Europa – nasz pępek świata. Epidemie, wojny i wieczne pragnienie niespełnionej konsolidacji. Część 3

Obrazek posta

(Fot. Wikipedia)

 

Ponadto Francja dysponowała największą powierzchnią żyznej gleby w zachodniej Europie, co w czasach przedindustrialnych było największym kapitałem produkcyjnym.

 

Jej główne rzeki: Sekwana i Loara płyną do Atlantyku, podczas gdy Rodan wpływa do Morza Śródziemnego. Kraj jest raczej płaski, a to sprzyja centralizacji władzy. Francja od średniowiecza aż do XIX wieku miała najlepsze podstawy geopolityczne, by dominować wewnątrz kontynentu. Była wystarczająco daleko od Azji, Rosji czy najazdów Mongołów, przed innymi organizmami politycznymi chroniły ją kanał La Manche, Atlantyk, Pireneje, Morze Śródziemne oraz Alpy. Wyjątkiem była jedynie płaska część Niziny Środkowoeuropejskiej na północnym wschodzie, granicząca z licznymi małymi organizmami politycznymi rozdrobnionych przez całe wieki Niemiec.

Gdy Niemcy nie były zjednoczone, nie stanowiły dla Francji problemu. Zjednoczenie Niemiec w XIX wieku w dramatyczny sposób zmieniło układ sił na kontynencie. Konsekwencją były wojny światowe i zimna wojna,frywalizan i upadek geopolityczny kontynentu.

Na północ od Francji obszary obecnej Belgii i Holandii u ujścia wspaniałych arterii wodnych Renu i Mozy położone były w dogodnym strategicznie miejscu Niziny Środkowoeuropejskiej, będąc skomunikowane lądowo z tą wielką niziną we wszystkich kierunkach, w tym z Renem i Mozą i ich dopływami oraz jednocześnie z Morzem Północnym i Atlantykiem w kierunku Wysp Brytyjskich. Miało to istotne znaczenie w dobie rywalizacji z Hiszpanią i Wielką Brytanią o dominację nad europejskim handlem morskim. Wybrzeże ich chronione było barierą charakterystycznych niedużych wysp.

 

Dodatkowo przez Cieśniny Duńskie i Bałtyk oraz sieć miast Hanzy były Niderlandy skomunikowane z dorzeczem Wisły i Niemna oraz z Europą Wschodnią na wschód od imperium lądowego Rzeczypospolitej i dzięki temu dysponowały dostępem do zaplecza zbożowego i drzewnego kontynentu. W XIV wieku osiągnięta przez Niderlandy dominacja na Morzu Północnym i Bałtyku umożliwiała import na pełną skalę zboża i drzewa z Niemiec oraz Rzeczypospolitej przez Gdańsk, futer, wosku, miodu, smoły i drewna z Rosji przez Narwę i Rygę, a miedzi, żelaza i broni ze Szwecji. To doprowadziło do rywalizacji z wcześniej ustanowionym bałtyckim monopolem handlowym Hanzy – konsorcjum miast kupieckich na Bałtyku z bazami komercyjnymi nawet w Brugii i w Londynie. Hanza sprawowała kontrolę transportowego odcinka lądowego Lubeka–Hamburg komunikującego Bałtyk Łabą w Hamburgu, ponieważ Łaba wpływa do Morza Północnego z pominięciem wąskich i kłopotliwych politycznie Cieśnin Duńskich.

Z czasem Niderlandy stały się ogromną potęgą pomimo małych rozmiarów terytorialnych i demograficznych. Rozwój Niderlandów jako morskiej potęgi handlowej i finansowej skutkował rewolucją stanu kupieckiego żądającego zmian politycznych i większej własnej reprezentacji w systemie władzy. W 1570 roku flota handlowa Niderlandów była równa liczbą łącznej flocie Anglii, Francji i wszystkich razem wziętych państw niemieckich, a liczona na głowę mieszkańca była aż 25 razy większa niż w tych trzech krajach. W 1560 roku małe Niderlandy dysponowały aż 1800 pełnomorskimi statkami.

Międzynarodowy handel i usługi handlowo-finansowe, przemysł stoczniowy, a następnie nowoczesne rolnictwo i uprawy ogrodowe, system kanałów, wiatraki i stosowanie nawozów uczyniło z obszaru Niderlandów najbardziej dynamiczną gospodarkę Europy, począwszy od roku 1400 roku aż do połowy XVII wieku. W roku 1700 tylko 40% mieszkańców kraju pracowało na roli.

 

Schyłek potęgi rozpoczął się w XVIII wieku, gdy młoda republika utraciła prymat morski na rzecz Anglii i Francji, dysponujących silniejszymi flotami. Towary niderlandzkie zaczęły być wykluczane z innych rynków. Handel niderlandzki pomiędzy rokiem 1720 a 1820 spadł, jeśli chodzi o skalę obrotu, o 20%. W tym czasie brytyjski eksport urósł siedmiokrotnie, a francuski prawie trzykrotnie.

 

Dochód na głowę w Holandii pomiędzy rokiem 1700 a 1820 spadł o jedna szóstą, podczas gdy brytyjski urósł o połowę, a francuski o jedną czwartą. Te dane obrazują potęgę handlu morskiego.

Niemcy ulokowane pośrodku Niziny Środkowoeuropejskiej borykały się z problemem położenia środkowego: od zachodu zagrożenie stanowiła potężna Francja, a od wschodu – po zlikwidowaniu konstruktu politycznego Rzeczypospolitej, rozpiętego na pomoście bałtycko-czarnomorskim – potężniejąca i powiększającą się wciąż terytorialnie Rosja.

Niemcy obawiały się sojuszu antyniemieckiego i ataku z obu stron jednocześnie. Najwęższe miejsce Niziny Środkowoeuropejskiej znajduje się pomiędzy wybrzeżem Bałtyku a Karpatami, czyli dokładnie tam, gdzie leży dzisiejsza Polska (w geopolityce miejsce to zwane jest bałtycko-karpackim zwężeniem lub polskim przesmykiem).

Z rosyjskiej perspektywy jest to najlepsze miejsce do defensywy w sytuacji ataku na Rosję z zachodu. Z perspektywy atakującego jest to z kolei miejsce, w którym stosowne siły mogą być odpowiednio skoncentrowane do wyprowadzenia uderzenia wzdłuż rozchodzących się wachlarzowo podejść operacyjnych w kierunku Rosji właściwej, jej obszaru rdzeniowego i centrum dyspozycji politycznej.

Terytorium Rzeczypospolitej również z tego właśnie powodu było przedmiotem zainteresowania sąsiadów, jak również wielokrotnie świadkiem przemarszów wojsk na wyżej wspominanej osi wschód – zachód. I to w obie strony.

Potęga gospodarcza i idąca za nią siła polityczna Niemiec najczęściej znajduje na kontynencie ujście w kierunku wschodnim. Tradycyjnie jest bowiem blokowana przez potęgi morskie położone nad Atlantykiem. Stąd wzięła się też niemiecka koncepcja budowania Mitteleuropy jako naturalnego miejsca ekspansji niemieckiej gospodarki i niemieckich wpływów politycznych w państwach słabszych, położonych na wschód od Niemiec.

Druga połowa XIX wieku była świadkiem wzrostu potęgi zjednoczonych Niemiec. Wojna z Danią dała jednoczącym się Niemcom niezbędne terytorium do budowy Kanału Kilońskiego, co uniezależniło Niemcy od Cieśnin Duńskich. Niemcy mogły od tej pory przerzucać flotę oraz komunikację morską z Bałtyku na Morze Północne nowym kanałem. Wojna z Austrią dała Niemcom dominację wobec rozdrobnionych wcześniej państw niemieckich. Wojna z Francją dała złoża żelaza oraz Alzację i Lotaryngię. W sercu Europy pojawiło się państwo z potężną bazą przemysłową i wielkim potencjałem demograficznym oraz wojennym.

 

Gdy prześledzi się lata poprzedzające wojnę światową, czyli kolejną – sto lat po epopei napoleońskiej – wojnę domową o dominację w Europie (tym razem jednak prowadzoną w dobie industrialnej), to widać, że oparty o Niemcy sojusz państw centralnych był równoważony przez Francję i Rosję. Kontrowały one z obu stron położone pośrodku Niemcy, a Wielka Brytania mogła dzięki temu pozostawać w charakterystycznej dla siebie wspaniałej izolacji wyjątkowo długo.

 

Rozwój Niemiec i idące za nim rosnące ambicje były tak duże, a lustrzana odpowiedź innych mocarstw europejskich na kontynencie na wzrost znaczenia Niemiec i w rezultacie rywalizacyjny wyścig tak imponujące, że lata 90. XIX wieku zniszczyły brytyjskie przekonanie o możliwości utrzymania jakże wygodnej tradycyjnej strategii izolacji. Francuzi i Rosjanie również bowiem budowali nowoczesne floty, a ich sojusz zagrażał nie tylko Niemcom, lecz także brytyjskiej imperialnej linii komunikacyjnej na Morzu Śródziemnym. Flota francuska mogła wyruszać z bazy w Marsylii w zachodnim Medyteranie, a rosyjska po ewentualnym podporządkowaniu Rosji słabej Turcji – przez Dardanele i dalej przez Morze Egejskie w kierunku wschodniego Morza Śródziemnego i Suezu.

 

Gdy także Niemcy ogłosiły budowę wielkiej floty, sytuacja brytyjska stała się nader groźna. Zwykła rozbudowa floty do wielkości dwóch kolejnych flot w każdej kombinacji oznaczałaby, że trzecia siła będzie arbitrem sytuacji strategicznej, co da jej potężny lewar wobec interesów potęgi morskiej Wielkiej Brytanii.

Dlatego Wielka Brytania musiała wybierać między rozbudową floty do wielkości łącznie wszystkich flot kontynentalnych a porzuceniem polityki izolacji i zawarciem sojuszu bądź z Niemcami, bądź z Francją i Rosją jednocześnie.

Brytyjczycy najpierw spróbowali z Niemcami. Był jednak warunek, aby ci ostatni w zamian za koncesje dla siebie w nowych zamorskich posiadłościach i udział w dotychczasowych koloniach portugalskich zaakceptowali korzystny dla Londynu stosunek sił morskich Niemiec i Wielkiej Brytanii. Negocjacje się jednak załamały, bo Niemcy nie chcieli się dzielić swoją rosnącą potęgą, do tego jej wzrost – tak wówczas imponujący – wydawał się nie do powstrzymania.

 

Brytyjczycy nie mieli innej możliwości niż równoważenie potęgi Niemiec.

 

W ramach tak prowadzonej polityki zawarli najpierw traktat z Japonią, co dało im możność przeniesienia uwagi strategicznej i koncentracji okrętów Royal Navy na wodach europejskich. Następnie w roku 1904 porozumieli się z Francją, a w 1907 doszło do zawarcia porozumienia z Rosją. Okres brytyjskiej polityki izolacji dobiegał końca, a świat wkraczał na drogę ku wojnie.

 

Rywalizacja pomiędzy Wielką Brytanią a Niemcami o Europę i szlaki komunikacyjne z Europy na ocean światowy, a co za tym idzie rynki przyszłości, ostatecznie przeistoczyła się, jak wiadomo, w konflikt światowy. Pokonanie mocarstw centralnych zajęło cztery lata ciężkich walk na czterech frontach i wymagało zaangażowania większości mocy produkcyjnych świata.

 

Ważną rolę w wojnie odgrywała blokada morska Niemiec oraz niemiecka kontrblokada okrętami podwodnymi komunikacji alianckiej na Wyspy Brytyjskie. Chociaż ententa zapewniła sobie dominację na morzu i korzystną przechylność państw neutralnych, panował – można powiedzieć – remis – aż do chwili wejścia do wojny Stanów Zjednoczonych w 1917 roku. Na wschodzie kontynentu wojna zakończyła się upadkiem imperium carów i jego transformacją w kontynentalne mocarstwo komunistyczne. Skończyła się też rozpadem Austro-Węgier i przekształceniem się imperium osmańskiego w nowe państwo tureckie w Anatolii.

 

Po wielkiej wojnie konstrukt idealistyczny Ligi Narodów wraz z jej procedurami nie zastąpił realnej gry sił na kontynencie. Nie mógł. Zasada równoważenia jest bowiem nieusuwalna niczym grawitacja, również w XXI wieku. Odczujemy to niebawem bardzo mocno jako Europejczycy.

 

Organizacja Ligi Narodów zmieniła prawne zobowiązania państw, ale nie miała wpływu na podstawowe siły oddziaływające na stosunki międzynarodowe, gdyż te są niczym prawa fizyki. Jak pisał Spykman w latach 40. XX wieku, system – wydawałoby się – kolektywny, jak powersalska Liga Narodów, w którym kontrola sił zbrojnych pozostała we władzy poszczególnych niezależnych państw, z których każde ma prawo weta co do ich użycia, jest wciąż systemem równoważenia się sił, nawet jeśli go nazywamy systemem bezpieczeństwa zbiorowego.

 

Wersal i jego następstwa pokazały, że istnieje potencjał odwracania się Niemiec od Atlantyku i oceanicznej magistrali handlowej w obawie przed ryzykiem blokady morskiej przez geopolityczne Morze.

 

Jednocześnie następstwa te uwidoczniły możliwość łączenia celów francuskiej polityki z polityką nowych państw powstałych po upadku Habsburgów i Romanowów, a położonych na wschód od Niemiec. Tym samym Wersal stworzył potencjał francuskiej hegemonii w kontynentalnej Europie.

Dlatego tak Brytyjczycy, jak Amerykanie nie chcieli więcej wzmacniać zwycięskiej Francji i stawili opór wobec dalszych roszczeń Francji względem przegranych Niemiec. Do tego Waszyngton nie ratyfikował traktatu wersalskiego i nie przystąpił do Ligi Narodów.

Oznaczało to, że dwa najpotężniejsze państwa ówczesnego świata odmawiają Francji statusu sojusznika Anglosasów, i to zaraz po wspólnej wygranej ententy w wojnie światowej, która to wygrana kosztowała sporo krwi i wysiłku. Od tego momentu Francuzi pozostawali w wielkiej niepewności co do swojej przyszłości, mając prawdziwą obsesję na punkcie własnego bezpieczeństwa terytorialnego, które mogłoby zostać zagrożone ze strony Niemiec.

Między innymi dlatego wybudowali linię Maginota, forsowali system automatycznych sankcji w Lidze Narodów oraz dążyli do sojuszu z państwami położonymi na wschód od Niemiec. Z tego samego powodu próbowali związać Brytyjczyków zobowiązaniami kontynentalnymi na wschód od Niemiec. Tymczasem Wielka Brytania skorzystała w wyniku wygrania wojny najbardziej spośród wszystkich państw europejskich, gdyż na skutek wojny flota niemiecka została de facto zlikwidowana. Wraz z wykrystalizowaniem się całkowitej dominacji floty brytyjskiej i utrwaleniem się władzy Brytyjczyków nad gospodarczym systemem kolonii zamorskich i ich zasobów kontynent europejski stał się naturalnym rynkiem dla eksportu brytyjskiego.

 

Londyn pragnął, by pokonane państwa możliwie szybko odbudowały swój potencjał i zaczęły kupować brytyjskie towary. Londyn nie chciał się również angażować w politykę na wschód od Niemiec, a już w szczególności zaciągać tam jakichkolwiek zobowiązań.

 

Zobowiązania z Locarno to było wszystko, na co Brytyjczycy byli gotowi. W praktyce oznaczało to, że Francja jest mniej więcej chroniona gwarancjami brytyjskimi, ale państwa na wschód od Niemiec już nie. Ogólnie rzecz biorąc, od Wersalu Brytyjczycy prowadzili konsekwentnie politykę neutralności, balansując pomiędzy poprzednim sojusznikiem i poprzednim wrogiem i lekko faworyzując osłabione Niemcy w celu zapobieżenia francuskiej hegemonii na kontynencie.

 

Opisując ciąg zdarzeń, które doprowadziły do II wojny światowej, Spykman przedstawił w swoich pracach własny pogląd na temat okoliczności jej wybuchu. Chętnie czytany i popularny wśród amerykańskich elit, pisał, że udzielenie przez Wielką Brytanię w 1939 roku gwarancji Polsce było błędem o daleko idących skutkach.

 

Pisał dalej, że podporządkowanie Polski i Rumunii wzmocniłoby oczywiście Niemcy, ale głównie względem Sowietów, a nie morskiego Zachodu, nawet jeśli osłabiałoby możliwość skutecznej blokady morskiej Niemiec.

Według Spykmana państwa naszej części Europy w momencie, gdy stały się słabsze wojskowo od Niemiec, zmieniły status i automatycznie stały się zaledwie państwami buforowymi. Życie państw buforowych może być podtrzymywane tylko przez najbliższych sąsiadów, nie zaś przez odległe mocarstwo, które nie może do nich się dostać.

 

Spykman argumentował, że z perspektywy interesów Morza lepiej było mieć przylegające do siebie granice Niemiec i Związku Sowieckiego, ponieważ wyłącznie z Niemcami zagrażającymi zasobom Ukrainy Związek Sowiecki mógł stać się sojusznikiem Morza w wojnie europejskiej.

 

Niemiecka okupacja kontynentu w czasie II wojny światowej oznaczała, że cała linia od Norwegii przez Gibraltar aż do cieśniny Dardanele jest bazą wypadową Niemiec i państw Osi. Zachodnie wybrzeże Europy od Norwegii po Hiszpanię stało się bazą wypadową dla okrętów podwodnych i sił powietrznych, a z północnych wybrzeży Morza Śródziemnego można było przecinać komunikację morską do Egiptu i na Bliski Wschód.

 

Wojna światowa przeistoczyła się w tym momencie w wojnę małej brytyjskiej wyspy, położonej u brzegu kontynentu i zaopatrywanej ze swoich odległych kolonii i z Ameryki Północnej, z Niemcami kontrolującymi prawie całość zasobów wnętrza kontynentu europejskiego, a na pewno jego zachodniej części aż po obszar międzymorza bałtycko-czarnomorskiego, który został w 1939 roku podzielony pomiędzy Niemcy a Sowiety na podstawie paktu Ribbentrop–Mołotow.

 

Brytyjczycy stosowali w czasie wojny tradycyjną dla siebie metodę blokady morskiej, co było możliwe dzięki świetności ich marynarki wojennej, i dodatkowo przeprowadzali ataki powietrzne na niemieckie ośrodki przemysłowe. Niemcy z kolei stosowali znaną już z I wojny światowej kontrblokadę na komunikację na Wyspy Brytyjskie za pomocą U-bootów. Przy czym żadna ze stron nie chciała przeprowadzić inwazji na przeciwnika, bo taki ruch obarczony był ogromnym ryzykiem, jak każda zresztą morska operacja desantowa.

Niemcy stworzyli zależny reżim Vichy. Rezygnacja z okupowania całości terytorium Francji była inteligentnym posunięciem, bo pozwalała Niemcom przejąć kontrolę nad pokaźnymi zasobami kolonii francuskich, które inaczej zapewne automatycznie przeszłyby pod władzę Brytyjczyków, kontrolujących za pomocą swojej floty ocean światowy, a co za tym idzie, morską komunikację z koloniami wszystkich państw europejskich.

Nieokupowanie części Francji oraz całej Hiszpanii i Portugalii jako państw półzależnych od Niemiec skutecznie zniechęciło Wielką Brytanię do przejęcia ich kolonii w Afryce. W czerwcu roku 1941, uderzając na Związek Sowiecki, Niemcy zdecydowały się na atak w kierunku kontynentalnego Heartlandu, znajdującego się poza zasięgiem istotnego wpływu i oddziaływania potęg morskich

 

Gdyby Niemcy zdobyli tereny imperium sowieckiego aż do Uralu, to osiągnęliby zapewne skalę niezbędną do stworzenia obszaru imperialnego niezależnego geopolitycznie od Morza. Dałoby im to do dyspozycji wystarczające zasoby strategiczne oraz żywnościowe. W celu pełnej realizacji projektu kontynentalnego musieliby się jednak uporać z kilkoma dodatkowymi wyzwaniami, takimi jak konieczność stworzenia efektywnej sieci transportowej na tych ogromnych przestrzeniach lądowych oraz kontroli szlaków komunikacyjnych na wewnętrznych morzach Europy – Bałtyku i Morzu Czarnym oraz na przejściu na Morze Egejskie przez Dardanele. Z tego powodu Niemcy musieli podjąć próbę złamania potęgi brytyjskiej na Morzu Śródziemnym, zanim owoce ewentualnego zwycięstwa w zmaganiach lądowych nad Wołgą i Dnieprem  mogłyby zostać wykorzystane.

 

Uznano, że najlepiej byłoby złamać brytyjską imperialną linię komunikacyjną opartą o Egipt i Suez. Stąd działania niemieckiego Afrika Korps. Docelowo niemiecki plan przewidywał osiągnięcie na półkuli wschodniej takiej potęgi, jaką cieszą się Stany Zjednoczone na półkuli zachodniej. Miały do tego doprowadzić kontrola i zagarnięcie mas lądowych Europy aż po Ural, kontrola Morza Śródziemnego jako łącznika Europy i Afryki oraz kontrola Bliskiego Wschodu, która doprowadziłaby także do narzucenia hegemonii niemieckiej w Afryce. Obszar od Morza Północnego do Uralu wchodziłby w skład niemieckiego Lebensraumu z Bliskimi Wschodem, zintegrowanym ekonomicznie i zależnym od Berlina. Afryka miała się stać plantacją rolną Europy.

Niemcy jednak przeliczyli się i nie sprostali przede wszystkim potędze morskiej Anglosasów, nie docenili też głębi strategicznej Związku Sowieckiego, wynikającej z ogromu lądowych przestrzeni tego kraju. Wojna na dwa fronty, w tym wyczerpujące zmagania lądowe na wschodzie, zupełnie wycieńczyła potężne państwo niemieckie.

Po II wojnie światowej okupowane przez armie alianckie Niemcy Zachodnie przyjęły orientację atlantycką. Wzmocnione na skutek realizacji założeń planu pomocowego Marshalla stały się silnym wsparciem dla Sojuszu Północnoatlantyckiego na głównym Froncie Centralnym na Nizinie Środkowoeuropejskiej. Rodząca się z poparciem Amerykanów współpraca w ramach wspólnot europejskich dodatkowo skierowała politycznie i gospodarczo Niemcy, przeżywające w tym czasie cud gospodarczy, na zachód kontynentu, ku Atlantykowi.

 

Po zakończeniu zimnej wojny pod koniec XX wieku i po zjednoczeniu kraju oraz po rozszerzeniu wspólnot europejskich o nowe państwa na wschodzie ponad 10 lat później dotychczasowa sytuacja strategiczna w Europie zaczęła się zmieniać.

 

Pojawiła się nowa formuła polityczna konsolidująca współpracę w ramach Unii Europejskiej, co zbiegło się z nową falą globalizacji po wejściu Chin do Światowej Organizacji Handlu oraz z odbudową potęgi Rosji za rządów Władimira Putina, kończącą okres smuty po rozwiązaniu Związku Sowieckiego. Gospodarka niemiecka coraz wyraźniej kierowała swoją atencję na wschód, w głąb kontynentu.

Niezależnie od silnego powiązania od tego czasu z gospodarką Polski, Czech i innych państw w głębi kontynentu pojawił się ponownie potencjał niemieckiej kontynentalnej współpracy z Rosją, przede wszystkim zaś z Chinami położonymi po drugiej stronie mas lądowych Eurazji. W tym czasie pojawiły się projekty geopolityczne mające tworzyć bezpośrednie niemieckie lewary na interesach państw położonych między Niemcami a Rosją, na przykład gazociąg Nord Stream z Rosji do Niemiec z pominięciem obszaru państw pomostu bałtycko-czarnomorskiego. Pojawiły się też polityczno-ekonomiczne instrumenty wymuszające transformację gospodarek europejskich w kierunku „zielonej gospodarki”, godzące w opartą na węglu energetykę Polski.

 

Oprócz tego w drugiej dekadzie XXI wieku wykrystalizował się podział z grubsza zjednoczonego po II wojnie światowej Zachodu na beneficjentów globalizacji oraz pokrzywdzonych przez nią.

 

Niemcy, podobnie jak Chiny, stali się oczywistymi jej beneficjentami, a Stany Zjednoczone zaczęły się czuć pokrzywdzone. W połączeniu z efektami wywołanymi wystąpieniem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, forsowaną przez Stany Zjednoczone deglobalizacją handlu międzynarodowego oraz rozczarowaniem Unią Europejską na południu kontynentu w dobie epidemii COVID-19 wszystko to może doprowadzić do rozpadu jedności konstruktu geopolitycznego Zachodu.

 

To z kolei już teraz powoduje odczuwalny powrót do polityki równoważenia wpływów na kontynencie. Proces ten postępuje tym silniej, im wyraźniej kwestionowany jest system amerykańskiego prymatu i brak solidarności w czasie złej pogody geopolitycznej albo im bardziej Amerykanie zaczynają działać poza konstruktywistycznym modelem współpracy w ramach Zachodu i im chętniej rozgrywają swoje interesy w ramach tradycyjnego balansowania przeciw Niemcom na Starym Kontynencie, podczas gdy Niemcy budzą coraz większą złość pozostałych Europejczyków, zwłaszcza na południu kontynentu.

 

W razie rewizji zasad globalnej wymiany towarowej i zmiany ładu światowego może to doprowadzić do odwrócenia się Niemiec od geopolitycznego Morza i bliższego związania interesów niemieckich z Moskwą albo tym bardziej z nowym liderem gospodarczym w Eurazji – Pekinem.

Wówczas zostałby uruchomiony potencjał gry kontynentalnej na całej ogromnej przestrzeni superkontynentu Eurazji spinanej w ramach projektu Nowego Jedwabnego Szlaku siecią transportowo-komunikacyjną, który mógłby połączyć moce produkcyjne Niemiec i niemiecką siłę nabywczą z nowymi rynkami i zasobami w niedorozwiniętej dotąd Eurazji, a to dzięki rozmachowi Nowego Jedwabnego Szlaku i sile polityczno-gospodarczej Chin.

 

Warto zwrócić uwagę, że brexit, skutki społeczno-gospodarcze pandemii oraz dalsze słabnięcie wpływów Stanów Zjednoczonych na kontynencie odwróciłyby w ocenie Anglosasów skutki II wojny światowej, przy okazji tworząc mechanizm próżni bezpieczeństwa w obszarach, gdzie gwarancje amerykańskie zostałyby zakwestionowane.

 

Z tego wszystkiego mogłaby powstać sytuacja podobna do tej po pokoju w Brześciu w 1918 roku, gdy mocarstwa morskie nie miały w głębi kontynentu nic do powiedzenia, a nowy stan równowagi i ostatecznie stabilizacja musiały zostać osiągnięte własnymi siłami organizmów politycznych pomostu bałtycko-czarnomorskiego i Europy Wschodniej, z oczywistym ryzykiem wystąpienia konfliktów, w tym o charakterze zbrojnym, nawet jeśli jedynie nazywano by je tylko wojnami lokalnymi czy ograniczonymi.

W Europie w ostatnich latach zachodził proces budowy przez Unię Europejską systemu quasi-imperialnego. Jeśli za taki konstrukt można oczywiście uznać strukturę organizacyjną spinającą przestrzeń półwyspu europejskiego, tylko częściowo demokratyczną i współzarządzaną przez kosmopolityczną biurokrację z rdzenia znajdującego się w Brukseli, niedaleko ujścia Renu do Morza Północnego.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że ten konstrukt konsolidacyjny głównego trzonu lądowego Europy, z ośrodkiem decyzyjnym nad Morzem Północnym i z peryferiami gdzieś w Bułgarii czy Grecji, jest podobny do Świętego Cesarstwa Rzymskiego czy imperium karolińskiego.

Z ambicjami typowymi dla projektów imperialnych narzucających normy od obszaru rdzeniowego ku peryferiom.

 

Konstrukt europejskiego imperium ma jednak otwarte flanki strategiczne na wschodzie (na Nizinie Środkowoeuropejskiej), na południowym wschodzie (na przejściu między Europą i Azją – w Tracji i na Bałkanach) oraz na południu (na „fosie” Morza Śródziemnego), co kreuje i będzie kreowało bardzo poważne wyzwania dla bezpieczeństwa i spoistości zjednoczonej Europy.

 

Zdaje się, że tylko Atlantyk od zachodu może Europie dawać osłonę strategiczną. Choć zewnętrzny amerykański morski hegemon nie ma i tak problemu z jej penetracją, jeśli tylko chce równoważyć – zgodnie ze swoim interesem – wpływy w Europie.

Robert Kaplan nazywa konstrukt konsolidującej się Europy „niezbędnym imperium”, wspominając między innymi publicznie, że Polska nie ma przyszłości w Eurazji poza nim.

Z powodów braku osłony na trzech flankach bezpieczeństwo Europy nie będzie zagwarantowane w XXI wieku, zwłaszcza że okazało się, iż Fernand Braudel miał jednak rację i geograficznie Europa kończy się na Saharze, nie zaś na Morzu Śródziemnym, które nie jest wielką przeszkodą komunikacyjną, a wielkie migracje ludności oraz niestabilność wywołana upadkiem reżimów na przedpolu europejskim w Afryce Północnej i w Lewancie dotyczą bezpośrednio Starego Kontynentu.

Jednocześnie wraz z zanikaniem konstruktu Europy jako czegoś oddzielnego od Eurazji przestaje on być osłaniany przez Rosję i przez Turków w Lewancie i na Bliskim Wschodzie, jak było w czasach kolonialnych czy jeszcze w XX wieku.

 

To, co miało być jednym państwem od Półwyspu Iberyjskiego do Morza Czarnego w konsolidującej się przestrzeni Eurazji XXI wieku, może się stać jedynie mozaiką polityczną, niczym mapa polityczna kontynentu w średniowieczu.

 

A wtedy mogą się pojawić Chińczycy i kazać podpisać trakty nierównoprawne. Europa będzie wówczas musiała walczyć o swoje samostanowienie.

Co za ironia losu.

Gwałtowny upadek z przekonania o postpolitycznej wyższości cywilizacyjno-moralnej do roli protektoratu.

 

AutorJacek Bartosiak

Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.

 

Jacek Bartosiak

Zobacz również

Nieznany ojciec rosyjskiej doktryny państwowej. Część 1
Weekly Brief 11–17.04.2020
„Scriptorum” – recenzja Jacka Bartosiaka (Podcast)

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...