(Foto ze zbiorów autora)
Amerykański Congressional Budget Office przewiduje, że do 2030 roku prognozowana ścieżka wzrostu PKB amerykańskiego może ulec potężnej negatywnej korekcie w realnych dolarach aż o 8 bilionów dolarów, co odpowiada dziewięciu rocznym budżetom wojskowym USA. Przypomnę – światowego hegemona wojskowego, na barkach którego spoczywa pokój między mocarstwami, które mogą mieć regionalne ambicje. Bez spektakularnego cudu gospodarczego, taka sytuacja wymusi wielkie redukcje wydatków wojskowych USA. Do teraz (od lutego 2020, a zatem w zaledwie osiem miesięcy) wpompowano w gospodarkę amerykańską 6 bilionów dolarów na ratowanie strony popytowej społeczeństwa rozpaczliwie starając się uniknąć depresji, która tym się różni od głębokiej nawet recesji, że bezpowrotnie niszczy powiązania strony popytowej i podażowej, a tym samym więzi biznesowe od wielkich korporacji i nowoczesnych technologii po sprzedaż butów, hulajnóg czy produkcję garniturów. I trzeba wówczas budować większość od początku.
A prawdopodobnie drugie tyle zostanie wydane, zanim usiądziemy w grudniu do świątecznego stołu. To kilkadziesiąt razy więcej w realnych dolarach niż na sławny Plan Marshalla dla Europy, który odbudował po II wojnie światowej w zdewastowanej Europie stronę podażową, która lepiej obsługuje długoterminowo bodźce rozwojowe: infrastrukturę, moce produkcyjne, technologie itp.
To wszystko finansowane jest z druku pieniądza, który zgodnie z doświadczeniem ludzkości, powinien zamienić się wielką inflację pozbawiającą ludzi owoców pracy. Ale emitujący walutę światową Amerykanie mają nadzieję, że największy w historii świata dodruk pieniądza zostanie rozmyty (tzn. koszt tego zostanie podzielony i zapłacony przez tych, którzy pracują na kolejnych szczeblach światowej gospodarki) w globalnym łańcuchu dostaw, pracy i wartości, który do niedawna kontrolowali Amerykanie (wciąż im się wydaje, że to kontrolują – o to może być wojna) poprzez międzynarodowe instytucje, dolara i flotę. Więc co do zasady, wcześniej im się to udawało.
Deficyt budżetowy USA jest rekordowy w aktualnym roku i wynosi 3,1 biliona – czyli najwięcej w realnych dolarach i procentowo względem wielkości gospodarki od II wojny światowej – gdy finansowano z kredytu wydatki wojenne w wielkich zmaganiach na obu oceanach świata i w masach lądowych Eurazji. Dość powiedzieć, że teraz nie ma gorącej wojny światowej, a Amerykanie nie wydają na wojsko nigdy więcej (wraz z badaniami itp.) niż 4% PKB. Kryzys USA nie wynika zatem w ogóle z finansowania sił zbrojnych.
Dług publiczny do końca roku wyniesie nawet 26 bilionów. Czy znajdą się inwestorzy, którzy będą kupowali amerykańskie obligacje, jeśli to potraw kilka lat więcej, a do 2030 dług ma wynosić, wedle różnych najnowszych szacunków– coś między 39 a 50 bilionów? Jak powiada John Mauldin, Stany Zjednoczone znajdują się w sytuacji człowieka, który jest na pustyni, nie wie czy mu wystarczy wody, którą ma przy sobie, ale nie możesz wrócić – może iść tylko do przodu i nie wie kompletnie, czy wystarczy mu wody. Jak dodaje Mauldin – i to w sytuacji, gdy nie będzie jakiejś wojny. Jeśli natomiast będzie wojna, to będzie jeszcze trudniej, bo wojny finansuje się z długu i ktoś musi się w szerokim świecie znaleźć, kto będzie wojnę i obligacje USA finansować, wierząc że Amerykanie wygrają i zwrócą kiedyś pieniądze. W obliczu tego co się dzieje, jest to założenie coraz bardziej chybotliwe.
Konstrukt Zachodu, naszej cywilizaji, do której tak często się odnosimy również w wewnętrznych sporach politycznych, w tym w dyskusjach o wartościach moralnych i społecznych, spoczywa obecnie na materialnej potędze Stanów Zjednoczonych finansujących instytucje, wojsko i regulacje, które są fundamentem powyższego ładu. W ramach niego możemy realizować nasze cele życiowe, w tym debatować o celach polityki krajowej w sensie ładu społecznego. Gdy ten fundament się zachwieje, a potem upadnie, zmieni się cały paradygmat.
Nie lepiej jest w zachodniej Europie. Koszty lockdownu w Niemczech podczas pierwszej fali na wiosnę wyniosły ponoć 279 miliardów euro. Obecna druga fala z pewnością to podwoi. A może być jeszcze gorzej, jeśli Berlin dotrzyma słowa i weźmie odpowiedzialność za długi państwa europejskich. Przekraczając tym samym Rubikon na drodze do powstania imperium europejskiego, (nazywanego dla uproszczenia Unią Europejską), na co Niemcy i Francja mają widoki, być może z braku lepszej opcji. Widzą bowiem, co się dzieje za Atlantykiem i w Eurazji, zwłaszcza po jej drugiej stronie – u ujścia wielkich rzek Chin do Pacyfiku.
Gospodarki europejskie są zatem dewastowane, w szczególności na południu kontynentu. Pogłębiać to będzie w przyszłości kryzys demograficzny, brak innowacyjności oraz załamanie globalnego rynku dla eksportu europejskiego, które jest nieuniknione w obliczu tego, co się dzieje pomiędzy USA i Chinami.
To nie wszystko. Pandemia to tylko wierzchołek góry lodowej.
COVID-19 i jego skutki, używając metafory Graham Allisona, niczym błyskawica oświetla pole gry światowej, jakim są łańcuchy dostaw i łańcuchy wartości w zglobalizowanej gospodarce. Pokazuje, gdzie są wąskie gardła, kto kontroluje kluczowe miejsca w przestrzeni i w procesach gospodarczych i wymiany, kto kontroluje rozdział wartości pracy, kto na kogo pracuje, kto ma zdolności do narzucenia swojej woli. Kto produkuje, a kto ma za to płacić.
Wojna o to, kto ustala reguły i zasady ruchu ludzi, towarów, danych, technologii, kapitału, innowacji, wiedzy, zwanych strategicznymi przepływami już trwa między USA a Chinami. Wojskowe demonstracje między USA a Chinami i Rosją, które jawnie już odrzucają sprawczość USA w systemie światowym, również przybierają na sile w wielu domenach i licznych odsłonach, w tym w naszej strefie zgniotu – naszym Międzymorzu, pomoście bałtycko-czarnomorskim, gdzie położona jest Rzeczpospolita. Niewykluczona jest wojna na Pacyfiku, niewykluczona jest próżnia bezpieczeństwa w naszym regionie, gdyby Amerykanie dalej słabli i zmieniałaby się na korzyść Rosji równowaga sił, co może ułatwić rosyjskie działania w ramach wojny nowej generacji, realizowanej przez Moskwę od prawie już dekady na swoim zachodnim limitrofie – czyli na naszym kierunku. Włącznie z wojną prawdziwą, kinetyczną, gorącą, nazwa jest tu drugorzędna, w której Polska weźmie udział. Oby zwycięski.
Drodzy Państwo, jesteśmy na nieznanych wodach. Podręczniki ekonomii nie odpowiadają na pytanie, co się wydarzy po czymś takim. Nigdy nie było również na planecie Ziemia takiego starcia gigantów jak Chiny i USA, obu tak ważnych dla globalnego łańcucha dostaw zglobalizowanej gospodarki i dla architektury bezpieczeństwa. Obu z ambicjami do dominacji w globalnym systemie sprawczości.
To przemożnie wpłynie na procesy polityczne. Musimy zająć się w Polsce modelowaniem scenariuszy przyszłości NATYCHMIAST. Globalne płyty tektoniczne ruszyły. Nie ma powrotu do sytuacji poprzedniej.
Historia się nie tylko nie skończyła. Ona właśnie przygotowuje akcję wyprowadzenia nam lewego prostego, oby nie kończącego, po nim może być jeszcze sierpowy, podbródkowy i znów lewy prosty. Może też być cała kombinacja ciosów.
Teksty zawarte w niniejszej książce były przez te wszystkie lata, począwszy jeszcze od 2012 roku, wołaniem o zmierzenie się Rzeczpospolitej z przeznaczeniem i historią. Z historią, która się nie skończyła i nie zamierzała się nigdy kończyć. Kto wie, może dla nas się dopiero zaczyna. Musimy jedynie nauczyć się (lub przypomnieć sobie) krok bokserski, uniki, technikę, poprawić szybkość, wytrzymałość, muskulaturę. By po zawodach stać mocno na nogach. Nie leżeć na deskach.
Książkę można znaleźć tu: https://nowakonfederacja.pl/produkt/koniec-konca-historii/
Autor
Jacek Bartosiak
Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.
Trwa ładowanie...