(Fot. Wikimedia)
COVID-19
W piątek całkowita liczba zachorowań na COVID-19 na świecie przekroczyła 19,5 miliona. Niezmiennie najwięcej zachorowań ma miejsce w USA (w sumie ponad pięć milionów), Brazylii (niemal trzy miliony) i Indiach (ponad dwa miliony). Warto zauważyć, że w pierwszej dziesiątce krajów o największej liczbie zachorowań jest aż pięć państw z Ameryki Łacińskiej (Brazylia, Peru, Kolumbia, Meksyk i Chile), w których również – z wyjątkiem Chile – zauważalny jest trend wzrostowy. Ten jest jednak zauważalny również w zauważalnej większości innych państw – na przykład Hiszpania w ostatnim tygodniu notowała średnio ponad trzy tysiące nowych zachorowań dziennie.
Z kolei w Australii po tym, jak we wtorek w stanie Victoria odnotowano wystąpienie 726 przypadków zakażenia wirusem SARS-CoV-2, władze lokalne zadecydowały o wprowadzeniu nowych – niezwykle surowych – restrykcji na całym jego terenie. Od czwartku w całej Victorii oraz największym mieście stanu Melbourne obowiązuje całonocna godzina policyjna, mieszkańcy miasta nie mogą wychodzić z domu częściej niż raz na dobę (wyłącznie w celu zrobienia zakupów), oddalać się od domostw o więcej niż pięć kilometrów, zamknięte zostaną szkoły i przedszkola (rok szkolny w Australii trwa od lutego do grudnia).
Rosnące tempo zachorowań odbija się na stanie gospodarek – w tym, rzecz jasna, tej największej, amerykańskiej – i to pomimo zapewnień Donalda Trumpa, który podczas wtorkowego briefingu prasowego przekonywał o spektakularnym wręcz odbiciu amerykańskiej gospodarki. Zbierane nieustannie dane wysokiej częstotliwości wskazują jednak na całkowite niemal zahamowanie wzrostu aktywności ekonomicznej w USA, zwłaszcza jeśli chodzi o handel detaliczny; w wielu wypadkach nie tylko nie utrzymał się trend wzrostowy z maja i czerwca, ale nastąpił ponowny spadek. Tymczasem w tygodniu kończącym się 31 lipca w Stanach Zjednoczonych przybyło łącznie około 1,84 miliona bezrobotnych, wnioskujących o przyznanie zasiłku (wliczając w to programy federalne).
Jak dotąd nie przyniosły również skutku negocjacje pomiędzy Republikanami a Demokratami w sprawie uchwalenia nowego pakietu pomocowego, mającego złagodzić skutki ekonomiczne pandemii COVID-19. Po czwartkowych rozmowach przedstawiciele obydwu partii nie tylko przyznali, że do porozumienia nie doszło, ale również że różnice pomiędzy nimi są znaczne. W piątek Nancy Pelosi opublikowała list do „drogich kolegów z Partii Demokratycznej”, w którym podsumowała główne punktu niezgody – i przyznać trzeba, że jest ich wiele, od funduszy, które miałyby zostać przeznaczone na środki medyczne mające przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się wirusa, poczynając, a na kwestii głosowania korespondencyjnego kończąc.
Również w piątek Pelosi oznajmiła, że Biały Dom odrzucił propozycję kompromisu przedstawioną przez Demokratów, zakładającą, że następca CARES ACT obciąży budżet federalny kwotą dwóch, a nie, jak początkowo proponowano, trzech miliardów dolarów. Donald Trump natomiast zasugerował, że jeżeli do porozumienia nie dojdzie, to podpisze rozporządzenie wykonawcze, które pozwoli na tymczasowe dalsze wypłacanie zasiłków dla bezrobotnych z funduszy niewykorzystanych dotychczas przez „oryginalny” CARES ACT z marca. W piątek wieczorem Steven Mnuchin, sekretarz skarbu USA, i Mark Meadows, szef personelu Białego Domu, poinformowali, że negocjacje zakończyły się niepowodzeniem, a prezydent Trump najprawdopodobniej wkrótce wyda rozporządzenia wykonawcze, które pozwolą na dalsze wypłacanie zasiłków dla bezrobotnych.
USA VS CHINY, CZYLI ESKALACJA NA WSZYSTKICH KIERUNKACH
W czwartek ostatecznie doszło do tego, co amerykańska administracja zapowiadała już od dłuższego czasu – Donald Trump podpisał dwa rozporządzenia wykonawcze, zakazującego dwóm aplikacjom – TikTokowi i WeChatowi – dalszego prowadzenia działalności na terenie Stanów Zjednoczonych. Zakaz ma wejść w życie w ciągu 45 dni, a więc do 20 września. Uzasadnieniem decyzji ma być kradzież danych przez TikToka i szerzenie chińskiej dezinformacji przez WeChat.
ByteDance, właściciel TikToka, zapowiedział, że rozważy pozwanie rządu USA przed sąd w Stanach; podstawą do pozwu miałby być zarzut o dyskryminację. Warto dodać, że w mijającym tygodniu Microsoft poinformował, że prowadzi negocjacje z ByteDance w sprawie zakupu TikToka; rezultaty rozmów mają być znane w ciągu trzech tygodni. Co ciekawe, nie jest pewne, czy Microsoft planuje zakup oddziałów TikToka działających jedynie na terenie USA, Australii, Kanady i Nowej Zelandii – co sugerowały media w ostatnią niedzielę – czy też całej firmy (z wyłączeniem odpowiednika TikToka na chińskim rynku o nazwie Douyin). Ciekawe jest również, czy zadość stanie się nadziejom Donalda Trumpa, który wydaje się liczyć że rząd federalny dostanie „działkę” z całej transakcji. Tak czy inaczej, według informacji przekazywanych przez Microsoft, negocjacje mają zakończyć się do 15 września, na pięć dni przed wejściem w życie rozporządzeń wykonawczych.
Co ciekawe, można odnieść wrażenie, że sam Donald Trump nie jest do końca pewien, co zrobić z TikTokiem (w przypadku WeChata sytuacja jest jasna); opinia prezydenta Stanów Zjednoczonych zdaje się fluktuować pomiędzy aprobatą dla przejęcia przez Microsoft a chęcią doprowadzenia do całkowitego wyeliminowania aplikacji z rynku amerykańskiego. To z kolei zdaje się odbiciem sprzecznych imperatywów różnych ośrodków wewnątrz administracji Białego Domu.
Rzecznik chińskiego MSZ-u nazwał decyzję Waszyngtonu „czystym przykładem decyzji hegemonicznej (…) USA nie zawahają się przed złamaniem zasad wolnego rynku i umów międzynarodowych, naruszając przy tym interesy amerykańskich obywateli i przedsiębiorstw (…) Stany Zjednoczone bez przedstawienia jakichkolwiek dowodów wykorzystują koncepcję bezpieczeństwa narodowego, bez uzasadnienia niszcząc niektóre zagraniczne przedsiębiorstwa”.
Rzecz jasna, czwartkowa decyzja Trumpa jest jedynie częścią frontu wojny technologicznej, toczącej się pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami. W środę, dzień przed podpisaniem przez Trumpa aktów wykonawczych, sekretarz stanu USA Mike Pompeo przedstawił założenia tzw. Clean Network, mającej na celu „ochronę krytycznych technologii komunikacyjnych i infrastruktury cyfrowej”, która ma jego zdaniem stanowić uzupełnienie i rozszerzenie ogłoszonej w kwietniu 5G Clean Path Initiative. Ogłoszona przez Pompeo inicjatywa ma się opierać na pięciu „filarach”:
– Usunięcie chińskich operatorów komórkowych z amerykańskiego rynku usług telekomunikacyjnych.
– Usunięcie „niewiarygodnych” aplikacji z oferty sklepów z aplikacjami mobilnymi (np. Google Play czy AppStore); jak twierdzi Pompeo, „aplikacje ChRL zagrażają naszej prywatności, rozsiewają wirusy i propagandę. Najbardziej wrażliwe dane Amerykanów muszą być chronione przed kradzieżą przez KPCh”.
– Uniemożliwienie instalowania „zaufanych” aplikacji na telefonach wyprodukowanych przez chińskie firmy. Zdaniem sekretarza stanu „Huawei, delegowane przez KPCh na odcinek szpiegostwa i kradzieży danych, korzysta z innowacyjnych rozwiązań i reputacji amerykańskich i zagranicznych firm. Firmy te powinny usunąć swoje aplikacje ze sklepów Huawei i tym samym upewnić się, że nie współpracują z łamiącymi prawa człowieka Chinami”.
– Uniemożliwienie przechowywania danych „w chmurze”, jeżeli współtworzą ją lub mają do niej dostęp „nasi przeciwnicy poprzez firmy, takie jak Alibaba, Baidu czy Tencent”.
– Zapewnienie, że podwodne kable światłowodowe, stanowiące „kręgosłup” usług internetowych na świecie, nie są podatne na przechwycenie danych przez Chiny.
Notatka prasowa kończy się – trudno to nazwać inaczej – odezwą Pompeo do „sojuszników i partnerów”, których wzywa do „włączenia się do rosnącej fali i zabezpieczenia naszych danych przed szpiegostwem KPCh (…). Zbudowanie „czystej fortecy – kończy Pompeo – zapewni naszym społeczeństwom bezpieczeństwo”.
Ponad 40 dziennikarzy chińskich mediów publicznych ma, zdaniem „Asia Times”, przygotowywać się do „najgorszego scenariusza”, a więc konieczności wyjazdu z USA. Ma to związek z brakiem decyzji o przedłużeniu im pozwolenia na pobyt w Stanach Zjednoczonych. Jak poinformował rzecznik prasowy chińskiego MSZ Wang Wenbin, do czwartku żaden z akredytowanych wcześniej dziennikarzy nie otrzymał nowych dokumentów. Wygaśnięcie wiz spowodowane jest majową decyzją Białego Domu o ograniczeniu ważności dokumentów do 90 dni. Redaktor naczelny „Global Times” zasugerował na Twitterze, że jeżeli do wymuszonego wyjazdu dojdzie, Chiny odpowiedzą cofnięciem pozwolenia na pobyt amerykańskim reporterom przebywającym w Hongkongu.
Jak informuje „The Wall Street Journal”, w następny piątek mają się odbyć konsultacje pomiędzy Waszyngtonem a Pekinem, dotyczące implementacji podpisanej w styczniu pierwszej fazy umowy handlowej. Obecnie Chiny zdają się dalekie od wypełnienia wymogów zawartych w tekście umowy – zdaniem agencji Reutera do sierpnia Pekin kupił w USA jedynie pięć procent wymaganych surowców energetycznych; również import produktów spożywczych jest znacznie mniejszy, niż przewiduje to umowa handlowa.
HONGKONG
W piątkowe popołudnie czasu polskiego administracja USA poinformowała o nałożeniu sankcji na Carrie Lam, szefową administracji Hongkongu, byłego oraz obecnego szefa hongkońskiej policji, pracowników administracji Specjalnego Regionu Administracyjnego, a także wysokich rangą przedstawicieli pekińskiej administracji odpowiedzialnych za relacje z Hongkongiem. W gronie tych ostatnich znajdują się – oprócz Luo Huininga, dyrektora biura łącznikowego Pekinu w Hongkongu, oraz Xia Beolonga, szefa biura ds. Hongkongu – również najwyżsi rangą przedstawiciele w powołanych w lipcu na mocy ustawy o bezpieczeństwie narodowym w Hongkongu urzędów, w tym sekretarz Biura Rady Państwa ChRL w Hongkongu ds. Ochrony Bezpieczeństwa Narodowego Zheng Yanxiong, a także Eric Chan, sekretarz generalny Komitetu ds. Strzeżenia Bezpieczeństwa Narodowego HK SAR.
W opublikowanej w piątek notatce Departamentu Skarbu jako uzasadnienie nałożenia sankcji na Lam (odpowiedzialną za „realizację polityki Pekinu, mającej na celu tłumienie wolności i demokracji”) podaje się jej rolę w „tworzeniu, przyjęciu i implementacji prawa o bezpieczeństwie narodowym Hongkongu”; w przypadku wymienionych urzędników powodem nałożenia sankcji jest „uczestnictwo w organizacjach, które podejmowały działania zagrażające pokojowi, bezpieczeństwu, stabilności lub autonomii Hongkongu”.
Podobnie jak miało to miejsce w wypadku urzędników XPCC, na których nałożono sankcje w ubiegłym tygodniu, również teraz Lam et consortes zostali dodani do listy SDN (Specially Designated Nationals), publikowanej przez OFAC (Office of Foreign Assets Control).
TAJWAN
Alex Azar, sekretarz zdrowia i opieki społecznej USA, zamierza „w najbliższych dniach” odwiedzić Tajwan; o planowanej wizycie poinformowano we wtorek na koncie Azara na Twitterze. Będzie to najwyższy przedstawiciel administracji USA, który odwiedził Formozę w ramach oficjalnej wizyty od ponad 40 lat. W kolejnych tweetach Azar informował, że celem wizyty będzie „przekazanie wyrazów wsparcia prezydenta Trumpa dla roli odgrywanej przez Tajwan podczas kryzysu wywołanego przez pandemię COVID” oraz „zademonstrowanie przekonania, że wolne i demokratyczne społeczeństwa są najlepiej przystosowane do chronienia zdrowia swych obywateli i promowania zdrowia”. Chiński „Global Times” opublikował w odpowiedzi edytorial, którego autor stwierdza, że „potencjalne amerykańskie prowokacje mogą doprowadzić do natychmiastowej eskalacji z Chinami, zwiększając ryzyko konfliktu zbrojnego. Jeżeli USA zignorują ostrzeżenia Pekinu i jego jasne stanowisko dotyczące suwerenności wyspy, konflikt w regionie stanie się nieunikniony”.
Stany Zjednoczone mają również negocjować z Tajwanem sprzedaż „co najmniej czterech” zaawansowanych technologicznie dronów MQ-9 SeaGuardian (wariant morski MQ-9 Reaper). Nie wiadomo, czy drony, które chciałoby zakupić Tajpej, będą dysponować uzbrojeniem. Ewentualna sprzedaż będzie zależna od zgody Kongresu USA.
LIBAN
We wtorek około godziny 18 w porcie w Bejrucie doszło do wybuchu 2750 ton azotanu amonu. Wybuch był na tyle potężny, że fala uderzeniowa zbiła szyby w oknach w promieniu nawet do 12 kilometrów. Bilans ofiar wciąż rośnie i w piątkowy wieczór wynosił 157 osób; według wstępnych szacunków rannych zostało pięć tysięcy osób, a około 300 tysięcy jest pozbawionych dachu nad głową. Straty w mieście są ogromne i według części szacunków opiewają na kwotę ponad trzech miliardów dolarów. Dla kraju, który od lat zmaga się z kryzysem ekonomicznym i politycznym, zniszczenie głównego portu jest kolejną katastrofą utrudniającą wyjście z głębokiej zapaści. Liban importuje około 80% wszystkich produktów spożywczych z czego blisko 60% przyjmował przez port w Bejrucie. Obserwując zdjęcia satelitarne nabrzeża, oprócz krateru o średnicy 140 metrów można dostrzec również zniszczone silosy na zboże. I chociaż minister gospodarki Libanu Raoul Nehme zapewnił, że zapasy zboża starczą na około miesiąc, kraj potrzebuje natychmiastowego wznowienia dostaw. Jedyny podobnej klasy port w kraju znajduje się w oddalonym o 85 kilometrów na północ Trypolisie, jednakże jest on pozbawiony infrastruktury potrzebnej do przechowywania znacznych ilości żywności.
Jedną z głównych niewiadomych w całej tej sprawie pozostaje przyczyna eksplozji. Zaraz po samej tragedii premier dosyć kategorycznie odrzucił scenariusze mówiące o świadomym podłożeniu ognia lub zdetonowaniu małego ładunku wybuchowego. Jednakże wczoraj prezydent Aoun w swoim wystąpieniu powiedział, że nie można wykluczyć możliwości obcej interwencji lub zamachu. Ciekawa w tym kontekście wydaje się kategoryczna odmowa wobec pomysłu stworzenia międzynarodowej komisji, która zbadałaby przyczyny wybuchu. Prezydent stwierdził, że komisja przyczyniłaby się jedynie do „rozwodnienia prawdy”. Warto dodać, że podczas środowego briefingu prasowego Donald Trump stwierdził, że „nasi świetni generałowie zdają się uważać, że był to atak. To był jakiś rodzaj bomby”. Odmiennego zdania jest natomiast szef Departamentu Obrony Mark Esper, który powiedział jedynie, że „większość uważa, że był to wypadek. Nie mam nic więcej do dodania”.
Pomiędzy pierwszą stosunkową małą eksplozją i pożarem a kolejnymi zdecydowanie silniejszymi wybuchami minęło około 14 minut. W tym czasie na miejsce tragedii zdążył przyjechać oddział straży pożarnej, ale również, jak podaje część dziennikarzy, milicja Hezbollahu, która miała otoczyć teren wypadku. Według różnych źródeł w pobliżu składu azotanu znajdował się magazyn z bronią i amunicją należącą do Hezbollahu, w którym, jak się podejrzewa, mogły być składowane również pochodzące z Iranu rakiety. Hassan Nasr Allah, przywódca Hezbollahu, zaprzeczył w opublikowanym nagraniu istnieniu jakiegokolwiek magazynu w pobliżu miejsca wybuchu oraz kilkakrotnie podkreślał, że Hezbollah jest w tej tragedii razem z narodem libańskim.
Pierwszym zagranicznym przywódcą, który przyleciał do Libanu, był francuski prezydent Emmanuel Macron. Prezydent wielokrotnie mówił o pomocy, jaką Liban otrzyma od Francji oraz Unii Europejskiej, natomiast za każdym razem zaznaczał, że zostanie ona przekazana w taki sposób, aby uniknąć nadużyć i defraudacji. Emmanuel Macron podkreślał również potrzebę głębokich reform, które musi przeprowadzić kraj, aby podnieść się z trwającego już kilka lat kryzysu. Prezydent odrzucił również popularne w ostatnich dniach w Libanie pomysły, aby kraj wszedł ponownie pod francuski protektorat.
LIBIA
Wśród wielu samolotów transportowych przylatujących do Libii w ostatnich dniach jeden wzbudził ponadprzeciętne zainteresowanie. Oto 3 sierpnia z bazy w Syrii wystartował rosyjski samolot transportowy An-124 i wylądował na lotnisku Al Khadim. Dwa dni później do sieci wyciekły zdjęcia przedstawiające rozłożony i najprawdopodobniej działający system rakietowy S-300 lub S-400. Rakiety zostały rozlokowane około 200 kilometrów od Syrty, w pobliżu której zarówno siły GNA, jak i LNA gromadzą swoje jednostki wojskowe. Jeżeli systemy rakietowe zostaną faktycznie aktywowane, będziemy świadkami sytuacji, w której Turcja, posiadając rakiety S-400, będzie zmuszona latać na obszarze chronionym przy użyciu tej samej technologii. Wypada jednak wspomnieć, że według różnych doniesień podczas izraelskich nalotów na Syrię w ostatnich latach Rosjanie wyłączali systemy rakietowe S-300 i S-400; siły IDF natomiast „w rewanżu” nie uczyniły ich celem ataków. Nie jest więc wykluczone, że również systemy zainstalowane w Libii będą działały w dosyć wybiórczy sposób
SPACEX
W niedzielę na platformie u wybrzeży Florydy wylądowała kapsuła rakiety Crew Dragon z dwoma astronautami na pokładzie. Misja astronautów rozpoczęła się 30 maja i po dwóch miesiącach spędzonych na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej astronauci wrócili na Ziemię. Lądowanie przebiegło bez większych problemów technicznych, a kolejny lot statku, tym razem z czterema astronautami, ma się odbyć najwcześniej w październiku.
Dwa dni później firma przeprowadziła udany testowy lot rakiety Starship. Prototyp wzniósł się na wysokość około 150 metrów, wykonał delikatny skręt w bok, a następnie wylądował bezpiecznie obok miejsca startu. Cały lot trwał około 45 sekund. Docelowo pierwszy człon rakiety ma wykorzystywać od 24 do 31 silników Raptor. Według pierwotnych planów załogowa misja na Czerwoną Planetę miała się odbyć w 2024 roku.
Z kolei w piątek odbył się kolejny już start rakiety Falcon 9, która wyniosła na orbitę prawie 60 satelitów. Warto jedynie odnotować, że był to jeden z dłuższych lotów Falcona oraz że było to już piąte użycie tego samego, pierwszego, członu rakiety.
Autor
Albert Świdziński
Dyrektor analiz w Strategy&Future.
Trwa ładowanie...