Mackinder. Część 3

Obrazek posta

(Fot. wikimedia.org)

 

Rosja nie jest w stanie opanować Chin. Nikt nie jest w stanie okupować Chin ze względu na ogrom głębi strategicznej i zasoby demograficzne tego kraju. W 1919 roku Mackinder obawiał się sojuszu niemiecko-rosyjskiego (sowieckiego), który zresztą zmaterializował się przecież z tragicznym dla pokoju światowego skutkiem w 1939 roku. Niepokoił się potencjałem kontynentalnym tego sojuszu i aspiracjami rewizjonistycznego Związku Sowieckiego kontrolującego Heartland.

 

Od utrzymania niezależności obszaru państw położonych między Rosją a Niemcami zależeć miał światowy pokój. Dlatego Mackinder konsekwentnie forsował ich wzmocnienie. Jako że pojedynczo są one słabe, powinny stworzyć federację obronną i uzyskać wsparcie od mocarstw morskich, mimo że pomiędzy nimi samymi panują stałe tendencje wzajemnie dezintegracyjne.

 

Obszar między Adriatykiem, Morzem Czarnym a Bałtykiem miał powstrzymywać rosyjski (sowiecki) napór kontynentalny. Wcześniej z Heartlandu szły dwie zasadnicze drogi ekspansji: jedna Stepem Pontyjskim między Uralem a Morzem Kaspijskim (obecnie południowa Rosja) i dalej przez współczesną Ukrainę oraz druga biegnąca bardziej na południe, czyli szlak anatolijsko-bałkański (obecna Turcja). Tymi szlakami koczownicy docierali do Europy i Azji Mniejszej. Rozumując w tym duchu, Mackinder ostrzegał w 1919 roku, że jeśli mocarstwo mające dominację w basenie Morza Czarnego i Bałtyckiego opanuje dodatkowo Heartland, będzie w stanie sięgnąć po władzę nad światem. Ćwierć wieku po opisaniu tej prawidłowości przez Mackindera Związek Sowiecki był tego bardzo bliski, być może zabrakło Moskwie tylko kontroli Turcji i cieśnin tureckich, po 1945 roku chronionych protekcją przez Stany Zjednoczone.

Gdy Turcy zdobyli Konstantynopol, przeszli Dardanele, opanowali Bałkany i podbili Węgry, Morze Czarne zostało zamknięte dla Genui i Wenecji. Skończył się trwający od starożytności okres, w którym żeglarze i kupcy z Medyteranu byli stale obecni nad Morzem Czarnym. Pod Osmanami Heartland i geopolityczny Ląd „dotarły” do północnych brzegów Morza Czarnego i Gór Dynarskich.

 

Jeśli dziś mocarstwo lądowe z Eurazji mogłoby zamknąć Morze Czarne, wtedy cały jego basen z okolicami stałby się automatycznie Heartlandem i tylko górny Dunaj pozostałby poza nim.

 

Warto się nad tym zastanowić w kontekście postanowień aktualnej rosyjskiej polityki w tym rejonie i konkretnych wydarzeń po 2008 roku: wojna z Gruzją, wojna na wschodniej Ukrainie, zajęcie Krymu, rozbudowa portu wojennego w Noworosyjsku, budowa mostu przez Kercz na Krym, skomunikowanie Azowa i Niziny Kubańskiej z zajętym Krymem, pojawiające się pomysły odebrania Ukrainie terenu tzw. Noworosji (obszaru wzdłuż wybrzeża czarnomorskiego od Mariupola do Odessy i ujścia Dniestru), co odcięłoby Ukrainę od Morza Czarnego, tak jak polityka carycy Katarzyny odcięła ostatecznie w XVIII wieku Rzeczpospolitą od komunikacji z Nadczarnomorzem, obecność wojskowa w Naddniestrzu, interwencja w Syrii i północnym Iraku oraz kontrola portu morskiego w Syrii, wreszcie nowe otwarcie w relacjach z Turcją i Iranem. Mackinder nadal rezonuje w rosyjskiej myśli geostrategicznej.

 

Warto się też zastanowić nad naukami Mackindera w kontekście rosnącej roli Chin w regionie Nadczarnomorza w ramach realizacji Nowego Jedwabnego Szlaku: współpraca w formacie 17 + 1, bilateralne relacje Pekinu z Węgrami i coraz ściślejsze z Turcją, która zdaje się odgrywać coraz ważniejszą rolę w tym kontynentalnym projekcie.

 

Jeśli Morze Bałtyckie staje się morzem zamkniętym dla potęgi morskiej przez potęgę lądową, to nie ma w jego basenie wpływów siły Oceanu Światowego. Tak już bywało w przeszłości, na przykład po zbudowaniu Kanału Kilońskiego przez Niemcy. Wtedy trudno jest uzyskać wsparcie od potęgi morskiej dla polityki państw akwenu przeciwstawiających się potędze lądowej podporządkowującej sobie obszar wokół Bałtyku. Obwód kaliningradzki – spuścizna II wojny światowej, przyczółek strategiczny osłabiający Polskę – również utrudnia utrzymanie linii komunikacyjnej przez Bałtyk z mocarstwem morskim. W Kaliningradzie mogą być bowiem umieszczone skuteczne wojskowe systemy antydostępowe.

Z nauk Mackindera wynika, że jeśli Ląd Eurazji ma bazę demograficzną i jest obszarem handlowym, skomunikowanym autostradami, kolejami i poprzez ruch lotniczy, pozostającym poza dominacją wojskową hegemona morskiego, to może być nie do pokonania w rywalizacji geopolitycznej.

 

Dodatkowo, dysponując systemami antydostępowymi A2AD, może wypychać zdolność hegemona morskiego do gwarantowania bezpieczeństwa państwom położonym głębiej w lądzie Eurazji. W ten sposób USA mogą tracić w nich wpływy, w szczególności w państwach położonych w basenach mórz marginalnych Europy: Bałtyku i Morza Czarnego.

 

To przesuwa oddziaływania władcze Lądu niemal do samej Europy Zachodniej, bezpośrednio na pewno na pomost bałtycko-czarnomorski i do doliny Dunaju oraz całego wschodniego Medyteranu.

Do tej pory nigdy nie udało się nikomu opanować Heartlandu i całej Mackinderowskiej wyspy świata głównie z powodu słabego potencjału demograficznego (manpower) potęg starających się to panowanie uzyskać oraz ich słabości gospodarczej (Mongołowie, częściowo imperium osmańskie, Rosja, Sowieci), a przede wszystkim z powodu słabego poziomu skomunikowania tego obszaru.

 

Ta prawidłowość może być kluczowa w XXI wieku. W obecnym stuleciu Chiny mają z pewnością wystarczający potencjał demograficzny, potężną gospodarkę oraz w ramach Nowego Jedwabnego Szlaku chcą skomunikować cały obszar Eurazji aż do krańców Europy nowoczesnymi szlakami komunikacyjnymi, często przy użyciu nowoczesnych technologii. Spełniają więc modelowe wymogi niezbędne do zdominowania wyspy Lądu.

 

Mackinder zdecydowanie nie wykluczał (może znów profetycznie), że w przyszłości pojawi się mocarstwo kontynentalne, które podejmie próbę opanowania Heartlandu oraz strefy wewnętrznej (Rimlandu). Gdyby jakiemuś imperium lądowemu udało się zrealizować to zamierzenie, uzyskałoby ono globalną hegemonię nad wszystkimi kontynentami. Rosja nie ma na to szansy (miała ją w XX wieku), a prawdziwe źródło destabilizacji starego ładu bije nad brzegami zachodniego Pacyfiku i w chińskim interiorze. Stamtąd też, po wypchnięciu amerykańskiego mocarstwa morskiego, biorą się ambicje stworzenia nowego.

Powyższe prawidłowości pozwalają wytłumaczyć aktywność Rosji i Turcji na prawdopodobnym obszarze skomunikowania Eurazji przez obszar pośredni między Europą a Azją nad Morzem Czarnym, na Bliskim Wschodzie i w Syrii. Prawidłowości te pozwalają także zrozumieć, dlaczego Amerykanie popierają koncepcję Trójmorza jako klina wobec wzrostu wpływów Rosji i Niemiec.

 

Kto wie jednak, czy w nieodległej przyszłości ten klin według zamysłu Waszyngtonu nie będzie kontrował przede wszystkim rosnących wpływów Chin na Nizinie Środkowoeuropejskiej, w Nadczarnomorzu, delcie Dunaju i oczywiście nad całym Morzem Czarnym oraz we wschodnim Medyteranie.

 

Potęga morska poprzez celową politykę może próbować opóźnić lub udaremnić scenariusz stworzenia skomunikowanego superkontynentu. Jednym ze sposobów przeciwdziałania ekspansji imperium kontynentalnego, aby nie stanowiło zagrożenia dla mocarstw morskich, jest obrona wpływów na obszarach przylegających do oceanu światowego, czyli na wybrzeżach i na wodach jego mórz marginalnych, takich jak Bałtyk i Morze Czarne. W myśl tej polityki nie wolno pozwolić, by imperium lądowe skomunikowało Heartland i wnętrze lądu Eurazji, które to skomunikowanie w realiach XXI wieku można rozumieć jako utworzenie przez Chiny połączeń na całej długości Heartlandu z wybrzeża Pacyfiku do Europy Zachodniej (i północnego Atlantyku), Medyteranu (i tamtędy na Atlantyk), do europejskiego Rimlandu, ale także znad chińskiego wybrzeża do Pacyfiku i nad Ocean Indyjski.

 

Skuteczne obranie tylu kierunków ekspansji naraz jeszcze nikomu w historii świata się nie udało. Rozmach chińskiego przedsięwzięcia na Nowym Jedwabnym Szlaku jest spektakularny.

 

Mackinder oczywiście myślał o Oceanie Indyjskim i Atlantyku, bo jego uwaga była skoncentrowana na Rosji. Teraz, przez wzgląd na potęgę Chin, rachuba musi dotyczyć Pacyfiku i całej Eurazji. Komunikacyjne i gospodarcze opanowanie przez Chiny Heartlandu da im wejście do Rimlandu w kilku miejscach jednocześnie: przez Pakistan, Birmę, Bangladesz, Turcję, Iran, dolinę Dunaju i Nizinę Węgierską, przez pomost bałtycko-czarnomorski, Morze Śródziemne (Pireus) i dalej do Europy. To może Chinom dać wystarczającą podstawę do opanowania wyspy świata i do przejęcia władzy nad całym światem, zgodnie z „równaniem” Mackindera jeszcze z roku 1919.

 

Przez kilkadziesiąt lat wydawało się, że tezy zarówno Mackindera, jak i Spykmana uzupełniają się i są zabójczo trafne.

 

Wzrastała potęga Związku Sowieckiego, morska potęga Wielkiej Brytanii została złamana, potęga morska Japonii została pokonana i upokorzona. Jedynie Stany Zjednoczone i siła oceanu światowego pozostały nienaruszone. Przez kilkadziesiąt lat, od roku 1945 do 1989, trwała konfrontacja i obrona przez USA wyspy światowej w punktach Rimlandu w Europie, w Azji i na obszarze pośrednim Bliskiego Wschodu, Azji Mniejszej i Lewantu – dokładnie zgodnie z opisem Mackindera.

Wydarzenia nie potoczyły się jednak zgodnie z tezami Mackindera, a zdecydowanie bardziej według tych, które głosił Spykman: w Rimlandzie Azji mieliśmy do czynienia z rozwojem Chin, a w Rimlandzie Europy z konsolidacją Europy Zachodniej, zarówno tej morskiej, jak i położonej głębiej, dawniej pozostającej pod wpływami Sowietów. Potęga Heartlandu wraz z upadkiem Rosji w latach 90. uległa marginalizacji ze względu na brak potencjału rosyjskiego.

Może się to jednak zmienić, jeśli wnętrze Eurazji i rdzeń Heartlandu zaczną się stawać spójnym i skomunikowanym systemem handlowym – choć tym razem poza kontrolą słabej gospodarczo i nieskomunikowanej Rosji oraz poza kontrolą dalekiego Morza, za to pod kontrolą Chin, które w przeciwieństwie do sowieckiego mocarstwa dysponują wszystkimi trzema wymaganymi elementami: zasobami ludzkimi, zasobami gospodarczymi oraz możliwością technologiczną stworzenia systemu sprawnej komunikacji wewnątrz Eurazji. Jeśli tak by się stało, powstałby potencjał do zmiany układu całej Europy Wschodniej, w tym samej Rosji, oraz całego pomostu bałtycko-czarnomorskiego i roli Rzeczypospolitej na tym pomoście.

 

Zachodziłaby wówczas obawa, że dla USA pomost bałtycko-czarnomorski i sama Rzeczpospolita stałyby się jedynie buforem, zwłaszcza jeśli USA poza rywalizacją z Chinami miałyby konflikt interesów z Niemcami w kwestii stosunku do nowego systemu handlowego i komunikacyjnego stworzonego w Eurazji.

 

Bufor nie jest tym samym, co trwały konstrukt geopolityczny nastawiony na zastąpienie Rosji na pomoście bałtycko-czarnomorskim jako główna siła polityczna regionu.

Wraz z powstawaniem Nowego Jedwabnego Szlaku Ukraina okaże się w XXI wieku lepiej położona niż Polska, a Stany Zjednoczona będą mogły wybierać między Polską a Ukrainą, faworyzując na zmianę oba najważniejsze państwa pomostu.

W XXI wieku rozkład sił w Eurazji jest inny niż w czasach Mackindera i przenikliwe tezy Brytyjczyka powinny być zaadaptowane do nowych czasów. Poniżej znajduje się dziewięć punktów oceny rzeczywistości geopolitycznej, innych niż w czasach Mackindera, a zatem inaczej wpływających na wynik równania geostrategicznego, które to równanie powinno tworzyć mapy mentalne przywódców Rzeczypospolitej w nadchodzącej szybkimi krokami przyszłości.

Po pierwsze: Rosja i Chiny ze sobą sąsiadują i Rosja jest znacznie słabsza niż Chiny; gospodarczo jest ona nawet obecnie dziewięć- dziesięć razy słabsza od Państwa Środka. Dysproporcja ta szybko się powiększa. Z taką sytuacją Rzeczpospolita ma do czynienia po raz pierwszy w historii. Rosja będzie się czuła coraz bardziej zagrożona wpływami Chin w Azji Środkowej, na Bliskim Wschodzie i na rosyjskim Dalekim Wschodzie, zwłaszcza w razie lepszego skomunikowania tych obszarów na skutek realizacji projektu Nowego Jedwabnego Szlaku pod kierownictwem Chin. Obecny sojusz rosyjsko-chiński jest jedynie taktyczny i na dłuższą metę będzie nie do utrzymania przy takich dysproporcjach potencjału, albowiem będzie uprzedmiotawiał Rosję i podporządkowywał jej interesy Chinom. Projekt Nowego Jedwabnego Szlaku na tym etapie nie przesądza, czy Rosja w związku z nim osłabnie, czy się wzmocni względem swoich rywali, w tym wobec Rzeczypospolitej.

 

To powoduje, że w razie dalszego wzrostu potęgi Chin Rosja będzie wyczekiwała propozycji od potęgi morskiej, czyli od Stanów Zjednoczonych, pragnącej równoważyć wpływy Chin w Eurazji.

 

Rosja jest tak słaba, że nie stanowi zagrożenia ani dla Chin, ani dla USA w tym sensie, że nie ma szans na zdominowanie Heartlandu i całości Eurazji (czyli inaczej niż w czasie zimnej wojny), nadal jednak zajmuje pozycją sworzniową, obrotową wobec Europy i Azji oraz wobec potęgi Chin i USA. Może się zatem „obracać” i orientować politycznie na każde z tych mocarstw, korzystając ze swojego położenia geograficznego (dywidenda geograficzna), o czym zresztą pisał już w 1904 roku także Mackinder.

Było to w czasie, gdy Rosja była słabsza od Niemiec i Berlin zagrażał morskiej potędze brytyjskiej znacznie bardziej niż Moskwa. Z podobną sytuacją mamy do czynienia dzisiaj. Teraz silniejsze od Rosji Chiny podejmują rywalizację z morskim hegemonem USA. W związku z tym istnieje prawdopodobieństwo reorientacji Rosji i rosyjskiego sojuszu z USA. Potencjalnie mogłoby się to odbyć kosztem interesów Rzeczypospolitej i narodów żyjących na pomoście bałtycko-czarnomorskim. W szczególności może to boleć, gdy będą one zaangażowane w naturalną rywalizację z Rosją na pomoście, czego doświadczono po 1941 roku, a ostatecznie w Jałcie i Poczdamie w roku 1945. Należy pamiętać, że próby rozmów z białą Rosją ponad interesami obszaru pomostu bałtycko-czarnomorskiego były podejmowane także w latach 1918–1921, w czasie gdy ententa była zdeterminowana wspierać białych w wojnie domowej, by odbudować Rosję i odtworzyć rosyjskie państwo mogące kontrować potęgę Niemiec w Europie.

Po drugie: jeśli zagrożenie dla rdzeniowych interesów potęgi morskiej pochodzi z Rimlandu, z czym mamy do czynienia obecnie w wypadku Chin, to zgodnie z naukami Spykmana takie właśnie zagrożenie zawsze będzie dla Amerykanów ważniejsze niż zagrożenie z Heartlandu, bo grozi szybszym i skuteczniejszym wypchnięciem USA ze strefy brzegowej Eurazji, a nie powolnym budowaniem sieci wpływów przez przestrzenie lądowe w kierunku brzegu kontynentu, które zajmuje czas i daje możliwość konstruowania „warstwowego” powstrzymywania, jak czyniono zresztą dość skutecznie wobec Związku Sowieckiego. W takiej sytuacji interesy pomostu bałtycko-czarnomorskiego położonego na drugim końcu Eurazji ustępują zawsze interesom obrony Rimlandu, i to za wszelką cenę, a do tego w Azji i nad Pacyfikiem może być również z tego powodu potrzebna Stanom Zjednoczonym Rosja, która w zamian może uzyskać koncesje na kierunku europejskim.

 

W szczególności w wypadku wojny na zachodnim Pacyfiku z Chinami i próby zastosowania blokady morskiej na liniach komunikacyjnych do Chin współpraca z Rosją byłaby niezbędna.

 

Trudno sobie wyobrazić jakąkolwiek antychińską współpracę rosyjsko-amerykańską bez koncesji na rzecz Rosji na pomoście bałtycko-czarnomorskim, zwłaszcza że po 1991 roku imperium straciło na tym strategicznym europejskim kierunku obszary buforowe i wpływy w dawnych państwach satelickich na rzecz Amerykanów.

Po trzecie: Chiny są położone nad Pacyfikiem, nie leżą w Europie tak jak Niemcy w XX wieku, więc ewentualny sojusz kontynentalny rosyjsko-chiński (zresztą przy całym swoim taktycznym, a nie długofalowym charakterze) nie jest dla Rzeczypospolitej tym samym, czym był sojusz niemiecko-rosyjski. Chiny nie sąsiadują z Polską. Taki sojusz jest zagrożeniem dla pozycji Amerykanów, Polsce zagraża jedynie jako sojusznikowi USA – w roli zwornika geopolitycznego Morza.

 

Natomiast jeszcze długo Chiny nie będą stanowić bezpośredniego zagrożenia dla Polski. To duża różnica interesów między Polską a USA.

 

Oba państwa – Chiny i Rosja – sąsiadują ze sobą, co podobnie jak w wypadku sojuszu sowiecko-niemieckiego grozi ich wzajemną rywalizacją, a nawet wojną w sytuacji postępującej destabilizacji układu sił w Eurazji. To uruchomiłoby tragiczną spiralę dylematu bezpieczeństwa. Do tego właśnie doszło w Europie w XX wieku. Przy czym Chiny znajdują się po drugiej stronie Eurazji, z dala od Polski, więc zagrożenie nie ma identycznego wymiaru jak w XX wieku ze strony sąsiednich Niemiec i Rosji (Związku Sowieckiego).

Po czwarte: w interesie Rzeczypospolitej jest upadek Rosji, a celem Stanów Zjednoczonych jest jedynie jej osłabienie i wzmocnienie rosyjskiej „gotowości do obrotowości” oraz jej akceptacji wobec prymatu Stanów Zjednoczonych w systemie międzynarodowym lub w razie złamania systemu konstruktywistycznego prymatu i rozpoczęcia przez Amerykanów etapu balansowania w Eurazji, przede wszystkim w celu zapewnienia sobie pomocy lub przychylności w powstrzymywaniu Chin jako głównego przeciwnika USA w Eurazji. Taka relacja USA z Rosją może wzmocnić tę ostatnią, a to nie jest w interesie Rzeczypospolitej.

Po piąte: Chiny pojawiły się w Europie i wchodzą na kontynent z kapitałem i inwestycjami, za którymi pojawią się z czasem wpływy polityczne. To powoduje wzrost czynników i ośrodków siły większy niż za czasów Mackindera, gdy Chiny nie miały potencjału takiej aktywności po drugiej stronie Eurazji. Teraz w sąsiedztwie państwa polskiego będą następujące siły, dodatnio lub ujemnie wpływające na obsługiwanie realizacji interesów Rzeczypospolitej: Stany Zjednoczone, Rosja, Niemcy i Chiny. Nad czarnomorskimi brzegami pomostu bałtycko-czarnomorskiego oraz w delcie Dunaju może pojawić się niedługo także Turcja, która jeszcze niedawno liczyła się w polityce regionu jedynie z powodu posiadania cieśniny Bosfor i cieśniny Dardanele. To powodować będzie inne (bardziej złożone) oddziaływanie sił na obszarze Międzymorza w XXI wieku w porównaniu do wieku XX.

Po szóste: postzimnowojenna jednobiegunowa chwila dobiegła końca. Amerykanie podjęli walkę o utrzymanie prymatu, lecz potęga gospodarcza Chin już teraz jest większa niż Niemiec hitlerowskich oraz imperialnej Japonii razem wziętych o ponad 50% i nadal rośnie; jest też większa co najmniej dwa razy, niż była siła gospodarcza Związku Sowieckiego. Chiński projekt Nowego Jedwabnego Szlaku nie jest planem ekspansji przy użyciu siły i wojny, jak to robili sąsiedzi Rzeczypospolitej Niemcy i Rosja (Sowiety), i nie wiadomo, co realnego przyniesie w sferze infrastruktury i skomunikowania przestrzeni regionu. Choć nie należy mieć złudzeń, mając w pamięci odwieczne prawa związane z dominacją kapitałowo-organizacyjną.

Po siódme: jeśli superkontynent Eurazji będzie się konsolidował, to wraz z dalszym rozwojem sieci transportowych stawać się będzie jako całość jedną skomunikowaną przestrzenią gospodarczą. Stany Zjednoczone położone poza Eurazją, pozostając wciąż potężnym, acz nie jedynym już, supermocarstwem, w celu realizacji własnych interesów prawdopodobnie będą balansować elastycznie wobec całości Eurazji (a nie oddzielnie wobec Europy i Azji jak teraz – co zmieni sposób myślenia elit znad Potomacu i organizację służby dyplomatycznej i Departamentu Stanu), tak jak Wielka Brytania czyniła to w XIX i XX wieku wobec Europy, przy czym spora część lądowego obszaru Eurazji pozostanie poza zasięgiem wojskowego, a co za tym idzie politycznego i gospodarczego, oddziaływania mocarstwa morskiego.

Po ósme: przy dalszym słabnięciu Stanów Zjednoczonych istnieje potencjał porozumienia niemiecko-chińskiego, w którym Polska nie tworzy nowych centrów logistycznych, nie korzysta z generowanego obrotu i pozostaje na peryferiach czy półperyferiach

 

Na tym scenariuszu korzysta także Rosja, dążąc do tzw. koncepcji ronda, a więc doprowadzenia do takiej sytuacji, w której w Polsce nie znajdują się ani centra logistyczne, obsługujące Europę, ani nie przebiegają przez nią żadne połączenia.

 

Rozpad wspólnoty atlantyckiej spowoduje wówczas nasiloną rywalizację z Niemcami o nowe rynki Eurazji, o płynące stamtąd inwestycje i o wpływy polityczne w Europie Środkowej i Wschodniej oraz przede wszystkim o to, kto ustala na jej obszarze reguły gry.

Po dziewiąte: istnienie Ukrainy, zmieniając rachunek Mackindera, może doprowadzić do rywalizacji między Rzecząpospolitą a Ukrainą o supremację na pomoście bałtycko-czarnomorskim, o to, kto ma lepsze relacje ze Stanami Zjednoczonymi jako gwarantem bezpieczeństwa albo z Chinami jako nowym czynnikiem siły w regionie, a także do rywalizacji gospodarczej o otwierające się rynki na wschodzie. Stworzy to potencjał rozgrywania interesów Polski i Ukrainy przez zewnętrzne mocarstwa USA i Chiny oraz sąsiednie Niemcy.

 

Nie bez znaczenia będzie fakt znakomitego położenia geograficznego Ukrainy spinającej północne wejście lądowe do Europy i w basen Morza Czarnego, blisko delty Dunaju i dalej Morza Kaspijskiego, bliżej lądu Eurazji oraz bliżej cieśnin tureckich.

 

Obszar Morza Czarnego i okolic będzie bowiem zyskiwał na znaczeniu (a Bałtyk łączący ze starym centrum świata Atlantykiem będzie relatywnie wobec Morza Czarnego tracił) wraz z przesuwaniem się ciężaru obrotu gospodarczego na Pacyfik skomunikowany w kierunku zachodnim z Europą nowym lądowym pasem komunikacyjnym.

Mackinder miał natomiast oczywiście rację, gdy pisał, że ludzie zmęczeni wojnami łudzą się, iż świat zostanie wreszcie zorganizowany w sposób gwarantujący rozwój i pokojowe współistnienie. Wobec takich oczekiwań zawsze pojawia się pokusa uwierzenia, że tym razem będzie to już z pewnością trwały pokój. Zmęczeni wojną ludzie byli z pewnością zdeterminowani, żeby więcej wojny nie było, a wolny świat i wolny handel globalny wydawały się zaprzeczeniem konfliktu.

Tak było także wtedy, gdy w 1919 roku, zaraz po strasznej wojnie światowej Mackinder pisał o potrzebie pokoju. To samo zapewne odczuwali ludzie w roku 1945, po kolejnej wojnie światowej.

 

Trudno się dziwić, że w latach 1989–1991, gdy skończyła się zimna wojna, a historia miała dojść do szczęśliwego końca urządzonego przez Zachód i demokracje liberalne, pokój jawił się jako osiągnięty na zawsze.

 

Jednak napięcie międzynarodowe znów się w złowieszczym Mackinderowskim cyklu zaczęło materializować, z początku wolno, począwszy od 2008 roku, a potem już coraz szybciej. Wraz z nim pojawił się mechanizm przetasowań na arenie międzynarodowej w poszukiwaniu nowej równowagi. Przetasowania te i wynikające z nich wojny są wynikiem nierównego wzrostu potęg, a ten jest wynikiem nierównego położenia geograficznego, różnej produktywności gospodarek i nierównomiernego wykorzystania strategicznych okazji. Oczywiste jest, że nie ma równości w stosunkach międzynarodowych. Najważniejsze różnice wynikają w istocie z geografii i miejsca zajmowanego w przestrzeni oraz wynikającej z tego roli w światowym podziale pracy i jego płynnej dynamice. I jak pisał Mackinder – to w istocie rzeczy geografia jest tragiczną winowajczynią tego, że pokój nie może być trwały.

 

Autor

Jacek Bartosiak

Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.

 

Jacek Bartosiak

Zobacz również

Polska a ukraińskie czarnoziemy
Eschatologia koronawirusa. Nowy „wspaniały” świat przed nami
Weekly Brief 21–27.03.2020

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...