Syryjski ekspres i śródziemnomorski dymiący komin. Flota rosyjska na Morzu Śródziemnym

Obrazek posta

Soczi, południowa stolica Rosji (fot. Pixabay)

 

Okazało się bowiem, że Flota Czarnomorska nie mogłaby powstrzymać zachodnich sił przed zniszczeniem Soczi – południowej, nieformalnej, drugiej stolicy Rosji, gdzie Władimir Putin przebywa (podobnie jak niegdyś Stalin) nawet do sześciu miesięcy w roku. Wojskowi rosyjscy oznajmili Putinowi, że nowoczesne systemy obserwacyjne flot zachodnich oraz pociski manewrujące dalekiego zasięgu będące na ich wyposażeniu mogą zdominować niebo nad Soczi i dokonać dowolnego uderzenia na rosyjskie cele w całym basenie Morza Czarnego.

W wyniku tego szoku kierownictwo rosyjskie zaplanowało działania mające wzmocnić Flotę Czarnomorską. Miano ponownie wyposażyć okręty podwodne w pociski manewrujące oraz wprowadzić system rakietowy obrony wybrzeża Bastion. Niemniej jednak bez pełnej kontroli Krymu i rozbudowy Floty Czarnomorskiej działania modernizacyjne nie zmieniłyby ogólnego układu sił na Morzu Czarnym – niekorzystnego dla Rosji po rozpadzie imperium sowieckiego.

 

By zmienić niekorzystny układ sił, spełnić trzeba podstawowy warunek. Trzeba mieć możliwość blokowania przejścia flot NATO przez Bosfor.

 

Do osiągnięcia z kolei tego celu niezbędna jest wysunięta obecność morska na bezpośrednim morskim perymetrze za Bosforem, już na Morzu Śródziemnym.

W ten sposób można bronić cieśnin tureckich na samym do nich podejściu, zanim floty zachodnie wpłyną na Morze Czarne. Wówczas Bosfor staje się pierwszą pozycją ryglową, bronioną na przedpolu Morza Śródziemnego, odsuwając możliwość działania od basenu Morza Czarnego, które staje się dodatkowym buforem wewnętrznym, osłaniając Krym oraz zlewnie Donu i Wołgi, czyli rosyjskie miękkie podbrzusze. I oczywiście wspomnianą południową stolicę Rosji – Soczi.

I tak postępował Związek Sowiecki w zenicie swoje potęgi. Dyslokował eskadrę śródziemnomorską ze składu Floty Czarnomorskiej. Liczyła ona w szczytowym momencie 30–50 okrętów i jej podstawowym zadaniem było blokowanie amerykańskiej 6. Floty działającej na Morzu Śródziemnym i dodatkowo wspieranie arabskich państw klienckich.

 

Ukuto piękne hasło: Turków trzymać poniżej 43 równoleżnika (na południu Morza Czarnego), a Amerykanów za 23 południkiem (na zachód od Wysp Brytyjskich).

 

Związek Sowiecki, który nigdy nie był prawdziwą potęgą morską, zakończył swój żywot, a z nim skończyły się eskapady eskadry czarnomorskiej na Medyteran. Morze Czarne, podobnie jak Bałtyk, przestało być zdominowane przez imperium kontynentalne. Fakt ten pozwolił tym akwenom otworzyć się na ocean światowy i na wpływy amerykańskiej potęgi morskiej, która nadeszła wraz z NATO, rozszerzaniem wspólnot zachodnich i nastaniem systemów demokratycznych.

 

Wojna domowa w Syrii została wykorzystana jako dogodny pretekst do powrotu Rosjan do Lewantu i na wschodnie Morze Śródziemne.

 

Punktem ciężkości było zabezpieczenie portu w Tartusie, osłona powietrzna operacji na lądzie oraz zapewnienie komunikacji morskiej do bazy powietrznej w Hmeymim w Syrii.

Flota rosyjska słabo sobie poradziła z zadaniem postawionym jej w Moskwie. Dowodem na to jest fakt, że w ramach dużych przetasowań organizacyjnych, jakie przechodzą rosyjskie siły zbrojne, przedstawiciele floty nie uzyskali wpływu na żadne ważne procesy w Rosji.

Oczywiście wszyscy pamiętamy, jak fregaty, korwety i okręty podwodne wielokrotnie wykonywały ataki rakietami Kalibr na cele w Syrii. W pamięć zapadł nam pierwszy sławny atak 7 października 2015 roku, w dniu urodzin Władimira Putina. Tego dnia cztery korwety Flotylli Kaspijskiej wystrzeliły 26 pocisków Kalibr NK 3M14 o zasięgu 1500 kilometrów nad Iranem i Irakiem na cele w Syrii.

Później również używano okrętów do takich ataków: łącznie dano około 25 salw i wystrzelono około 140 pocisków, w tym przez fregaty Floty Czarnomorskiej z Morza Śródziemnego, z odległości zazwyczaj około 100 mil od wybrzeża Syrii. Jedna salwa składała się średnio z czterech do ośmiu pocisków.

Również okręty podwodne klasy Kilo odpalały pociski manewrujące – łącznie około 40 sztuk na średnią odległość od 400 do 900 kilometrów w głąb Syrii. Same pociski Kalibr okazały się dobrą bronią, ale Rosjanie nie mają wystarczających ich zapasów w magazynach, podobnie jak Francuzi nie mieli podczas głośnych akcji francuskich w Libii i Syrii.

Taormina w pobliżu Cieśniny Sycylijskiej, która dzieli Morze Śródziemne na część zachodnią i wschodnią (fot. Pixabay)

 

Należy także pamiętać, że walczące frakcje syryjskie, na których testowano pociski Kalibr, nie mają obrony przeciwlotniczej ani nowoczesnych radarów, więc można powiedzieć, że broń ta nie została prawidłowo przetestowana bojowo w starciu z przeciwnikiem symetrycznym. Poza tym pociski Kalibr są drogie. Za jedną sztukę trzeba zapłacić do sześciu i pół miliona dolarów. Choć są teoretycznie trudno wykrywalne, nie wiadomo, jaki był wynik ich użycia poza pokazaniem Amerykanom i państwom Zachodu swoich zdolności uderzenia z daleka.

 

Dużo gorzej wypadła prezentacja pozostałych tradycyjnych zdolności rosyjskiej floty.

 

Jesienią 2016 roku na Morze Śródziemne wysłany został lotniskowiec Kuzniecow z grupą bojową, w której znajdował się krążownik atomowy Piotr Wielki i dwie fregaty rakietowe oraz okręty logistyczne.

Eskadra wyszła z Siewieromorska ze składu Floty Północnej. Podczas podróży wzdłuż Rimlandu Europy, w tym szczególnie na La Manche, Kuzniecow wlókł się spektakularnie z prędkością mniejszą niż 10 mil morskich na godzinę i niemiłosiernie dymił, co wskazywało na poważną awarię siłowni i zły stan napędu okrętu. Zresztą po powrocie w lutym 2017 roku do portu macierzystego okręt został zacumowany, czekając na remont. Naprawa trwa do dzisiaj.

Kuzniecow może zabrać na pokład do 50 samolotów i śmigłowców, jednakże gdy mijał Gibraltar, miał z sobą tylko 10 Su-33 i cztery nowe MiG-29K oraz dodatkowo kilka śmigłowców.

 

Powodem był brak przeszkolonych pilotów (co innego wystartować i wylądować na lądzie, a co innego zrobić to na morzu z pokładu lotniskowca, zwłaszcza trafić z powrotem i wylądować na pokładzie okrętu, który się porusza) i brak sprawnego sprzętu.

 

Jako że Kuzniecow nie ma katapulty, samoloty startują z rampy przy pomocy dopalaczy. W tym wypadku mała prędkość okrętu (musi być co najmniej 20 mil morskich) uniemożliwiała starty z ładunkiem bojowym. W sumie więc samoloty pokładowe wykonały tylko 420 lotów bojowych nad Syrią, z czego aż dwie trzecie z baz lądowych w Syrii. Dwa samoloty rozbiły się na morzu z powodu usterki podwozia i słabego wyszkolenia pilotów.

Potężny krążownik atomowy Piotr Wielki nie wziął udziału w prawie żadnej akcji, bo nie ma zdolności uderzeniowej na ląd z morza; teraz ma się to zmienić – krążownik przechodzi remont w stoczni.

 

Wyżej wypada za to ocenić rosyjską logistykę morską z portów rosyjskich do Syrii przez cieśninę Bosfor, głównie na linii Noworosyjsk–Bosfor-Tartus.

 

Przewozi się tam do 100 tysięcy ton towarów miesięcznie. Jest tak dzięki mobilizacji floty desantowej (w tym – tu ciekawostka – przy użyciu okrętów wyprodukowanych w PRL projektu Ropucha 775; okręt taki może przewieźć rosyjski batalion piechoty morskiej i 12 czołgów z zapasami).

Do tego dokupiono statki cywilne w Turcji, Grecji, a nawet na Ukrainie. Zostały one przemalowane na barwy wojskowe Floty Czarnomorskiej, choć załogi na nich są cywilne. Wszystko po to, by nie były zatrzymywane przez Turków nad Bosforem.

Generał Walerij Gierasimow w przemówieniu porównał Syrian Express do przerzutu wojsk sowieckich na Kubę w 1962 roku. W dobie rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji strategiczna mobilność jest wciąż kluczem.

Obecność Rosjan na wschodnich wodach Morza Śródziemnego, w Syrii, a w szczególności w Libii uczyniłaby Morze Czarne wewnętrznym jeziorem Eurazji. Gdyby objąć systemami antydostępowymi A2AD Cieśninę Sycylijską i wschodnią część Morza Śródziemnego oraz wzmocnić obecność floty chińskiej nadchodzącej przez Suez ze wschodu, zmieniłoby to układ sił w Europie, przecinając dawną brytyjską linię imperialną przez Maltę i Suez na Ocean Indyjski i dodatkowo monopolizując kontrolę przepływów strategicznych między Azją a Europą, w tym wypadku na szlaku morskim.

 

Autor

Jacek Bartosiak

Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.

 

Jacek Bartosiak

Zobacz również

Weekly Brief 18-24.01.2020
Weekly Brief 11-17.01.2020
Jacek Bartosiak o „The Art of War” (Podcast)

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...