„Stulecie Winnych” Ałbena Grabowska – o płomyku z przeszłości

Obrazek posta

(Fot. ze zbiorów autora)

 

W obliczu pandemii wirusa SARS-CoV-2 coraz częściej zawracamy do przeszłości. Nasze myśli kierujemy ku najbliższej rodzinie, przeglądamy albumy, z czeluści pamięci wyciągamy strzępki i urywki przekazanych przeżyć. Przypominamy sobie o pradziadkach, wspominamy opowieści naszych babć, rozmyślamy o próbach i wyzwaniach, na jakie natrafiali oni na swej życiowej drodze – zastanawiamy się, co my byśmy zrobili na ich miejscu. Wyrwani z trwającego od wielu lat snu o nieprzerwanym rozwoju i łagodnej przyszłości, poszukujemy odniesień i kontekstów, pozwalających nam lepiej zrozumieć to, co dzieje się wokół. Czy jesteśmy tego świadomi, czy nie, rozgrywające się za oknem wydarzenia wzmacniają naszą więź z tym, co już było. Z tymi, którzy zmuszeni zostali do przebrnięcia przez nadzwyczajne czasy.

Kryje się w tym także iskierka nadziei, tlący się płomyk, który rozświetla najczarniejsze dni i obawy. Oto bowiem pojawia się świadomość, że nasi przodkowie nie tylko żyli w niesłychanie trudnych czasach, lecz również je przeżyli – i pozostawili po sobie ślady, których tak pilnie dziś poszukujemy. Nie wszystkim było to dane: jedni o swych przeżyciach opowiadać nie chcieli, inni nie potrafili, jeszcze inni nie żyli na tyle długo, by pozostawić świadectwo. Za tych, których uciszył czas, mówili – i mówią – często inni. Czasem mówi za nich fikcja.

Tym razem w Strategy&Future nie będzie o rzekach, o pograniczach, o przemianach wielkich wspólnot. W zamian skupimy się na garstce ludzi: poznamy rodzinną sagę pióra Ałbeny Grabowskiej, która z prawdziwych wydarzeń, prawdziwych ludzkich losów, lecz także plotek, rodzinnych legend i wytworów wyobraźni ukuła fikcję oddającą głos tym, którzy go nie znaleźli, i tym, których go pozbawiono. Jej „Stulecie Winnych” to opowieść o wzlotach i upadkach, o śmierci, o miłości i namiętnościach, o poszukiwaniu nadziei w chwilach największej zawieruchy.

W trzech tomach – „Ci, którzy przeżyli”, „Ci, którzy walczyli” i „Ci, którzy wierzyli” – rozstrzygają się losy jednej rodziny spod warszawskiego Brwinowa, trzech pokoleń mężczyzn i kobiet, takich jak my, jak nasi rodzice i dziadkowie. Tytułowi Winni nie są herosami, nie są wojownikami, nie pretendują do legend i narodowych symboli. Choć spotykają na swej ścieżce także postacie wielkie i wybitne – jak Krzysztof Kamil Baczyński, Jarosław Iwaszkiewicz czy Ignacy Mościcki – sami, mimo okazjonalnych wybuchów wielkiej odwagi, pozostają tym, czym pozostajemy i my: zwykłymi ludźmi o ograniczonej sprawczości, uwikłanymi we własne dramaty, których ścieżki – z zaskoczenia – przecina nagle wielka historia.

 

Wojna odeszła na bok, a wkrótce miała przejść do historii. Wprawdzie Ruscy ciągle łupili Mazowsze, a Niemcy zaganiali masowo ludność na roboty, ale może z przyzwyczajenia, może z umiejętności radzenia sobie z problemami, ludzie przyzwyczaili się do tego na tyle, że nie zwracali na to wszystko większej uwagi

 

Ałbena Grabowska z wyczuciem meandruje po narodowych traumach, wplatając losy Winnych w znane nam punkty odniesienia, tworząc dwa wymiary opowieści: ten większy, uniwersalny, grający drugie skrzypce dla tego mniejszego, kameralnego, skupionego na tej jednej rodzinie, o której opowieść zaczyna się na dobre w 1914 roku. Wielka Wojna przychodzi do Brwinowa, chociaż niewielu chce w to wierzyć – jakże łatwo ludzka psychika wypiera to, co niezgodne ze stanem zastanym i znanym. Linia frontu podczołguje się coraz bliżej, na horyzoncie pojawiają się blizny okopów, a wioskę plądrują raz Niemcy, raz Rosjanie, na zmianę, wprowadzając z początku terror, z czasem zaś już tylko irytację. Bowiem „jak do wszystkiego złego, tak i do wojny, można się było przyzwyczaić”.

Powojenna odwilż, naznaczona zarazą, trwa krótko – za krótko. Przewija się przez nią wspomnienie Naczelnika, osobiste traumy i niepokój, co znów szykuje los. A szykował kolejną wojnę – wojnę, której parametry wyznaczały wielkie liczby, wielkie plany i wielkie idee, która jednak z perspektywy zwykłych, walczących z codziennością ludzi zdawała się mieszaniną bezsensownych zdarzeń i okrucieństw. W „Stuleciu Winnych” wojenne realia wyznaczają nie ruchy pionków po generalskich mapach, lecz Niemiec odbierający odziedziczony dobytek czy potrzeba znalezienia zajęcia pod okupacją, dla którego alternatywą mógł być jedynie głód. Jest to wojna daleka od powtarzanych często hollywoodzkich szablonów, widziana tak, jak postrzegała ją znaczna część naszych przodków. Wojna, na której nie kończy się historia, nie kończy się też prowadzona opowieść –„Stulecie Winnych” sięga bowiem dalej, ukazując Polskę pod sowiecką okupacją, rysując ją tak, jak powinniśmy o niej myśleć: jako o konsekwencji tego, co było wcześniej, budującej to, co nastąpiło po niej.

 

Ludzie, którzy już otrząsnęli się z pierwszego szoku, natychmiast zaczęli kopać tajne piwnice, gromadzić jedzenie, którego z racji ciepłego lata było w bród, robić przetwory na czarną godzinę, słowem zabezpieczać sobie wojenną przyszłość.

 

Jak z tym wszystkim może się zmierzyć zwykły, pojedynczy człowiek? W opowieści Ałbeny Grabowskiej robi to przez poczucie odpowiedzialności. Za swoją rodzinę, sąsiadów, za konkretnych ludzi. To poczucie odpowiedzialności popycha do bohaterskich czynów, zarówno tych wielkich, jak spopielenie w piecu trzech zabitych rosyjskich żołnierzy, jak i mniejszych, jak praktykowanie zapobiegliwości, nakazującej zbudować drugą podziemną piwniczkę i wypełnić ją zapasami. To odpowiedzialność za wnuki nakazuje starcowi zasłonić nieogarniętego młodzika, świeżo upieczonego ojca. To odpowiedzialność kieruje poczynaniami Winnych, gdy do Brwinowa dociera hiszpanka, zbierając swoje żniwo. To ona, pośród miłości, nienawiści, urazów, codziennych błahostek, które tworzą życie, nadaje Winnym kierunek: byle naprzód. Przetrwać, ratować bliskich, na przekór wszystkiemu. Bo choć na stan świata wpływ mamy ograniczony, to za tych wokół odpowiadamy wszystkim, czym jesteśmy.

 

Ból był taki, że nawet cud nad Wisłą był w stanie ludzi ucieszyć jedynie na krótko. Wszyscy bali się o swoich bliskich i zatrzaskiwali drzwi przed znajomymi albo nawet sąsiadami, bo każdy przecież tę zarazę mógł za sobą wlec

 

Trylogia „Stulecie Winnych” przypomina inne wielkie sagi rodzinne literatury światowej. Przywodzi na myśl „Przeminęło z wiatrem” Margaret Mitchell czy nasze rodzime „Noce i dnie” Marii Dąbrowskiej. Napisana piękną polszczyzną, z rozmachem, wypełniona emocjami, rodzinnymi tajemnicami i zawiłymi relacjami, zdaje się lekturą idealną na ten trudny czas. Lekturą, która niesie ze sobą coś więcej niż tylko potężny ładunek emocjonalny. Lekturą, która mimo swej fikcyjności pozwala nam sięgnąć za kotarę historii i odnaleźć się w zwykłych ludziach mierzących się z niezwykłymi zdarzeniami.

Oby nam, tak jak kiedyś im, nie zabrakło odpowiedzialności.

 

Autor

Olga Kowalska

Filolog literaturoznawca. Ukończyła filologię polską I stopnia oraz filologię romańską II stopnia na Uniwersytecie Gdańskim. Twórczyni bloga literackiego i towarzyszącego mu kanału YouTube http://WielkiBuk.com, który prowadzi od 2012 roku. Recenzentka i promotorka literatury. Prowadzi spotkania autorskie, wywiady z pisarzami oraz warsztaty związane z promowaniem marki osobistej w sieci. Na co dzień pracuje w małej firmie zajmującej się usługami multimedialnymi.

 

Olga Kowalska Recenzje

Zobacz również

Europa – nasz pępek świata. Epidemie, wojny i wieczne pragnienie niespełnionej konsolidacj...
Jacek Bartosiak i Marek Budzisz o liberalizacji obrotu ziemią na Ukrainie (Wideo)
Kroniki COVID. Część 5

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...