Izraelska projekcja siły: bliższy front północny – utworzenie granicy. Część 2

Obrazek posta

(Fot.pikist.com)

 

Lata 1948–1967

 

Wynik wojny arabsko-izraelskiej z lat 1948–1949 to w świecie arabskim Nakba – czyli katastrofa. Co prawda historycy już dawno obalili mit tej wojny odwołujący się do żydowskiego Dawida i arabskiego Goliata, zamieniając Goliata na Żyda, a Dawida na Araba, niemniej jednak w dalszym ciągu nie ma rozwiązania politycznego, co zrobić z uchodźcami palestyńskimi (około 800 tysięcy) z lat 1948–1949, którzy do 2020 roku rozmnożyli się do liczby sięgającej 15 milionów. Arabowie, którzy zamieszkiwali północ Mandatu Palestyny, zostali wypędzeni lub sami uciekli do niepodległego od 1943 roku Libanu lub do Syrii (niepodległej od roku 1946).

Opustoszały Hajfa, Akka, Safed, oszczędzono wówczas jeszcze chrześcijański Nazaret, Ben Gurion musiał się bowiem liczyć z opinią świata chrześcijańskiego. Szacuje się, że do Libanu trafiło 100–150 tysięcy Palestyńczyków, a do Syrii drugie tyle. W wyniku tej wojny w północnym Izraelu zostało ponad 100 tysięcy Arabów, wśród których byli zdezorientowani chrześcijanie, prożydowscy druzowie oraz muzułmanie sunnici, a siedem szyickich wiosek w Mandacie Palestyny zniknęło, tak jak setki innych sunnickich osad. W 2020 roku szacuje się, że Arabów obywateli izraelskich jest prawie 1,7 miliona. Lwia część tej ludności żyje w Galilei i niekiedy wręcz dominuje nad ludnością żydowską.

Dla Libanu napływ ludności palestyńskiej to bardzo duży problem. Chociaż tylnymi drzwiami i po cichu wchłonięto znaczną część palestyńskich chrześcijan, a Hezbollah w latach 90. dał paszporty libańskie szyitom z siedmiu palestyńskich szyickich wsi, to prawie 100 tysięcy sunnitów, chociaż w języku, religii i obyczaju niemalże bliźniaczych wobec sunnitów z Sydonu, mogło zaburzyć porządek konfesyjny, który i tak był chwiejny wobec wewnętrznych problemów i syryjskich inspiracji. Syria skompromitowała się na polach bitew, albowiem nie dość że przegrała z Izraelem, to jeszcze szeregowi (w większości sunnici) bardziej niż do nieprzyjaciela byli wrogo nastawieni do własnej kadry oficerskiej (w większości chrześcijan i alawitów). Obecność uchodźców palestyńskich w Syrii była jednak mniej destabilizująca dla kraju w związku z jej niedemokratycznym obliczem, większą przestrzenią i ludnością. Uchodźcy palestyńscy w Syrii zostali rozlokowani na północy kraju oraz w okolicach miejscowości Jarmouk w Hawranie, niedaleko trasy Amman–Damaszek.

Granica północna w wyniku wojny Izraela z Syrią i Libanem ostatecznie nie uległa zmianom i przebiegała wzdłuż granic mandatowych, z drobnymi korektami na odcinku izraelsko-syryjskim w okolicach Jeziora Tyberiadzkiego, z których utworzono strefy zdemilitaryzowane, będące zarzewiem stałych prowokacji w latach 1949–1967. Liban również wziął udział w tej wojnie, symbolicznie wysyłając korpus ekspedycyjny, który dojechał do Nazaretu. Co ważniejsze, armia izraelska wykorzystała ten symboliczny gest wobec świata arabskiego do inwazji na południe kraju cedru, niejako zaznaczając, że w przyszłości Izrael będzie chciał wyjść poza sztuczne i sztywne ramy granic mandatowych.

Lata 1949–1967 to dla Izraela głównie okres trosk związanych z Egiptem i charyzmatycznym prezydentem tego kraju Gamalem Abdelem Naserem. Niezwykle ważny był jednakże odcinek północny. Podstawową sprawą dla armii izraelskiej już po zakończeniu wojny było uniemożliwienie powrotu Palestyńczyków z Syrii i Libanu. Ci, żyjąc w dramatycznych warunkach obozowych, tłumnie ryzykowali życie, by powrócić do swoich coraz bardziej mitycznych wiosek z rajskich czasów sprzed 1948 roku. Kolejną sprawą było stałe monitorowanie syryjskich prób regulacji rzek, które miały na celu odcięcie Izraela od wody. Destabilizacja Syrii, która przechodziła szereg zamachów stanu, rewolucji i innych niepokojów, była korzystna dla Izraela, który upatrywał w kolejnych przewrotach politycznych i wojskowych w Damaszku osłabienia syryjskiego potencjału i liczył na przetrzebienie tamtejszych elit wykształconych przeważnie na francuskich uniwersytetach i stopniowo zastępowanych kadrami z awansu społecznego zakorzenionymi w ciasnych umysłowo kliszach syryjskiego interioru z jego klanowością, kastowością, uprzedzeniami i rywalizacją. Dodatkowo każdy ze skutecznie czy bezskutecznie przeprowadzonych zamachów stanu odwracał uwagę syryjskich decydentów od kluczowego dla Izraela zagadnienia wody oraz przybliżał do potencjalnego rozczłonkowania zintegrowanych przez Francję przestrzeni, które wykazywały tendencje separatystyczne (Kurdowie czy alawici na wybrzeżu), autonomiczne (Jabal al-Druze na południe od Damaszku) czy też wynikające z historycznej rywalizacji pomiędzy Aleppo i Damaszkiem.

W wypadku Libanu priorytetem dla Izraela było utrzymanie tam roli przewodniej maronitów, chociaż rozważano także możliwość korekty południowej granicy tego państwa na korzyść Izraela. Tel Awiw z zazdrością spoglądał także na rozwój bankowości w Bejrucie. Banki libańskie obsługiwały kapitał z Zatoki Perskiej, niedostępny wówczas dla Izraela z powodu nierozwiązanej kwestii palestyńskiej, z której sprawą oficjalnie solidaryzują się kraje arabskie. Niemniej już od początku lat 60. nawiązała się nić wspólnoty interesów pomiędzy Izraelem i Arabią Saudyjską i to też tworzyło grunt pod przyszłą relokację kapitału petrodolarowego z Bejrutu do Tel Awiwu.

Wedle koncepcji Ben Guriona północny odcinek miał się składać z państwa maronickiego (na gruzach Libanu), druzyjskiego (po rozbiciu Syrii na państwa alawickie, druzyjskie, Aleppo i Damaszek) oraz w przyszłości z Kurdystanu, który miał być złożony z części syryjskiej i irackiej, laicka Turcja oraz Iran szacha miały natomiast być odleglejszą barierą bezpieczeństwa Izraela na kierunku północnym. Dlatego od lat 60. Izrael po cichu wspierał w Libanie maronitów z klanu al-Dżumajjila, pomagał Kurdom w Iraku i Syrii, a także utrzymywał tajne kontakty z druzami w Libanie i w Syrii, którzy bacznie obserwowali, jak się żyje ich współbraciom w Izraelu, oficjalnie zintegrowanym z resztą społeczeństwa i podlegającym obowiązkowej służbie w armii izraelskiej.

Jak już wspomniałem, wojna 1967 roku rozpoczęła się od Syrii i na niej się zakończyła. Chociaż najsilniejszym przeciwnikiem dla izraelskiej machiny wojennej był Egipt, to Syria stanowiła priorytet. Chodziło o to, żeby ją wypchnąć znad Jeziora Tyberiadzkiego i wbić się w wyżej od Galilei położone wzgórza Golan oraz wyjść na autostradę Kunejtra–Damaszek. W ten sposób Izrael mógłby zagrażać bezpośrednio syryjskiej stolicy oraz zyskać lepszy wgląd w transfer towarów przewożonych z Bejrutu do Damaszku. Zajęcie wzgórz Golan chroniło źródła Jordanu, pozwalało też zyskać próżnię strategiczną, wzmacniającą upośledzony do tej pory z powodu syryjskiego zagrożenia rozwój Galilei. Na syryjskim odcinku musiał się Izrael spieszyć w związku z sowieckimi dostawami wojskowymi. Ponadto wywiad wojskowy Aman dzięki informacjom zdobytym przez Eliego Cohena vel Kamala Taabeta miał rozpracowany system fortyfikacyjny na wzgórzach Golan i świadom tego Damaszek szykował się do przebudowy zdekonspirowanych umocnień. Dodatkowo Izrael wziął stoki góry Hermon oraz trzy druzyjskie wsie, które oficjalnie domagały się powrotu do Syrii. Jednakże od 1967 roku druzowie ze wzgórz Golan nie stanowili żadnego zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego, z wyjątkiem sporadycznie ujawnianych wypadków szpiegostwa na rzecz Syrii i częstych demonstracji (jednak bez zamieszek czy starć z policją) połączonych z wysławianiem syryjskiego prezydenta i z domaganiem się powrotu tych obszarów w granice Syrii.

 

Lata 19701982

 

Zajęcie przez Izrael wzgórz Golan całkowicie zmieniło syryjski udział w konflikcie arabsko-izraelskim. W miejsce górnolotnych haseł o obronie Palestyny czy chęci jej wyzwolenia, które służyły zmieniającym się syryjskim reżimom do ograniczania i tak nigdy nie występujących w tym regionie praw obywatelskich oraz do militaryzacji budżetu, a przede wszystkim życia publicznego i ekonomicznego, pojawiło się realne i egzystencjalne zagrożenie dla syryjskiej państwowości. Damaszek znalazł się więc w fatalnej dla siebie sytuacji; armia izraelska była w odległości 60 kilometrów od syryjskiej stolicy i nie było żadnych barier topograficznych, które mogłyby uniemożliwić szturm na serce kraju. Co więcej, Golan chociaż nie mają dużej wartości gospodarczej, w izraelskich rękach zyskują wielkie znaczenie strategiczne, przez co Syria ma ograniczone pole manewru na kierunku jordańskim, co zresztą Izrael wykorzystał w 1970 roku, kiedy to wybuchła wojna domowa pomiędzy OWP Jasera Arafata a królem Husajnem ibn Talalem. Tylko groźba interwencji izraelskiej po stronie króla jordańskiego ochłodziła zapędy syryjskie, aby pomóc Palestyńczykom, których zresztą transferowano do Libanu, co przyniosło pożogę kraju cedru w postaci wojny domowej, która faktycznie wojną domową nie była.

Nim przejdę do spraw libańskich, warto przypomnieć wojnę z 1973, która pozwoliła Syrii odzyskać miasto Kunejtra, a syryjscy, przede wszystkim zaś sowieccy, specjaliści mieli okazję przyjrzeć się izraelskiej aparaturze obserwacyjnej i nasłuchowej na tzw. górze szpiega przy Hermonie opuszczonej przez Izraelczyków w wyniku ofensywy syryjskiej, a odzyskanej później. Zwiedzanie góry szpiega wyrobiło w Syryjczykach przekonanie, że Izrael podsłuchuje cały kraj, a nawet region, co zdaniem części opinii ekspertów jest wielce prawdopodobne.

Wojna 1973 zwieńczona korektą na korzyść Syrii (przyłączenie zrujnowanej Kunejtry) była ostatnią bezpośrednią konfrontacją armii syryjskiej i izraelskiej na tym odcinku. Wojna ramadanowa/Jom Kipur uważana jest w świecie arabskim za sukces i niewątpliwie pierwsze godziny jej trwania mogły skłonić Izraelczyków do refleksji nad kruchością ich państwa, które, aby istnieć, musi dominować nad sąsiadami i całym regionem, a to wyklucza stały pokój, więc jedyne, co elity izraelskie mogły zaproponować, to spokój lub konflikty na terytorium nieprzyjaciela, aby nie odstraszać od Izraela inwestorów oraz przede wszystkim turystów i pielgrzymów. Spokój (a nie pokój) na odcinku północnym jest bardzo chwiejny. Sytuacja kryzysowa na okupowanych przez Izrael wzgórzach Golan po ostatnim jak dotąd rozgraniczeniu tzw. purpurową linią w 1974 roku była niemal sielska.

Umocniony triumfem w wojnie ramadanowej i nad politycznymi rywalami syryjski prezydent Hafiz al-Asad nie chciał ryzykować starcia z armią izraelską 60 kilometrów od swojej stolicy. Będąc alawitą, wiedział, że sunnickie radykalne środowiska konserwatywne mogą doprowadzić do rewolty przeciwko jego władzy, zwłaszcza w sytuacji naporu Izraelczyków na Damaszek. Jak krucha jest władza Asada i jak silne są wpływy islamistów, przekonał się syryjski prezydent w 1976 roku, kiedy to armia syryjska zaczęła wspierać chrześcijan w ich walkach z Palestyńczykami, którzy znali Marksa, a nie Koran, choć w większości byli sunnitami.

Wraz z pojawieniem się OWP w Libanie doszło do sytuacji kryzysowej, w której zarówno Syria, jak i Izrael przeniosły rywalizację ze wzgórz Golan do kraju cedru. Usadowienie się Palestyńczyków na południu Libanu i ich działalność dywersyjno-zaczepna oraz infiltracja z tego obszaru do Izraela bojówek dokonujących aktów sabotażowych oraz terrorystycznych wymagały bezpośredniego zaangażowania Izraela w kwestię libańską. Akcje OWP były prowadzone na pokaz dla Palestyńczyków żyjących w obozach dla uchodźców czy pod izraelską okupacją na Zachodnim Brzegu i w Gazie, ale izraelskie odwety czy prowokacje były realne. Tak samo realny był ucisk ludności szyickiej i chrześcijańskiej na kontrolowanych przez OWP terenach, a sam Jaser Arafat zaczynał przejmować libańską stolice, czemu przeciwstawił się Baszir al-Dżumajjil, lider Falangi maronickiej. W 1978 roku Izrael przeprowadził krótkotrwałą inwazję na Liban, dochodząc do rzeki Litani (około 20 kilometrów od swojej granicy), i wraz z miejscowymi chrześcijańskimi oficerami byłej armii libańskiej powołał Armię Południowego Libanu (APL). APL złożona w większości z chrześcijan, ale i szyitów czy druzów, miała się ścierać z OWP przekraczającą rzekę Litani. Izrael otworzył swoją granicę dla mieszkańców południowego Libanu i systematycznie ocieplał swój wizerunek wśród libańskich chrześcijan, którzy nie ukrywali tego, że noszą izraelskie mundury i mają izraelską broń.

Wraz z wybuchem rewolucji islamskiej w Iranie oraz wojną iracko-irańską, która pomimo błyskotliwej ofensywy i sukcesów irackich przeszła w fazę wojny pozycyjnej, a także po podpisaniu traktatu pokojowego z Egiptem Izrael miał w 1982 roku wyjątkową szansę na realizację koncepcji „spokoju, a nie pokoju”. Wypychając Palestyńczyków z Libanu, ponownie kierując ich do Jordanii i tworząc tam państwo palestyńskie, Tel Awiw chciał rozwiązać sprawę konfliktu arabsko-izraelskiego faktycznie, a nie dyplomatycznie. Liban oswobodzony z OWP i z wojsk syryjskich doskonale izolował Damaszek, który pozostałby jedynym przeciwnikiem w regionie, i tak niezdolnym do jakiejkolwiek zwycięskiej konfrontacji z Izraelem. Wasalny Liban to same korzyści – przez port w Bejrucie izraelskie towary wędrowałyby do świata arabskiego czy bloku komunistycznego, dzięki dostępowi do banków w Bejrucie byłby punkt nacisku na Zatokę Perską, a libańskie źródła wody na południu stałyby przed Izraelem otworem. Damaszek byłby odcięty od swojego historycznego portu, a Izrael mógłby szturmować syryjską stolicę i Aleppo również z terytorium Libanu.

Przywódca największej i najważniejszej formacji maronickiej Baszir al-Dżumajjil, zwany też „krwawym szejkiem”, był kluczowy dla izraelskich kalkulacji w Libanie. Al-Dżumajjila i Izrael łączyła wspólna wizja Libanu bez Palestyńczyków i armii syryjskiej oraz przeświadczenie, że al-Dżumajjil byłby właściwym człowiekiem na stanowisku prezydenta Libanu. Był młody, dynamiczny, charyzmatyczny, niezwykle przebiegły i, jak to wśród starej libańskiej arystokracji bywa, również ambitny, arogancki i przepełniony pychą. Prowadził swoją grę strategiczną, w której widział Izrael, ale tylko do czasu. W czerwcu 1982 roku Izrael dokonał inwazji na Liban. Witany entuzjastycznie przez chrześcijan i szyitów na południu nowy najeźdźca wypychał stawiające symboliczny opór OWP, cofające się do zachodniego muzułmańskiego Bejrutu. Rozgromił też syryjski kontyngent pancerny stacjonujący w dolinie Bekaa. Chociaż w gruzach, przepych Libanu onieśmielał socjalistycznych Izraelczyków, którzy dojechali i zamknęli Arafata w muzułmańskich dzielnicach Bejrutu, wyekspediowali go poprzez mediację międzynarodową do odległego Tunisu, a niepełny parlament libański przegłosował kandydaturę al-Dżumajjila na urząd prezydenta Libanu. Kiedy al-Dżumajjil uzyskał fotel prezydencki, odmówił podpisania i ratyfikowania traktatu pokojowego z Izraelem, na którego mocy miałby on faktyczną kontrolę nad Libanem. We wrześniu 1982 roku al-Dżumajjil zginął w zamachu bombowym w Bejrucie, jego brat Amin zerwał wszelkie związki z Izraelem, a ten opuścił okolice Bejrutu bez rozwiązania politycznego z nowym wrogiem na karku.

 

Autor

Paweł Rakowski

Absolwent Instytutu Etnologii i Antropologii UW oraz Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ (specjalność Bliski Wschód). Dziennikarz i publicysta komentujący wydarzenia bliskowschodnie m.in. dla Radia Wnet, TV Republika, Polskiego Radia 24. Przewodnik turystyczny i pielgrzymkowy po Libanie oraz Kresach Wschodnich. Współautor książki o Libanie „Liban: więcej niż przewodnik”. Główne obszary zainteresowań: konflikt arabsko-izraelski oraz irańsko-izraelski, mniejszości etniczne i religijne na Bliskim Wschodzie, islam, chrześcijaństwo orientalne, krainy od Suezu do Tabrizu.

 

Paweł Rakowski

Zobacz również

Jacek Bartosiak i prof. Andrew Michta na temat rywalizacji wielkich mocarstw i roli Polski...
Widziane z zachodniego Limitrofu. Sprawy wojskowe na Wschodzie. Przegląd za okres 23–30.08...
Weekly Brief 22–28.08.2020

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...