(Fot. Wikipedia)
Nawet jeśli doszło już do uznania Izraela jako bytu regionalnego podpartego traktatami pokojowymi (jak w Egipcie czy w Jordanii), to w dalszym ciągu dla dużej części opinii publicznej jest to stan tymczasowy wynikający z izraelskiej potęgi militarnej oraz sojuszu z USA. Dlatego też takie kraje, jak Liban, Syria czy Irak, odmawiają uznania Izraela i drukują oficjalne mapy w podręcznikach szkolnych czy dla urzędów państwowych z nazwą Palestyna tam, gdzie znajduje się Izrael uznany przez ONZ w swoich granicach z 1949 roku, a więc po pierwszej wojnie arabsko-izraelskiej, w której wyniku Izrael powstał na 78% mandatowej Palestyny.
Konflikt arabsko-izraelski w XX i XXI wieku, którego podstawowym rdzeniem jest sam fakt istnienia Izraela i braku przestrzeni życiowej oraz politycznej dla narodu palestyńskiego, w dużej mierze swój główny punkt ciężkości miał właśnie na kierunku izraelsko-syryjskim czy izraelsko-libańskim. Należy przypomnieć, że głównym powodem napięcia wiosną 1967 roku, które przerodziło się w miażdżącą dla Arabów wojnę sześciodniową, była kwestia konfrontacji pomiędzy Izraelem a Syrią w sprawie syryjskich prac melioracyjnych odcinających dopływy rzeki Jordan wpływającej do Izraela. Ostatnie dwa dni wojny przeznaczył Izrael, pobiwszy uprzednio Egipt i Jordanię, na ofensywę na wzgórza Golan, ryzykując przy tym nawet groźbę sowieckiej interwencji po stronie syryjskiej. Pobicie Syrii było więc priorytetem strategicznym, który Izrael musiał zrealizować, aby dokonać kluczowej jego zdaniem korekty granicznej, chroniącej niżej położoną od syryjskich wzgórz Golan Galileę oraz Jezioro Tyberiadzkie. Tym samym Izrael z pozycji defensywnej wyszedł na ofensywne punkty zagrażające syryjskiej stolicy.
W 1973 roku, w kolejnej wojnie arabsko-izraelskiej, nazywanej w świecie arabskim wojną ramadanową, a w Izraelu wojną Jom Kipur, dla izraelskiego sztabu generalnego absolutnym priorytetem był front północny (syryjski), a nie południowy nad Kanałem Sueskim. Nim generał Ariel Szaron przebił się na afrykański, czyli egipski, brzeg Suezu, Izrael rzucił wszelkie dostępne sobie środki militarne, aby zatrzymać armię syryjską, która po pierwsze zbliżała się do głównego słodkowodnego akwenu (Jeziora Tyberiadzkiego), a po drugie mogła dokonać inwazji na ośrodki rolnicze i miejskie w izraelskiej części Galilei. Ówczesny izraelski szef MON Mosze Dajan groził, że jeśli izraelskie dywizje pancerne nie zatrzymają i nie wypchną Syryjczyków z rogatek Galilei i ze wzgórz Golan, wtedy Izrael będzie zmuszony do użycia broni atomowej przeciwko głównym syryjskim ośrodkom przemysłowym – Aleppo i Homs – oraz portowej Latakii.
W następnej wojnie arabsko-izraelskiej toczonej na terytorium Libanu od roku 1982 do 2000 Izrael ponownie starł się z armią syryjską oraz wypchnął palestyńskie bojówki dowodzone przez Jasera Arafata, ale tę próżnię wypełnił Iran, tworząc szyicki Hezbollah, który z biegiem lat stał się największym zagrożeniem na granicy izraelskiej, a plany Tel Awiwu utworzenia „przestrzeni pokoju” od egipskiej Aleksandrii do portu libańskiego w Trypolisie okazały się nierealne wobec fiaska negocjacji z libańskimi katolikami (maronitami) i śmierci prezydenta elekta Baszira al-Dżumajjila w Bejrucie w 1982 roku.
Również w ostatnich latach widzimy, że to sytuacja w Syrii czy w Libanie, a nie kwestia Zachodniego Brzegu czy Gazy, jest tym, co frapuje telawiwski sztab generalny Ha-Kirja oraz agencje wywiadowcze. W maju 2000 roku armia izraelska opuściła Liban, co zostało uznane za pierwszą strategiczną klęskę Izraela i miało potężny wpływ na wybuch II intifady (powstania) palestyńskiej we wrześniu 2000 roku. W 2006 roku Izrael usiłował bezskutecznie osłabić rosnący w siłę szyicki Hezbollah, który swoim arsenałem nie tylko zagraża Izraelowi, ale przede wszystkim chroni ambicje nuklearne i strategiczne swoich sponsorów w Teheranie. Po roku 2011, a więc wraz z wybuchem wojny w Syrii, Teheran zbliżał się sukcesywnie do tak zwanej purpurowej linii, a więc linii rozgraniczenia pomiędzy domeną Asadów a Izraelem. Tym samym najspokojniejsza od 1973 roku granica izraelsko-syryjska zaczyna być tą, która może się stać miejscem wybuchu agresji.
Celem niniejszego artykułu jest spojrzenie na bliższy front północny z perspektywy izraelskiej. Ten front (Syria i Liban) w przeciwieństwie do dalszego frontu północnego (Turcja, Zakaukazie i Iran) graniczy z Izraelem, a więc stanowi dla niego bezpośrednie zagrożenie i obszar traktowany priorytetowo, jeśli chodzi o ingerencję. W tym tekście skupię swoją uwagę na kwestii granicy – jej przebiegu oraz procesu formowania – i na czynnikach strategicznych w interesującym mnie konkretnym okresie.
Lata 1917–1948
Granica północna jest dla Izraela sprawą wyjątkowej troski, albowiem w przeciwieństwie do pustynnego odcinka południowego (Gaza, Synaj, Ejlat, Morze Martwe) i wschodniego (Dolina Jordanu, Jordania i terytoria okupowane) jest to obszar silnie zamieszkany, bogaty w wodę oraz z wrogimi aktywami po drugiej stronie rubieży. Rubieży, która została uformowana wbrew żydowskim ambicjom po Wielkiej Wojnie na gruzach imperium Osmanów przez Francję i Wielką Brytanię. Paryż i Londyn chciały rozgraniczyć swoje strefy wpływów na terenie przez tysiąclecia zintegrowanym gospodarczo, historycznie, etnograficznie i religijnie. Od czasów perskich podbojów szacha Cyrusa przez czasy Greków, Rzymian, Arabów czy Turków cały obszar dzisiejszego Libanu, Syrii i Izraela/Palestyny był pewną organiczną całością, w której panowały mniej więcej takie same zwyczaje, obowiązywała ta sama religia, podobna była nawet kuchnia. Główną osią tożsamości była religia uwzględniająca wszelkie odłamy, nurty i sekty (islam, chrześcijaństwo, judaizm), lokalność (miasto, wieś, góry, wybrzeże morskie), a także zawód oraz to, czy prowadziło się tryb życia osiadły czy nomadyczny.
Żydowscy gabinetowi intelektualiści snujący wizję państwa żydowskiego na Bliskim Wschodzie pod koniec XIX i na początku XX wieku wiedzieli, że przyszły Izrael musi być zasobny w źródła wody, które w tym regionie są deficytowe. Dlatego też, wedle pierwotnych założeń, Izrael miał mieć swoją północną granicę na rzece Litani; pojawiały się nawet propozycje, aby oprzeć się na rzece Awali oddalonej o 20 kilometrów na południe od dzisiejszych rogatek Bejrutu. Tak więc w planach maksymalnych granica izraelska miała sięgać około 80 kilometrów na północ od dzisiejszej (lub przynajmniej 20–25 kilometrów) oraz obejmować całość Górnej Galilei, szczyt góry Hermon, a także źródła Jordanu z obydwoma jego brzegami. Wedle założeń w Izraelu miały się znaleźć porty w Tyrze i w Sydonie, które mogłyby być konkurencją dla Bejrutu w obsłudze importu i eksportu całego regionu obejmującego również Persję. Na kierunku damasceńskim syjonistyczni planiści rezydujący w kawiarniach i salonach zachodniej Europy nie widzieli wielkich szans na ekspansję. Damaszek jest świętym miastem dla islamu, a pierwotnie nie zakładano, że państwo żydowskie będzie żyło w stałym konflikcie z Arabami i ze światem muzułmańskim. Dodatkowo żyzna kraina Hawran ciągnąca się od wzgórz Golan do Damaszku była już poza najśmielszymi ambicjami. Pas nadmorski od Gazy do Tyru lub nawet Sydonu oraz cała Galilea wystarczały do zaspokojenia potrzeb żywnościowych oraz tworzyły potencjał do eksportu produktów rolnych.
W 1917 roku wyszła Deklaracja Balfoura; Londyn uznał, że Ziemia Święta (bez ustalonych granic) jest siedzibą narodową Żydów, z tym że alianci w latach 1920–1922 zaczęli proces porządkowania swoich spraw na Bliskim Wschodzie i określili granicę Mandatu Libanu, Syrii i Palestyny, przez co Ziemia Święta z 1917 roku była rozumiana jako Palestyna w granicach z 1923 roku, czyli po oderwaniu wschodniego brzegu Jordanu i utworzeniu Królestwa Jordanii oraz po ostatecznym wytyczeniu granicy pomiędzy Mandatem Libanu i Syrii i Mandatem Palestyny. Historycznie Ziemia Święta jest znacznie szerszym terminem, zarówno w koncepcjach chrześcijańskich, muzułmańskich, jak i żydowskich. Granica pomiędzy Mandatem Libanu i Palestyny przebiegała od wioski rybackiej An-Nakura po francuskiej stronie i szła masywem górskim do żydowskiej wioski Kirjat Szemona, z tym że wyższe góry były po stronie francuskiej, a niższe po angielskiej. I ten fakt, że od 1949 roku Liban patrzy na Izrael, jest wielce irytujący zarówno dla izraelskich polityków, jak i wojskowych. Na odcinku Mandatu Palestyny i Syrii granica przebiegała wzdłuż Jeziora Tyberiadzkiego, przez co żydowskie kibuce i moszawy były bacznie „podglądane” zarówno ze strony gór Liban, jak i Golan. Dodatkowo pojawił się problem z wodą. W górach Liban obfity deszcz i śnieg jest powszechny od listopada do marca, dzięki czemu gleba tam jest żyzna i wilgotna. W niżej położonej Mandatowej Palestynie jest mniej deszczu, a mocne słońce wysusza ziemię. Dodatkowo Żydom nie podobało się to, że muszą dzielić Jezioro Tyberiadzkie z Syryjczykami, którzy kontrolują źródła jego dopływów.
W okresie międzywojennym pewne fakty dokonane spowodowały wykształcenie się nie całkiem korzystnych dla Żydów realiów. Zgniecenie przyszłego państwa żydowskiego w ciasnych granicach było problemem, jednak zarówno syjonistyczna lewica pod wodzą Dawida Ben Guriona, jak i prawica Włodzimierza Żabotyńskiego zrozumiała, że projekt syjonistyczny cieszy się dużym poparciem Żydów w Europie i w Stanach, ale to wsparcie nie przekłada się na imigrację Żydów do Palestyny. Co więcej, rósł sprzeciw żywiołu arabskiego wobec żydowskiej emigracji. Masy Arabów (zarówno muzułmanie, jak i chrześcijanie) w Mandatowej Palestynie, które jeszcze do połowy lat 20. XX wieku określały siebie jako Syryjczyków lub południowych Syryjczyków, zaczęły się określać mianem Palestyńczyków lub Arabów palestyńskich i były przeciwne jakiemukolwiek kompromisowi z przyjezdnymi z Europy Żydami. Dodatkowo konflikt w Mandacie Palestyny elektryzował cały region, który dostrzegał w żydowskich planach knowania imperialistów, którzy wbrew woli Arabów podzielili między siebie Lewant i pacyfikowali próby emancypacji i odrodzenia politycznego świata arabskiego. Na czoło sprzeciwu wobec Żydów w Palestynie wysunął się Damaszek, w którym żywa była pamięć, że zarówno Liban, jak i Palestyna to jest Syria. Inaczej do tego problemu podchodzono w Bejrucie, w którym maronicka elita była świadoma tego, że arabski czy syryjski nacjonalizm oraz integryzm muzułmański zagraża istnieniu chrześcijańskiego i zachodniego państwa. To do Bejrutu przyjeżdżali delegaci Agencji Żydowskiej i kupowali od chrześcijańskich bejów ziemie w północnej Palestynie. Już w latach 30. XX wieku wspólne zagrożenie otworzyło kontakty pomiędzy maronitami, a szczególnie klanem Gemayel, a Żydami i później Izraelem.
Autor
Paweł Rakowski
Absolwent Instytutu Etnologii i Antropologii UW oraz Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ (specjalność Bliski Wschód). Dziennikarz i publicysta komentujący wydarzenia bliskowschodnie m.in. dla Radia Wnet, TV Republika, Polskiego Radia 24. Przewodnik turystyczny i pielgrzymkowy po Libanie oraz Kresach Wschodnich. Współautor książki o Libanie „Liban: więcej niż przewodnik”. Główne obszary zainteresowań: konflikt arabsko-izraelski oraz irańsko-izraelski, mniejszości etniczne i religijne na Bliskim Wschodzie, islam, chrześcijaństwo orientalne, krainy od Suezu do Tabrizu.
Trwa ładowanie...