Japoński historyk Yu Hirayama opublikował w serwisie X (dawniej Twitter) wpis jakoby dowodzący że Yasuke był samurajem, który jeszcze bardziej podzielił graczy i wywołał burzę. Postanowiłem więc podzielić ten artykuł na dwie części i dziś przyjrzeć się zaistniałej sytuacji.
Zanim napiszę cokolwiek więcej, postawię jedną sprawę jasno - nie przeszkadza mi sama obecność Yasuke w grze, przeszkadza mi to, jak jest przedstawiony oraz fakt, że Ubisoft promuje to jako prawdę historyczną. Nie rozumiem zupełnie czemu, zwłaszcza że nic to do serii nie wnosi. Studio ma już na koncie świetne ciemnoskóre postaci (choćby Aveline de Grandpré i Adéwalé), które zrobiły doskonałą robotę pokazując koszmarną historię niewolnictwa, zaś tutaj narracja jest taka, że gry "nie potrzebują już więcej japońskich samurajów bo tych jest dość". Dziwne to trochę dla mnie, ale nic strasznego.
Yu Hirayama CV ma, na pozór, dość pokaźne. Piszę tak, gdyż żadna przez niego wydana książka nie odbiła się echem wśród sfer naukowych, a on sam ma, a właściwie miał, tytuł wykładowcy, bez żadnej poważnej pracy naukowej ani przeprowadzonych opublikowanych badań. Ma co prawda na koncie kilka nagród, ale są to głównie wewnętrzne, korporacyjne, coś na poziomie wpisu na Linkedin "CEO w: własna działalność gospodarcza". Nie piszę tego oczywiście w myśl dyskredytacji, po prostu warto wiedzieć, że daleko mu do eksperta w tym temacie, a głównym wydawcą jego książek jest NHK (Nippon Hōsō Kyōkai 日本放送協会) japońska sieć telewizji i rozgłośni publicznej, która nie jest znana z wysokiej jakości materiałów.
A jakie są moje referencje? Nie boję się tego powiedzieć - znikome. Historią Japonii interesuję się bardzo mocno i badam ją od dawna, ale brak mi jakichkolwiek tytułów naukowych i publicznych osiągnięć na tym polu, jeśli nie liczyć kilkunastu artykułów. Dlaczego więc mam odwagę publicznie rzucić rękawicę japońskiemu historykowi? Przede wszystkim dlatego, że też umiem czytać. Jakkolwiek trywialnie by to nie brzmiało, źródeł historycznych na temat Yasuke jest tak niewiele, że znalezienie i przeczytanie ich wszystkich zajmuje mniej, niż napisanie przeze mnie tego tekstu. Hirayama-sensei powołuje się w swoim wywodzie na dokładnie te same dokumenty jak ja, z tą różnicą, że bardzo intensywnie naciąga on pewne fakty i rozszerza definicje, ignorując przy tym kontekst społeczno-kulturowy, aby tylko pasowało to do jego tezy.
Zanim przejdę dalej chciałbym jeszcze podkreślić, że celowo unikam wspominania o fakcie, że słowo samuraj (侍) w odniesieniu do kasty nie było jeszcze nawet w użyciu w okresie życia Yasuke, a teraz stosuje się je retroaktywnie. Nie ma to teraz żadnego znaczenia, to temat do poruszenia kiedy indziej.
Zacznijmy od pierwszej kwestii która znacząco świadczy o tym, że Yasuke samurajem prawie na pewno nie był - brak nazwiska i herbu (Kamon). Hirayama-sensei broni się używając faktu, iż nie każdy samuraj posiadał nazwisko i używa do tego przykładu przysięgi złożonej Panu Takedzie Shingenowi w świątyni Ikushima Ashishima w sierpniu 1587 roku przez członków rodu, a także ich wasali, podając przy tym kilka imion, przy których widniała krwawa pieczęć, ale nie nazwisko. Problem polega na tym, że wymienieni przez niego ludzie byli historycznie udokumentowani jako bushi (武士) - wojownicy, nie zaś jako samurajowie (terminy te nie są absolutnie jednoznaczne). Twierdzi on przy tym, ze byli samurajami dlatego że służyli urzędnikowi państwowemu jako zbrojni. Kontynuując wyjaśnienie Hirayama-sensei sam podważa swoje słowa i daje amunicję powołując się na Nobunaga Kōki (信長公記) - "Historię Lorda Nobunagi" autorstwa Ōty Gyūichiego. Dlaczego? Ano dlatego, że w tamtym dokumencie tacy właśnie słudzy są jasno odseparowani od samurajów przy zliczaniu poległych po bitwie.
Broni też tej tezy przykładem Williama Adamsa, który rzeczywiście otrzymał z rąk Ieyasu Tokugawy tytuł samuraja oraz nowe imię i nazwisko - Miura Anjin (三浦按針) które notabene pokazuje pragmatyczność Japończyków i oznacza po prostu "Nawigator z Miury". Hirayama twierdzi, że przecież miano to nie zostało nadane Adamsowi od razu, więc Yasuke też z czasem pewnie dostałby swoje, tylko nie zdążył przed śmiercią Nobunagi. I to jest bardzo pokrętne i mylące stwierdzenie. Bowiem owszem, William Adams nie otrzymał nowego miana zaraz po przybyciu do Japonii i rozpoczęciu służby u Ieyasu, tylko pięć lat później. Jest jednak pewno ogromne ALE - statusu samuraja też nie miał od razu. Zarówno tytuł jak i miano otrzymał dokładnie w tym samym momencie, na co są historyczne, ogólnodostpętne dowody.
Kolejne kłamstwo, powołujące się na Nobunaga Kōki to stwierdzenie, że Yasuke otrzymał od swego pana dom (jak każdy przyboczny) oraz długą szablę, przynależną samurajom, jako symbol statusu. Po pierwsze - powołuje on się na rewizję tego tekstu spisaną na długo po śmierci Ōty przez jego potomków. Po drugie, historyk używa konkretnie określenia Tachi (太刀) czyli rodzaju długiej szabli, z której w późniejszym okresie zrezygnowano na rzecz praktyczniejszej, najbardziej teraz znanej Uchigatany, a w każdej rewizji w której jest mowa o ostrzu, tekst wspomina o Wakizashi (脇差), krótkiej, jednoręcznej szabli, którą w przeciwieństwie do Tachi czy Uchigatany wolno było nosić nawet chłopom.
Co więcej, sam Hirayama potwierdza dobrze znany fakt, że po bitwie, w której zginał Oda Nobunaga, jego przeciwnik Akechi Mitsuhide nie zabił Yasuke dlatego, że śmierć u boku lorda przysługiwała jedynie samurajom, zaś - i tu cytuję, słowa dość obrzydliwe, które wtedy padły - "Yasuke był tylko zwierzęciem". I nie ma tu miejsca na spekulacje, bowiem, mimo że mowa jeszcze o epoce Sengoku a nie Edo, status samuraja był święty i honorowany na polu walki nawet przez najgorszych wrogów. Już nie mówiąc o tym, że zabicie ciemnoskórego przybysza, który był podwładnym tak wielkiego lorda jak Nobunaga byłoby wielkim trofeum dla każdego dowódcy, a już tym bardziej z takim ego jak Akechi. Ten zaś po prostu oddał Yasuke z powrotem w ręce misjonarzy.
Nietrudno więc dostrzec, jak bardzo naciągana jest teoria Hirayamy-sensei, Całość opiera się na poszlakach. I choć nie jest tak szkodliwa kulturowo jak ta prezentowana w książce Thomasa Lockleya, daleko jej do obiektywizmu. Osobiście przykro mi, że temat dotyczący kraju i kultury, które tak kocham, dzieli mocno społeczność graczy, a ekstremiści obu stron wychylają swoje głowy, mi zależy tylko na tym, żeby historia była pokazana z szacunkiem.
Więcej na temat nie ironicznie naprawdę ciekawej postaci, jaką był Yasuke i krzywdzie, jaką wyrządzili, zarówno jemu jak i Japonii, Lockley do spółki z Ubisoftem w następnej części artykułu.
Trwa ładowanie...