; wraz ze stacjonującymi, ale unieruchomionymi w Kaliningradzie daje to potencjał 68 BTW.

 

To nadal bardzo znacząca siła, tym bardziej że Rosjanie mają przewagę w sile ognia, manewrowości, możliwościach prowadzenia wojny radioelektronicznej, stopniu wyszkolenia etc., ale nie jest to milionowa armia, której należy, aby powstrzymać jej natarcie, przeciwstawić odpowiednio wielkie zgrupowanie naszych wojsk lądowych.

 

Dlaczego tak jest? Przede wszystkim z tego względu, że rosyjscy sztabowcy nadal są zdania, podzielanego zresztą przez analityków amerykańskich [10], że przewaga strony atakującej nad broniącą się i korzystającą z faktu, że ta broni się na uprzednio przygotowanych i rozpoznanych pozycjach, winna wynosić 1 do 4, a na rubieżach przełamania 1 do 6. Łatwo zatem obliczyć, i takie wnioski formułowane są również dość powszechnie przez amerykańskich ekspertów, iż skuteczna strategia odstraszania może być realizowana, jeśli na wschodniej flance NATO będzie dysponowało siłami na poziomie 17 BTW dyslokowanymi w regionie. Inna sprawa, że dziś tego potencjału NATO nie ma, ale nie oznacza to też, że powstrzymanie Rosjan, w razie gdyby Moskwa zdecydowała się na atak, będzie wymagało gigantycznej rozbudowy potencjału sił lądowych. Tym bardziej skuteczna polityka odstraszania nie wymaga budowania liczonych w setki tysięcy sił lądowych. „Na papierze” każda z naszych trzech istniejących dywizji winna mieć możliwość wystawienia dziewięciu BTW, budowana, silniejsza 18. „Żelazna” Dywizja docelowo w 2026 roku 12 BTW [11]. Gdybyśmy zatem dysponowali siłami zbrojnymi w pełni rozwiniętymi, to nawet samodzielnie bylibyśmy w stanie bronić się przed Rosją. Ma ona oczywiście możliwość zmobilizowania znacznych sił drugiego rzutu, ale wymaga to czasu, nie pozostaje niezauważone i umożliwia przyjście z pomocą przez państwa sojusznicze w ramach NATO.

Warto byłoby też, abyśmy skorzystali z rosyjskich doświadczeń. Choćby mieli świadomość faktu, iż forsowna rozbudowa sił operacyjnych, tak jak to miało miejsce choćby wówczas, kiedy zdecydowali się oni rozbudować do poziomu armii ich wówczas 1. Gwardyjską Dywizję Pancerną (Moskwa), o czym zdecydowano w 2016 roku [12], może prowadzić, w związku z przenoszeniem kadr, co w praktyce sprowadza się często do „wysysania” innych jednostek, do czasowego spadku ich gotowości bojowej. Federacja Rosyjska potrzebowała dwóch lat na osiągnięcie pierwotnego stanu ich gotowości zaburzonego przez zmiany tego rodzaju. Innymi słowy, źle zaplanowana i przeprowadzona rozbudowa sił zbrojnych może prowadzić do czasowego zmniejszenie ich gotowości bojowej, czyli efektu odwrotnego niźli ten, który chcielibyśmy osiągnąć.

2. Polskie siły zbrojne – stan obecny

Czy jesteśmy w stanie rosyjskim możliwościom, które opisałem, przeciwstawić siłę wojskową zdolną do realizacji zarówno strategii odstraszania, jak i, jeśli ta uległaby załamaniu, obrony?

Analitycy RAND w przywoływanym już raporcie [13] otwarcie piszą: „Jakkolwiek ogólna potęga militarna Stanów Zjednoczonych i sojuszników z NATO znacznie przewyższa Rosję, to jednak konflikt regionalny w pobliżu granic Rosji byłby ogromnym wyzwaniem i może skutkować porażką Zachodu”. Konflikt na niewielką skalę na peryferiach Federacji Rosyjskiej przyniósłby NATO, w opinii RAND, porażkę, bo Federacja Rosyjska „ma lokalnie znacząco większy potencjał” niźli najdalej na Wschód wysunięci członkowie Paktu Północnoatlantyckiego. Jak w kolejnym zdaniu piszą, „obecne kierownictwo Federacji Rosyjskiej zdaje się nie mieć apetytu, aby wykorzystać tę lokalną przewagę, ale nie można wykluczyć, że w przyszłości to się zmieni”.

 

Mamy w tym wypadku do czynienia z kluczowym dla zrozumienia amerykańskiej, czy w ogóle poważnej, strategii państwowej czynnikiem. Jeśli chcemy zachować pokój, odpowiedzialnie myśleć o strategii odstraszania, to rachunek korzyści dla potencjalnego agresora musi wypadać tak źle, że powstrzyma się on od ewentualnej napaści.

 

Jeśli zatem będziemy słabi, to ewentualne straty, z którymi napastnik musi się liczyć, będą mniejsze, nasz opór będzie łatwiej przełamać, wojna może okazać się krótsza i szybciej można będzie przejść od fazy konfliktu kinetycznego do fazy negocjacyjnej. Nasi sojusznicy mogą nie zdążyć przyjść nam z pomocą, a opinia publiczna państw nie narażonych na uderzenie Rosjan może dojść do wniosku, że nie ma sensu bronić przegranej sprawy, i zacząć oponować przeciw wypełnieniu zobowiązań sojuszniczych. Dla analityków wojskowych rachunek sił i środków obydwu stron potencjalnego konfliktu jest jasny, a to oznacza, że każda ze stron wie, jakimi przewagami dysponuje i gdzie są jej i rywala słabe punkty. Ma to oczywiste implikacje polityczne, skłania silniejszą stronę tego równania do uprawiania polityki z pozycji siły. W ramach porządku międzynarodowego, w którym przestrzegane są prawidła i umowy, w tym dotyczące poszanowania granic, ta skłonność do uprawiania polityki z pozycji siły nie jest aż tak widoczna, jednak sytuacja zmienia się w czasach, a w taką fazę historii wchodzimy, kiedy kruszy się poprzedni stan równowagi i państwa poszukują nowego.

Kluczowa jest zatem kwestia, jak w tym równaniu sił wygląda polska armia? Odwołajmy się do danych brytyjskiego think tanku IISS publikującego corocznie The Military Balance [14]. Łączna liczebność naszych sił zbrojnych określona jest w tym opracowaniu na 114 050 żołnierzy i oficerów, jednak warto zwrócić uwagę na to, co składa się na ten potencjał. I tak siły lądowe – 58,5 tys., lotnictwo – 14,3 tys., marynarka wojenna 6 tys., siły specjalne 3,15 tys., wojska obrony terytorialnej łącznie 23,8 tys., z czego 3,8 tys. w służbie i 20 tys. rezerwistów [15]. Podobnego rodzaju bilans sporządzili analitycy szwedzkiego think tanku wojskowego FOI [16]. Zdaniem autorki terytorialne rozmieszczenie polskich wojsk lądowych determinowane jest dostępną infrastrukturą, „co może mieć wady operacyjne”, a generalnie, jak pisze, nasza armia „cierpi na niedobór personelu wojskowego”. Z tego właśnie powodu istniejące polskie dywizje sił lądowych ukompletowane są w dwóch trzecich, co oznacza, że dysponują średnio ok. 10 tys. żołnierzy i oficerów w miejsce 15 tys. Jeśli chodzi o plany naszego resortu obrony, aby powiększyć nasze siły zbrojne do liczebności 200 tys. w roku 2026, szwedzka ekspert zauważa, że „biorąc pod uwagę obecne niedobory, ambicja ta będzie prawdopodobnie trudna do osiągnięcia w tym czasie”. Co gorsza, w jej opinii 75% sprzętu będącego na wyposażeniu polskich sił zbrojnych zaliczyć należy do kategorii „przestarzały”. Andrew Michta pisze, że sprzęt używany przez polskie siły zbrojne „pozostaje jakościowo nierówny”, a szczególnie istotne zapóźnienia mają miejsce w lotnictwie i w marynarce wojennej [17]. Program modernizacji sprzętowej, choć realizowany, nie doprowadził jeszcze do przełomu w tym zakresie. Wszystkie te czynniki wzięte razem oznaczają, że zdaniem FOI każda z istniejących trzech polskich dywizji operacyjnych jest obecnie w stanie wystawić w terminie do tygodnia od jednego do dwóch batalionów zmechanizowanych lub pancernych (BTW). Siły specjalne i wojska powietrznodesantowe mają większy poziom gotowości i mogą wcześniej wejść do działania. Ale to oznacza, że Polska w obecnej sytuacji jest w stanie w godzinie W wystawić od 10 do 12 batalionowych grup taktycznych (BTW), a to stanowczo zbyt mało, aby polityka odstraszania na wschodniej flance NATO była skuteczna. Jednak głównym problemem polskich wojsk lądowych, czy szerzej sił zbrojnych, nie jest zbyt mała liczba związków operacyjnych i konieczność tworzenia nowych, ale niewystarczający poziom ukompletowania istniejących i zbyt mała realna ich gotowość bojowa.

 

Deklaracje o rozbudowie polskich sił zbrojnych do poziomu 250 tys. żołnierzy i oficerów, w kontekście niewystarczającego ukompletowania istniejących związków operacyjnych i ich relatywnie niewielkiej gotowości, nie brzmią wiarygodnie i przekonująco. Tym bardziej że nasze możliwości determinowane są czynnikami niezależnymi, to jest sytuacją i perspektywami demograficznymi Polski.

 

3. Sytuacja demograficzna Polski a wzrost liczebności sił zbrojnych

Z danych [18] ujawnionych przez resort obrony narodowej wynika, że w latach 2010–2020 udało się doprowadzić do powiększenia naszych sił zbrojnych łącznie o 15 573 osób, a średni roczny bilans powołań i odejść z wojska wyniósł w tym czasie 1416 osób. Jednak warto zauważyć, że w latach 2019 i 2020 znacząco wzrosła liczba odchodzących na emerytury żołnierzy służby czynnej (odpowiednio 4405 w 2019 i 5133 w 2020) w porównaniu z latami poprzednimi (w okresie 2015–2018 średnio odchodziły z wojska 3624 osoby rocznie).

Oczekiwania, formułowane przez ministra Błaszczaka, iż w ramach dobrowolnej służby wojskowej polskie siły zbrojne każdego roku zasili od 15 do 20 tys. chętnych [19], wydają się zarówno w świetle dotychczasowych doświadczeń, jak i przede wszystkim prognoz demograficznych bardzo optymistyczne.

Andrew Michta, autor rozdziału poświęconego polskiej armii w zbiorczym opracowaniu US Army War College [20] opisującym aktualny potencjał wojskowy państw sojuszników Stanów Zjednoczonych, zwraca uwagę, a pisał to jeszcze, zanim ogłoszony został obecny plan rozbudowy polskich sił zbrojnych, na demograficzne ograniczenia w zakresie możliwości rozbudowy polskich sił zbrojnych. Według danych z 2018 roku mężczyźni w wieku 20–24 lata stanowią jedynie 3% populacji Polski (38 mln), a kobiety 2,8%. Ponad połowa Polaków to ludzie w wieku powyżej 30. roku życia, o ograniczonej przydatności do służby wojskowej (25,2% mężczyźni, 25,7% kobiety). Sytuacja wygląda jeszcze gorzej, jeśli brać pod uwagę liczebność grupy wiekowej 15–19 lat, z której przede wszystkim mają się rekrutować kandydaci do dobrowolnej służby wojskowej. W wypadku mężczyzn jest to 2,5% całej populacji, kobiet – 2,4% [21].

Trendy zaobserwowane już w latach 2012–2016 polegające na systematycznym zmniejszaniu się liczby 19-letnich mężczyzn podlegających obowiązkowi stawienia się do kwalifikacji wojskowej (z 245 tys. do 204 tys. – tj. o 17%) ulegną w kolejnych latach prawdopodobnie pogłębieniu, podobnie jak inne zjawisko, polegające na systematycznym corocznym wzroście liczby osób, które nie dopełniają obowiązku stawienia się do kwalifikacji wojskowej. Z danych wojewódzkich sztabów wojskowych wynika, że w latach 2015 i 2016 nie dopełniło obowiązku rejestracji odpowiednio 16,2 i 15,7% osób zobowiązanych. Szczegółowe analizy NIK wskazują, że problem ten jest znacznie wyraźniejszy w województwach charakteryzujących się dużą aktywnością emigracyjną, co oznacza, że ewidencje wojskowe mogą nie uwzględniać zjawiska czasowej lub trwałej emigracji [22].

Dokładniejsze dane na temat struktury demograficznej ludności Polski w interesujących nas grupach wiekowych przedstawia poniższa tabela:

 

Struktura demograficzna Polski w grupach wiekowych 7–24

Grupy wieku 1989 2000 2010 2016 2017 2018 2019 Średnio w roczniku
  w tysiącach            
OGÓŁEM 37988 38254,0 38529,9 38433,0 38433,6 38411,1 38382,6  
 7–14 5093 4406,0 3060,9 3081,5 3141,6 3188,0 3221,6 402,7
 15–18 2248 2706,0 1890,9 1513,1 1475,8 1446,3 1426,5 356,6
     w tym: 18 536 667,6 503,4 390,6 379,3 376,0 365,9 365,9
 19–24 3049 3765,1 3382,0 2708,7 2596,7 2492,6 2404,9 400,8

Źródło: GUS, https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/ludnosc/ludnosc/struktura-ludnosci,16,1.html

 

Trudno nie zauważyć, że w związku z niekorzystnymi trendami demograficznymi liczba osób w wieku 19–24 obojga płci spadła między rokiem 2010 a 2019 o niemal milion, a jeśli chodzi o roczniki 15–18, to ich liczebność jest jeszcze mniejsza niźli w wypadku starszych grup wiekowych. Oznacza to, że wysiłek rekrutacyjny polskich sił zbrojnych będzie przebiegał w trudniejszych warunkach demograficznych, które w najbliższych latach nie ulegną zmianie na korzyść.

 

4. Szkolenie żołnierzy i podoficerów

Truizmem jest stwierdzenie, że nowoczesna armia, chcąc utrzymać gotowość, musi stale ćwiczyć, zwłaszcza w sytuacji ciągle zmieniających się warunków współczesnego pola walki i dokonującej się właśnie kolejnej rewolucji w sztuce wojennej. Również w Polsce, zgodnie z Doktryną Szkolenia Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej DD/7, szkolenie wojsk – obok szkolenia dowództw i sztabów – jest podstawowym zadaniem Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej realizowanym w czasie pokoju [23].

Jak wyglądają w tym zakresie nasze możliwości? Odwołajmy się do raportu Najwyższej Izby Kontroli z 2019 roku [24], którego główną konkluzję warto przytoczyć w całości. „W ocenie Najwyższej Izby Kontroli szkolenie podoficerów i szeregowych zawodowych w jednostkach szkolnictwa wojskowego podległych Dowódcy Generalnemu Rodzajów Sił Zbrojnych nie było prowadzone w sposób pozwalający na zgodne z potrzebami Sił Zbrojnych RP przygotowanie żołnierzy do realizacji zadań” [25].

A teraz trochę szczegółów.

  1. W latach 2016–2018 potrzeby szkoleniowe, mierzone liczbą żołnierzy zgłaszanych przez jednostki do przeszkolenia, zaspokajane były średnio na poziomie od 63 do 66%. Najgorzej pod tym względem było m.in. w Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej (48,2% i 45,4% w latach 2016 i 2017) oraz Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych (48,6%).
  2. Stan ukompletowania kadry szkolącej w badanych 13 ośrodkach był niski, średnio na poziomie w kolejnych latach 81%, 78% i 77%. Co gorsza, największą część kadry zarówno dydaktycznej, jak i instruktorskiej stanowili żołnierze i oficerowie w wieku 41–50 lat (34,8% w roku 2016 i 44,5% w 2018) służący w wojsku polskim 20 lat i dłużej, co oznacza, że w najbliższej przyszłości można będzie spodziewać się zwiększonej liczby odejść na emeryturę.
  3. Centra szkoleniowe nie dysponowały odpowiednią ilością sprzętu treningowego. Spośród dziewięciu centrów szkolenia w 2016 roku nie zapewniono pełnego ukompletowania w siedmiu, a w latach 2017–2018 w ośmiu.
  4. „Stwierdzono ponadto, że etatowy sprzęt szkoleniowy, jakim dysponowały centra szkolenia, w znacznej mierze był sprzętem starszej generacji lub sprzętem prototypowym, odbiegającym pod względem wyposażenia i oprogramowania od użytkowanego w jednostkach bojowych”. Np. w Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych średni wiek sprzętu przekraczał 30 lat.
  5. Nie chodzi tylko o braki w sprzęcie szkoleniowym. Jak stwierdzili kontrolerzy NIK, „w podległych DG RSZ jednostkach szkolnictwa wojskowego wystąpiło niepełne zabezpieczenie potrzeb materiałowo-technicznych w zakresie amunicji strzeleckiej ślepej, lontu prochowego, petard, ręcznych granatów dymnych i innych środków pozoracji pola walki niezbędnych do prawidłowej realizacji programów szkoleń”.
  6. Nie aktualizowano też albo aktualizowano w niedostatecznym stopniu programy szkoleniowe. Kontrola stwierdziła braki w literaturze przedmiotu, w tym takiej, której lektura była wymagana w trakcie szkolenia. W ankietach uczestnicy szkoleń wskazywali m.in. na zbyt małe nasycenie realizowanych programów kwestiami natury praktycznej.

Generalnie rzecz biorąc, polskie siły zbrojne z trudem już obecnie radzą sobie z zadaniami związanymi z realizacją planu szkoleń żołnierzy i podoficerów. W jaki sposób mamy zamiar przeszkolić falę ochotników, która ma zasilić naszą armię, nie zostało do tej pory zaprezentowane przez MON, co powoduje, że za uzasadnione należy uznać obawy o to, czy w ogóle zwiększenie liczebności naszej armii przyczyni się do wzmocnienia jej możliwości.

 

Osobną kwestią jest stan infrastruktury technicznej, która może zostać spożytkowana na potrzeby nowych jednostek wojskowych.

 

Wyniki kontroli NIK w zakresie gospodarowania mieniem w jednostkach wojskowych o niskim wskaźniku rozwinięcia [26] wskazują, że jakkolwiek większość budynków i budowli można było bez większych nakładów dalej użytkować, to ograniczenia budżetowe powodowały, że skala przeprowadzanych remontów i prac modernizacji była wielokrotnie niższa od potrzeb. I tak w roku 2014 wydatki na inwestycje były dwunastokrotnie niższe niźli zgłaszane przez dowódców jednostek wojskowych, w 2015 były one dziewięciokrotnie niższe, a w 2016 sześciokrotnie [27]. W rezultacie np. „w ponad połowie garnizonów (oraz w dziesięciu skontrolowanych jednostkach wojskowych), w których zlokalizowane były jednostki podległe Dowództwu Generalnemu Rodzajów Sił Zbrojnych, nie było czynnych strzelnic garnizonowych umożliwiających przeprowadzenie szkolenia, co skutkowało koniecznością korzystania z takich elementów infrastruktury będących w dyspozycji innych jednostek wojskowych” [28].

 

Nie wydaje się, aby w zakresie infrastruktury wojskowej nastąpił w ostatnich latach przełom, trzeba zatem zadać publicznie pytanie pod adresem kierownictwa Ministerstwa Obrony Narodowej o to, czy i z tego punktu widzenia jesteśmy przygotowani do powiększenia naszych sił zbrojnych do poziomu 250 tys. żołnierzy i oficerów.

 

5. Jak to robią sojusznicy

Analitycy Government Accountability Office, instytucji kontrolnej Kongresu, obliczyli, że na jednego amerykańskiego żołnierza wysłanego do Iraku przypadał jeden „kontraktor” z prywatnej firmy, jednak w Afganistanie proporcja ta zmieniła się w ten sposób, że 70% zaangażowanych sił stanowili pracujący dla prywatnych firm wojskowych. Sean McFate z waszyngtońskiego National Defence University jest zdania [29], że „kontraktowanie stało się nowym amerykańskim sposobem prowadzenia wojny, a linie trendów wskazują, że Stany Zjednoczone mogą w przyszłości outsourcować 80 do 90 procent przyszłych wojen”. W tym wypadku zdecydują względy ekonomiczne, bo prywatne firmy wojskowe są po prostu znacznie tańsze. Biuro budżetowe Kongresu obliczyło, że utrzymanie w warunkach wojennych batalionu piechoty lekkiej kosztuje amerykańskiego podatnika przez miesiąc 110 mln dolarów, podczas gdy prywatnej firmie za wystawienie podobnego oddziału nie płaci się więcej niźli 99 mln dolarów miesięcznie. W czasie pokoju jest jeszcze taniej, bo rozwiązuje się kontrakt, podczas gdy miesięczne koszty utrzymania podobnej jednostki regularnych sił zbrojnych wynoszą 60 mln dolarów.

W swym ostatnim raporcie poświęconym kwestii rozwoju satelitarnych usług telekomunikacyjnych firma konsultingowa Euroconsult [30] formułuje tezę, że do roku 2030 wartość tego rynku wyniesie 20 mld dolarów, a w trzech czwartych zostanie on opanowany przez firmy prywatne, co oznacza, że dotychczasowa dominacja instytucji i agencji państwowych przechodzi do historii. Eksperci Euroconsultu są zdania, że w ciągu najbliższych pięciu lat 90% nowych mocy w zakresie satelitarnej transmisji danych, które wejdą do eksploatacji, będzie należało do prywatnych firm w rodzaju OneWeb czy Starlink lub innych start-upów kosmicznych. W efekcie tak szybkiego rozwoju „usług kosmicznych” transmisja danych za pośrednictwem prywatnych satelitów ziemi znajdujących się na wszystkich orbitach ma wzrosnąć z 3,7 Tb/s w 2020 roku do odpowiednio 23 Tb/s w 2022 i ponad 50 Tb/s w 2026. Jak powiedział mediom Nathan de Ruiter, jeden z dyrektorów firmy, która przygotowała raport, 97% przyrostu tych możliwości będzie wynikiem aktywności firm prywatnych i już realizowanych inwestycji. Innymi słowy kosmos, a przede wszystkim przesył danych i systemy obserwacji satelitarnej właśnie komercjalizują się w przyspieszonym tempie, co wymusi w nieodległej przyszłości liczne zmiany, w tym również w wojskowości i w działalności wywiadowczej. Erik Lin-Greenberg z Massachusetts Institute of Technology i Theo Milonopoulos z Uniwersytetu Pensylwania w artykule opublikowanym na łamach periodyku „Foreign Affairs” [31] formułują tezę, że w najbliższej przyszłości w związku z rewolucyjnymi zmianami w zakresie możliwości umieszczania na orbitach geostacjonarnych przez sektor prywatny małych i tanich sztucznych satelitów ukształtuje się coś na kształt partnerstwa publiczno-prywatnego w tym zakresie. Już nie ociężałe i niezwykle kosztowne agencje finansowane z funduszy publicznych, które zazwyczaj pochłaniają miliardy i relatywnie niewiele w zamian dają, ale sprawnie poruszające się na szybko rosnącym rynku podmioty prywatne będą odpowiedzialne za obserwację satelitarną, łączność i transmisję danych, również w celach wojskowych, a podmioty publiczne, w tym wywiad i armia, będą kupować ich usługi.

 

Mało tego, w związku z zachodzącą na naszych oczach rewolucją technologiczną będą to systemy tańsze i trudniejsze z racji wielkiej liczby sztucznych satelitów ziemi do zniszczenia.

 

Zdaniem ekspertów wywiad i analiza dostępnych danych, bezpieczeństwo w cybersferze, szkolenia, rozpoznanie strategiczne, ochrona danych wrażliwych, a nawet usługi w zakresie operowania dronami bojowymi, których użycie przesądziło o wyniku ostatniej wojny między Azerbejdżanem a Armenią, mogą być z powodzeniem wykonywane przez zakontraktowane firmy prywatne.

Nie chodzi o to, aby w sposób machinalny naśladować działania naszych sojuszników, ale warto zrozumieć trendy mające miejsce we współczesnych siłach zbrojnych. Nie sprowadzają się one do rozbudowy korpusu żołnierzy i oficerów, budowy wielkich sił zbrojnych opartych na komponencie lądowym, które miałyby toczyć wojny na podobieństwo II, a może nawet I wojny światowej.

 

Trend jest odwrotny, postępuje outsourcing, wydzielanie i powierzanie operatorom zewnętrznym, kontraktowym całego szeregu czynności, obowiązków i operacji, którymi nie musi zajmować się komponent operacyjny (bojowy) sił zbrojnych.

 

Koncentrujemy się na szkoleniu, profesjonalizacji, uzyskiwaniu nowych zdolności, interoperacyjności, systemach dowodzenia, zwiadu i rozpoznania (tę listę można jeszcze ciągnąć) ograniczonej liczby żołnierzy i oficerów. Siły zbrojne nie muszą, a wydaje się, że z punktu widzenia relacji nakładów do uzyskiwanych efektów wręcz nie powinny, „ciągnąć za sobą” w ramach struktury zawodowej całego „ogona” socjalnego i tyłowego.

Zobaczmy, jak wygląda struktura amerykańskich sił lądowych [32]. Liczą one obecnie 485 tys. żołnierzy i oficerów, 335 tys. Gwardii Narodowej, którą w pewnym uproszczeniu można porównać do naszego WOT, 189 tys. przeszkolonej rezerwy i 196,7 tys. pracowników cywilnych. Jednak zważywszy na rotacyjny tryb amerykańskiej obecności wojskowej, aktywny w danej chwili komponent operacyjny wynosi „171 000 żołnierzy dyslokowanych w 140 krajach na świecie na sześciu kontynentach” [33]. Jest to związane z faktem, że z grubsza jedna trzecia amerykańskich sił lądowych pełni służbę, jedna trzecia odpoczywa po rotacji i jedna trzecia realizuje plan ćwiczeń i szkoleń. Mam oczywiście świadomość faktu, że na całość amerykańskich sił zbrojnych składają się również inne, o znacznej liczebności, rodzaje wojsk. Nie o to jednak chodzi, aby niewolniczo kopiować rozwiązania amerykańskie, budowane zresztą w odpowiedzi na zupełnie inne wyzwania strategiczne. Zwróćmy uwagę na jeszcze jeden element. Otóż utrzymanie wojsk lądowych będzie kosztowało amerykańskiego podatnika w obecnym roku budżetowym 173 mld dolarów. Marynarka wojenna, lotnictwo, US Marine Corps, nie mówiąc już o siłach kosmicznych i triadzie nuklearnej, są znacznie droższymi niźli wojska lądowe rodzajami sił zbrojnych. Ale nawet gdyby uznać, że nasze 250 tys. wojska to będzie czwarta część amerykańskich sił lądowych, należałoby liczyć się z wydatkowaniem każdego roku na ich utrzymanie trudnych dziś do precyzyjnego wyliczenia, ale o wiele wyższych kwot. Prosimy Ministerstwo Obrony, aby przedstawiło wyliczenia, ile będzie nas kosztowała armia tej wielkości, czy będzie nas na nią stać, czy może zbudujemy, jeśli się to w ogóle uda, siły zbrojne starego typu – słabo uzbrojone i źle wyszkolone. Nie tylko nie będziemy w ten sposób realizować skutecznej strategii odstraszania wobec Rosji, ale prezentując program rozbudowy naszej armii, który na pierwszy rzut oka wygląda na, oględnie rzecz biorąc, mało realne myślenie życzeniowe, wręcz skłonimy Moskwę do bardzo asertywnej polityki, bo hołdowanie tromtadrackiej retoryce nie świadczy o nas dobrze.

 

Źródła:

 [1] Michael Kofman, Getting the Faith Accompli Problem Right in US Strategy,

https://warontherocks.com/2020/11/getting-the-fait-accompli-problem-right-in-u-s-strategy/ (31.10.2021)

[2] Владимир Зарудницкий, Характер и содержание военных конфликтов в современных условиях и обозримой перспективе, Военная Мысль, 01.2021, стр. 34 – 34.

[3] Michael Kofman, Raiding International Brigandry: Russia’s Strategy for Great Power Competition, https://warontherocks.com/2018/06/raiding-and-international-brigandry-russias-strategy-for-great-power-competition/(31.10.2021)

[4] Na temat tego rodzaju działań zob. Antulio J. Echevarria II, Operating in the Gr ating in the Gray Zone: An Alternativ one: An Alternative Paradigm for U.S. Military Strategy, US Army War College, 2016; Michael J. Mazarr, Mastering the Gray Zone: Understanding a Changing Era of Conflict, US Army War College, 2015.

[5] Bradley Bowman, John Hardie, Zane Zovak, Don’t Assume the US Will Fight China and Russia One at a Time, https://www.defenseone.com/ideas/2021/10/dont-assume-us-will-fight-china-and-russia-one-time/186453/ (31.10.2021)

[6] TASS, Russian Army operates around 170 battalion tactical groups — defense Chief, 10.08.2021, https://tass.com/defense/1324461

[7]Александр Федорченко ,Александр Дюков,Сергей Дащенко, СОСТАВ И НАЗНАЧЕНИЕ БАТАЛЬОННОЙ ТАКТИЧЕСКОЙ ГРУППЫ, СПЕЦИАЛЬНАЯ ТЕХНИКА И ТЕХНОЛОГИИ ТРАНСПОРТА. Сборник научных статей, Санкт-Петербург, 2020, s. 7 – 13.

[8] TASS,  В Минобороны заявили, что по замыслу учений „Запад-2021” нет конкретизации противника, https://tass.ru/armiya-i-opk/12181487 (01.11.2021)

[9] Clint Reach, Edward Geist, Abby Doll, Joe Cheravitch, Competing with Russia Militarily. Implications of Conventional and Nuclear Conflicts, RAND, https://www.rand.org/pubs/perspectives/PE330.html (01.11.2021)

[10] Richard D. Hooker Jr, How to defend the Baltic States, Jamestown Foundation, https://jamestown.org/wp-content/uploads/2019/10/How-to-Defend-the-Baltic-States-full-web4.pdf?x76553 (01.11.2021)

[11] https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1917334,1,wojsko-buduje-najsilniejsza-dywizje.read (01.11.2021)

[12] https://tass.ru/armiya-i-opk/2632366 (02.11.2021)

[13] Clint Reach, Edward Geist, Abby Doll, Joe Cheravitch, Competing with Russia Militarily. Implications of Conventional and Nuclear Conflicts, RAND, https://www.rand.org/pubs/perspectives/PE330.html (01.11.2021)

[14] The International Institute for Strategic Studies, The Military Balance 2021, Routledge 2021.

[15] Według ostatnich danych liczebność WOT wzrosła w połowie 2021 roku do 30 tys. IISS posługuje się w swych szacunkach danymi na koniec 2020 roku. https://www.defence24.pl/30-tysiecy-terytorialsow-sluzy-w-wot (02.11.2021)

[16] Diana Lepp, Poland’s Military Capability 2020, https://www.foi.se/report-summary?reportNo=FOI%20Memo%207597 (02.11.2021)

[17] Andrew Michta, op. cit. S. 240.

[18] https://www.defence24.pl/ilu-zolnierzy-przychodzi-i-odchodzi-z-wojska-mon-ujawnia-dane-z-dekady

[19] https://www.defence24.pl/blaszczak-250-tys-zolnierzy-to-nasz-plan-minimum

[20] Andrew A. Michta, Poland: History Returns (w:) Gary J. Schmitt, A Hard Look at Hard Power: Assessing the Defense Capabilities of Key US Allies and Security Partners—Second Edition, Carlisle 2020, s. 225 – 255.

[21] Tamże, s. 236 – 237.

[22] NIK, Wykonywanie Zadań Zleconych z zakresu rejestracji osób na potrzeby kwalifikacji wojskowej i ich ewidencji, Warszawa 2017.

[23] Doktryna szkolenia Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej DD/7(A), Ministerstwo Obrony Narodowej Sztab Generalny Wojska Polskiego, Warszawa 2010.

[24] NIK, Szkolenie podoficerów i szeregowych zawodowych w jednostkach szkoleniowych,  Warszawa 2019.

[25] Tamże, s. 7.

[26] NIK, Gospodarowanie mieniem w jednostkach wojskowych o niskim wskaźniku rozwinięcia, Warszawa 2017.

[27] Tamże, s. 18 – 19.

[28] Tamże, s. 14.

[29] Sean McFate, Mercenaries and War: Understanding Private Armies Today, Washington 2019

[30] https://www.computerweekly.com/news/252507093/Satellite-connectivity-and-video-market-expected-to-double-over-next-decade

[31] Erik Lin-Greenberg, Theo Milonopoulos, Private Eyes in the Sky. How Commercial Satellites Are Transforming Intelligence, https://www.foreignaffairs.com/articles/world/2021-09-23/private-eyes-sky (02.11.2021)

[32] Mark F. Cancian, U.S. Military Forces in FY 2022 Army, http://defense360.csis.org/wp-content/uploads/2021/10/211021_Cancian_MilitaryForcesFY2022_Army_v2.pdf (01.11.2021)

[33] Tamże, s. 6

 

Autor

Marek Budzisz

Historyk, dziennikarz i publicysta specjalizujący się w tematyce Rosji i postsowieckiego Wschodu. Ostatnio opublikował „Koniec rosyjskiej Ameryki. Rozważania o przyczynach sprzedaży Alaski".

 

Marek Budzisz ANW Dwudziestawojna Działania militarne Polska Polska&Europa Rosja Wojsko polskie Wojsko zagraniczne

Zobacz również

Polskie Siły Kosmiczne. Część 1
Ocean Światowy kontra Kontynent. Część 1
Jarosław Kaczyński o wojnie

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...