Kronika burzliwych czasów – Białoruś. Część 5

Obrazek posta

(Fot. mil.ru)

 

Rosyjskie media ujawniły, że niezarejestrowany kandydat Waleryj Cepkała, którego żona i zarazem szefowa komitetu wyborczego Weronika jest jedną z pań tworzących triumwirat białoruskiej opozycji, napisał list otwarty do Władimira Putina. Tezy, które w nim sformułował, już wywołały protesty w niektórych niezależnych mediach białoruskich. Tym bardziej ciekawe jest to, co w liście napisał. Główna teza wystąpienia sprowadza się do wniosku, iż Łukaszenka w ciągu całego okresu swoich rządów nie miał intencji budowania uczciwych relacji „z głównym strategicznym partnerem, jakim jest dla nas Rosja”. Kierował się w tych relacjach wyłącznie własnym interesem, dążąc do osiągnięcia maksymalnej korzyści, dopuszczając się przy okazji, zdaniem byłego ambasadora Białorusi w Stanach Zjednoczonych, „niedopuszczalnej” retoryki. Dalej Cepkała formułuje myśl, że to w wyniku takiej właśnie nieszczerej polityki umowa o stworzeniu wspólnego białorusko-rosyjskiego państwa nadal „pozostaje na papierze”. Ostatnim, zdaniem Cepkały, przykładem „niedopuszczalnego” postępowania Łukaszenki jest zatrzymanie 33 Rosjan. W opinii autora listu, który powtarza w tym wypadku rosyjską narrację, zatrzymani udawali się tranzytem do innych krajów. Cepkała wzywa Władimira Putina i „braci Rosjan”, aby nie wyciągali kolejny raz do reżimu Łukaszenki pomocnej ręki, ale pomogli przeprowadzić wolne wybory oraz prawidłowo ocenili „prowadzoną przez reżim antynarodową i antyrosyjską politykę”. Dość kuriozalnie brzmi też w kontekście adresata listu jedno z końcowych zdań, w którym Cepkała, powołując się na białorusko-rosyjską wspólnotę kulturową, pisze, że narody obydwu państw w podobny sposób oceniają „idee wolności i demokracji i chcą wybierać swoją władzę”. Gwoli sprawiedliwości trzeba napisać, że kilka dni temu Cepkała wystąpił z podobnym apelem do liderów państw europejskich i z przestrzeni postsowieckiej. Obserwatorzy zwrócili wówczas uwagę, że wśród adresatów nie było Putina, co odczytane zostało jako niezaliczenie Rosji do grona państw demokratycznych.

Jewgienij Primakow, poseł do rosyjskiej Dumy Państwowej, wnuk byłego premiera, a od niedawna szef Rossotrudniczestwa, napisał na swoim kanale na platformie Telegram post, w którym ocenia obecny stan relacji białorusko-rosyjskich. Zaznaczając, że pogląd, który prezentuje, jest jego osobistym zdaniem, napisał, że wystąpienia prezydenta Łukaszenki ocenia jako antyrosyjskie i również antybiałoruskie. Twierdzi on również, iż retoryka Łukaszenki w ostatnich dniach – wiązanie Rosji z tym, co się dzieje na Białorusi, i oskarżanie jej o mieszanie się w sprawy wewnętrzne, a także frazy o „pożarze do Władywostoku” oraz mobilizacja jednostek wojskowych i umocnienie granicy rosyjsko-białoruskiej świadczą o tym, że „Łukaszenka jest zdolny do zerwania z Moskwą”. Primakow napisał też, że Rosja winna policzyć, ile „wydała” na sponsorowanie Białorusi czy pomoc dla niej, i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy na szczodrości Moskwy zyskali Białorusini czy wąska, związana z Łukaszenką elita.

W kwestii relacji Moskwy i Mińska wypowiedział się również były rosyjski premier, a obecnie wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa, Dmitrij Miedwiediew. W jego opinii to, co się obecnie dzieje na Białorusi, jest elementem technologii politycznej polegającej na budowaniu z Rosji, na użytek wyborczy, wroga. Dotyczy to również zatrzymanych wagnerowców, jednak, jak zaznaczył były premier Rosji, takie działanie „nie tylko wywołuje urazę, ale jest bardzo smutne. A konsekwencje tego też będą smutne”.

Kwestia przyszłości uwięzionych wagnerowców wróciła wczoraj w związku z rozmową telefoniczną, jaka miała miejsce między Aleksandrem Łukaszenką a prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Zełenski napisał tweeta, w którym z jednej strony poinformował o tym, że rozmowa miała miejsce, a z drugiej wyraził nadzieję, że ci z zatrzymanych, którzy dopuścili się przestępstw na terytorium Ukrainy, zostaną wydani Kijowowi. Odpowiedź Łukaszenki, o której informują media, nie była jednoznaczna. Miał on powiedzieć, że będzie współpracować w tej sprawie zarówno z Kijowem, jak i z Moskwą na gruncie podpisanych umów i międzynarodowych konwencji.

Jednak, jak ujawnił ukraiński dziennikarz Dmitrij Gordon, który przeprowadził przedwczoraj wywiad z Łukaszenką (nagranie ma być opublikowane na kanale YouTube Gordona dziś wieczorem), w trakcie rozmowy białoruski prezydent dał „zielone światło” w sprawie ekstradycji wagnerowców na Ukrainę, a telefon Zełenskiego był najprawdopodobniej efektem tej właśnie rozmowy. Zresztą wywiad był koordynowany z ukraińskim MSZ-em. Gordon powiedział też, że jego zdaniem Łukaszenka jest zdrowy, a jego syn Kola nie będzie następcą obecnego prezydenta i generalnie jest nastrojony opozycyjnie wobec sytuacji na Białorusi.

Białoruskie media zwracają też uwagę na wystąpienie przed Kongresem Julie Fisher, która ma objąć funkcję amerykańskiego ambasadora na Białorusi. Powiedziała ona, że Stany Zjednoczone w pełni popierają dążenie Mińska do niezależności, oraz stwierdziła, iż „Białoruś nie powinna znaleźć się w sytuacji, w której jej dobrobyt i bezpieczeństwo zależą od jednego kraju”. Jednocześnie powiedziała, że Stany Zjednoczone nie wywierają presji, aby Białoruś dokonywała wyboru między Wschodem a Zachodem, a państwa, „podobnie jak ludzie, wybierają sobie przyjaciół nie sąsiadów”. Pytana o obecne represje wobec opozycji i liczne doniesienia na temat łamania procedur wyborczych, Fisher miała odpowiedzieć: „Stany Zjednoczone zachęcają Białoruś, aby zajęła się priorytetami w zakresie praw człowieka i wdrożyła demokratyczne reformy, których potrzebuje, aby wzmocnić swój międzynarodowy autorytet i realizować aspiracje swoich obywateli. Mimo licznych incydentów w toczącej się obecnie kampanii wyborczej od 2015 roku obserwujemy trend w kierunku niewielkiej poprawy nastawienia do opozycji politycznej i niezależnego społeczeństwa obywatelskiego. Wciąż jednak niepokoi nas fakt, że białoruski rząd nadal przetrzymuje i wywiera presję na opozycję oraz nakłada ograniczenia na prasę, społeczeństwo obywatelskie i niektóre mniejszości religijne”. Dodała jednak, że w tych dziedzinach, gdzie można dostrzec postęp i ruch we właściwym kierunku, należy go zrobić. Jako jeden z przykładów „ruchu we właściwym kierunku” przytoczyła starania Mińska o dywersyfikację źródeł zaopatrzenia w energię i o zakupy węglowodorów w Stanach Zjednoczonych.

Kwestii polityki szeroko pojętego Zachodu wobec tego, co obecnie dzieje się na Białorusi, oraz odpowiedzi na pytanie, co Polska może i powinna zrobić w tej materii, poświęcony był też wywiad Adama Balcera dla białoruskiej sekcji radia Swoboda. Jest on o tyle interesujący, że pogląd przedstawiony przez byłego analityka OSW, doradcę eurodeputowanego Marka Siwca i doradcę Komisja Spraw Zagranicznych Sejmu jest w pewnym sensie emblematyczny dla pewnego stylu myślenia o polskiej polityce wschodniej, który to styl zakłada jej wpisanie w politykę unijną i programową niesamodzielność, uzależnienie od stanowiska Niemiec oraz przekonanie o niewielkim polu manewru i niewielkich możliwościach. Balcer jest zdania, że obecnie na Białorusi ma miejsce „narodowe przebudzenie”, bardzo prawdopodobne jest sfałszowanie przez Łukaszenkę wyborów, w następstwie czego będą miały miejsce protesty opozycji oraz ludzi niezadowolonych z takiego obrotu spraw i nastąpi ich brutalne stłumienie przez reżim. Jest on zdania, że „szkoda, że Warszawa jest teraz taka bierna. Niestety, jeśli spojrzymy na zachowanie Polski na tle na przykład Litwy, która głośno mówi o nieuczciwych wyborach na Białorusi, to widać, że Polska wygląda zbyt biernie. Sugeruję, że Polska musi sprecyzować, jaka będzie nasza reakcja jeszcze przed dniem głosowania 9 sierpnia (…) dlatego radziłbym Polsce głośno wypowiadać się o sytuacji na Białorusi na forum unijnym, wspólnie z tymi członkami UE, dla których Białoruś jest ważnym krajem. Wydaje mi się, że poza Polską tak naprawdę tylko dwa kraje wykazują większe zainteresowanie sprawami białoruskimi i zaangażowanie w nie: Litwa i Niemcy. Ale to raczej myślenie życzeniowe, bo choć teraz Polska ma bardzo dobre stosunki z Litwą, to inaczej wyglądają one z Niemcami. Ale przyznaję, że w wypadku Białorusi coś można by zrobić razem z Niemcami”. I w konkluzji Balcer mówi: „Pole manewru w szczególności Polski i całej Unii Europejskiej w stosunku do Białorusi jest ograniczone. Przecież Białoruś jest najbardziej uzależnioną od Rosji z grona byłych republik radzieckich, zarówno gospodarczo, militarnie, jak i z innych względów. Można oczywiście spróbować porozmawiać z Łukaszenką, chociaż moim zdaniem taka rozmowa jest skazana na porażkę Unii Europejskiej. Ale w takiej możliwej rozmowie należy mu jasno powiedzieć, że jeśli użyje przemocy na dużą skalę, zostaną nałożone surowe sankcje”.

Na temat perspektyw relacji rosyjsko-białoruskich wypowiedzieli się też dwaj znani komentatorzy i publicyści – Aliaksandr Klaskouski oraz Arkadij Moszes z fińskiego Instytutu Relacji Międzynarodowych. Zdaniem tego pierwszego Kijów, głównie ze względów bezpieczeństwa, nie zwraca uwagi na wewnętrzną politykę Łukaszenki, troszcząc się o utrzymanie dobrych relacji. Głównym czynnikiem, dla którego wszyscy postmajdanowi prezydenci Ukrainy (zarówno Turczynow, jak i Poroszenko oraz Zełenski) spotykają się regularnie z Łukaszenką, jest przekonanie, że z punktu widzenia bezpieczeństwa ich kraju zmiana obecnego status quo między Rosją a Białorusią oznacza pogorszenie sytuacji Ukrainy. Łukaszenka, wykorzystując tę sytuację, deklarował w trakcie spotkania z Poroszenką w 2018 roku, że z terenów Białorusi nigdy nie przyjadą na Ukrainę czołgi. A jeśli będą jechały, to dobę wcześniej uprzedzimy was o tym, jak Łukaszenka miał powiedzieć Poroszence w 2018 roku. Również i teraz administracja Zełenskiego z tych właśnie powodów, zdaniem Klaskouskiego, nie zwraca uwagi na liczne sygnały o naruszeniach na Białorusi praw obywatelskich i przygotowuje zaplanowaną na październik oficjalną wizytę Zełenskiego. Klaskouski podziela opinię innych politologów (m.in. Walerego Karbalewicza), iż Łukaszenka nie przekroczy w relacjach z Rosją „czerwonej linii”, jaką byłoby wydanie wagnerowców Kijowowi, a po wyborach obie strony, zarówno Mińsk, jak i Moskwa, dążyć będą do uspokojenia sytuacji.

Arkadij Moszes jest zdania, że Łukaszenka tak długo cieszył się poparciem Moskwy dlatego, że na Kremlu doskonale zdają sobie sprawę, iż jest on jedynym gwarantem zakorzenienia Białorusi w rosyjskiej orbicie wpływów. Z tego też powodu Moskwa nie pójdzie na ryzyko „niewiadomej”, jaką byłaby zmiana obecnego reżimu na jakikolwiek inny. Jego zdaniem Kreml, stojąc wobec niełatwego wyboru, gdyż nadmierne osłabienie Łukaszenki, nawet jeśli utrzyma się on u władzy, też jest opcją ryzykowną, bo gwarantującą stan ciągłych wewnętrznych turbulencji w kraju, zdecyduje się na powrót do starych rozwiązań, czyli zwiększenia ekonomicznego wsparcia dla reżimu.

 

Autor

Marek Budzisz

Historyk, dziennikarz i publicysta specjalizujący się w tematyce Rosji i postsowieckiego Wschodu. Ostatnio opublikował „Koniec rosyjskiej Ameryki. Rozważania o przyczynach sprzedaży Alaski".

 

Kroniki Białorusi Marek Budzisz

Zobacz również

Wojna na Pacyfiku. Część 6: Przebieg działań
Kronika burzliwych czasów – Białoruś. Część 4
Jacek Bartosiak i Albert Świdziński o kwestii nuklearnej a interesach Polski (Podcast)

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...