(Fot. geograph.org.uk)
INDIE VS CHINY
W poniedziałek miały miejsce kolejne starcia na granicy chińsko-indyjskiej w prowincji Ladakh. Co się wydarzyło, dokładnie nie wiadomo; Chiny twierdzą, że żołnierze indyjskiej armii „natarli” na jeden z chińskich posterunków w rejonie jeziora Pangong; Indie twierdzą, że było dokładnie na odwrót. Obie strony są jednak zgodne, że oddane zostały strzały ostrzegawcze – choć i tym obwiniają się nawzajem. Oznacza to, że po raz pierwszy od 45 lat na LAC (Line of Actual Control) użyta została broń palna.
W ostatnim tygodniu do Tybetu przebazowane zostały (najprawdopodobniej) chińskie bombowce Xian H-6; ćwiczenia w regionie przeprowadziły również jednostki powietrznodesantowe ALW; Chiny otworzyły również szpital polowy w Lhasie. W środę i czwartek doszło do spotkań ministrów obrony i spraw zagranicznych Chin i Indii, podczas trwającego właśnie w Moskwie forum Szanghajskiej Organizacji Współpracy. W rezultacie zarówno Delhi, jak i Pekin zobowiązały się do deeskalacji napięć; opublikowano również pięciopunktowy dokument mający doprowadzić do uspokojenia sytuacji na granicy. W dokumencie stwierdza się m.in., że „obecna sytuacja na granicy nie jest w interesie żadnej ze stron”, a w związku z tym znajdujący się na niej żołnierze „powinni kontynuować dialog, utrzymać odpowiedni dystans i łagodzić napięcia”. Pekin i Delhi zobowiązały się także do stosowania „wszelkich istniejących porozumień i protokołów dotyczących delineacji granic”, utrzymania pokoju na LAC, unikania eskalacji oraz prowadzenia dialogu.
Również w czwartek ambasador Japonii w Indiach, Satoshi Suzuki, oraz szef indyjskiego MON-u, Ajay Kumar, podpisali 10-letnie porozumienie o współpracy wojskowej (Agreement Between The Government Of Japan And The Government Of The Republic Of India Concerning Reciprocal Provision Of Supplies And Services Between The Self-defense Forces Of Japan And The Indian Armed Forces). Treść dokumentu wskazuje, że ma on na celu „ustalenie zasad wzajemnego świadczenia usług i dostarczania zaopatrzenia” pomiędzy siłami zbrojnymi obu państw, niezbędnych przy „organizacji wspólnych ćwiczeń wojskowych, lub wzajemnych wizyt sił powietrznych czy okrętów”. W notatce prasowej japońskiego MSZ-u stwierdza się, że porozumienie „wzmocni i pogłębi współpracę wojskową oraz przyczyni się do pokoju w regionie Indo-Pacyfiku”.
PAKISTAN I J-10CE
Pakistan miał złożyć Chinom propozycję zakupu 30 myśliwców J-10CE, wraz z rakietami powietrze-powietrze PL-10 i PL-15. W czwartek, dodajmy, do służby w indyjskich siłach powietrznych weszło pięć francuskich myśliwców Rafale.
KOREA I F-35
Siły powietrzne Korei Południowej zakupią dwukrotnie więcej myśliwców F-35, niż pierwotnie zakładano. Seul poinformował o zakupie aż 40 dodatkowych JSF, w tym 20 w wersji B, zdolnej do pionowego startu i lądowania (VTOL) – a więc mogących stacjonować w przyszłości na koreańskim lotniskowcu, którego pozyskanie zapowiedziano w sierpniu.
WIELKA BRYTANIA VS UNIA EUROPEJSKA
Główny negocjator Londynu w rozmowach z przedstawicielami UE David Frost oznajmił w niedzielę, że Londyn „nie boi się odejść od stołu negocjacyjnego (…) Wielka Brytania nie stanie się państwem klientelistycznym Brukseli”. Dzień później podobny przekaz zaserwował Boris Johnson, premier Zjednoczonego Królestwa, stwierdzając, że jeżeli negocjacje nad umową handlowa nie zostaną zakończone do 15 października, obie strony powinny przejść do porządku dziennego nad brakiem porozumienia. Co godne odnotowania, Johnson zdaje się grozić zerwaniem umowy brexitowej, jeżeli miałoby dojść do fiaska negocjacji. I chociaż media na Wyspach informują, że preferowany (przez Downing Street 10) kształt umowy handlowej Londynu i Brukseli miałby być zbliżony do tej podpisanej przez UE z Kanadą (CETA), a więc likwidującej znaczną większość ceł i kwot produktów – to brytyjski premier zaznaczył, że możliwe jest też funkcjonowanie „na zasadach WTO” – a więc bezumowne. To z kolei otwierałoby obydwu stronom drogę do nakładania na produkty ceł w dopuszczalnej przez regulacje WTO wysokości.
Johnson zagrał jednak jeszcze ostrzej; pojawiły się doniesienia, jakoby na Downing Street 10 miano pracować nad zmianą prawa w sposób, który oznaczałby złamanie umowy brexitowej – a konkretnie jej zapisów dotyczących regulacji handlowych i statusu Irlandii Północnej vis-à-vis zarówno Unii, jak i Wielkiej Brytanii. Informacje miały wywołać wściekłość brukselskiego establishmentu, Ursula von der Leyen stwierdziła, że „liczy na zachowanie umowy brexitowej (…) jej złamanie byłoby złamaniem prawa międzynarodowego, poważnym naruszeniem zaufania (…) stosowanie się do zasady pacta sunt servanda jest podstawą wszelkich przyszłych relacji”. Dzień później UE wezwała ustami wiceprezydenta Komisji Europejskiej Maroša Šefčovičia Wielką Brytanię do wycofania legislacji „tak szybko, jak to możliwe, najpóźniej do końca miesiąca”; KE ostrzegła również, że nie zawaha się przed „podjęciem kroków prawnych”, gdyby ustawa faktycznie weszła w życie. W odpowiedzi Londyn stwierdził, że „nie może i nie zamierza” projektu wycofywać. Informacje o możliwym „podarciu” umowy brexitowej wzbudziły jednak negatywny rezonans nie tylko w Brukseli, ale także w Edynburgu czy Cardiff.
Szczególnie w Szkocji (której obywatele w referendum z 2016 roku opowiedzieli się za pozostaniem w UE) abrogacja umowy brexitowej spowoduje prawdopodobnie – powtórną – falę irredenty; przeprowadzone niedawno (acz jeszcze przed ujawnieniem „opcji nuklearnej” Johnsona) sondaże wskazują, że 56% Szkotów opowiada się za ogłoszeniem przez Szkocję niepodległości.
W piątek Londyn i Tokio osiągnęły porozumienie w sprawie umowy handlowej. Zdaniem Brytyjczyków jej zapisy mają spowodować likwidację ceł na 99% produktów, co ma się z kolei przełożyć na zwiększenie wymiany handlowej pomiędzy dwoma państwami o niemal 19,5 miliarda dolarów rocznie. Jest to pierwsza zakończona sukcesem – w erze postbrexitowej – próba utworzenia tego rodzaju porozumienia przez Londyn; oprócz opisanej wyżej próby podpisania podobnego porozumienia z Brukselą trwają także prace nad FTA ze Stanami Zjednoczonymi.
KRZEM VS BIAŁKO
Na początku 2021 roku dowództwo Floty Pacyfiku US Navy planuje przeprowadzić ćwiczenia morskie, w których główną rolę odegrać mają systemy bezzałogowe, zarówno te już używane przez USN, takie jak MK 18 Kingfish, MUSV Sea Hunter (który, nawiasem mówiąc, jeszcze w tym roku ma być testowany jako jeden z okrętów przyporządkowanych do grupy lotniskowcowej) czy też BSP MQ-4 Triton (taki sam, przypomnijmy, został zestrzelony przez Iran niemal dokładnie rok temu), jak i te mające wejść do służby w przyszłości. Marynarka wojenna Stanów Zjednoczonych planuje stopniowo włączać bezzałogowce do swoich struktur (szczególnie że Kongres z zauważalną dozą sceptycyzmu zapatruje się na innowacyjne projekty forsowane przez USN), co podkreślał jej wiceadmirał, Ron Boxall, stwierdzając, że „wszyscy chcą usłyszeć imponujące scenariusze (…) najpierw musimy zacząć faktycznie korzystać z tego sprzętu, a następnie posuwać się do przodu małymi kroczkami”. Kontradmirał Robert Gaucher stwierdził natomiast, że celem ćwiczeń jest „wywołanie niepewności u przeciwnika oraz zwiększenie śmiertelności floty (…) zamierzamy dyslokować jednostki bezzałogowe w strefach oddziaływania przeciwnika (…) jeżeli przeciwnik je zniszczy, to odbędzie się to mniejszym kosztem – zarówno ludzkim, jak i finansowym”.
We wtorek natomiast Congressional Research Service (CRS) opublikował raport dotyczący właśnie wprowadzania dronów na stan US Navy, zatytułowany Navy Large Unmanned Surface and Undersea Vehicles: Background and Issues for Congress. Liczący 37 stron raport już na wstępie informuje, że planowane jest wprowadzenie do służby trzech klas okrętów bezzałogowych: MUSV (Medium Unmanned Surface Vehicles), LUSV (Large Unmanned Surface Vehicles), o których to planach informowaliśmy już w „Weekly Brief”, oraz XLUSV (Extra Large Unmanned Undersea Surface Vehicles) – a więc bezzałogowych łodzi podwodnych. US Navy chce, wedle autorów dokumentu, pozyskać te jednostki w trybie przyspieszonym, aby „utworzyć bardziej rozproszone struktury”. W porównaniu ze stanem obecnym ma to oznaczać zmniejszenie liczby dużych okrętów, takich jak niszczyciele [Arleigh Burke] czy też krążowniki [Ticonderoga], na rzecz mniejszych jednostek, takich jak fregaty FFGX czy też bezzałogowce właśnie.
Skoro o bezzałogowcach, a więc, siłą rzeczy, i o sztucznej inteligencji, mowa, w środę sekretarz obrony USA Mark Esper poinformował, że już w drugim kwartale 2023 mają zostać przeprowadzone symulacje walki powietrznej, w której zmierzą się samoloty (tym razem prawdziwe) pilotowane przez sztuczną inteligencję i „organicznych” (z braku lepszego określenia) pilotów US Air Force. Będzie to więc realne odwzorowanie przeprowadzonego kilka tygodni temu eksperymentu, w którym walkę powietrzną na symulatorze stoczył pilot USAF oraz AI (sztuczna inteligencja wygrała 5:0).
RAKIETY I USA
À propos modernizacji amerykańskich sił zbrojnych: podczas niedawno zarejestrowanego panelu dyskusyjnego generał Joseph M. Martin, zastępca szefa sztabu US Army, poinformował, że armia USA prowadzi prace nad wprowadzeniem do służby lądowych (i przeznaczonych do rażenia celów naziemnych) odpowiedników rakiet Tomahawk oraz SM-6 (Standard Missile-6 / RIM-174 ERAM); zdaniem Martina proces ten miałby się zakończyć w trzecim kwartale 2023 roku. Warto dodać, że tomahawki odpalane są z wyrzutni Mk.41 (lub też nowocześniejszych Mk.57) – które są częścią instalacji amerykańskich w Redzikowie. SM-6 natomiast jest obecnie wykorzystywana jako rakieta do zwalczania celów w powietrzu, jednak już teraz mówi się o wykorzystaniu jej jako środka rażenia okrętów nawodnych; ten dość roztropny i oszczędny kierunek rozwoju (a więc rozwijania już istniejących systemów zamiast tworzenia nowych od podstaw, co często prowadziło do bizantynizmu, opóźnień czy gigantycznych kosztów), którego przykładem jest SM-6, przypisać można – prawdopodobnie – działaniom Strategic Capabilities Office Willa Ropera.
We wtorek rozstrzygnięty został przetarg na opracowanie nowej generacji międzykontynentalnego pocisku balistycznego przenoszącego ładunek jądrowy (ICBM). Zwycięzcą został Northrop Grumman (zresztą tylko ta firma brała w nim udział; Northrop – po wykupieniu jednego z dwóch przedsiębiorstw zajmujących się produkcją tego rodzaju napędów, Orbital ATK, jest niekwestionowanym liderem w zakresie produkcji silników rakietowych na paliwo stałe). Projekt GBSD (Ground Based Strategic Deterrent) ma zostać ukończony do roku 2029, na opracowanie następców pocisków Minuteman III Northtrop otrzyma 13,3 miliarda dolarów. Cały program ma natomiast kosztować 85 miliardów dolarów – nawiasem mówiąc, jest to najtańsze „ramię” nowej amerykańskiej triady nuklearnej (koszt programu B-21 Raider to 97 miliardów, koszt okrętów podwodnych SSBN klasy Columbia to 102 miliardy dolarów).
CHINY VS USA
Podczas niedawnej konferencji prasowej Donald Trump stwierdził, że decoupling chińskiej i amerykańskiej gospodarki to „bardzo intrygujący pomysł (…) tracimy miliardy dolarów, handlując z [Chinami]. Gdybyśmy tego nie robili, nie stracilibyśmy tych pieniędzy”. Podczas tej samej konferencji Trump, indagowany przez dziennikarzy w sprawie otrucia Aleksieja Nawalnego, stwierdził, że „to straszne (…) natomiast nie bardzo rozumiem, dlaczego wszyscy pytają o Rosję (…) to Chiny postępują znacznie gorzej (…) spójrzcie tylko na to, co zrobiły z wirusem [COVID-19] 188 państwom na świecie”.
W ubiegły piątek media w Stanach Zjednoczonych informowały o toczących się dyskusjach na temat wciągnięcia chińskiego producenta układów scalonych, SMIC, na czarną listę Departamentu Handlu, gdzie dołączyłaby do zaszczytnego grona 300 innych firm wywodzących się z Państwa Środka – od Huawei począwszy, a na firmie matce TikToka, ByteDance, skończywszy. Powodem miałyby być więzy łączące SMIC z chińskim aparatem państwowym, a w szczególności z jego sektorem obronnym. W komunikacie prasowym SMIC stwierdziło, że jest „zaszokowane i zdumione” pogłoskami i nie ma nic wspólnego z ALW ani chińskim aparatem bezpieczeństwa. W reakcji na to notowania SMIC na hongkońskiej giełdzie spadły w poniedziałek o 23%. ByteDance, dodajmy, nie zdoła najprawdopodobniej sprzedać TikToka w wyznaczonym przez prezydenta Trumpa czasie (do 20 września; przyjmuje się, że transakcja musiałaby być dopięta pięć dni wcześniej); sam Trump natomiast wykluczył możliwość przedłużenia owego terminu.
Chad Wolf, p.o. szef Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych (Department of Homeland Security, DHS), poinformował w środę (czwartek w nocy czasu polskiego) o cofnięciu wiz ponad tysiącowi chińskich studentów i pracowników akademickich pracujących w instytucjach naukowych w Stanach Zjednoczonych. Uzasadniając decyzję, Wolf stwierdził, że ma ona na celu „uniemożliwienie kradzieży wrażliwych danych i badań naukowych”. Podczas przemówienia szef DHS oskarżył Chiny o „wykorzystywanie wszystkich możliwych lewarów – ekonomii, wojska i dyplomacji – w celu przekształcenia porządku międzynarodowego na swój własny, autorytarny, obraz”, dodając, że Stany zablokują eksport „wyprodukowanych dzięki niewolniczej pracy Ujgurów” towarów. Chodzi tu – jeżeli wierzyć informacjom przekazywanym przez „The New York Times” – zarówno o bawełnę, jak i o pomidory wyprodukowane w Regionie Autonomicznym. Na razie jednak administracja Białego Domu nie podjęła wiążącej decyzji w tej kwestii.
W piątek natomiast rzecznik prasowy chińskiego MSZ-u Zhao Lijian poinformował o nałożeniu ograniczeń na amerykańskich dyplomatów przebywających w Państwie Środka, którzy chcąc się spotkać z lokalnymi politykami bądź złożyć wizytę w kampusach uniwersyteckich, będą musieli uzyskać każdorazową zgodę rządu centralnego. Decyzja Pekinu jest kalką regulacji wprowadzonych w zeszłym tygodniu przez Stany Zjednoczone; Zhao zaznaczył zresztą, że Chiny gotowe są wycofać się z obostrzeń, jeżeli tak samo postąpi Biały Dom. W poniedziałek z kolei Pekin opóźnił decyzję o przedłużeniu wiz dla amerykańskich dziennikarzy przebywających na terenie Państwa Środka – podobnie jak Stany Zjednoczone, które również zwlekają z przedłużeniem wiz dla żurnalistów chińskich. Po raz kolejny więc Chiny starają się nie eskalować relacji z Ameryką, zadowalając się jedynie symetryzmem. Ciekawe, jak będzie po listopadowych wyborach prezydenckich w USA.
Otóż, może się okazać, że Chiny porzucą pielęgnowany dotychczas symetryzm; w minionym tygodniu ukazały się mianowicie dwa artykuły przedstawiające ewentualne sposoby uderzani przez Państwo Środka w jego obiekt hegemonicznej rywalizacji. O pierwszym z nich mówił doradca Pekinu, David Daokui Li, który w rozmowie z SCMP zasugerował, że na próbę odcięcia Chin od mikroprocesorów te mogą odpowiedzieć odcięciem Stanów Zjednoczonych od produktów medycznych (w tym farmaceutyków czy odzieży ochronnej). Równie groźnie brzmi opublikowana w ubiegłym tygodniu na łamach „Global Timesa” propozycja, aby Chiny „zmniejszyły, z 1,2 biliona do 800 miliardów dolarów, posiadane przez siebie amerykańskie obligacje skarbowe”. Autor „Weekly Brief” odnosi wrażenie (choć to ryzykowna teza), że wraz z gigantycznym wręcz luzowaniem polityki pieniężnej i wysoce prawdopodobnym wystąpieniem wysokiej inflacji status dolara jako globalnej waluty transakcyjnej może zostać postawiony pod dużym znakiem zapytania (chociaż brakuje kandydatów do jego zastąpienia). Jeżeli scenariusz ten okaże się nie do uniknięcia, prawdziwym pytaniem będzie, kto pierwszy postanowi wykorzystać własną „opcję nuklearną”: USA, jednostronnie anulując swój dług wobec Chin, czy Chiny, zalewając rynek amerykańskimi papierami dłużnymi.
Od poniedziałku oba chińskie lotniskowce, Liaoning i Shandong (najnowsza tego typu jednostka marynarki wojennej ALW) przeprowadzają jednoczesne ćwiczenia na wodach Morza Żółtego. Oczywiście mieć lotniskowiec to jedno, sformować wokół niego CSG (carrier strike group) to drugie, ale posiadać zdolność przeprowadzenia skoordynowanych działań przez dwie grupy lotniskowcowe to zupełnie inna para kaloszy. Warto więc zwrócić uwagę, że media informują głównie, iż lotniskowce będą przebywać na Morzu Żółtym jednocześnie – ale nie, że będą koordynować swoje manewry w ramach dwóch CSG. Nie znaczy to oczywiście, że tak nie będzie – ale brak na ten temat informacji.
USA I TAJWAN
Tajpej i Waszyngton negocjować mają wizytę podsekretarza Departamentu Stanu USA ds. Rozwoju Ekonomicznego, Energii i Środowiska, Keitha Kracha. Zdaniem tajwańskich mediów Krach ma odwiedzić Formozę już 17 września i uczestniczyć w dialogu ekonomicznym, który to dialog miałby się skupiać w szczególności na współpracy w zakresie „wysokich technologii, energii i sektora medycznego” – jak stwierdził David Stilwell, asystent sekretarza stanu ds. Azji Wschodniej i Pacyfiku. W oświadczeniu ministerstwa spraw zagranicznych Tajwanu stwierdza się jedynie, że „obie strony negocjują datę, agendę i formę organizacji dialogu ekonomicznego”. Dodajmy, że to właśnie Krach, zapowiadając powstanie Economic Prosperity Network, opisał idée fixe tego przedsięwzięcia jako „wrzucenie najwyższego biegu w pracach nad przeniesieniem łańcuchów dostaw z dala od Chin”.
BLISKI WSCHÓD
W czwartek rebelianci Huti poinformowali o przeprowadzeniu ataku, za pomocą pocisków balistycznych (Zulfiqar) i dronów (Samad 3) na cele znajdujące się w stolicy Arabii Saudyjskiej, Rijadzie. Na miasto miało spaść w sumie 11 pocisków; jest to pierwszy tego rodzaju atak na Rijad od marca bieżącego roku.
W piątek Bahrajn poinformował o zamiarze doprowadzenia do nawiązania relacji z Izraelem. Manama idzie więc w ślady Abu Dhabi, stając się czwartym państwem muzułmańskim nawiązującym pełne stosunki dyplomatyczne z Tel Awiwem (lub Jerozolimą, co preferowałyby Stany Zjednoczone). Podobnie jak w wypadku ZEA, oficjalna ceremonia podpisania dokumentów ma się odbyć w Waszyngtonie.
COVID-19
W piątkowy wieczór liczba zachorowań na COVID-19 u ludzi przekroczyła 28,6 miliona; na chorobę tę zmarło niemal 920 tysięcy ludzi. Odnotować trzeba bardzo wyraźny spadek zachorowań w Stanach Zjednoczonych; w ostatnim tygodniu było ich średnio około 37 tysięcy dziennie. Za poprawę statystyk odpowiedzialny jest przede wszystkim spadek zachorowań w trzech stanach najbardziej dotkniętych pandemią – Teksasie, Florydzie i Kalifornii; nie zmienia to jednak faktu, że liczba zachorowań w 22 innych stanach wciąż wzrasta. Według statystyk w USA na COVID-19 zmarło już ponad 197 tysięcy osób.
Pomimo spadku zachorowań w USA (i ustabilizowania się sytuacji w Brazylii) liczba dziennych zachorowań w ujęciu globalnym nie maleje, zbliżając się (jak miało to miejsce w czwartek) do 300 tysięcy bądź przekraczając tę granicę. W znacznym stopniu (konkretnie: niemal w jednej trzeciej) odpowiedzialne są za to Indie, gdzie w ostatnich dniach wykrywa się niemal 100 tysięcy nowych zachorowań dziennie; bardzo szybko rośnie także liczba zachorowań we Francji, gdzie tylko w czwartek ponad 10 tysięcy testów na obecność nowego koronawirusa dało wynik pozytywny.
We wtorek przywódca senackiej większości, republikanin Mitch McConnell, przedstawił projekt nowego pakietu stymulacyjnego, mającego zastąpić wygasły wraz z końcem lipca CARES ACT. Przypomnijmy, że w lipcu i sierpniu przedłużenie CARES ACT było przedmiotem negocjacji pomiędzy GOP a demokratami, które to negocjacje ostatecznie nie zakończyły się sukcesem. Dalsze finansowanie części programów „antykryzysowych” zapewniały wyłącznie niewykorzystane fundusze CARES ACT. Projekt McConnella opiewał na „jedynie” 300 miliardów dolarów (wcześniej kością niezgody było to, czy nowy program powinien być wart jeden, czy dwa biliony dolarów) – ale, jak wskazuje czas przeszły użyty do jego opisu, nie zyskał aprobaty demokratów, których głosami został ostatecznie w piątek odrzucony.
W tygodniu kończącym się piątego września 884 tysiące Amerykanów wystąpiły o przyznanie zapomogi dla bezrobotnych; gdyby doliczyć do tej liczby niemal 840 tysięcy wniosków o zasiłek przyznawany z federalnego programu Pandemic Unemployment Assistance, okazałoby się, że wniosków złożono niemal 1,72 miliona.
W sumie natomiast trwających roszczeń o zapomogę było w Stanach do 29 sierpnia ponad 13,3 miliona, co sugeruje, że bezrobocie wynosi tam co najmniej o 9,2%. Warto jednak zwrócić uwagę, że do 22 sierpnia w sumie 29,6 miliona Amerykanów korzystało z jakiejś formy zapomogi.
CHINY VS DANE CYFROWE
We wtorek minister spraw zagranicznych Chin Wang Yi przedstawił założenia „globalnej inicjatywy bezpieczeństwa danych”, będącej chińską (ach, ten symetryzm!) odpowiedzią na amerykańską Clean Network Initiative. Owa składająca się z ośmiu punktów inicjatywa ma stanowić wzorzec postępowania i punkt odniesienia dla państw w zakresie gromadzenia bezpieczeństwa danych. Wizja Wang Yi zakłada między innymi, że technologie komunikacyjne i cyfrowe nie będą wykorzystywane w sposób zagrażający bezpieczeństwu i interesom narodowym innych państw. Chiny sprzeciwiają się również masowemu szpiegostwu wobec innych państw oraz przechowywaniu danych zabranych przez własne firmy operujące poza Chinami w Państwie Środka oraz instalowaniu backdoorów zarówno w sprzęcie, jak i oprogramowaniu. Trzeba także odnotować, że jeden z punktów inicjatywy mówi, że „państwa powinny szanować suwerenność, prawo i sposoby zarządzania danymi innych państw”. Innymi słowy, inicjatywa Pekinu jest próbą forowania „suwerenności cyfrowej” à la chinoise, a więc multilateralnej, ale jednocześnie wykluczającej jakąkolwiek zewnętrzną ingerencję w prawa, ustrój czy też normy funkcjonujące w danym państwie (szczególnie jeżeli państwem tym są Chiny). Wydaje się, że w pierwszej kolejności Państwo Środka będzie się starało „sprzedać” nową inicjatywę państwom ze swojego bezpośredniego sąsiedztwa; w środę Wang Yi wezwał do dołączenia do niej kraje należące do ASEAN. Warto odnotować, że Wang Yi poruszył kwestię bezpieczeństwa danych również w rozmowie z wiceprzewodniczącą KE Margrethe Vestager, odpowiedzialną za kwestię cyfryzacji właśnie.
CHINY I UE
Już w poniedziałek odbędzie się wideokonferencja pomiędzy przedstawicielami UE a Chinami. W tym kontekście interesująco prezentują się tezy zawarte w corocznym raporcie izby handlowej Unii Europejskiej w Chinach, że europejskie przedsiębiorstwa „muszą pokonywać polityczne pola minowe (…) i mają jeszcze więcej powodów, by obawiać się arbitralnych kar”, związanych z politycznymi sporami pomiędzy państwami unijnymi a Chinami. Warto zauważyć, że jako przykład owych „arbitralnych kar” raport izby przywołuje cła nałożone na pochodzący z Australii jęczmień.
Chinom „wpadł” tymczasem kolejny lewar, tym razem na Niemcy. Oto w czwartek, wraz z wykryciem wystąpienia afrykańskiego pomoru świń u dzika w niemieckim Gubinie (10 kilometrów od granicy z Polską), pojawiły się obawy, że Pekin może zakazać importu niemieckiej wieprzowiny. Niemieccy farmerzy zaapelowali do Chin, aby „nie zamykali swego rynku dla niemieckiej wieprzowiny (…) pytanie brzmi: gdzie mamy sprzedawać nasze produkty, jeżeli nie do Chin”. Wieprzowina, Mercedes, Huawei (i Deutsche Telekom) – oto właśnie going concern w całej okazałości.
KAUKAZ 2020
W czwartek chiński MON poinformował, że oddziały ALW wezmą udział w organizowanych przez Rosję ćwiczeniach Kaukaz 2020. Ćwiczenia mają się rozpocząć 21 września, potrwają pięć dni. W oświadczeniu chińskiego MON-u zaznacza się, że „ćwiczenia nie są wymierzone w jakiekolwiek państwo trzecie ani nie są powiązane z sytuacją w regionie”.
CHINY I TALIBOWIE
Prezydent Trump zapowiedział wycofanie kolejnych żołnierzy z Iraku i Afganistanu. Po redukcji w Iraku będzie przebywać już tylko 2200 a w Afganistanie 4000 żołnierzy amerykańskich sił zbrojnych. Decyzja Białego Domu zbiegła się z doniesieniami mówiącymi o toczących się od kilku miesięcy rozmowach na linii Chiny – talibowie. Według informacji Pekin zaproponował talibom, że w wypadku utrzymania przez nich stabilnej sytuacji po wyjściu amerykańskich wojsk Chińczycy przeprowadzą w kraju szereg inwestycji infrastrukturalnych, od systemu dróg łączących główne miasta przez elektrownie po systemy przesyłowe dostarczające surowce z Chin do Azji Centralnej. Afganistan jest dla Chin cennym krajem również z perspektywy projektu Nowego Jedwabnego Szlaku; możliwość stworzenia infrastruktury w tym kraju skróciłaby o kilkaset kilometrów południową odnogę tej inwestycji.
BIAŁORUŚ
Na Białorusi wciąż trwają protesty przeciwko Łukaszence; po niedzielnych protestach aresztowano w sumie 633 osoby, w tym wiele kobiet cieszących się wcześniej relatywnie łagodniejszym traktowaniem ze strony sił bezpieczeństwa.
Kolejnym przejawem zaostrzania represji było porwanie Maryi Kalesnikawej. W poniedziałek zamaskowani mężczyźni wciągnęli ją do samochodu i odjechali w nieznanym kierunku, co spotkało się z dość nieprzychylną reakcją Moskwy; Kreml stwierdził, że porwania są „nieakceptowalne”, wykazując się imponującym kręgosłupem moralnym. Mińsk natychmiast zareagował na to dictum; kilka godzin później białoruskie władze potwierdziły zatrzymanie opozycjonistki. Pierwotnie utrzymywano, że Kalesnikawa sama próbowała zbiec na Ukrainę i została zatrzymana przez służby graniczne. Nieoficjalnie mówi się, że Kalesnikawą próbowały wywieźć na Ukrainę białoruskie służby, jednak ta miała „podrzeć swój paszport”, przez co cała operacja zakończyła się fiaskiem. Aktualnie opozycjonistka przebywa w areszcie. Unia Europejska planuje nałożenie sankcji na przedstawicieli białoruskiej administracji (mówi się nawet o możliwych sankcjach na bat’kę), jednak inicjatywa ta jest blokowana przez Cypr, który próbuje w ten sposób zwrócić uwagę Unii na konflikt rozgrywający się na wschodnim Morzu Śródziemnym.
WSCHODNI MEDYTERAN
Napiętej sytuacji we wschodnim Medyteranie nie pomaga fakt, że Ankara i Ateny dalej snie podjęły prób mediacji, koncentrując się na przeprowadzaniu kolejnych manewrów wojskowych (Grecy rozpoczęli ćwiczenia wraz z siłami USA, Turcja na północ od cypryjskiego wybrzeża).
Francuzi tymczasem zorganizowali konferencję siedmiu unijnych państw leżących nad Morzem Śródziemnym „Med”, podczas której udzielono pełnego poparcia Grecji i Cyprowi. Macron wezwał wręcz państwa członkowskie UE do wyznaczenia Ankarze „czerwonych linii”, okraszając całą sytuację tweetem o dość oczywistej wymowie: „Pax Mediterranea!”. Prezydent Republiki został szybko spostponowany przez turecki MSZ, którego zdaniem „Macron powinien przestać pouczać innych, i hołdować swoim starym, kolonialnym insytnktom”. Innymi słowy – Turcja mówi Macronowi „sprawdzam” – i ten albo będzie gotowy faktycznie zaangażować poważne siły vis a vis Ankary, albo ograniczy się do gestów i marsowych stwierdzeń, z których już przecież słynie. W pewnym momencie zaczną one tracić jednak na sile.
W poniedziałek na Cyprze gościł Siergiej Ławrow, który oficjalnie świętował tam 60-lecie wzajemnych stosunków dyplomatycznych. W wywiadzie dla lokalnej gazety zaznaczył, że rozwój współpracy rosyjsko-tureckiej nie wpłynie na relacje z Nikozją. W sobotę na Cyprze pojawi się sekretarz stanu USA Mike Pompeo.
Autor
Albert Świdziński
Dyrektor analiz w Strategy&Future.
Trwa ładowanie...