Strefa brzegowa wielkiego oceanu kosmicznego. Orbity Terry

Obrazek posta

Prototyp rakiety Starship, który ma potencjał zrewolucjonizować komunikację kosmiczną (fot. Pauline Acalin dla The Verge)

 

Technologicznie rewolucyjna karawela portugalska i założona przez księcia Henryka Żeglarza szkoła nawigatorów w Sagres, położonym na najbardziej wysuniętym na południowy zachód skrawku Portugalii, umożliwiły wielką rewolucję oceanu światowego, która trwa od ponad 500 lat do dziś. Teraz kolejne prototypy rakiety Starship i miejsce, gdzie się je tworzy i testuje w Boca Chica, na samym południowo-wschodnim skrawku Teksasu nad brzegiem Zatoki Meksykańskiej, zwiastują nadchodzącą nową rewolucję. Warto zapamiętać wyjątkowo dźwięczną nazwę teksańskiej miejscowości. Mnie osobiście wbiła się ona w korę mózgową już dość mocno.

 

Do tej pory ledwie zamoczyliśmy palce stóp w oceanie kosmicznym. Przypominamy zaciekawionego, który widzi bezmiar oceanu, stoi na brzegu Terry, ale umiejętności starcza mu jedynie po to, by zanurzyć się w strefie brzegowej, widzieć zawsze brzeg i czuć grunt po nogami. Pływanie na otwartym oceanie jest jeszcze wielką zagadką i wielkim wyzwaniem.

 

Wszyscy ludzie, którzy do tej pory byli w kosmosie, weszli do wody tylko po pas. No, może ci, co byli na Księżycu, zaczęli pływać amatorską żabką, ale mając grunt i widząc brzeg.

Z wyjątkiem pojedynczych sond do planet Układu Słonecznego (i zupełnie sporadycznych poza Układ Słoneczny) wszystko, co się do tej pory działo w przestrzeni kosmicznej i co ma znaczenie dla naszego bezpieczeństwa, przemysłu, badań naukowych, zdolności wojskowych, komunikacji itp., odbywa się na orbitach Terry. Przypomina to pływanie po wodach przybrzeżnych oceanu światowego, czerpanie z nich korzyści, ale nie jest to nic, co można by było porównać z wysiłkami ludzi takich jak Diaz, Kolumb, Vasco da Gama, Magellan i inni, którzy dali światu nowe skomunikowanie, zmieniając 500 lat temu stary paradygmat.

 

Z punktu widzenia rozważań strategicznych orbity Terry są właśnie strefą brzegową wielkiego oceanu kosmicznego. Zatem interakcje i działania ludzkie w tej nowej, acz wciąż „przybrzeżnej”, domenie oddziałują na ląd ziemski bardzo podobnie, jak kiedyś działania w wodach mórz przybrzeżnych Eurazji.

 

Jak pisze o przestrzeni kosmicznej Everett Dolman w „Geostrategy in the Space Age: An Astropolitical Analysis”, to, co się wydaje przypominać ocean światowy, jest w rzeczywistości złożoną topografią z dolinami grawitacyjnymi, akwenami zasobowymi oraz strefami pełnymi niebezpieczeństw, równie zdradzieckich jak ziemskie wiatry czy prądy. Śmiertelne promieniowanie, perturbacje i anomalie astrodynamiczne są tym, czym pasaty albo Morze Sargassowe lub wiatry wokół przylądka Horn.

W szczególności dotyczy to najbliższej nam strefy przybrzeżnej oceanu kosmicznego – ziemskich orbit.

Teoretycznie sprawa jest prosta; 100 km nad powierzchnią naszej planety znajduje się linia Kármána, czyli umowna granica kosmosu. Ale to tylko teoria, granica jest, delikatnie rzecz ujmując, umowna, bo powyżej tej linii obiekty kosmiczne wciąż napotkają tarcie atmosferyczne, co zaburza ich trajektorie przemieszczania się. By poruszać się po orbitach, muszą być znacznie wyżej. A z kolei poniżej 100 kilometrów jeszcze długo nie ma ziemskich warunków aerodynamicznych umożliwiających loty samolotów wykorzystujących warunki fizyczne atmosfery.

Dolman uważa, że z punktu widzenia strategii przestrzeń kosmiczna dzieli się na następujące strefy (a kontrola kolejnych przypomina kolejne klucze do panowania nad przyszłością Ziemi):

  1. Terra, czyli – dokładnie rzecz ujmując – atmosfera Ziemi od jej powierzchni do najniższej orbity. To najbliższa „lądowi” strefa brzegowa. Wszelkie obiekty wychodzące z Ziemi na orbitę i wracające z niej muszą się tędy przemieścić. To na powierzchni Terry znajdują się wszystkie obecne porty kosmiczne, systemy dowodzenia i łączności ze statkami kosmicznymi; tu dokonuje się zarządzanie ruchem kosmicznym, śledzenie obiektów w kosmosie, gromadzenie i analizowanie danych; tu znajdują się zbiory danych. Rozwój technologiczny także dokonuje się na powierzchni, podobnie jak produkcja statków kosmicznych i sprzętu niezbędnego do podróży kosmicznych, nie mówiąc o serwisie, naprawach, magazynach części zamiennych itd.

 

Terra ma oczywiście swoją topografię, która wyznacza uwarunkowania geopolityczne na planecie i determinuje istotne uwarunkowania astropolityczne, jak na przykład miejsce startów i lądowań statków kosmicznych. Terra i jej geopolityka determinują zagrożenie ze strony wrogiego mocarstwa kosmicznego, które w walce o dominację kosmiczną będzie z pewnością chciało wyeliminować ziemskie porty kosmiczne przeciwnika lub zlokalizowane na Ziemi systemy dowodzenia siłami kosmicznymi. Strefa ta jest łącznikiem geopolityki i astropolityki.

 

Dla lokalizacji miejsc startowych decydujące znaczeni ma tzw. wydolność orbitalna. To ona generuje geopolityczne i jednocześnie astropolityczne uwarunkowania na naszej planecie.

Do startów, zwłaszcza na orbitę geostacjonarną, co do zasady, najlepszy jest równik, albowiem obrót Ziemi może znacząco pomóc w starcie rakiety pokonującej studnię grawitacyjną i zmuszonej osiągnąć pierwszą prędkość kosmiczną, niezbędną, by znaleźć się na orbicie Ziemi. Obrót Ziemi na równiku odbywa się z prędkością 1667 km/h. Im dalej od równika, tym prędkość ta jest mniejsza, wreszcie na biegunach dochodzi do 0 km/h. Aby wydostać się ze studni grawitacyjnej Ziemi, trzeba osiągnąć około 28 tysięcy km/h. Na równiku wystarczy mieć 26 400 km/h, by osiągnąć orbitę – oczywiście jeśli startuje się na wschód, zgodnie z ruchem obrotowym Terry. Jeśli na zachód, czyli wbrew ruchowi obrotowemu Ziemi (1667 km/h), trzeba w praktyce rozpędzić rakietę do prędkości 29 700 km/h. 3300 km/h robi ogromną różnicę przy wydatkowaniu energii (delta-v).

 

Na przykład europejska rakieta startująca z Gujany Francuskiej, gdzie port kosmiczny zlokalizowany jest na piątym stopniu szerokości geograficznej północnej (a więc blisko równika), ma o 17% większą wydajność paliwową niż amerykańska rakieta startująca z przylądka Canaveral położonego na 28,5 stopnia szerokości geograficznej północnej, czyli dużo dalej na północ od równika.

 

W rezultacie statek kosmiczny startujący z przylądka Canaveral na zachód może zabrać tylko 13 600 kg ładunku. Gdyby startował na zachód z mniej więcej tej samej szerokości geograficznej północnej, na której znajduje się główny port sił kosmicznych USA Vandenberg Air Force Base, to ledwo mógłby osiągnąć orbitę okołoziemską, i to przy pustej ładowni. Wyniesienie każdego kilograma ładunku poza studnię grawitacyjną Ziemi wymaga ogromnego wysiłku. Matka Ziemia nie chce wypuszczać w ocean kosmiczny swoich dzieci.

Orbitalne perturbacje powodują, że tylko dwie orbity okołoziemskie są zupełnie stałe i wymagają minimum korekty kursu: 63,4 stopnia i 116,6 stopnia względem płaszczyzny równika. To oznacza, że satelita będzie bardziej stabilny na orbicie, jego czas użytkowania i niezawodność będą większe, a działając w grupie satelitów będzie zachowywał odległość bez potrzeby ciągłej korekty lotu. Zatem z punktu widzenia wydajności (choć nie zawsze jest ona najważniejsza) satelity powinny startować na wschód na szerokości geograficznej północnej 63,4 stopnia lub na szerokości geograficznej południowej 63,4 stopnia. Wniosek z tego, że idealne lokalizacje to północna Syberia, wschodnie wybrzeże Grenlandii, daleka północ Kanady, większa część Alaski. To są miejsca na wielkie porty kosmiczne. Północny port kosmiczny Rosji w Plesiecku niedaleko Archangielska jest położony dokładnie tam, gdzie trzeba.

Poza wydatkiem energetycznym kluczowe jest bezpieczne otoczenie. Najlepsze są miejsca startowe, które mogą wysyłać statki kosmiczne jednocześnie na wschód, na północ oraz na południe i są położone blisko oceanu, rakiety odrzucają bowiem części, które następnie spadają na Ziemię. Zatem pustkowie musi się roztaczać co najmniej w promieniu tysiąca kilometrów. Z tego punktu widzenia optymalne astropolitycznie miejsca do startów to północne wybrzeże Brazylii, wschodnie wybrzeże Kenii i liczne wyspy na Pacyfiku – na wschód od Nowej Gwinei.

Nie trzeba specjalnie uzasadniać, dlaczego porty kosmiczne miałyby ogromne znaczenie w razie wojny w kosmosie, obecnie przede wszystkim dotyczącej orbit Terry.

2. Kolejna strefa kluczowa dla sytuacji strategicznej Ziemi to przestrzeń okołoziemska – rozciągająca się od najniższej orbity do wysokości orbity geostacjonarnej, czyli do 36 tysięcy kilometrów od powierzchni Ziemi. Dolman nazywa ten obszar Rimlandem kosmosu. To jest strefa zwiadu wojskowego, nawigacji satelitarnej i wszelkiej współczesnej broni w kosmosie, również pola walki objętego działaniem broni antysatelitarnej wszelkiego rodzaju, zarówno kinetycznej, jak i pozakinetycznej. Gdyby wybuchła wojna między USA a Chinami, to tu właśnie toczyłaby się walka o dominację nad systemami świadomości sytuacyjnej, mająca znaczny wpływ na wynik starcia na powierzchni planety, czyli na geopolitykę ziemską.

 

W niższych wysokościach tej strefy latają rakiety balistyczne średniego i dalekiego zasięgu. To w tej strefie pojawiła się jako pierwsze dzieło „kosmiczne” człowieka niemiecka rakieta V2, jeszcze w 1942 roku.

 

3. Przestrzeń okołoksiężycowa, którą Dolman porównuje do Mackinderowskiego obszaru Europy Wschodniej, stanowi „drzwi do Heartlandu”. Rozciąga się od orbity geostacjonarnej do orbity zewnętrznej księżyca (Luny), wraz z samym Księżycem, w kierunku Słońca. Księżyc jest jedynym widzialnym obiektem tej przestrzeni, ale stanowi zaledwie jedną z kilku kluczowych lokalizacji tej strefy. Arcyważne są bowiem punkty libracyjne, którym kiedyś poświęcimy w Strategy&Future oddzielny tekst.

O ile Dolman uważa, że najważniejszą strategicznie strefą jest przestrzeń okołoziemska, o tyle ja uważam, że znacznie ważniejsza jest strefa okołoksiężycowa wraz z samym Księżycem, znajdując się na szczycie studni grawitacyjnej i w kontroli kluczowych w układzie Terra – Luna punktów libracyjnych. Kto kontroluje tę przestrzeń, będzie panem układu dualistycznego Terra – Luna.

 

Zapewniam czytelników, że będą o to toczone wojny w przyszłości. Ze względów technologicznych jeszcze tego nie „ogarniamy” . Jesteśmy na etapie płaskodennego pływania po Morzu Śródziemnym i dlatego jeszcze nie umiemy wykorzystywać wagi przestrzeni Atlantyku do kontroli losu Europy, czyli strefy okołoksiężycowej do kontroli Ziemi.

4. Przestrzeń słoneczna – czyli cała reszta znajdująca się w Układzie Słonecznym, to jest w studni grawitacyjnej Słońca, ale będąca poza orbitą ziemską i naszego Księżyca. Ta przestrzeń, nie licząc sporadycznych lotów sond, jest jeszcze poza zasięgiem naszej eksploracji. Ale to ona stanowi prawdziwy Mackinderowski Heartland i tam jest przyszłość kolonizacji ludzi. Elon Musk marzy o takiej kolonizacji, marzy o zasiedleniu Marsa, księżyców Jowisza i eksploracji wielkich asteroid w pasie asteroid, gdzie nie brakuje surowca do rozpoczęcia nowej ery industrialnej ludzkości i gdzie ludzie znajdą swoją przyszłość.

 

Na dzień dzisiejszy to kontrola przestrzeni okołoziemskiej gwarantuje kontrolę zewnętrznych dróg do wielkiego oceanu kosmicznego i wszystkich wychodzących z Terry przepływów strategicznych. To daje kontrolującej je potędze dominację wojskową również nad polem walki na samej Ziemi.

 

Wczesne ostrzeganie, wykrywanie rakiet i ruchów wojsk, celowanie, ocena pouderzeniowa – to wszystko znajduje się w tej strefie, stanowiąc podstawowe narzędzie uzyskiwania przewag wojskowych (jak pokazała dwa razy wojna iracka). Współczesna nawigacja, komunikacja, prognoza pogody, dominacja informacyjna, w przyszłości możliwość przerzutu i manewru ogniowego po liniach wewnętrznych niczym ultramobilna flota, która może się pojawiać 100 km nad głowami przeciwnika nad Eurazją. To wszystko, co już w tej chwili wpływa na geopolitykę ziemską i może zmienić układ sił w Eurazji, jest zlokalizowane tej strefie. Choć dopiero raczkuje w swoim zaawansowaniu, pomimo tak efektywnych przykładów. Gdy dojrzeje, zmieni z pewnością uwarunkowania geopolityki Ziemi.

 

Autor

Jacek Bartosiak

Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.

 

Jacek Bartosiak

Zobacz również

„Mars Colonies. Plans for Settling the Red Planet” – recenzja Jacka Bartosiaka (Podcast)
Widziane z zachodniego Limitrofu. Sprawy wojskowe na Wschodzie. Przegląd za okres 30.08 – ...
Weekly Brief 29.08 – 4.09.2020

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...