Weekly Brief 18-24.01.2020

Obrazek posta

(fot. health.mil)

 

KŁÓTNIA O ROPĘ NA BIAŁORUSI

Białoruś i Rosja wciąż nie osiągnęły porozumienia w sprawie cen ropy naftowej dostarczanej przez tę ostatnią do rafinerii w Mozyrzu i Nowopołocku. W obliczu fiaska kolejnych rund negocjacji pomiędzy Moskwą i Mińskiem we wtorek białoruski MSZ poinformował, że Białoruś kupiła 80 tysięcy ton ropy z Norwegii, pochodzącej ze znajdującego się na Morzu Północnym pola naftowego Johan Sverdrup. Dwudziestego drugiego stycznia tankowiec transportujący ropę miał zawinąć do portu w Kłajpedzie, skąd ropa ma trafić do rafinerii w Nowopołocku. W rewanżu Rosja miała zadecydować o zmniejszeniu wolumenu ropy przesyłanej na Białoruś na mocy podpisanego wcześniej czasowego porozumienia (LINK) z 750 tysięcy do 500 tysięcy ton.

Sam Łukaszenko stwierdził (wychodząc jakby naprzeciw obawom na przykład Warszawy), że jego ostatnie ruchy nie powinny być interpretowane jako taktyka negocjacyjna, a Białoruś zamierza podjąć faktyczną próbę dywersyfikacji źródeł ropy naftowej. W tym samym dniu, gdy białoruski MSZ ogłosił zakup ropy z Norwegii, Łukaszenko powiedział, że Białoruś zamierza pozyskiwać 40 procent ropy z Rosji, reszta natomiast pochodzić ma z innych źródeł („od Amerykanów albo Saudyjczyków”, z którymi Łukaszenko ma mieć „świetne relacje”). Problemem pozostaje jednak zarówno cena ropy, jak i kłopoty z dostarczeniem jej na Białoruś. Zdaniem Łukaszenki ten ostatni problem ma zostać rozwiązany dzięki wykorzystaniu portów w Kłajpedzie i Odessie oraz współpracy z Polską – jeżeli Warszawa „pójdzie na rękę” Białorusinom. Przychylność Polski miałaby pozwolić na transport ropy przez port w Gdańsku oraz następnie przesył rewersem przez gazociąg Przyjaźń.

Okazja do negocjacji handlowych z USA może nadarzyć się szybko, ponieważ 1 lutego Mińsk odwiedzi sekretarz stanu USA Mike Pompeo. Przypomnijmy, że miał on początkowo spotkać się z Łukaszenką 4 stycznia, przełożył jednak wizytę w związku z napięciami na Bliskim Wschodzie. Według komunikatu Departamentu Stanu Pompeo ma wyrazić poparcie USA dla niezależności, stabilności i suwerenności Białorusi.

 

KŁÓTNIA O PIENIĄDZE W USA
Kłótnia o pieniądze wybuchła również w Stanach Zjednoczonych, i to nie byle gdzie, bo w samym łonie amerykańskich sił zbrojnych. Wszystko zaczęło się od wypowiedzi najwyższego wojskowego urzędnika Marynarki Wojennej USA, szefa operacji morskich US Navy, admirała Michaela Gildaya, który stwierdził, że jeżeli US Navy ma mieć jakiekolwiek szanse na zrealizowanie planu „355 ship navy” (LINK), to Pentagon będzie musiał znacznie zwiększyć jej budżet. Samo to nie spowodowałoby jeszcze kontrowersji, ale Gilday dodał także, że obecny podział środków Pentagonu pomiędzy US Army, Air Force i US Navy (który, jego zdaniem jest obecnie mniej więcej równy) nie jest adekwatny do zadań postawionych przed US Navy – a więc może dobrze byłoby obciąć środki dla wojsk lądowych i przeznaczyć je na rozwój floty. Na to zareagował wysoki rangą (Secretary of the Army) urzędnik wojsk lądowych USA, który powiedział, że w przeciwieństwie do tego, co twierdzi Gilday, podział budżetu Pentagonu wcale nie jest równy, a US Army i tak dostaje najmniej pieniędzy spośród wszystkich trzech rodzajów sił zbrojnych USA.

Obawy Gildaya podziela także p.o. sekretarz US Navy Thomas Modly, który stwierdził, że o ile traktuje on zwiększenie liczebności floty jako priorytet, o tyle obawia się także, że w obecnych „realiach budżetowych” odbyłoby się to kosztem utrzymania gotowości i szkolenia. Wszystko to rozgrywa się w warunkach presji wobec nadchodzącej nieubłaganie daty 10 lutego, czyli dnia, w którym ma zostać zaprezentowany projekt budżetu Pentagonu na roku 2021. Sam budżet ma niestety pozostać właściwie niezmieniony (ma być o dwa miliardy dolarów większy) w stosunku do obecnego, wynoszącego 738 miliardów dolarów.

Nawiasem mówiąc Thomas Modly sprawuje swój urząd od listopada, kiedy to na tle skandalu z udziałem oficera Navy Seals Edwarda Gallaghera (LINK) z pełnienia funkcji zrezygnował Richard V. Spencer. I wygląda na to, że będzie go sprawował dalej, bo Biały Dom nie wyznaczył jeszcze następcy Spencera. Urząd sekretarza marynarki może zatem dołączyć do długiej listy nieobsadzonych stanowisk w administracji USA.

Warto dodać, że gdy admirał Gilday mówił o mających uzasadnić większy budżet wyzwaniach stojących przed US Navy, dość bezpośrednio odnosił się do Chin. Nie można mieć również żadnych wątpliwości, że to z myślą o Chinach US Marines planują zakup zestawów rakietowych NSM (Naval Strike Missile). Posiada je już US Navy (znajdują się na pokładach okrętów walki przybrzeżnej klasy Independence), jednak korpus piechoty morskiej miałby nabyć je w konfiguracji „lądowej”. Jest to wydarzenie o tyle znaczące, że wskazuje też na możliwą strategię USA w konfrontacji kinetycznej z Chinami, która byłaby oparta nie na próbie zdominowania marynarki wojennej Chin na wodach Morza Południowochińskiego (a więc na strategii sea control), ale raczej na próbie odcięcia Chin od przepływu towarów dostarczanych drogą morską (sea denial). W tej konkretnej konfiguracji wojska USA używałyby strategii opisywanej jako archipelago (offshore) defense, rozmieszczając wojska rakietowe w newralgicznych punktach – najprawdopodobniej cieśninach Malakka Sunda czy Riukiu – a więc bez konieczności kontrolowania całej drabiny eskalacyjnej. To z kolei znaczyć może, że w kręgach decyzyjnych Pentagonu dojrzewa pogląd, że Stany Zjednoczone mogą nie być w stanie wygrać otwartej konfrontacji zbrojnej z Chinami na wodach Morza Południowochińskiego.

 

KORONAWIRUS W WUHAN
Chiny tymczasem muszą sobie radzić już nie z jedną epidemią, ale dwiema. Do pustoszącego Chiny już od dłuższego czasu wirusa afrykańskiego pomoru świń (ASF) dołączył właśnie kolejny, który co gorsza zdaje się dużo groźniejszy. Oto w mieście Wuhan (prowincja Hubei) wybuchła epidemia nieznanego wcześniej koronawirusa (patogen z tej samej rodziny co wirusy SARS i MERS). Pierwsze przypadki miały zostać zanotowane na początku grudnia wśród klientów i sprzedawców targu rybnego (rybnego głównie z nazwy, bo oprócz ryb i owoców morza na bazarze tym sprzedawano także nietoperze, gady czy szczury). O ile nie jest pewne, kiedy dokładnie odnotowano pierwsze przypadki zakażeń, o tyle wiadomo, że 31 grudnia komisja zdrowia miasta Wuhan poinformowała WHO o pojawieniu się 27 przypadków zapalenia płuc wywołanych przez nieznany patogen. Dzień później targ rybny Hunan, uważany za pierwotne źródło infekcji, został zamknięty. Pomiędzy 5 a 9 stycznia WHO wykluczyło SARS i MERS jako potencjalne przyczyny infekcji i zidentyfikowało wirus jako nieznany wcześniej patogen nazwany następnie niezbyt malowniczo 2019-nCoV. Jedenastego stycznia zmarła pierwsza osoba zarażona wirusem. Dwudziestego stycznia potwierdzono, że wirus może się przenosić z człowieka na człowieka. Również 20 stycznia liczba oficjalnie potwierdzonych zakażeń ludzi przekroczyła 200. W nocy ze środy na czwartek czasu polskiego władze prowincji zdecydowały o poddaniu liczącego 11 milionów mieszkańców miasta Wuhan kwarantannie; wstrzymane zostały loty, przyjazdy i odjazdy pociągów, zamknięte zostały drogi prowadzące do miasta. W kolejnych godzinach kwarantanną objęte zostały kolejne miasta w prowincji Hubei, w tym Huanggang (siedem milionów mieszkańców), Jingzhou (5,7 miliona) – w sumie 15 miast lub ośrodków miejskich, zamieszkiwanych przez ponad 40 milionów ludzi. Obecnie (piątek wieczorem) potwierdzonych jest ponad 920 zakażeń i 26 zgonów spowodowanych przez 2019-nCoV; wirus wykryto w 29 z 31 chińskich prowincji. Oprócz Chin kontynentalnych przypadki zakażeń wykryto także w Hongkongu, Makao, Francji, USA, Tajlandii, Singapurze, Wietnamie, Japonii, Nepalu i Korei Południowej (nie stwierdzono tam jeszcze zgonów spowodowanych przez nowy koronawirus).

Trudno sobie wyobrazić gorszy moment na wybuch epidemii – na 25 stycznia przypada chiński Nowy Rok – Rok Szczura, o ironio (przypomnijmy – i proszę wybaczyć tę niezamierzenie alarmistyczną analogię – że dżumę do Europy przywlekły właśnie szczury, właśnie z Chin), a Chińczycy odbywają w tym okresie trzy miliardy (sic!) podróży. Trudno sobie wyobrazić scenariusz bardziej przychylny dalszemu rozprzestrzenianiu się wirusa. Trzeba jednak dodać, że władze szeregu chińskich miast (z Pekinem, Makao, Szanghajem czy Hongkongiem na czele) zdecydowały o odwołaniu imprez noworocznych.

Mimo wszystko pamiętać należy, że do tej pory jedyne zanotowane przypadki śmiertelne epidemii to ludzie starsi, z których wielu miało mieć osłabiony system immunologiczny (najmłodsza ofiara miała 48 lat) – jest to więc sytuacja inna niż w wypadku hiszpanki, pustoszącej Europę w 1918 i 1919 roku, która spowodowała najwięcej przypadków śmiertelnych w grupie wiekowej 25–45 lat.

 

CHIŃSKIE INWESTYCJE W BIRMIE

W poprzednim tygodniu Xi Jinping gościł w Birmie (lub, jak kto woli, Mjanmie) i była to pierwsza od 2001 roku wizyta chińskiego przywódcy w tym kraju. Przyczynkiem do odwiedzin miały być obchody 70. rocznicy nawiązania stosunków dyplomatycznych pomiędzy oboma państwami. Nie przeszkodziło to jednak w żaden sposób w podpisaniu 33 w sumie umów i porozumień pomiędzy rządami obydwu państw, z których gros ma na celu przyspieszyć utworzenie chińsko-mjanmańskiego korytarza ekonomicznego, będącego rzecz jasna częścią inicjatywy Pasa i Szlaku. Najistotniejszym elementem owego korytarza jest być może znacząca rozbudowa leżącego nad Zatoką Bengalską portu Kyaukpyu, która ma kosztować 1,3 miliarda dolarów. Dodajmy, że koszt budowy tej instalacji miał wynieść aż siedem miliardów dolarów, jednak birmańskie władze doprowadziły do zmniejszenia kosztów inwestycji do wspomnianej już kwoty 1,3 miliarda dolarów, obawiając się trudności w spłaceniu pożyczek zaciągniętych w Chinach na potrzeby inwestycji.

Chiny planują utworzenie lub rozbudowę już istniejących połączeń (szybka kolej, autostrady oraz gazociąg) łączących port Kyaukpyu i prowadzących do miasta Kunming – stolicy chińskiej prowincji Junnan. Rozwinięcie tego połączenia jest o tyle istotne, że pozwolić może Chinom na przesył pochodzących z Bliskiego Wschodu węglowodorów przy jednoczesnym ominięciu cieśniny Malakka, a tym samym częściowe przynajmniej zneutralizowanie skutków wspomnianej wyżej amerykańskiej strategii archipelago defense.

Tymczasem w poniedziałek w kanadyjskim Vancouver rozpoczął się proces ekstradycyjny Meng Wanghzou, dyrektora finansowego Huawei, a zarazem córki założyciela firmy Rena Zhengfei. Meng została zatrzymana na lotnisku w Vancouver 1 grudnia 2018 roku w związku z listem gończym wystawionym przez władze USA, oskarżającym ją o łamanie sankcji wymierzonych przeciwko Iranowi i oszustwa bankowe; wywołało to kryzys w relacjach chińsko-kanadyjskich. Była to również otwierająca salwa wojny handlowej pomiędzy Chinami a Stanami Zjednoczonymi.

Pierwsza część procesu poświęcona miała być zbadaniu, czy zaszła okoliczność podwójnej karalności, a więc czy czyn, za który Meng miałaby zostać skazana w USA, jest nielegalny także w Kanadzie. Ponieważ kraj ten nie nałożył sankcji ekonomicznych na Iran, nie jest to wcale pewne. Niemal pewne jest natomiast, że proces nie zakończy się szybko; terminy kolejnych rozpraw wyznaczono na czerwiec i listopad.

Skoro jesteśmy przy temacie Huawei, warto dodać, że firma z Shenzhen przeszła prawdopodobnie do porządku dziennego nad faktem, że nie będzie jej dane wykorzystywać oprogramowania dostarczanego przez Alphabet (spółkę matkę Google) – i postanowiła szukać alternatywy. W poniedziałek Reuters poinformował, że Huawei podpisał umowę o współpracy z holenderską firmą TomTom, zajmującą się tworzeniem map i systemów nawigacji satelitarnej, odpowiedzialną niegdyś za konkurencyjny dla Google Maps system GPS oferowany przez Apple.

 

BLISKI WSCHÓD

W środę minister spraw zagranicznych Iranu Javad Zarif zadeklarował gotowość do przeprowadzenia konsultacji dyplomatycznych z Arabią Saudyjską. Decyzję tę podjęto, gdyż zdaniem Zarifa relacje pomiędzy Rijadem a Teheranem nie powinny stać się kalką relacji amerykańsko-irańskich. Warto tu dodać, że rzeczywiście byłoby dobrze, gdyby tak się nie stało, bo oto w czwartek specjalny wysłannik USA do spraw Iranu stwierdził, że jeżeli na Bliskim Wschodzie zginie kolejny Amerykanin, to następca generała Solejmaniego także podzieli jego los; tego samego dnia Stany Zjednoczone nałożyły kolejne sankcje na Iran. Tym razem sankcjami objęto dwie osoby i sześć firm związanych z irańskim przemysłem naftowym.

Na deklaracje Zarifa Saudyjczycy zareagowali ostrożnym optymizmem; minister spraw zagranicznych Królestwa książę Faisal bin Farhan stwierdził, że Rijad jest otwarty na dialog z Iranem. Oba państwa od dekad rywalizują o wpływy w regionie, nader często posiłkując się strategią nazywaną przez Kamrana Bokhariego geosektarianizmem. Polega ona na realizowaniu własnych interesów geopolitycznych z wykorzystaniem podziału w świecie islamskim na sunnitów i szyitów – co właśnie możemy obserwować na Bliskim Wschodzie.

Doskonałym przykładem tego rodzaju działań prowadzonych przez oba aspirujące do statusu potęg regionalnych państwa jest konflikt w Jemenie, gdzie nawiasem mówiąc tylko w niedzielnym ataku rebeliantów Houthi na wojska rządowe zginęło 111 żołnierzy.

mijającym tygodniu kolejne państwo wysłało swoje okręty na wody Morza Arabskiego; do USA, Wielkiej Brytanii czy Japonii dołączyła właśnie Korea Południowa, która jednak, podobnie jak wcześniej Japonia, nie zdecydowała się na wzięcie udziału w zorganizowanej przez USA koalicji patrolującej cieśninę Ormuz.

W niedzielę zakończyła się konferencja w Berlinie poświęcona sytuacji w Libii. Ponieważ jej uczestnicy dość roztropnie postawili przed sobą raczej ograniczone cele, takie jak realizowanie embarga na dostawy broni, wielu uznaje jej przebieg za sukces. W toku rozmów zapadło kilka decyzji:

  • Strony konferencji zobowiązały się przestrzegać embarga na dostawy broni, nałożonego na Libię przez ONZ jeszcze w 2011 roku.
  • Powołano International Follow-Up Committee (IFC), który będzie kontrolować, czy ustalenia są wypełniane przez wszystkie ze stron. Komitet będzie zbierał się dwa razy w miesiącu na poziomie grup roboczych i raz w miesiącu na poziomie wysokich urzędników.
  • Utworzono Komitet 5+5. Jest to komitet złożony z pięciu przedstawicieli generała Haftara i pięciu przedstawicieli premiera Sarraja. Żeby komitet mógł pracować bez przeszkód państwa obecne na konferencji zadeklarowały, że nie będą rozmieszczać na terytorium Libii jednostek wojskowych ani nie będą prowadziły żadnych operacji.
  • Dodatkowo państwa zobowiązały się przestrzegać rezolucji dotyczących pomocy humanitarnej w regionie.

W czwartek natomiast Turcja oznajmiła, że nie będzie przerzucać do Libii bojowników (przypomnijmy, że na teren tego kraju Ankara wysłała do tej pory około dwóch tysięcy bojowników walczących wcześniej w Syrii).

 

Autor

Albert Świdziński

Dyrektor analiz w Strategy&Future.

 

Albert Świdziński Weekly Brief

Zobacz również

O co chodzi z systemami antydostępowymi A2AD?
Listy i przemowy, które zmieniły świat – recenzja Jacka Bartosiaka (Podcast)
S&F Hero: Ameryka w Eurazji. Część 1

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...