S&F Hero: Ameryka w Eurazji. Część 1

Obrazek posta

F-14D – podstawowy pokładowy myśliwiec przewagi powietrznej Marynarki Wojennej USA w końcówce XX wieku – na stacji bojowej u wybrzeży Eurazji (fot. Pixabay)

 

Pozycja ta zależna jest od uzyskania stosownej równowagi w Europie i ogólnie rzecz biorąc – w całej Eurazji. Stosownej, czyli takiej, która byłaby korzystna dla interesów Waszyngtonu. Równowaga ta polega na istnieniu równoważącego się systemu wielu ośrodków państwowych, ze Stanami Zjednoczonymi w roli najsilniejszego arbitra dzierżącego prymat nad tą szczególną konstelacją równowagi na kontynencie. Dlatego istotną rolę wobec Stanów Zjednoczonych odgrywała Wielka Brytania, która ze względu na swoje położenie geograficzne niejako samoistnie pomagała Stanom Zjednoczonym równoważyć europejski system kontynentalny. Stosowna równowaga przynosiła pokój, bo mitygowano aspiracje potęg zdolnych do dominacji na kontynencie. To dawało Stanom Zjednoczonym bezpieczeństwo, a Europę czyniło miejscem stabilności.

Dla Stanów Zjednoczonych podstawowym celem jest aktualnie utrzymanie globalnej dominacji, uzyskanej po II wojnie światowej i potwierdzonej po zwycięskim zakończeniu zimnej wojny. Temu służyła i służy „wielka strategia”, której są posłuszne wszystkie administracje amerykańskie, a początków jej powstawania można się właściwie dopatrzyć już w czasie I wojny światowej. W dużym uproszczeniu sprowadza się ona do dwóch wytycznych.

 

Po pierwsze Ameryka jest potęgą morską, oddzieloną od potencjalnych konkurentów bezmiarem Pacyfiku i Atlantyku.

 

Jej bogactwo i siła opierają się na handlu morskim na oceanie światowym, gdzie dokonuje się gros przepływów strategicznych i którego zasad i bezpieczeństwa strzeże US Navy, dominująca na oceanach i morzach świata z flagową flotą lotniskowców umożliwiającą dokonywanie projekcji siły daleko od swoich brzegów. To pozwala architektowi porządku światowego kontrolować przebieg globalizacji, promować korzystne dla siebie zasady handlu światowego, utrzymywać dominującą pozycję w strukturach międzynarodowych oraz rolę dolara w rozliczeniach, a także podtrzymywać korzystne dla siebie sojusze i systemy kolektywnej współpracy, w których USA są zawsze największym udziałowcem.

 

Po drugie jedynym obszarem, gdzie może się narodzić konkurent do dominacji, jest Eurazja z jej ogromem, przestrzenią, populacją oraz zasobami naturalnymi.

 

Z geopolitycznego punktu widzenia reszta globu to mało istotne wyspy. Podstawowym zadaniem przywódców Stanów Zjednoczonych jest nie dopuścić, by jeden podmiot zdominował zasoby Eurazji lub podporządkował sobie któryś z Rimlandów (azjatycki lub zachodnioeuropejski), co pozwoliłoby mu uwolnić siły do angażowania się w sprawy spoza własnego regionu i gospodarczo lub militarnie pokonać Stany Zjednoczone, również w zachodniej hemisferze. Powyższa obawa zadecydowała o przystąpieniu USA do I oraz II wojny światowej w celu powstrzymania perspektywy hegemonii Niemiec oraz do zimnej wojny w celu powstrzymania hegemonii Związku Sowieckiego.

 

Geostrategicznym sworzniem powyższej polityki był północny Atlantyk.

 

Było to miejsce arcyważne, którego kontrola decydowała o łączności polityki amerykańskiej i brytyjskiej oraz możliwości jej wspólnego prowadzenia przez obie potęgi oceanu światowego w ścisłym ze sobą współdziałaniu. Zarówno podczas obu wojen światowych, jak i podczas zimnej wojny niezakłócona komunikacja ze wschodniego wybrzeża USA do zachodniej Europy, stanowiła podstawę siły sojuszu, nomen omen – Północnoatlantyckiego, oraz fundament wysuniętej obecności Stanów Zjednoczonych na kontynencie, która czyniła gwarancje zewnętrznego hegemona Europy wiarygodnymi.

 

Wraz z końcem II wojny światowej Stany Zjednoczone stały się globalnym mocarstwem morskim, dominującym nad oceanicznymi liniami komunikacyjnymi i Rimlandami Europy i Azji.

 

W ten sposób zarówno Atlantyk, jak i Pacyfik przekształciły się właściwie w wewnętrzne morza nowego globalnego imperium amerykańskiego. Na Atlantyku miało to charakter zupełny po przejęciu Azorów i baz na Islandii (czyli – w istocie rzeczy – atlantyckich stacji tranzytowo-przeładunkowych po drodze do Europy) wraz z widoczną obecnością US Navy na północnym Atlantyku i Morzu Północnym oraz na Morzu Śródziemnym, stacjonowaniem wojsk amerykańskich na Wyspach Brytyjskich oraz na zachodzie kontynentu, a także zainstalowaniem baz floty w zachodniej części Morza Śródziemnego, co konsolidowało strategiczną pozycję USA w Europie.

 

Po powstaniu NATO w 1949 roku oraz w obliczu dalszego słabnięcia Wielkiej Brytanii jako potęgi kolonialnej Amerykanie stali się zewnętrznym hegemonem zachodniej Europy z granicą swojego wpływu do linii Łaby, Cieśnin Duńskich, Bosforu i szczytowej, północnej, części Półwyspu Skandynawskiego.

 

To oraz panowanie na Morzu Śródziemnym i stopniowe przejmowanie wpływów brytyjskich w Lewancie i na Bliskim Wschodzie cementowało od południowej flanki wysuniętą obecność USA w Europie.

Jakże frapujące jest to, że w ciągu zaledwie 35 lat, w wyniku dwóch wojen światowych, które zmiażdżyły stare potęgi europejskie, wszystkie państwa Europy musiały pogodzić się z tym, że stały się de facto protektoratem dwóch zewnętrznych potęg: morskiej (USA) i lądowej (ZSRS) – rywalizujących ze sobą na ich terytoriach i używających ich tak, jak używa się państw klienckich w walce o dominację w całej Eurazji.

 

W czasie trwania zimnej wojny decyzje o wojnie i pokoju w Europie zapadały w dwóch stolicach zewnętrznych, czyli w Waszyngtonie i Moskwie.

 

Trudno o bardziej dosadną miarę upadku starego systemu mocarstw europejskich. Nie zmieniają powyższej konstatacji podejmowane przez Francję próby budowania od lat 50. XX wieku samodzielności strategicznej poprzez wywalczenie specjalnego statusu w NATO oraz rozbudowę własnego arsenału nuklearnego. Są one raczej potwierdzeniem tego, że Paryż zrozumiał, w jakiej znalazł się sytuacji, i chciał uzyskać choćby minimalne pole manewru (poprzez posiadanie własnej broni jądrowej – czyli w praktyce poprzez uzyskanie możliwości „na siłę” wciągnięcia USA i amerykańskiego arsenału nuklearnego w wojnie po swojej stronie w razie napaści Sowietów) w wielkiej grze strategicznej prowadzonej niejako ponad jego głową pomiędzy Moskwą a Waszyngtonem.

 

Poza samą obecnością wojskową geoekonomiczną odpowiedzią amerykańską na zagrożenie sowieckie był także tzw. plan Marshalla, w ramach którego 16 państw Europy Zachodniej, zdewastowanych wojną, otrzymało ponad 13 miliardów dolarów (150 miliardów USD liczonych według wartości USD z 2017 roku).

 

Dzięki temu już przed końcem roku 1951 produkcja przemysłowa krajów objętych pomocą wzrosła aż o 64%, podczas gdy ich PKB wzrosło średnio o imponujące 25%. Część Europy położona na wschód od Łaby, szczególnie przecież zniszczona w strasznych zmaganiach lądowych frontów II wojny światowej, a pozostająca po pokonaniu Niemiec pod władzą Moskwy, nie otrzymała tej pomocy.

 

George Marshall (1880-1959), Sekretarz Stanu USA (fot. Wikipedia)

 

W czasie trwania oraz zaraz po zakończeniu II wojny światowej Stany Zjednoczone stworzyły międzynarodową architekturę instytucjonalną, mającą zabezpieczyć dominującą pozycję kraju w systemie międzynarodowym. Organizacja Narodów Zjednoczonych miała zapewniać prymat USA w polityce międzynarodowej, a Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy (system Bretton Woods) miały zabezpieczyć nadrzędną rolę dolara oraz przywództwo USA w międzynarodowych finansach i ekonomii. System handlowy GATT miał utrwalać strukturalne przewagi USA jako zainteresowanej wolnym obrotem potęgi morskiej w handlu międzynarodowym.

Stany Zjednoczone pomogły Europie Zachodniej planem Marshalla oraz inspirowały powstanie Sojuszu Północnoatlantyckiego, stanowiącego kręgosłup geopolitycznej wspólnoty świata atlantyckiego, który znamy z okresu zimnej wojny.

 

Ujmując sprawę lapidarnie: hegemonia USA polegała na stosowaniu władzy poprzez system, w którym dominuje, oraz dzięki przewadze wojskowej, technologicznej i sile ekonomicznej, która wynika z kontroli głównych przepływów kapitałowych i inwestycyjnych oraz, co za tym idzie, cyklów technologicznych gospodarki światowej i wynikających z tego nowych przełomów technologicznych.

 

Na Pacyfiku dopiero przegrana Kuomintangu i zdobycie w Chinach władzy przez Mao Zedonga wypchnęły wpływy USA z rdzenia kontynentu azjatyckiego, choć Pacyfik wciąż pozostawał wewnętrznym akwenem Stanów Zjednoczonych ze względu na sieć wpływów i system sojuszy w tzw. pierwszym łańcuchu wysp, od Japonii przez Koreę, Tajwan, Filipiny i Singapur po Australię. Do tego Amerykanie dysponowali wysuniętą obecnością swojej potężnej floty Pacyfiku w rozmaitych bazach na zachodnim Pacyfiku, od Japonii po Guam, co skutecznie eliminowało przez cały okres zimnej wojny wszelkie sowieckie (i w mniejszym stopniu chińskie) próby wydostania się na otwarty Pacyfik. Układ Wysp Japońskich oraz wąskie przejścia kanalizujące komunikację morską ze Związku Sowieckiego i Chin przez cieśniny pierwszego łańcucha wysp skutecznie powstrzymywały eskapady floty sowieckiej czy chińskiej, czyniąc je zależnymi od dobrej woli potęgi morskiej USA, ograniczając możliwość tych mocarstw lądowych do uzyskania lewara i wpływów na politykę regionalnych państw morskich związanych z USA.

Jeszcze wcześniej – bo na początku XX wieku – Stany Zjednoczone w swojej polityce na zachodnim Pacyfiku starały się utrzymywać równowagę pomiędzy Rosją a Japonią oraz dbać, by mocarstwa europejskie i Japonia nie uzyskały swoich wyłącznych i wykluczających innych sztywnych stref wpływów i interesów w eksploatowanych kolonialnie Chinach (polityka otwartych drzwi w Azji), co miało zabezpieczyć stosowne wpływy USA w regionie. Mocarstwowa polityka Tokio w latach 30. XX wieku – zmierzająca w istocie do wyrugowania interesów amerykańskich z Azji – doprowadziła do wojny wschodzącego Nipponu z USA, zakończonej klęską tego pierwszego.

 

Podobnie jak w Europie, eliminacja Japonii spowodowała wzmocnienie Związku Sowieckiego i Amerykanie musieli wziąć bezpieczeństwo Azji na swoje barki.

 

Wynikiem tego była wojna koreańska. Tak jak w wypadku RFN po drugiej stronie Eurazji, przywódcy amerykańscy postanowili odbudować gospodarkę japońską w celu przywrócenia równowagi regionalnej. Chwilowe osłabienie Stanów w latach 70. oraz osiągnięcie szczytowej potęgi przez ZSRS za czasów Breżniewa skłoniło Nixona do pozyskania dodatkowo do współpracy Chin w celu równoważenia wpływów Kremla. To przyspieszyło koniec imperium sowieckiego, umożliwiając jednocześnie Państwu Środka nieprawdopodobny rozwój gospodarczy przez kolejne kilkadziesiąt lat.

 

W Europie bezwarunkowe pokonanie Niemiec oraz wygranie wojny przez sowiecką potęgę lądową doprowadziły do poważnej nierównowagi na kontynencie.

 

Związek Sowiecki stał się daleko silniejszy niż osłabione wojną wszystkie pozostałe państwa Europy razem wzięte. Niemcy zostały doszczętnie zniszczone i dodatkowo podzielone na dwie części. Wielka Brytania i Francja zakończyły wojnę poważnie osłabione, a kolonie zamorskie zaczęły im się wymykać z rąk. Również z tego powodu atencja Londynu i Paryża były skupione poza Europą kontynentalną.

Początkowo panowało w Waszyngtonie przekonanie, że potęga gospodarcza USA oraz monopol nuklearny zapobiegną dominacji sowieckiej w Europie. Jednak działania Moskwy w krajach za żelazną kurtyną oraz testy atomowe począwszy od sierpnia 1949 roku przekonały decydentów amerykańskich do aktywnych działań zmierzających do zapewnienia właściwej równowagi w Europie.

 

Po raz pierwszy od XVIII wieku i krótkiego wówczas epizodu sojuszu z Francją Stany Zjednoczone zawarły stały sojusz z krajami europejskimi, tworząc tym samym ramy architektury bezpieczeństwa, która przetrwała przez następne kilkadziesiąt lat.

 

Jej wyrazem było przekonanie, że pierwszą linią obrony interesów USA w Eurazji jest Rimland Europy. Wobec tego zaszła konieczność zapewnienia wysuniętej obecności na kontynencie i zdolności do zmasowanej projekcji siły przez Atlantyk do Europy oraz pojawił się wymóg wzmocnienia zdolności obronnych sojuszników europejskich.

 

W tym celu wcześniej szybko zdemobilizowane zaraz po II wojnie światowej Stany Zjednoczone pospiesznie wróciły do zaangażowania na Starym Kontynencie, by go nie utracić, tym razem na rzecz swojego dotychczasowego sowieckiego sojusznika.

 

Do pomocy zaprzęgły zarówno wcześniejszych sojuszników, jak i wrogów: Wielką Brytanię i Francję oraz Włochy i Niemcy Zachodnie. System amerykańskich sojuszy w Europie i w Azji pomnażał od tej pory łączną potęgę Waszyngtonu i wpływ, który mógł on mieć na rozwiązywanie – z korzyścią dla siebie i swojej strategii prymatu – problemów międzynarodowych, dostarczając zinstytucjonalizowanych forów współpracy z podobnie myślącymi państwami.

 

Powstał konstrukt geopolityczny Zachodu.

 

Europejscy sojusznicy dawali w tym układzie Amerykanom dostęp do kluczowych punktów o znaczeniu geostrategicznym, jak Bosfor czy Cieśniny Duńskie, oraz do baz wojskowych w trzonie lądowym Europy (przede wszystkich w RFN), a z czasem wysoki stopień wojskowej interoperacyjności. Umożliwili w ten sposób legitymizację przywództwa amerykańskiego w sprawach międzynarodowych i powstanie wrażenia niezwykłej jedności konstruktu geopolitycznego Zachodu, do którego dążenie było obiektem marzeń i aspiracji kolejnych pokoleń w Polsce, uwięzionej po wojnie za żelazną kurtyną na obszarze zdominowanym przez kontynentalne mocarstwo sowieckie.

 

W wymiarze praktyki strategicznej Stany Zjednoczone zdecydowały się prowadzić politykę powstrzymywania Związku Sowieckiego, przy czym były wówczas analizowane dwie dostępne opcje w ramach takiej polityki.

 

Pierwszą stanowiła proponowana przez George’a Kennana strategia całkowitego powstrzymywania, która polegała na blokowaniu postępu wpływów sowieckich wszędzie i zawsze, nakazując odpowiadać siłą lub pokazem siły na groźby wszelkich sowieckich działań ofensywnych. Ta opcja nazwana została przez Johna Lewisa Gaddisa obrazowo i bardzo plastycznie „obroną perymetru” (perimeter defense). Drugą opcją była proponowana przez Waltera Lippmana strategia „obrony kluczowych punktów umocnionych” (strongpoint defense), która z kolei nakazywała koncentrowanie się na obronie jedynie konkretnych, żywotnych interesów i tylko w określonych z góry miejscach, zamiast obrony wszystkich interesów i wszędzie, jak postulował Kennan.

 

W czasie zimnej wojny miejscami o szczególnym znaczeniu, gdzie trwała nieprzerwanie próba sił, był GIUK (od nazw Greenland, Iceland i United Kingdom), czyli trasa morska na północnym Atlantyku łącząca USA z Wielką Brytanią i z zachodnią Europą.

 

Tam Sowieci próbowali wychodzić okrętami podwodnymi Floty Północnej ze swojego defensywnego bastionu na Morzu Barentsa. Flota ta miała za zadanie przeszkadzać w swobodnej komunikacji zachodnich sojuszników na obszarze GIUK. Tam też Sowieci próbowali w latach 80. opracować koncepcje operacyjne zwalczania za pomocą szybkich bombowców uderzeniowych rakietami stand off (odpalanymi z dystansu spoza linii horyzontu) amerykańskich grup lotniskowców, które zapewniały Amerykanom panowanie na całym GIUK. Odpowiedzią US Navy było opracowanie koncepcji operacyjnej bitwy na morzu zewnętrznym (Outer Sea Battle), która powyżej zarysowane zagrożenia dla lotniskowców miała mitygować lub je całkowicie likwidować, przywracając swobodną komunikację między Ameryką a Europą.

 

Z tego samego powodu Morze Norweskie było niezmiernie ważne dla obu stron zimnej wojny.

 

Z Morza Barentsa przez Arktyczne i przede wszystkim Norweskie Sowieci mogliby wychodzić okrętami floty na otwarty Atlantyk i przecinać sworzeń komunikacyjny północnego Atlantyku, czemu Amerykanie i NATO pragnęli zaradzić, przygotowując wojenne składy magazynowe dla piechoty morskiej USA (tzw. prepositioning). US Marines miałyby za zadanie przeszkodzić uchwyceniu przez Sowietów jakiejkolwiek istotnej części Norwegii, jej portów czy infrastruktury przeładunkowej lub lotniskowej potrzebnej do obsługi okrętów i samolotów sowieckich działających na kierunku północnego Atlantyku.

 

Podobne znaczenie dla obu stron miały Cieśniny Duńskie, których ewentualne uchwycenie (wraz z wyspami duńskimi i Półwyspem Jutlandzkim) dawałoby Sowietom możliwość przecinania sojuszniczej komunikacji morskiej z Wysp Brytyjskich do ujścia Renu (Benelux i RFN) oraz umożliwiało próby przecięcia komunikacji już na samym GIUK.

 

W tym miejscu warto zwrócić uwagę, że zadanie zdobywania wysp w Cieśninie Duńskiej oraz Półwyspu Jutlandzkiego powierzone było w ramach podziału zadań w Układzie Warszawskim m.in. Ludowemu Wojsku Polskiemu. Wreszcie na południu nad Morzem Śródziemnym ostatni kluczowy punkt morski ścierania się przeciwników w zimnej wojnie stanowiły cieśniny Bosfor i Dardanele.

 

Z powodu wagi tych cieśnin tureckich i chęci uniemożliwienia ich kontroli przez Związek Sowiecki Amerykanie chronili Turcję przed próbami podporządkowania jej polityki Moskwie, które to próby rozpoczęły się już wraz z końcem II wojny światowej.

 

To zadecydowało, że w trosce o południową flankę Europy Amerykanie zadbali, by Turcja stała się sojusznikiem Morza, wzmacniając i wspierając ją na różne sposoby przez cały długi okres zimnej wojny.

Znaczenie naporu sowieckiego na cieśniny tureckie oddaje fakt, że Amerykanie utrzymywali na Morzu Śródziemnym w celu odpierania tegoż naporu i uspokajania swoich sojuszników potężną 6. Flotę, zapewniając jej aktywną obecność we wschodnim Medyteranie oraz na Morzu Egejskim. blisko cieśnin i sowieckiej Ukrainy.

 

W środku Niemiec na Nizinie Środkowoeuropejskiej znajdowało się natomiast najważniejsze lądowe miejsce konfrontacji w Europie: tzw. Front Centralny, gdzie zmasowane były główne komponenty wojsk lądowych oraz sił powietrznych obu stron, w tym potężne siły pancerne.

 

Front ten obejmował granicę wewnętrzną podzielonych Niemiec oraz zachodnią granicę Czechosłowacji. Na potrzeby Frontu Centralnego opracowywane były w latach 70. i 80. XX wieku sowieckie koncepcje użycia samodzielnych operacyjnych grup manewrowych (przez wizjonerskiego marszałka ZSRS Ogarkowa) i amerykańska koncepcja wojny powietrzno-lądowej, która wspaniale się sprawdziła już po zakończeniu zimnej wojny na pustyniach Mezopotamii.

Najbardziej strategicznie wrażliwym miejscem na całym Froncie Centralnym był tzw. Fulda Gap, czyli przesmyk Fulda, nazwany od niemieckiego miasta Fulda, znajdujący się pomiędzy granicą landów Hesji i Turyngii a Frankfurtem nad Menem. Fulda Gap obejmował dwa korytarze, oba o charakterze płaskim, nizinnym, bardzo dogodnym dla zmasowanego ruchu formacji czołgów działających z zaskoczenia (premiując dodatkowo układem terenu manewr z kierunku wschodniego), który mógłby umożliwić uchwycenie przyczółków na Renie przez Sowietów (co zwinęłoby cały front NATO w zachodniej Europie) oraz szybkie zdobycie Frankfurtu nad Menem– węzła komunikacyjnego Niemiec i ważnego lotniska, przez które miały przybywać uzupełnienia i posiłki amerykańskie w razie wojny. Warto dodać, iż to właściwie jest to samo miejsce, którędy Napoleon wycofywał się po klęsce pod Lipskiem w 1813 roku. Tamtędy także w końcu II wojny światowej XII Korpus USA posuwał się szybko w głąb Niemiec hitlerowskich na przełomie marca i kwietnia 1945 roku, prąc do Łaby, by potwierdzić „butami żołnierzy” ustalenia teherańsko-jałtańskie.

Pomimo przyjęcia strategii powstrzymywania w Stanach Zjednoczonych co jakiś czas podnosiły się głosy na temat konieczności rewizji tej polityki.

 

Proponowano dwa inne rozwiązania: „przyjaznego współdziałania” (engagement) i „ofensywnego wypychania” wpływów sowieckich z miejsc, w których wpływy te już się pojawiły (rollback).

 

Engagement miał polegać na akceptacji założenia, że Związek Sowiecki nie jest wrogiem USA, a administracja amerykańska powinna współdziałać pokojowo z Moskwą i unikać kosztów oraz ryzyka związanego z ewentualną próbą powstrzymywania ekspansji wpływów Moskwy. Takie podejście było atrakcyjne zwłaszcza zaraz po wojnie, w której Związek Sowiecki był przecież sojusznikiem aliantów. Rollback polegał na poszukiwaniu okazji do ofensywnej akcji przeciw ZSRS i jej sojusznikom. Ta opcja nigdy nie miała ugruntowanego poparcia w Waszyngtonie, choć najbliżej jej realizacji było w październiku 1950 roku, gdy wojska amerykańskie przekroczyły 38 równoleżnik w Korei podczas kontrofensywy przeciw jednostkom komunistycznym. Próba rollbacku skończyła się jednak klęską, gdy wojska chińskie uderzyły na wcześniej zwycięskie wojska USA w północnej części półwyspu. To przeciągnęło wojnę do lipca 1953 roku, pozbawiając Stany Zjednoczone owoców zwycięstwa, które jesienią 1950 roku były – zdawało się – na wyciągniecie ręki.

Debata podobna do tej zimnowojennej na temat containmentuengagementu czy rollbacku wobec wzrostu potęgi Chin i chińskiej polityki na zachodnim Pacyfiku i na obszarach objętych Nowym Jedwabnym Szlakiem pojawiła się w Stanach Zjednoczonych wraz z zainstalowaniem się w Białym Domu nowej administracji prezydenta Donalda Trumpa. W szczególności co do postępowania wobec zamieszek w Hongkongu w 2019 roku, co Pekin może postrzegać jak aktywny rollback.

 

Pokonanie Związku Sowieckiego i jego rozpad w 1991 roku rozpoczęły dla Polski okres adopcji strategicznej przez potęgę oceanu światowego, zwaną w szerszej publicystyce i praktyce politycznej zgrabnie, obrazowo i całkiem trafnie „światem atlantyckim”.

 

W tym właśnie okresie zapanowało przekonanie, szczególnie mocne w Polsce, o „końcu historii”. Po długim i pełnym ofiar biegu przez trudne dzieje Polska miała właśnie dobiec do zasłużonego, sprawiedliwego i – co najważniejsze – pozytywnego finiszu lub – jak to woli – do bezpiecznej przystani stabilnie zakotwiczonej w instytucjach szeroko rozumianego Zachodu. Na mniej lub bardziej uświadomionym poziomie pojawiło się przekonanie, że ktoś inny – nie my – zaopiekuje się naszą przyszłością oraz jej planowaniem. I że z całą pewnością zajmie się naszym bezpieczeństwem, naszą przestrzenią, naszym otoczeniem geopolitycznym, naszymi sąsiadami, utrzymywaniem stosownej równowagi w naszym regionie, będącej przecież fundamentem architektury bezpieczeństwa. Rozpoczęły się redukcje sił zbrojnych RP, oczywiście w dużej mierze uzasadnione trudną sytuacją gospodarczą. Co gorsza zaprzestano myślenia o polskim teatrze wojny – o tej konkretnej fizycznej przestrzeni pomiędzy Warszawą i doliną Wisły a Dnieprem i Dźwiną – w kategoriach zmagań o przestrzeń i jej punkty kluczowe czy o strefach buforowych.

Niewystarczająco rozważano potencjał rozwoju komunikacji w tej części kontynentu na osi północ–południe premiującej rozwój samoistny i rozwój pomostu bałtycko-czarnomorskiego w opozycji do rozwoju wschód–zachód, forsowanego od lat 90. XX wieku przez zjednoczone Niemcy i inne państwa Zachodu, pragnące skomunikować Europę po najbardziej dla nich oczywistej linii równoleżnikowej. Zatem po zrzuceniu jarzma sowieckiego hegemona nie przywrócono procesu konceptualizowania własnej przestrzeni, danej przez historię i geografię.

 

Autor

Jacek Bartosiak

Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.

 

Jacek Bartosiak

Zobacz również

Stan ładu światowego – styczeń 2020 (Podcast)
Syryjski ekspres i śródziemnomorski dymiący komin. Flota rosyjska na Morzu Śródziemnym
Weekly Brief 11-17.01.2020

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...