(Fot. Pixabay)
Zglobalizowany handel służył bowiem Stanom Zjednoczonym jako potędze morskiej, a liberalne zasady wymiany gospodarczej umożliwiały promocję amerykańskiego kapitału, innowacyjności i produktów na obcych rynkach. Z tego samego powodu USA wspierały zbiorowe systemy bezpieczeństwa i współpracy (jak NATO czy Światowa Organizacja Handlu), w których były zawsze najsilniejszym „udziałowcem”. To umożliwiało im kontrolę nad potencjalnymi konkurentami i radykalnie utrudniało tymże poszukiwania „samodzielnej drogi”, które to poszukiwania mogłyby zagrozić dominacji hegemona.
Jej filarem był sektor technologiczny. Wykorzystano przewagi USA w nauce i technologii, by doprowadzić do rewolucyjnego przełomu w rozwoju elektroniki i technologii informatycznych. To uczyniło produkty amerykańskie bardziej konkurencyjnymi globalnie i ustawiło kraj na czele rewolucji IT, która zmieniła obraz świata na początku XXI wieku i zapoczątkowała erę informacji.
Zalążków postzimnowojennej wielkiej strategii USA można się doszukać w okresie, który nastąpił zaraz po zwycięskim zakończeniu zimnej wojny. Wtedy Stany Zjednoczone nie wycofały się za ocean po pokonaniu Związku Sowieckiego, który jako imperialny konstrukt geopolityczny rozpadł się spektakularnie.
W wymiarze konkretnym przejawiało się to w promocji przez mocarstwo morskie demokracji i otwartych wolnych rynków w innych państwach oraz w utrzymywaniu przewagi politycznej i wojskowej nad potencjalnymi rywalami w kluczowych regionach uskoków geopolitycznych (Europa i zachodni Pacyfik).
W tym celu Amerykanie używali także dotychczasowych sojuszy z państwami Rimlandu. W ramach realizacji tego celu poszerzono NATO w głąb lądu europejskiego oraz podjęto decyzję o aktywnym utrzymaniu wojskowej wysuniętej obecności w Eurazji. Z czasem doszło do dalszych kroków. Zwiedzeni „imperialną pokusą” w szczycie prymatu światowego Amerykanie podejmowali liczne interwencje wojskowe, między innymi w celu indukcji amerykańskich norm zachowań, i w rozlicznych formach zaangażowali się w regulowanie spraw świata na wielu poziomach, w tym jako dysponujący siłą wojskową i globalną projekcją siły „światowy policjant”. To była bardzo kosztowna strategia w rozumieniu wydatków i zużywania zasobów, ale jej aplikowanie umożliwiało utrzymywanie przez ponad dwie dekady niekwestionowanej roli USA w świecie.
Nie należy zapominać, że w tym postzimnowojennym złotym czasie Ameryka była wspierana jednak przez licznych sojuszników, co może skłaniać do nazwania tego okresu za Thomasem Wrightem nie tyle „jednobiegunową chwilą”, ile raczej „jednobiegunowym koncertem silnych i pełnych wigoru liberalnych państw demokratycznych”. Znamienną cechą tego czasu było to, że oba mocarstwa średnie, pokonane w wojnie światowej przez USA i amerykańskich sojuszników, czyli Japonia i Niemcy, po 1991 roku nie zmieniły swojego postępowania.
Wbrew wielu prognozom politologów i geopolityków pozostały ściśle związane z Waszyngtonem, uznając, że Stany Zjednoczone zapewniają światu (oraz konkretnie im obu jako czołowym globalnym eksporterom potrzebującym niezakłóconego dostępu do zagranicznych rynków) takie dobra publiczne, jak stabilność i mitygowanie ryzyka lokalnych konfliktów i wojen, przywództwo i ustanawianie egzekwowalnych norm dla systemu otwartej i dynamicznie globalizującej się gospodarki światowej oraz bezpieczeństwo (przede wszystkim morskich) linii komunikacyjnych prowadzących do zagranicznych rynków i surowców, a także działania policyjne na peryferiach systemu w razie prób jego zdestabilizowania (na skutek np. zjawisk terrorystycznych).
Jednobiegunowość i gigantyczna przewaga Stanów Zjednoczonych działała mitygująco na ewentualne ambicje, aby rzucić USA wyzwanie albo chociażby balansować przeciw Amerykanom.
Były oczywiście różnice zdań i interesów z Chinami czy Rosją na temat Tajwanu czy Kosowa, ale z powodu ogromnej przewagi potęgi USA ryzyko wojny między mocarstwami było bardzo niskie. Rywalizacja była wyciszana, choć John Mearsheimer przewidywał, że świat powróci jednak do utrwalonego w dziejach cyklu rywalizacji, i miał rację. Z tych powodów lata 90. XX wieku stanowiły epokę zupełnie wyjątkową. Przeciw Irakowi Saddama Husajna w miarę zgodnie współpracowali nawet dawni wrogowie – odpowiedzialni za politykę zagraniczną USA Baker i Związku Sowieckiego Szewardnadze, co widać chociażby po ich wspólnym komunikacie potępiającym działania Husajna.
Pekin również najczęściej w tamtych latach powstrzymywał się od protestowania, a Rada Bezpieczeństwa ONZ jawiła się jako gremium, które jest w stanie dochodzić do porozumienia i regulować najważniejsze sprawy świata, współdziałając w imieniu „dobra społeczności międzynarodowej”. Mając tak korzystne środowisko międzynarodowe, Amerykanie z braku innych poważniejszych wyzwań dla swojej pozycji i potęgi mogli zajmować się zwalczaniem terroryzmu. Z czasem doprowadziło to do znacznego rozproszenia ich wysiłków. Wówczas stało się jasne, że jednak nie wszędzie amerykański światowy policjant jest w stanie skutecznie działać, czego dowodem są porażki w somalijskim Mogadiszu, irackiej prowincji Anbar czy na pustkowiach afgańskiego Helmandu.
W tamtym czasie Waszyngton odpowiadał, w zależności od konkretnego roku, za 30 do 40% wydatków wojskowych świata, a po ataku terrorystycznym z 11 września 2001 roku nawet za 42% (w roku 2004), czyli tyle, ile kolejne 14 lub 15 państw razem wziętych. Sytuacja absolutnej przewagi potęgi Stanów Zjednoczonych wynikała nie tylko z absolutnego bogactwa amerykańskiego, ale także z relatywnej słabości ekonomicznej Rosji, Chin i innych potencjalnych rywali w Eurazji.
Po rozpadzie Związku Sowieckiego rosyjskie PKB spadło dwukrotnie i z dawnego udziału w wysokości 5,4% PKB świata zatrzymało się na poziomie 2,3%. Między rokiem 1988 a 1994 wydatki wojskowe Rosji (Związku Sowieckiego) spadły z 21,5% PKB do zaledwie 4,2% PKB, a zasoby przećwiczonego rekruta z 5,3 miliona mężczyzn w 1985 roku do zaledwie 1,27 miliona w roku 1996.
Przeciwnikami rywalizującymi z Waszyngtonem w tamtym czasie były Irak, Korea Północna, być może Iran. Wszystkie te kraje mogły wyrządzić szkody regionalne, ale nie stanowiły siły zdolnej rzucić realne wyzwanie pozycji USA. Stany Zjednoczone znalazły się w zenicie swojej potęgi w ogromnym stopniu również dlatego, że potencjalna konkurencja była po prostu słaba.
Podczas kryzysu w Cieśninie Tajwańskiej (1995–1996) dwie grupy uderzeniowe lotniskowców weszły do cieśniny, by zapobiec chińskim próbom wywierania presji na Tajwan. Pokaz siły morskiego hegemona na wschodnim perymetrze Eurazji skończył się kapitulacją ambicji Chin.
Autor
Jacek Bartosiak
Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.
Trwa ładowanie...