(Fot. pixabay.com)
W wymiarze wojskowym brakuje bowiem ustalenia celu politycznego ewentualnej wojny, w której nasze siły zbrojne miałyby brać udział. Ale nie celu ogólnego – że „z Rosją”, „razem z NATO” itd. tylko konkretnego, namacalnego celu – co wojna miałaby przynieść, żeby można było uznać, że ją wygraliśmy. To sprowadza się do bardzo konkretnego pytania: do jakiej wojny mają się przygotowywać polskie siły zbrojne?
Sojuszniczej, samodzielnej, powszechnej czy ograniczonej, na morzu czy na lądzie, na wschód od naszych granic czy może do wojny obronnej lub – tak jak jeszcze 15 lat temu – do ekspedycyjnej? Jaki będzie konkretny teatr wojenny i teren działań i poruszania się, a zatem co będzie jego podstawą operacyjną i jakie będą linie komunikacyjne wiodące do miejsca prowadzenia działań wojennych?
Narzędzie musi być skrojone konkretnie pod zakładane cele polityczne wojny i oparte na zrozumieniu szczebli drabiny eskalacyjnej konfliktu oraz tego, które szczeble możemy kontrolować. Taka kontrola może oznaczać sukces w wojnie kinetycznej, a skutecznie sygnalizowana przez siły zbrojne w czasie pokoju (poprzez demonstrowanie zdolności) może wojnie zapobiec, gdy przeciwnik uzna, że nasze myślenie, uszykowania i zdolności przełamują jego pewność własnej kontroli kolejnych szczebli drabiny eskalacyjnej. Do tego się sprowadza konflikt i zbrojny pokój, z czym przecież teraz mamy do czynienia pod nowoczesną nazwą „wojny nowej generacji” czy też „wojny hybrydowej”.
Oczywiście musimy też rozumieć, jakie są cele wojny przeciwnika i jaki jest nasz punkt ciężkości, którego złamanie oznacza naszą klęskę polityczną, a często także wojskową. Cele polityczne i wojskowe muszą iść w parze, choć zaskakująco często się to nie udaje – vide dwie wojny irackie, Wietnam, Afganistan. Po rozumieniu tego sprzęgnięcia poznaje się prawdziwą strategię i prawdziwych zwycięzców w historii świata.
Gdy dodamy do tego możliwość izolacji pola walki, którą daje współczesna technologia, mamy dobrą lekcję clausewitzowskiej sztuki używania sił zbrojnych do realizacji celów politycznych w zakreślonym przez siebie obszarze interesów. Zwłaszcza że Amerykanie odchodzą z tamtej części świata.
Gdy ustalimy już punkt ciężkości, będziemy wiedzieć, jakiego narzędzia potrzebujemy (siły zbrojne duże, małe, ciężkie, mobilne, masowe, to jest poborowe, czy profesjonalne, do wojny powszechnej czy do ograniczonej, do działań partyzanckich czy konwencjonalnych, do działań na lądzie czy na morzu, o wysokim stopniu symetryczności i intensywności jak w latach 1918–1921 i we wrześniu 1939 roku, czy punktowych i asymetrycznych, jak działania w Afganistanie i Iraku.
Tutaj pojawia się potrzeba przygotowania koncepcji operacyjnej oraz odpowiedniej techniki wojskowej i organizacji wojska, by te zdolności realizować. Potem przychodzi czas na sposób weryfikacji narzędzia, jakim jest urządzone w ten sposób wojsko. Czyli pojawi się cały system ocen sprawności i gotowości, system promocji i awansu, ćwiczeń, motywacji, doktryny, tworzenia udoskonaleń i przewag na poziomie operacyjnym i taktycznym czy wdrażania nowatorskich technologii, które w kierunku pożądanych zdolności zwiększają potencjał bojowy.
Tak przygotowane wojsko jest narzędziem polityki państwa także w czasie pokoju, służy bowiem do sygnalizacji strategicznej i jako takie działa jak straszak na mającego ochotę na prowadzenie polityki siły agresora bądź, co także ważne w ostatnich latach – jako czynnik równowagi w regionie w sytuacji, gdy odchodzi w przeszłość system konstruktywistycznego ładu międzynarodowego.
Tymczasem widać w ostatnich dniach, jak Francuzi chcieliby regulować sprawy bezpieczeństwa naszego regionu (i wschodniego Morza Śródziemnego kosztem interesów Turcji, również) z Rosjanami, nie licząc się specjalnie z nami jako czynnikiem siły, który może zapewnić albo odebrać stabilizację i bezpieczeństwo w tej części świata. Działania tureckie są tutaj dobrym przykładem jak nie dopuścić do tego i nie dać się odepchnąć od stołu decyzyjnego.
Z takim procesem mamy do czynienia obecnie, więc konieczność zmian jest pilna. Niezbędne jest nam sprawne narzędzie. Do tego potrzebujemy naszej własnej, opracowanej w Warszawie koncepcji operacyjnej.
Autor
Jacek Bartosiak
Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.
Trwa ładowanie...