Samuraj kontra ninja - kto by wygrał ten pojedynek?

Obrazek posta

Pytanie to jest dość podchwytliwe, a krótka odpowiedź brzmi - TAK.

Zanim przejdziemy do konkretów i dłuższego wywodu, przerwa na kontekst lingwistyczno-kulturowy. Słowo "ninja" nie jest poprawną nazwą. O ile rzeczywiście jego zapis w alfabecie kanji 忍者 można przeczytać w ten sposób, historyczny termin to shinobi no mono. Skąd to wiadomo? W języku japońskim istnieje coś takiego jak furigana - znaczniki fonetyczne towarzyszące kanji, które kierują czytelnika na prawidłowe znaczenie tego skomplikowanego alfabetu i w zasadzie w każdym istniejącym dokumencie właśnie tę wymowę wskazują. Dodatkowo można to wyczytać z kontekstu innych, powiązanych kanji jak np. 忍術 oznaczające shinobi no jutsu czyli sztukę shinobi. Dlatego też, o ile już w obecnym języku obie te formy używane są naprzemiennie, z czego ninja znacznie częściej, w dalszej części artykułu będę używał przede wszystkim poprawnej historycznie terminologii.

Co do samego pytania to odpowiedź na nie może zawieść niektórych fanów wizerunku shinobi w popkulturze. A to dlatego, że nie byli oni niczym więcej niż wyspecjalizowanymi jednostkami, składającymi się przeważnie z samurajów. Zapomnijcie o odzianych w czarne uniformy, przemykających się przez noc niewidzialnych zabójcach. 99% z obecnego przedstawienia shinobi to bzdura, wymyślona w celach stworzenia aury mistycyzmu i tajemnicy, która nie tylko pomaga przetrwać istnieniu tych ludzi w pamięci masowej, ale i tworzy ciekawą atrakcję turystyczną. Podobnie jak współczesny wizerunek samuraja jako pełnego honoru wojownika, który całe swoje życie poświecił na praktykowaniu sztuki miecza i świętego kodeksu Bushido to nic więcej jak zagrywka PR-owa. Niezwykle, jak widać, skuteczna.

Nie piszę tego oczywiście po to, żeby komuś w pretensjonalny sposób zniszczyć światopogląd. Sam uwielbiam ten wykreowany image, zarówno w kontekście shinobi jak i samurajów, który jeszcze za dzieciaka mnie przyciągnął do tej kultury. Po prostu uważam, że ludzie powinni znać też prawdę, która nota bene jest miejscami dużo ciekawsza niż wyidealizowany obraz. Jeśli to, co drogi czytelniku zobaczyłeś w jakimś anime, filmie samurajskim, czy u boku Jamesa Bonda w pierwszym zachodnim przedstawieniu shinobi w "Żyje się tylko dwa razy", wzbudziło w Tobie fascynację Japonią, sztukami walki, czy kulturą to kudos dla Ciebie, możemy sobie przybić piątkę.

Wracając jednak do historii i dekonstrukcji mitu. Skąd w ogóle wzięli się shinobi? Stąd, gdzie pierwotny alfabet, wczesna struktura władzy a także technika przekuwania stali, którą później Japończycy doprowadzili do perfekcji - z Chin. Konkretnie od Sun-Tzu i jego "Sztuki wojny". W dziele tym wyróżnia on pięć rodzajów szpiegów, którzy razem tworzą skuteczną siatkę będącą, w jego słowach, nieocenionym skarbem każdego władcy. I choć z czasem Japonia wytworzyła własną tożsamość, system władzy czy piramidę społeczną, to naleciałości z Państwa Środka pozostały, w tym także idea szpiegów. I tutaj obalamy kolejny mit, bo o ile byli oni doskonałymi agentami, źródłami zarówno informacji jak i dezinformacji, mistrzami infiltracji, to nie byli zabójcami. Choć według niektórych źródeł shinobi byli uczeni, że jeśli nadarzy się okazja to pozbycia się wrogiego lidera, należy ją wykorzystać, nie ma absolutnie żadnego dowodu na to, że kiedykolwiek miało to miejsce.

Złota era shinobi przypada na okres Sengoku, czyli lata 1477-1615, co już nieco zadaje kłam o starożytnych korzeniach, ale dalej robi się jeszcze ciekawiej. Dwa główne centra shinobi znajdowały się w położonych w pobliżu Kioto prowincjach Iga (伊賀) i Koka (甲賀) (czasem nazywana Koga). Współcześnie używa się tych nazw w odniesieniu do klanów shinobi i jest to kompletna bzdura. Jedyne klany, jakie istniały w średniowiecznej Japonii to rody samurajów i to właśnie oni stanowili trzon kolektywu, który w tych dwóch sąsiadujących prowincjach szkolił agentów. Nieprawdą są również historie o rywalizacji między Igą i Koką. Nie dość że współpracowali oni ze sobą, to jeszcze wspólnie stworzyli jeden z najdokładniejszych podręczników sztuki shinobi.

Jeśli chodzi o ekwipunek, to dwa fałszywe koncepty już na początku warto wywalić za okno - czarne uniformy i proste miecze ninja-to. "Piżamę" niszczy zwykłe logiczne myślenie. Zadaniem shinobi i podstawą ich operacji było pozostawanie niewidocznymi, wtapianie się w tłum. Nawet biorąc pod uwagę domniemane operacje nocne, takie jak skradanie się na terenie wroga, czy też infiltracja zamku feudalnego władcy (choć nie ma na to żadnych dowodów), to czarne ubranie bardzo odcinałoby się na tle nocnego nieba. Zwłaszcza, że w tamtych czasach było ono nie dość, że znacznie czystsze niż dziś ze względu na brak zanieczyszczeń, to jeszcze nieoświetlone tysiącami latarni, przez co kontrast i kolor były zupełnie inna niż ta, jaką sobie współczesne mieszczuchy wyobrażają, gdzie firmament najeżony był gwiazdami, a dominującym kolorem był granat a nie czerń. Ba, nawet dzisiejsi "specjalsi" nie używają czarnych mundurów do kamuflażu, tylko do wzmocnienia efektu psychologicznego, gdyż kolor ten kojarzy się z grozą.

Skąd więc czarne uniformy? Po pierwsze - właśnie przez tę grozę i skojarzenie z mrokiem, które ukazano już na pierwszych fantazyjnych obrazach prezentujących shinobi, a które powstały w epoce Edo, kiedy grupa ta przestawała właściwie istnieć. A zostało to utrwalone na filmach gdyż tak jest po prostu łatwiej. Zresztą cytując znajomego filmowca, którego poprosiłem o komentarz: "Żeby zarejestrować niebo na filmie tak jak je widzi ludzkie oko przyzwyczajone do ciemności, trzeba sięgnąć po bardzo wysoką czułość matrycy w kamerze. I wtedy faktycznie niebo jest granatowe. Tyle tylko, że ze względu na ilość szumu nikt (może poza nagrywającymi dziką przyrodę w naturze) po tak wysokie czułości nie sięga, bo szum zbyt mocno degraduje obraz. W filmach fabularnych nawet w nocnych ujęciach stosowane są czułości przynajmniej o rząd wielkości niższe niż te potrzebne do zarejestrowania granatowego nocnego nieba. Więc niebo zawsze jest czarne. I dlatego w filmach czarna nindżama (skrzyżowanie słów ninja i pidżama) się sprawdza. A jeśli w filmie fabularnym widzimy piękne gwieździste niebo, to jest ono zasługą specjalistów od efektów specjalnych, a nie operatora." Przykład tego możecie zobaczyć na poniższym filmie, który został nagrany dobrą dekadę temu, kiedy na rynku dopiero co ukazał się pierwszy aparat zdolny kręcić na tak wysokich czułościach. Co więc mówić o produkcjach, które ukazały się kilkanaście do kilkudziesięciu lat temu.

 

Proste miecze też zaprzeczają logice, jeśli spojrzymy na wspomniane główne zadania operacyjne i taktyki shinobi. Po pierwsze, jak już wcześniej wspomniałem, nie byli oni zabójcami. Po drugie, mieli się wtapiać w otoczenie, a noszenie miecza na plecach, dodatkowo jeszcze takiego, który nie był w Japonii zwyczajowym widokiem, było po prostu bez sensu. Dodajmy do tego jeszcze fakt, że shinobi wywodzili się najczęściej z kasty samurajów i mamy jasny obraz sytuacji. Używali oni przede wszystkim krótkich wakizashi i noży tanto, które znacznie łatwiej było ukryć, a które też nie wzbudzały żadnych podejrzeń. "Ale drogi Waflu" - zakrzykniesz czytelniku - "przecież ninja-to są w muzeach, a tak w ogóle to masz jeden w kolekcji". Prawda to, ale wszystkie te miecze w muzeach powstały już w erze Meiji, kiedy shinobi nie istnieli, a ich celem było przyciąganie turystów. A co do tego, że sam posiadam jeden egzemplarz - fakt że nie są realne, nie znaczy że nie są fajne! Frostmourne'a z serii WarCraft też bym sobie chętnie na ścianie powiesił. 

Co więc naprawdę wchodziło w skład ekwipunku shinobi? Tutaj odpowiedzi należy szukać w połączeniu pragmatyki i historycznych źródeł. Przede wszystkim Bansenshukai (萬川集海), który to tytuł tłumaczy się na "miriadę rzek wpadających do oceanu" oraz Shōninki (正 忍 記) czyli "prawdziwą historię shinobi". Istnieje jeszcze trzeci dokument, Ninpiden (忍秘伝) "sekrety shinobi", spisany przez Hattori Hanzo, ale o ile jego istnienie jest całkowicie potwierdzone, tak nie da się określić na ile to, do czego publika ma dostęp, jest w pełni zgodne z oryginałem. Warto też zaznaczyć, że podręczniki te spisano między XVI a XVIII wiekiem, kiedy to shinobi powoli odchodzili w zapomnienie, a ich głównym celem było zapewnienie ciągłości istnienia nauk.

Czego więc możemy się z nich dowiedzieć? Przede wszystkim tego, że podstawą wyposażenia shinobi było przebranie. Aż 8 z 22 rozdziałów jest temu poświęconych - 3 dla Yo-nin, czyli wtapiania się w tłum i przenikania w szeregi wroga w "biały dzień" oraz 5 dla In-Nin, sztuki sekretnej infiltracji. Jednym z takich zalecanych przebrań był Komusō (虚無僧) - "mnich pustki", a wszystko to przez noszone przez nich na głowach Tengai (天蓋) bambusowe kosze, które doskonale kryły tożsamość. Rozdziały o skradani zawierają natomiast bardzo dokładne instrukcje, włącznie z zalecanymi godzinami względem pór roku, narzędziami takimi jak linka z kotwiczką czy używanie tsuby (jelca) miecza jako podstawy pod nogi, a nawet opisują jak obwiązać tkaniną zbroję, by metal nie dzwonił. To ostatnie jest kolejnym, bardzo mocnym dowodem na to, że shinobi wywodzili się z kasty wojującej. Prócz tego mowa tam o takich narzędziach i utensyliach jak lekarstwa, racje żywnościowe, kamienny ołówek i zestaw do wzniecania ognia. Był to niezbędnik każdego shinobi, rzeczy lekkie, łatwe do ukrycia, ratujące życie w polu. Warto jeszcze się przy okazji wyposażenia odnieść do shurikenów i kunai. Istniały one, owszem, ale były używane zupełnie inaczej niż jest to pokazywane. Te pierwsze były narzędziem defensywnym i dywersyjnym, te drugie zaś przede wszystkim służyły do wspinaczki a także jako... śledzie do namiotów.

Prócz wyposażenia opisano w każdym z tych źródeł również techniki shinobi no jutsu. Oczywiście nie żadne tam klony cienia czy inne zabawne bzdety z Naruto. Mowa tu o technikach przetrwania, wodzenia przeciwnika za nos i innych, przydatnych w szpiegowskim rzemiośle. Wspomina się też o użyciu astronomii do określania położenia i nawigacji, ale sam autor wspomina o tym, że są to bardzo niedokładne metody. Co ciekawe, żadne ze źródeł nie wspomina o takich umiejętnościach jak szermierka, łucznictwo, jazda konna czy jakiekolwiek inne techniki przydatne na polu walki. Czemu? Ano dlatego, że zakładano że każdy shinobi już to zna, co tylko podkreśla samurajskie korzenie.

Mam nadzieję, że odpowiedziałem wyczerpująco na zadane w tytule pytanie :)

 

shinobi ninja samuraje japonia

Zobacz również

Meme Monday #1 - legenda katany
Yasuke - Dekonstrukcja mitu ciemnoskórego samuraja #1 - Yu Hirayama

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...