Kierunek kosmos. Część 4: Poliglobalne zmagania państw

Obrazek posta

(Fot. businessinsider.com)

 

Istnieją różne koncepcje rozwiązania problemu braku międzynarodowego reżimu. Chociaż potęgi kosmiczne niekoniecznie podpisałyby się pod reżimem w kontekście proponowanym w układzie, widząc, jak funkcjonuje analogiczne rozwiązanie w Konwencji o prawie morza, nie oznacza to, że nie poszukuje się innych rozwiązań. Autorzy projektów takich jak prezentowane przez haską grupę roboczą ds. regulacji działań związanych z surowcami kosmicznymi przy uniwersytecie w Lejdzie oraz inne grupy starają się wyjść ponad banalną dyskusję o zawłaszczaniu gruntu w przestrzeni kosmicznej czy konieczności rozdziału zysków z działalności górniczej pomiędzy państwami świata. Podejście części z nich jest oparte nie na zasadzie sprawiedliwości dziejowej czy innych analogiach sprawiedliwości społecznej i redystrybucji dóbr, ale na prosumenckiej postawie wobec samowystarczalności obiektów kosmicznych, które wykorzystują surowce kosmiczne, oraz spojrzeniu na cały łańcuch wartości, u których podstaw leżą surowce kosmiczne.

Ustalając, że surowce kosmiczne są wolne od wszelkich wymyślnych „podatków globalnych”, społeczność międzynarodowa byłaby w stanie skupić się na bardziej palących sprawach, takich jak komunikacja głęboko kosmiczna, zachowanie ciszy radiowej na odległej stronie, protokoły bezpieczeństwa związane z lądowaniem na pylistej i praktycznie pozbawionej atmosfery powierzchni Księżyca czy regulacje związane z użyciem w przestrzeni kosmicznej bardziej zaawansowanych technologii.

Jednak państwa niekoniecznie patrzą przychylnie na przewagę innych, szczególnie bardziej rozwiniętych. Wizja redystrybucji zysków z surowców kosmicznych i ścisłego wpływu na to, jak „liderzy” będą prowadzić swoją politykę kosmiczną, jest niebywale kusząca dla każdego państwa, nie tylko rozwijającego się, ale nawet rozwiniętego, chcącego zmniejszyć przewagę lidera

 

W końcu polityka międzynarodowa, jakkolwiek by to sobie wyobrażali wizjonerzy tworzenia cywilizacji kosmicznej, nie jest czystą grą gentlemanów. Czy to patrząc z perspektywy zasilania gospodarki cennymi kruszcami lub izotopami, czy z perspektywy rozwijających się placówek i fabryk orbitujących Ziemię, decydujących się na outsourcing przemysłu ciężkiego poza Ziemię, tu nadal dużą rolę grają lęki oraz podejrzenia wobec politycznych podmiotów międzynarodowych lub gospodarczych podmiotów transnarodowych.

 

Nawet patrząc od strony samego importu kruszców czy izotopów, co często pojawia się w projektach start-upów sektora kosmicznego chcących być nowymi potentatami w nowych gałęziach gospodarki czy wręcz na „nowym lądzie”, państwo, które będzie posiadało zdolności obejścia obecnych problemów z wydobyciem platynowców czy pierwiastków ziem rzadkich, będzie grało w zupełnie inną grę geopolityczną i w polityce wewnętrznej. Zmniejszenie zależności produkcji dóbr w kraju od zagranicznych złóż i fabryk zmieni perspektywę danego państwa oraz pozwoli mu na podniesienie konkurencyjności na rynku międzynarodowym. Będzie ono mogło sobie pozwolić na eksport części tych surowców lub produktów z nich wytworzonych do państw, które wcześniej były zależne od poprzednich potentatów. Zwłaszcza przy zautomatyzowanej ekonomii, kiedy to większość pracy byłaby wykonywana przez roboty, co według części publicystów już nadchodzi. Będąc w stanie zastąpić ludzi maszynami, przejść na elektryfikację gospodarki, uniezależnić się od zagranicznych źródeł paliw kopalnych, zyskujemy dużą przewagę geopolityczną, a dokładniej zrzucamy ciążące nam okowy toksycznych, acz koniecznych relacji.

Zysk z górnictwa kosmicznego można by przeznaczyć na zapewnienie obywatelom zdolności nabywania dóbr konsumenckich na wzór Norweskiego Państwowego Funduszu Emerytalnego. Niemniej jednak nawet sny o elektryfikacji, robotyzacji i życiu bez konieczności pracy zarobkowej wymagają działającej gospodarki i bazy surowcowej. Roboty potrzebują zaawansowanej elektroniki do celów obliczeniowych, przemieszczania się, komunikacji i zapewnienia bezpieczeństwa procesu produkcji, usług oraz osób postronnych. Państwa oczywiście teoretycznie mogłyby sobie pozwolić na automatyzację, ale koszty opracowania technologii, implementacji oraz korygowania, naprawy czy konserwacji mogłyby sprawić, że lwia część zysków z takich przedsięwzięć byłaby przekazywana właśnie na potrzeby utrzymywania tej infrastruktury przemysłowej. Oczywiście państwo posiadające w taki sposób zmienioną gospodarkę będzie mniej zależne od tradycyjnych relacji gospodarczych, co nie oznacza, że nagle przestanie się borykać z problemami takimi jak konieczność obrony swoich „gwiezdnych szlaków” przed agresją ze strony innych podmiotów. Jak wspomnieliśmy wcześniej, jednym z czynników, które leżą u podstaw koncepcji redystrybucji korzyści płynących z górnictwa kosmicznego zgodnie z doktryną CHM, było posiadanie przez państwa spoza dwóch bloków zdolności nuklearnych.

Dziś ich odpowiednikiem będą zdolności hakerskie oraz pociski ASAT wystrzeliwane z powierzchni Ziemi. Jak wcześniej wspomnieliśmy, na skutek zmiany architektury pojazdów kosmicznych dzięki zastosowaniu silników takich samych jak w holownikach orbitalnych, będzie możliwe dokonywanie skuteczniejszych manewrów uniku w wypadku dostrzeżenia pocisku ASAT, jednak będzie to oczywiście powodowało koszty i podmioty takie jak United States Space Force czy jej odpowiedniki w strukturach sił zbrojnych innych państw będą miały trudne zadanie pilnowania, by pojazdy przewożące kruszec nie były zestrzeliwane czy przechwytywane.

 

Możliwość przechwycenia obiektu kosmicznego o charakterze transportowym budziło lęk jeszcze w czasach Shuttle. Obawiano się, że „kosmiczni piraci” (operujący jednak na Ziemi) mogliby splądrować kapsułę lub pojazd i zniknąć bez śladu wraz ze skradzionymi kruszcami lub produktami fabryk mikrograwitacyjnych.

 

Dochodzi tu też problematyka wykorzystania materiałów rozszczepialnych lub fuzyjnych wytwarzanych lub pozyskiwanych w przestrzeni kosmicznej, a sprowadzanych na Ziemię. Zniszczenie pojazdu z ładunkiem radioaktywnym podczas wejścia w atmosferę groziłoby globalnym skażeniem, natomiast przejęcie takiego ładunku przez podmiot niepowołany mogłoby mieć opłakane skutki. Terroryzm i piractwo nie są niczym nowym w gospodarce międzynarodowej.

 

Jak widać, gra jest warta ryzyka, chociaż wymaga całkowitej zmiany myślenia politycznego, szczególnie w krajowej polityce kosmicznej. Bolączką obecnej polityki kosmicznej USA jest jej patologiczna zależność od senatu.

 

Amerykańska polityka kosmiczna jest uzależniona od budżetu, jaki zostaje przyznany NASA oraz idzie na wsparcie dla innowacyjnych firm prywatnych. Ten brak stabilności programu kosmicznego, szczególnie jego bardziej pionierskich projektów, był między innymi powodem powątpiewania w sam fakt, że Amerykanom w ogóle może się udać stworzenie takich regulacji na poziomie krajowym. Wspomniałem wcześniej, że niejednego próbowali już Amerykanie w tej kwestii w dziedzinie prawnej, w tym i przepisów nawiązujących do The Great Mining Act z roku 1872 czy różnych form homestead acts. W końcu nierzadko używają w stosunku do przestrzeni kosmicznej zwrotów takich jak the high frontier czy the final frontier. Jednak ilekolwiek projektów i studiów wykonalności by mieli, często brakuje im dyscypliny projektowej. Senatorowie nie potrafią patrzeć dalej, niż sięga najbliższa kadencja, a zmiana na stanowisku nierzadko powoduje zmiany kadrowe. Oczywiście bywają i senatorowie lub członkowie Kongresu, którzy żywo współpracują z sektorem kosmicznym, jednak meandry polityki wewnętrznej wyraźnie przekładają się na zmiany w polityce międzynarodowej. Nierzadko zmiana na stanowisku prezydenta USA prowadzi do daleko idących zmian, przekierowań środków fizycznych i finansowych czy wręcz anulowania lub zawieszenia projektów zaplanowanych pół dekady wcześniej. Freeman J. Dyson wspominał w swoich książkach i artykułach, że taka lotność i nieprzewidywalność będzie słono kosztować Stany Zjednoczone. Nawet oddanie pola konkurencji.

Kiedyś największym konkurentem USA był Związek Radziecki. Po jego upadku Federacja Rosyjska nie kontynuowała już części dawnych programów, a sam budżet programu kosmicznego został drastycznie obcięty. Był to jeden z czynników, jakie doprowadziły do współpracy między państwami, której zwieńczeniem było powstanie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Innym czynnikiem był brak woli politycznej, by przeznaczyć pieniądze na projekt Space Station Freedom. Szorstka przyjaźń dawnych wrogów przeżywała regularnie perturbacje, związane z napięciami na linii Moskwa – Waszyngton tudzież z problemami z rosyjskim modułem Nauka czy zakończeniem programu Shuttle przy jednoczesnym rozwiązaniu programu Constellations. Problemy NASA i jej podwykonawców najlepiej ilustruje tragifarsa, w jaką zamienia się program Space Launch System.

Tymczasem na pomoc sektorowi przyszły zewnętrzne podmioty prywatne, takie jak SpaceX czy Orbital ATK. Na marginesie należy dodać, że zaciekawienie takimi przedsiębiorstwami jak SpaceX czy Blue Origin nie jest tak bardzo związane z ich właścicielami czy realizacją wizji prywatyzacji środków wypuszczania obiektów kosmicznych w formie wyrzutni czy rakietoplanów, jak z faktem, że w przeciwieństwie do Northrop Grumman, Boeinga, Lockheed Martin czy Orbital ATK ci młodzi tytani nie są bezpośrednio związani z sektorem zbrojeniowym.

A sektor zbrojeniowy ma jednak umocnioną pozycję przy negocjacjach projektów cywilnych jako podwykonawca, szczególnie że wybierając dostawcę systemów lub podsystemów, patrzy się na jego heritage, czyli liczbę i poziom wykonanych projektów urządzeń czy ich elementów przeznaczonych do działania w przestrzeni kosmicznej. Dlatego nie powinno nas dziwić, że w większości programów księżycowych, takich jak Artemis czy LOP-G (potocznie Gateway), widać było głównie starych, znanych podwykonawców, nie zaś młodzików w rodzaju Elona Muska czy Jeffa Bezosa. Oczywiście powoli się to zmienia, jednak niełatwo jest odejść od sprawdzonego systemu opartego na pewnym dorobku w projektach i przetargach rządowych, szczególnie w tak wrażliwym sektorze jak lotniczy i kosmiczny.

Federacja Rosyjska pomimo paru posunięć w kierunku modernizacji odeszła w cień, jednak pojawili się nowi rywale. O ile Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) i państwa UE nie są bezpośrednimi rywalami dla amerykańskiego sektora kosmicznego i jego dominacji w przestrzeni kosmicznej, gdyż ze względu na swoje położenie i środki będą raczej jego partnerami, o tyle Chińska Republika Ludowa zbliża się bardzo szybko do zajęcia miejsca, jakie zajmował w czasach swojej świetności Związek Radziecki. W konsekwencji Stanom Zjednoczonym rośnie rywal, który poprzez system inwestycji zagranicznych może forsować na polu międzynarodowym regulacje faworyzujące jego działania lub co najmniej osłabiające działania Stanów Zjednoczonych i który uzyskał o wiele więcej, niż wszystkim się wydaje. Chińczycy traktowani w zglobalizowanym świecie jak robotnicy w międzynarodowej fabryce produktów przyswoili sobie wiele metod produkcyjnych i badawczych nie tylko przez wysyłanie najzdolniejszych studentów na czołowe zachodnie uczelnie. Jak wspomniałem wcześniej, po amerykańskich projektach kosmicznych pozostało gros publikacji akademickich, obliczeń, projektów czy studiów wykonalności związanych z industrializacją przestrzeni kosmicznej. Dziś te tematy można znaleźć w publikacjach naukowców chińskich. Związane są one z uprzemysłowieniem Księżyca i orbity okołoziemskiej. Nie będzie zaskoczeniem, że nawet upubliczniono najnowsze badania dotyczące ewentualnej transmisji mikrofalowej energii elektrycznej ze słonecznych elektrowni orbitalnych.

 

Można powiedzieć, że amerykańskie sny o fabrykach mikrograwitacyjnych i załogowych stacjach na Księżycu mają szansę się spełnić, ale „made by China”. Niedawno przedstawiciel China Aerospace Science and Technology Corporation (CASC), państwowego konsorcjum kosmicznego, przedstawił swój plan stworzenia terra-lunarnej strefy ekonomicznej, opartej na wykorzystaniu surowców oraz warunków występujących wokół tych dwóch ciał niebieskich, a także pomiędzy nimi.

 

Jednak projekt spotkał się z krytyką. Chodziło głównie o jego ramy czasowe (wedle których Chiny miałyby być w stanie stworzyć taką gospodarkę kosmiczną do roku 2050), a także o fakt, że jego wartość przekroczyłaby 10 trylionów dolarów. Rozwój okołoksiężycowy miałby się stać elementem inicjatywy Pasa i Szlaku. Projekty wahadłowców nuklearnych czy cyklerów międzyplanetarnych wskazują na bardzo dobre obeznanie z amerykańskimi projektami z czasów „the new space program”. Nie jest to oczywiście niewykonalne, ale tak samo jak dawniej Amerykanie, Chińczycy zapominają, że w te trójwymiarowe szachy nie gra się solo. Nie zmienia to faktu, że można oczekiwać mieszania się lub łączenia projektów różnych podmiotów w przestrzeni kosmicznej, z zachowaniem pewnej standaryzacji oraz trwałą lub czasową dominacją jednej ze stron.

 

Obecna przewaga Chin jest wynikiem silnej gospodarki oraz stałości projektów o charakterze długofalowym. Dlatego będzie im łatwiej rozwinąć projekty wykorzystania surowców kosmicznych niż USA. Nie ujmując niczego amerykańskiej innowacyjności, jednak wystarczy zmiana na fotelu prezydenta lub kolejne blokady w Kongresie związane z próbami dokonania impeachmentu urzędującego prezydenta, by projekt ustawy regulującej cały system wydawania zgód i nadzoru na działalność zarobkową w przestrzeni kosmicznej, w tym na działania związane z poszukiwaniem, wydobyciem i wykorzystaniem surowców kosmicznych oraz obrotem nimi, utknął w komisjach.

 

Chińska Republika Ludowa nie posiada takich ograniczeń związanych z procesem demokratycznym, czego jednak nie można przyjmować za czynnik wieczny w dynamicznej sytuacji geopolitycznej związanej z pandemią. Tymczasem pomiędzy ścierające się Chiny i USA klinem starają się wejść Indie. Indie są stroną Układu księżycowego z 1979 roku, chociaż go nie ratyfikowały, oraz posiadają zdolności antysatelitarne. Obecnie nie mają spektakularnych sukcesów komercyjnych w przestrzeni kosmicznej, jednak pokazały, iż są w stanie umieścić sondę badawczą na orbicie Marsa. Niewykluczone, że jako państwo posiadające spór terytorialny z Chinami oraz rywalizujące z nimi na poziomie kontynentalnym Indie będą próbowały szukać możliwości współpracy z innymi państwami w celu sypania piachu w tryby kosmicznej i ziemskiej ekspansji Chin. Nie należy także zapominać o Japonii, która na chwilę obecną może nie przewodzi sektorowi satelitarnemu ani nie powala innowacyjnymi środkami wynoszenia, ale skutecznie i cierpliwie realizuje swoje projekty badawcze, co pokazują sukcesy w dziedzinie transmisji mikrofalowej orbita – Ziemia oraz badania odległych asteroid. Japonia jednak plasuje się bardziej jako rywal Chin i Indii, a partner Europy i Stanów Zjednoczonych.

Obecne wsparcie Japonii dla rozporządzenia wykonawczego prezydenta USA zdaje się potwierdzać fakt, że Japończycy patrzą na surowce kosmiczne podobnie jak Amerykanie.

Potęgi kosmiczne oraz mniej agresywni gracze pokładają w surowcach kosmicznych nadzieję na rozwój gospodarczy i zmiany paradygmatu związanego z budową obiektów kosmicznych na Ziemi. Istnienie takich rozwiązań jak holowniki orbitalne wykorzystujące wodę, wodór lub inne czynniki robocze możliwe do wydobycia z naszego naturalnego satelity pozwala także państwom rozwijającym się i innym bez zdolności do wypuszczania lub ograniczonych do wyrzutni mniejszych rozmiarów czynnikami geopolitycznymi czy położeniem geograficznym na wykorzystanie tego elementu infrastruktury na zasadzie kontraktowej lub odkupowanie gotowych obiektów od państwa, które oferuje takie usługi.

Republika Federalna Niemiec obecnie jest w trakcie rozważania koncepcji górnictwa kosmicznego. Związek Przemysłu Niemieckiego (Bundesverband der Deutschen Industrie, BDI) ogłosił swoją inicjatywę na rzecz górnictwa kosmicznego, a z kolei umowa koalicyjna CDU i SPD zawiera paragraf wskazujący, iż rozwój kosmiczny będzie jednym z celów rządów tej koalicji. W oświadczeniu BDI znajduje się dużo odwołań do działań Wielkiego Księstwa Luksemburga, co z kolei może oznaczać próbę stworzenia podobnego funduszu i podłoża prawno-administracyjnego dla górnictwa kosmicznego oraz zmiany dotychczasowej pozycji niemieckiej dyplomacji na polu ONZ.

Polska z kolei podpisała MoU z Wielkim Księstwem Luksemburga w sprawie poszukiwania oraz wykorzystywania surowców kosmicznych, jednak nadal zmaga się z problemem stworzenia podstawowych ustaw o działalności w przestrzeni kosmicznej, które są niezbędne, by móc wprowadzić regulacje dotyczące górnictwa i produkcji kosmicznej. Jednak każde z tych państw członków ESA mogłoby skorzystać w przypadku istnienia takich holowników, nawet jeśli musiałyby korzystać z nich na zasadzie usługi in-space. Serwisowanie obiektów na orbicie pozwoliłoby także zmienić konstrukcję części obiektów kosmicznych w bliższej perspektywie, eliminując problemy związane z wielkością, wydajnością oraz zapasem paliwa dla silników manewrowych. W dalszej perspektywie budowanie stacji kosmicznych czy satelitów zmieniłoby się znacznie, jeśli nie musiałyby one być tworzone tak, by móc zmieścić się w rakiecie oraz przetrwać występujące podczas lotu przeciążenia i drgania.

Jak widać, surowce kosmiczne, chociaż są tematem kontrowersyjnym i nierzadko ignorowanym, ze względu na obecny poziom zdolności technologii związanych z ich wydobyciem, są ważnym elementem stałej obecności człowieka w kosmosie i rozwoju gospodarczego wykorzystującego przestrzeń kosmiczną. Zmieniająca się architektura obiektów kosmicznych powoduje zmianę sytuacji związanej z globalnym zagrożeniem, jakim jest gruz kosmiczny. Surowce znajdujące się w ciałach niebieskich są często błędnie nazywane dobrami globalnymi (global commons). Jest to tyleż absurdalne, co antykopernikańskie z punktu widzenia astronomii, tak ważnej dla polityki kosmicznej państw.

Termin „dobra globalne” lepiej będzie pasować do orbit, które, jak wiemy, są ograniczonym zasobem okalającym dany glob. Natomiast surowce kosmiczne są dobrami co najwyżej kosmicznymi, pozaziemskimi. I oto stoimy na początku kolejnego wyścigu kosmicznego, w którym zaczynają brać udział podmioty nieobecne w poprzednich zmaganiach wokół naszego naturalnego satelity. Musimy mieć także świadomość, że jak w poprzednim wyścigu jego reguły można było ustalić na forum UNCOPUOS, tak obecnie ze względu na wyżej wymienioną problematykę i sentymenty historyczne państwa takie jak USA poszukują innych miejsc, gdzie mogłyby wraz z innymi podmiotami ustalić nowe zasady dotyczące gospodarczego wykorzystania zasobów naszego satelity oraz innych ciał niebieskich. Nie jest to nic wesołego dla przedstawicieli międzynarodowego prawa kosmicznego, gdyż możliwe nowe przepisy umów międzynarodowych, międzypaństwowych podobnych do tych związanych z ISS mogą odbiegać filozofią od tego, do czego przyzwyczailiśmy się przez ponad 50 lat obowiązywania Traktatu o przestrzeni kosmicznej. Najbardziej jednak sen z powiek spędza specjalistom od prawa kosmicznego prawdopodobieństwo, że warunkiem uczestnictwa w pracach czy konsultacjach będzie posiadanie pewnych zdolności technologicznych, co wykluczyłoby państwa pozbawione takich technologii z udziału w rozgrywce o surowce kosmiczne. A to z kolei na poziomie polityczno-gospodarczym może się wydawać logicznym ruchem, by uniemożliwić obstrukcję w pracach i podejmowaniu decyzji. Nie zapomnijmy jednak, że w takim układzie należałoby dokładnie monitorować zdolności technologiczne tych państw w innych dziedzinach, takich jak posiadanie broni antysatelitarnej.

Podsumowując nasze rozważania dotyczące prawnych i gospodarczych aspektów związanych z surowcami kosmicznymi, przypomnijmy to, co najważniejsze. Surowce kosmiczne będą stanowić strategiczny zasób wzmocnienia gospodarek i uwalniania się podmiotów wydobywających od obecnych zależności politycznych i surowcowych. Dodatkowo zmiana architektury i warunków wykorzystania infrastruktury orbitalnej, szczególnie wrażliwej i niezbędnej na polu gospodarki, zarządzania kryzysowego i bezpieczeństwa narodowego związana z wykorzystaniem dostępnych w przestrzeni kosmicznej źródeł paliw rakietowych pozwala na umocnienie własnej pozycji i zarazem stworzenie danemu państwu nowych, bardziej przychylnych relacji gospodarczych z innymi podmiotami. Niemniej istnienie takiej infrastruktury i łańcuchów logistycznych jest kolejnym punktem, który powinien być strzeżony przed bezpośrednimi atakami lub aktami terroryzmu czy piractwa, co wymaga kolejnych nakładów ze strony państwa na zabezpieczenie swojej pozaziemskiej infrastruktury gospodarczej. Takie działania z pewnością spotkają się z potępieniem przedstawicieli innych państw na forum międzynarodowym oraz krytyką części środowisk związanych z nauką o prawie kosmicznym. Nie jest to jednak nic nowego, gdyż ścieranie się wewnątrz środowiska akademickiego na temat chociażby delimitacji przestrzeni kosmicznej sięga czasów jeszcze przedtraktatowych, a nawet przedsputnikowych. Natomiast krytyka takich działań w przestrzeni kosmicznej jest częściej cyniczną grą polityczną lub zwyczajnym brakiem zrozumienia skomplikowanego zagadnienia, jakim jest astronautyka czy nawet mechanika orbitalna. Oczywiście nie można wylać dziecka z kąpielą i uznać, że każda krytyka działań związanych z astrogórnictwem jest atakiem na samą ideę. Zdolność przemieszczania mniejszych ciał niebieskich lub rozpędzania pojazdów załadowanych rudą czy izotopami może być również zdolnością militarną, a zaniedbania w kwestii bezpieczeństwa ruchu okołoksiężycowego czy lądowania na jego powierzchni mogą doprowadzić do szkód i zniszczeń w aparaturze przemysłowej i naukowej. Najlepszym rozwiązaniem dla państw starających się być pionierami w tej dziedzinie jest znalezienie nowego forum porozumienia, gdzie mogłyby one wypracować wspólny zestaw reguł czy powołać ciało nadzorcze, które byłoby odpowiedzialne za udzielanie zgód, rozwiązywanie sporów czy rozszerzanie kompetencji państw chcących się włączyć do inicjatywy. Niemniej należy pamiętać, że natura non facit saltus, dlatego wszelkie rozwiązania opracowane podług nowej filozofii będą nadal zawierać rezydualne elementy poprzednich regulacji międzynarodowego prawa kosmicznego.

 

Autor

Kamil Muzyka

Doktorant w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk. Współprowadzący stronę Prawo i Kosmos – Prawo Kosmiczne. Członek stowarzyszenia Rzecznicy Nauki oraz Space Generation Advisory Council. Bada prawne aspekty produkcji kosmicznej (pozyskiwanie i wykorzystywanie surowców oraz ochrona patentowa), a także posługiwania się robotami i systemami opartymi na formach sztucznej inteligencji w obrocie prawnym i gospodarczym.

 

Kamil Muzyka

Zobacz również

Pułapka Tukidydesa i dylemat bezpieczeństwa. Część 1
Jacek Bartosiak is talking to Gen. (ret.) Ben Hodges on the US Global and European Posture...
Jacek Bartosiak is talking to Luis Simon on the European strategic landscape (Podcast)

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...