Szczyt w relacjach rosyjsko-chińskich już minął

Obrazek posta

(Fot. Wikimedia Commons)

 

Delikatną zmianę w zakresie rozłożenia akcentów można było zauważyć już w trakcie ubiegłotygodniowego spotkania przywódców Szanghajskiej Organizacji Współpracy, która odbyła się w formule on-line. Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow oświadczył co prawda w jej trakcie, że Moskwa opowiada się stanowczo przeciw polityce sankcji, co współbrzmiało z wypowiedziami jego chińskiego kolegi, ale jednocześnie uznał za ważne wyjaśnienie przyczyn, które spowodowały wybuch pandemii, oraz opowiedział się za opracowaniem obowiązujących powszechnie (w skali świata) protokołów i mechanizmów, które pomogłyby uniknąć podobnych zjawisk w przyszłości. Ponadto Ławrow podjął istotny z punktu widzenia rosyjskich interesów temat związany z działalnością sieci amerykańskich laboratoriów biologicznych, w tym laboratorium im. Lugara w Gruzji, w krajach wywodzących się z byłego ZSRR. Moskwa od lat domaga się możliwości przeprowadzenia w nich inspekcji oraz objęcia ich postanowieniami międzynarodowej konwencji dotyczącej broni biologicznej. W ubiegłym roku presja wywierana przez rząd Federacji Rosyjskiej na władze Armenii doprowadziła do zawarcia porozumienia umożliwiającego rosyjskim inspektorom przeprowadzenie takiej inspekcji w 12 laboratoriach działających w Armenii. Analizując wystąpienie Siergieja Ławrowa, można było odnieść wrażenie, że Rosja stara się zająć zdystansowaną postawę w amerykańsko-chińskim sporze narracyjnym o genezę pandemii w Wuhan i postępowanie chińskich władz na jej początku, starając się jednocześnie realizować własne interesy na obszarze państw uznawanych przez Moskwę za strefę jej interesów. Komentatorzy chińskiego dziennika „South China Morning Post” argumentują, że pandemia wprowadza do rosyjsko-chińskich relacji pewne napięcia, które niełatwo będzie przezwyciężyć, a zarazem – głównie z powodów gospodarczych – powoduje, że może rosnąć uzależnienie Rosji od chińskiego rynku. Wzrostowi eksportu rosyjskiej ropy naftowej i gazu ziemnego towarzyszą próby, podejmowane przez Moskwę, aby nie przestać być postrzeganym w świecie jako samodzielny gracz. Trzykrotne od wybuchu pandemii rozmowy Władimira Putina z Xi Jinpingiem, z których ostatnia skończyła się deklaracją, że „Rosja nie zgodzi się na jednostronne instrumentalizowanie pandemii, aby oskarżać Chiny, i będzie stała po ich stronie”, równoważone były sześcioma konwersacjami telefonicznymi Putina z Donaldem Trumpem, które również doprowadziły do wydania wspólnej deklaracji Elby. Opublikowana 26 kwietnia, w rocznicę dnia, kiedy 75 lat temu wojska rosyjskie i amerykańskie spotkały się nad Elbą, zawiera wiele mówiące sformułowania odwołujące się do tamtego spotkania jako „świadectwa, że nasze kraje są w stanie odłożyć na bok różnice, budować zaufanie i współpracować na rzecz wspólnego, większego dobra”.

 

Jak się wydaje, nie chodzi w tym wypadku jedynie o niewiele znaczące wystąpienia rocznicowe, ale możemy wręcz mówić o przewartościowaniu, a przynajmniej początku dyskusji na temat charakteru współpracy Rosji z Chinami, jaka trwa w rosyjskich elitach. Nie brak przy tym w Moskwie głosów, że w świecie po COVID-19 nadmierny „przechył” Rosji w stronę Chin będzie ze względu na różnicę potencjałów i rysujące się na świecie podziały blokowe spychał Moskwę na pozycję junior partnera Pekinu.

 

Do napięć na linii Moskwa – Pekin przyczyniło się niezadowolenie z faktu, że wysłana w styczniu z Rosji do Wuhan naukowa misja medyczna wróciła z niczym, bo rosyjscy specjaliści nie tylko nie uzyskali od strony chińskiej elementarnych informacji, ale nawet nie zostali dopuszczeni do chorych na COVID-19. Strona chińska z kolei uskarżała się na przesadną jej zdaniem reakcję Moskwy, która zamknęła granice między obydwoma państwami już we wczesnej fazie pandemii, a władze rosyjskiej stolicy wydały nawet polecenie, aby kierowcy środków transportu komunalnego wypatrywali ludzi o azjatyckich rysach twarzy, żeby można było poddać ich kwarantannie. To spotkało się z gniewną reakcją chińskiej ambasady w Moskwie, która uznała tego rodzaju kroki za przejaw rasizmu.

 

O kolejnych napięciach donosiła niechętna polityce zbliżenia Moskwy z Pekinem „Niezawisimaja Gazieta”, której właściciel Konstantin Remczukow jest jednym z bliskich doradców mera Moskwy Siergieja Sobianina. Opisuje ona doświadczenia współpracy z Chinami Olega Deripaski, rosyjskiego oligarchy i człowieka, który, jak piszą dziennikarze, „przez ostatnie 20 lat” był orędownikiem zbliżenia rosyjsko-chińskiego. Najłagodniej rzecz ujmując, doświadczenia te nie są budujące. Z długiej listy zarzutów warto przytoczyć podstawowe. Już następnego dnia po tym jak Deripaska objęty został amerykańskimi sankcjami, chińscy partnerzy jego firm, dbając o własne interesy i bojąc się, że również mogą zostać dotknięci restrykcjami, zaczęli ograniczać i zrywać kontakty biznesowe. Dotyczyło to również chińskich instytucji finansowych wypowiadających umowy kredytowe. Nieoficjalnie przekazywane informacje mówiły o tym, że mając do wyboru konflikt ze Stanami Zjednoczonymi lub współpracę z rosyjskimi przedsiębiorstwami, chińscy partnerzy realizowali niejawne zalecenia władz w Pekinie, aby „poświęcić” współpracę z Rosją. Ostatnie przygody Deripaski też nie są budujące. Otóż zakupił on w Chinach środki ochrony osobistej dla pracowników swego koncernu, ale nie mógł ich wwieźć do Rosji bez opłacenia specjalnego, nagle podwyższonego, podatku. W efekcie okazało się, że transport kosztował trzy razy drożej, niźli przewidywały pierwotnie ustalone warunki. Dziennik z sarkazmem stwierdza, że o partnerstwie między Pekinem a Moskwą jest mowa tylko wówczas, kiedy Chiny są tym zainteresowane. Chodzi głównie o instrumentalne użycie rosyjskiego potencjału wojskowego w trwającej rozgrywce Pekinu z Waszyngtonem.

 

Eksperci Carnegie Moscow Center zastanawiają się, czy w obecnym układzie sił na świecie Moskwa ma inny wybór niźli polityczne zbliżenie z Chinami. Według nich kryzys wywołany COVID-19 doprowadzi do sytuacji jeszcze większego uzależnienia Rosji od Pekinu. Nie chodzi ich zdaniem tylko o możliwość eksportu rosyjskich surowców, choć to też jest istotny czynnik. Znacznie ważniejsze jest to, że Chiny stają się obecnie jedyną opcją w zakresie możliwości modernizacji rosyjskiego organizmu przemysłowego. Zachodnie sankcje wprowadzone po 2014 roku powodują, że import maszyn, urządzeń i nowoczesnych technologii nie może się odbywać z innego niźli chiński kierunku. Liczby są w tym względzie niesłychanie wymowne. O ile w 2013 roku 60% (24 miliardy dolarów) rosyjskiego importu maszyn i urządzeń pochodziło z Niemiec, o tyle teraz, w 2019 roku, jedyną alternatywą stały się Chiny, z których import technologiczny zamknął się kwotą 28 miliardów dolarów. Import autokratycznego know-how, czyli systemów elektronicznej inwigilacji własnych obywateli, też jest tą dziedziną, w której współpraca rosyjsko-chińska będzie się w najbliższych latach pogłębiać. Zresztą już widać jej pierwsze efekty. Dwa ośrodki, które relatywnie najlepiej radzą sobie z pandemią – Moskwa i Tatarstan – w poprzednich latach korzystały, wysyłając do Chin swoje misje handlowo-urzędnicze, z chińskich technologii smart city. Ich doświadczenia staną się w czasie po pandemii wzorem do naśladowania dla innych rosyjskich ośrodków. W efekcie, jak argumentują eksperci Carnegie, rosyjsko-chińska współpraca przyspieszy, a różnica potencjałów między obydwoma krajami doprowadzi, niezależnie od deklaracji czy obiekcji Moskwy, do tego, że wzajemne relacje nie będą partnerskie. Raczej, w ich opinii, trzeba mówić o sprowadzeniu Rosji do roli junior partnera.

 

Z jeszcze innym poglądem wystąpił na łamach prestiżowego periodyku „Rossija w Globalnoj Politikie”, będącego jednym z mediów środowiska intelektualnego związanego z Klubem Wałdajskim, Aleksandr Łukin, profesor w moskiewskiej Wyższej Szkole Gospodarki, znający język chiński specjalista sinolog. Jego artykuł zatytułowany „Rosyjska strategia w relacjach z Chinami w nowej epoce” można uznać za świadectwo następujących przewartościowań, dających się zauważyć już w ubiegłym roku, w środowisku orędowników prochińskiego zwrotu w rosyjskiej polityce zagranicznej ostatniego dziesięciolecia.

 

Łukin jest zdania, że strategiczne zbliżenie rosyjsko-chińskie, datujące się od roku 2014, miało przynajmniej dwie fazy. Pierwsza, do roku 2016, wywołana została zaostrzeniem się relacji Moskwy i Waszyngtonu na tle aneksji Krymu i wojny w Donbasie. Zwrot prochiński miał być reakcją na stopniową utratę wiary rosyjskich elit w możliwość wypracowania akceptowalnej formuły współistnienia czy uzgadniania interesów Rosji i Zachodu i miał pokazać posiadanie przez Moskwę alternatywy. Towarzyszyła temu sceptyczna postawa Pekinu, który wstrzymywał się przed jednoznacznym wsparciem polityki rosyjskiej. Stąd nieuznawanie przez Pekin aneksji Krymu i delikatnie formułowane pod adresem Moskwy oskarżenia o zbyt daleko posunięty rewizjonizm w polityce zagranicznej. Nieufność po stronie rosyjskiej przejawiała się w polityce faktycznego blokowania chińskich inwestycji w rosyjskim sektorze energetycznym i w sektor zaawansowanych technologii. Przełom nastąpił w 2015 roku, kiedy Chiny odchodząc od swej tradycyjnej polityki relacji bilateralnych, uznały potrzebę współpracy ze zbudowaną wokół Rosji Unią Euroazjatycką. Towarzyszyło temu otwieranie dla chińskich inwestorów możliwości angażowania się w newralgiczne sektory rosyjskiej gospodarki (energetyka) oraz rozpoczęcie współpracy o charakterze wojskowym. W tej ostatniej dziedzinie mieliśmy do czynienia z transferem zaawansowanych technologii z Rosji do Chin (sprzedaż Su-35 i systemów S-400 czy rozbudowa przy zaangażowaniu rosyjskich specjalistów systemów ostrzegania przed atakiem rakietowym) oraz współpracą w zakresie wojskowym (wspólne ćwiczenia na Bałtyku, na Dalekim Wschodzie czy na Morzu Południowochińskim). Jednak pogłębianiu współpracy towarzyszyła, zdaniem Łukina, zasadnicza zmiana charakteru chińskiej polityki zagranicznej, którą można scharakteryzować jako odchodzenie od paradygmatu strategicznego umiarkowania epoki Denga na rzecz znacznie bardziej asertywnej, a nawet imperialistycznie nastrojonej (chińska baza wojskowa w Dżibuti), polityki zagranicznej epoki Xi Jinpinga. W jego opinii to wzmocnienie w chińskiej polityce zagranicznej przejawia się nie tylko w ekspansji gospodarczej i kulturowej (sieć instytutów Konfucjusza) czy wzroście pewności siebie młodego pokolenia chińskich dyplomatów, ale przede wszystkim w tym, że Pekin zaczął wykorzystywać swe przewagi, starając się instrumentalizować współpracujące z nim państwa. Zmiana ta dotyczy również Rosji i oznacza próbę odejścia od formuły współpracy win-win na rzecz wykorzystania przez Chiny swych atutów i przewagi potencjałów. Łukin formułuje w swym artykule tezę, iż skuteczność walki z pandemią COVID-19 wzmocni i utwierdzi Pekin w słuszności obranej drogi, co niechybnie będzie oznaczało wzrost „egoizmu” czy przekonania o własnej sile i potrzebie jej wykorzystania. W wypadku Rosji można wręcz mówić o narastaniu od pewnego czasu dysproporcji czy asymetryczności wzajemnych relacji. Jako jeden z przykładów Łukin podaje otwarcie rosyjskiego rynku na penetrację chińskich koncernów telekomunikacyjnych czy, szerzej, działających w sferze wysokich technologii i jednoczesną reglamentację dostępu rynku chińskiego dla podmiotów rosyjskich. Ale nie wyłącznie. Ta asymetryczność dotyczy również przedsięwzięć kulturalnych (funkcjonujące w Rosji Muzeum VI Zjazdu KPCh zarządzane przez Pekin) czy naukowych. Dodatkowym czynnikiem, na który warto zwrócić uwagę, jest, jak pisze Łukin, ryzyko zbyt daleko posuniętej współpracy strategicznej między Rosją a Chinami. „Główna obawa Moskwy – argumentuje – w planie współpracy strategicznej z Chinami związana jest z ryzykiem całkowitego wspierania wszystkich chińskich propozycji i stanowisk, co w niektórych wypadkach mogłoby skomplikować relacje Rosji z innymi partnerami”. W kolejnym akapicie swego wystąpienia Łukin formułuje niedwuznaczną tezę. Otóż jego zdaniem obecnie, obiektywnie rzecz biorąc, presja Zachodu na Rosję stanowi znacznie większe zagrożenie dla jej interesów strategicznych niźli narastająca wiara Chin we własne możliwości. To powoduje, że w obecnej sytuacji wzmocnienie relacji z Pekinem leży w interesie Moskwy, ale też nie zamyka drogi do uprawiania polityki balansowania. „Jeżeli Chiny prześcigną Stany Zjednoczone – argumentuje Łukin – to taki rozwój wydarzeń w sposób znaczący zmieni układ sił w świecie, co oczywiście będzie musiało wpłynąć na rosyjską politykę zagraniczną”. Co więcej, wzrastające przeświadczenie Chin co do siły swego potencjału, będące wynikiem przekonania o sukcesie w walce z pandemią, jest zdaniem Łukina procesem, którego nie da się zatrzymać i który będzie stanowił swoisty point of no return chińsko-rosyjskich relacji, które z tego powodu, że mogą ewoluować w stronę rosnącej asymetryczności, będą w przyszłości słabły.

 

W gruncie rzeczy podobne wnioski znalazły się w memoriale opracowanym przez środowisko Klubu Wałdajskiego, będącym próbą nakreślenia nowej linii rosyjskiej polityki zagranicznej w czasach po pandemii COVID-19. Grupa autorów należąca do ścisłego intelektualnego kierownictwa tego środowiska za jeden z najbardziej prawdopodobnych, a przy tym najgroźniejszych z punktu widzenia rosyjskich interesów, scenariuszy rozwoju sytuacji na świecie uważa to, co określa mianem nowej polaryzacji. Polega ona na podziale świata na dwa rywalizujące między sobą obozy: skupiony wokół Stanów Zjednoczonych i antagonistyczny wobec niego wokół Chin. Rywalizacja geostrategiczna wzmocniona zostanie wskutek podziału ideologicznego (niemającego zdaniem ekspertów Klubu Wałdajskiego racji bytu) na państwa demokratyczne i autorytarne. Przy czym różnica między czasami współczesnymi a okresem zimnej wojny, która też charakteryzowała się rywalizacją dwóch bloków, będzie istotna. Po pierwsze dyscyplina „wewnątrzblokowa” będzie wymuszana środkami znacznie bardziej, wobec kurczących się zasobów, drastycznymi niźli w przeszłości. Po drugie rywalizacja będzie przebiegała na wielu płaszczyznach, a w obliczu demontażu instytucji prawnych będących płaszczyzną utrzymywania dialogu (porozumienia rozbrojeniowe) może mieć potencjalnie znacznie bardziej dramatyczny przebieg. Przy czym, jak zauważają, już obecnie można mówić o strategicznym konflikcie interesów między Rosją i Indiami a Chinami. O ile Moskwa i Delhi nie są zainteresowane „zdemolowaniem” światowego porządku instytucjonalnego, a długofalowym celem ich polityki jest raczej budowa świata o wielu ośrodkach siły, w którym ich mocarstwowe znaczenie znalazłoby zakotwiczenie w organizacjach międzynarodowych takich jak Rada Bezpieczeństwa ONZ, o tyle Chiny ich zdaniem są nie tylko zainteresowane gruntowną przebudową porządku światowego, ale również dysponują umożliwiającym ją potencjałem. Paradoksalnie Stany Zjednoczone i szerzej rozumiany blok Zachodu, świadom swoich ograniczeń, może przeć do konfrontacji z Chinami.

 

Tak postrzegając ewolucję porządku światowego po pandemii COVID-19, mielibyśmy do czynienia z dwoma obozami potencjalnie rewizjonistycznymi. Z jednej strony z blokiem Zachodu, z drugiej państw podporządkowanych Chinom, które będą parły do konfrontacji. Rosja, ale też inne państwa, może odegrać rolę konserwatora status quo, hamującego ambicje sił rewizjonistycznych. Paradoksalnie Zachód w znacznie większym stopniu niźli Chiny, które są „na fali” i trudno będzie chińskim elitom oprzeć się pokusie, może zrewidować swe nastawienie, redukując własne ambicje w zakresie zbudowania porządku międzynarodowego. Z takiej diagnozy eksperci skupieni wokół moskiewskiej Wyższej Szkoły Gospodarki i Klubu Wałdajskiego wyciągają wniosek o potrzebie budowy przez Rosję w najbliższych latach porozumienia państw, które sami określają mianem „aliansu słabych” mającego odgrywać rolę konserwatora porządku międzynarodowego. W ich ujęciu głównym zadaniem dla Rosji na najbliższe lata winna być próba zbudowania politycznej platformy „państw nieangażujących się” w rywalizację bloku anglosaskiego i chińskiego. Moskwa z jednej strony miałaby się stać dyplomatycznym, a z drugiej wojskowym oparciem dla państw chcących pozostać poza sporem. Oczywiście nie rezygnując w żadnym razie ze swych geopolitycznych ambicji, a nawet zaostrzając je i kreśląc wyraźne „czerwone linie”, takie jak integracja Ukrainy czy Gruzji z obozem Zachodu, których przekroczenie może doprowadzić do wybuchu gorącego konfliktu zbrojnego, a z pewnością do rewizji rosyjskiej doktryny wojskowej przez oficjalne przyjęcie zasady „wyprzedzającego uderzenia nuklearnego”. W ich propozycji współpraca z państwami Unii, głównie z zachodniej części kontynentu, może ulec intensyfikacji niejako w drugiej fazie, po tym jak Rosja zbuduje już „ruch niezaangażowanych”. Polska winna być izolowana i pozostawiona na uboczu. Te priorytety czy potencjalne punkty sporu w relacjach Rosji i Zachodu, takie jak choćby kwestia laboratoriów biologicznych działających w krajach wywodzących się z byłego ZSRR, mogą też być uznane za propozycję ze strony Rosji, którą można określić mianem podejścia transakcyjnego albo poszukiwania obszarów współpracy czy kompromisu.

 

Strategiczne diagnozy formułowane przez rosyjskich ekspertów związane z podkreślaniem rosnącej roli Chin w porządku światowym oraz wzrostem pewności siebie Pekinu i asertywności jego dyplomacji są świadectwem przewartościowań w rosyjskim myśleniu na temat wyborów strategicznych. Jest to tym bardziej istotne, że refleksja ta ma miejsce w środowisku postulującym rosyjski „zwrot na Wschód”. To, co wzmacniało geostrategiczną samodzielność Rosji w sytuacji napiętych relacji z Zachodem po Krymie, dziś zaczyna być postrzegane jako związane z ryzykiem sprowadzenia Rosji na trwałe do roli junior partnera Chin, a być może również wciągnięcia w niepożądany konflikt. Z pewnością taki rozwój wydarzeń na świecie nie oznacza też realizacji długoletniego celu strategicznego, jaki stawia sobie Rosja Putina i jakim jest odgrywanie roli suwerennego, samodzielnego filara porządku międzynarodowego. Wydaje się zatem, że w najbliższym czasie możemy mieć do czynienia z próbą odgrywania przez Moskwę roli czynnika balansującego między Waszyngtonem a Pekinem. Pierwszym poważniejszym sprawdzianem gotowości zarówno Moskwy, jak i Zachodu do wejścia w nową fazę relacji będzie powodzenia lub fiasko rozmów w sprawie przedłużenia traktatu START, którego ważność upływa w lutym przyszłego roku. Zaproszenie do rokowań, w postaci wspólnego wystąpienia Anatolija Antonowa, obecnego ambasadora Rosji w USA, oraz Rose Gottemoeller, którzy w przeszłości negocjowali już przedłużenie traktatu, zostało sformułowane. Zobaczymy, do czego te sondaże doprowadzą.

 

Autor

Marek Budzisz

Historyk, dziennikarz i publicysta specjalizujący się w tematyce Rosji i postsowieckiego Wschodu. Ostatnio opublikował „Koniec rosyjskiej Ameryki. Rozważania o przyczynach sprzedaży Alaski".

 

Marek Budzisz Background Check

Zobacz również

Weekly Brief 16–22.05.2020
Kroniki COVID. Część 10
Starcie mocarstw – Jacek Bartosiak i Bartłomiej Radziejewski o napięciu między USA a China...

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...