Rzeka Missisipi (fot. Pixabay)
Czasami jednak jej wpływ jest tak silny, a jej znaczenie tak ewidentne, że nawet najbardziej idealistyczni przywódcy muszą się poddać jej wpływom, jeśli chcą podejmować odpowiedzialne decyzje. Tego rodzaju wpływ geopolityki na idealizm widoczny jest także w historii Stanów Zjednoczonych, kraju uznawanego (nie do końca zasadnie) w potocznym rozumieniu za ufundowany przede wszystkim na myśleniu w kategoriach zasad, a nie realizmu, zwłaszcza takiego podbudowanego geopolityką.
KŁOPOTLIWA GRANICA
Nie było większego idealisty wśród amerykańskich ojców założycieli niż trzeci prezydent USA Thomas Jefferson. To właśnie on był autorem amerykańskiej Deklaracji Niepodległości, dokumentu zawierającego credo oświeceniowego liberalizmu i wiary w możliwości człowieka. W tym miejscu mowa oczywiście o podejściu Thomasa Jeffersona do życia publicznego, w jego życiu prywatnym bywało bowiem różnie (Jefferson, wierząc w równość i wolność wszystkich ludzi, był na przykład właścicielem niewolników).
To również Thomas Jefferson, po tym jak został prezydentem, zabrał się z zapałem do rozmontowywania machiny państwowej stworzonej przez pierwszych dwóch prezydentów: Jerzego Waszyngtona i Johna Adamsa, a także sekretarza skarbu Alexandra Hamiltona – machiny, która była obliczona na stworzenie ze Stanów Zjednoczonych nowoczesnego mocarstwa na wzór europejski. Jefferson był bowiem szczerym wyznawcą idei państwa minimalnego.
Wyłom w idealizmie Jeffersona spowodowała jednak sprawa tzw. terytorium Luizjany, obejmującego swoim zasięgiem teren wielokrotnie większy niż współczesny stan o tej samej nazwie.
Ówczesna Luizjana był to teren rozciągający się między rzeką Missisipi na wschodzie a pasmem Gór Skalistych na zachodzie oraz od Zatoki Meksykańskiej na południu do Wielkich Jezior, czyli obecnego pogranicza z Kanadą, na północy. Przez ówcześnie rozumianą Luizjanę przepływają dwie wielki rzeki: Missouri, która następnie wpada do Missisipi. Z kolei Missisipi płynie dalej na południe, gdzie ma ujście do Zatoki Meksykańskiej.
Głównym miastem tego terytorium był wówczas Nowy Orlean, ważny port handlowy położony nad Zatoką Meksykańską, niedaleko ujścia Missisipi. To właśnie tamtędy spławiana była istotna część amerykańskich towarów. Specjalny raport Kongresu ze stycznia 1803 roku wskazywał, że dla całych (ówczesnych) zachodnich Stanów Zjednoczonych Nowy Orlean stanowił jedyny punkt, z którego towary mogły zostać wysłane czy to za granicę, czy przez Zatokę Meksykańską i wokół Florydy do portów amerykańskich na Atlantyku (na linii wschód–zachód transport rzeczny i morski był łatwiejszy niż lądowy).
Po wojnie o niepodległość to właśnie na rzece Missisipi kończyła się zachodnia granica Stanów Zjednoczonych, wytyczona zgodnie z postanowieniami traktatu paryskiego z 1783 roku. Jednocześnie poza tymi granicami znajdował się Nowy Orlean.
Pierwotnie Luizjana należała do Francji (stąd jej nazwa pochodząca od imienia francuskiego Króla Słońce Ludwika XIV). Po wojnie siedmioletniej przeszła w ręce Hiszpanii, natomiast na skutek wojen napoleońskich od 1801 roku ponownie znalazła się w rękach Francji.
PREZYDENT IDEALISTA I PRZEBIEGŁY FRANCUSKI MINISTER
W tym czasie administracja amerykańska kierowana przez Thomasa Jeffersona była raczej pozytywnie nastawiona do Francuzów. Po pierwsze, wynikało to z wdzięczności Amerykanów za pomoc, jakiej udzieliła im jeszcze monarchiczna Francja w czasie wojny o niepodległość. Po drugie, Amerykanie uważali rewolucję francuską za realizację tych samych zasad, które dały początek rewolucji amerykańskiej. Kiedy jednak Luizjana i Nowy Orlean przeszły z rąk hiszpańskich w ręce francuskie, już rzut oka na mapę wzbudził obawy Jeffersona.
W 1802 roku, w czasie swojego dorocznego wystąpienia skierowanego do Kongresu, Jefferson stwierdził: „Cesja hiszpańskiej prowincji Luizjany na rzecz Francji (…) spowoduje zmianę w (…) naszych stosunkach zagranicznych”.
Współcześni wiedzieli, o co chodzi prezydentowi (jeden z kongresmanów Thomas Lowndes wręcz wskazał, że jest to oczywiste dla każdego „uczniaka”). Co konkretnie Jefferson miał na myśli, można dowiedzieć się z jego listu do ambasadora amerykańskiego we Francji – Roberta Livingstone’a – z 18 kwietnia 1802 roku.
Jak wyjaśniał Jefferson, „jest na kuli ziemskiej jedno miejsce, którego posiadacz jest naszym naturalnym wrogiem. Jest to Nowy Orlean, przez który trzy ósme produktów z naszych terenów musi przejść, by trafić na rynek. (…) Francja lokując się w tych drzwiach, zmusi nas do buntu”.
Nagle jednak, w tym samym roku, kiedy Jefferson dzieli się swoimi zmartwieniami z Kongresem, Francja (rządzona przez pierwszego konsula Napoleona Bonaparte) ustami swojego ministra Maurycego Talleyranda proponuje Stanom Zjednoczonym zakup Luizjany. Jeffersonem targały sprzeczne emocje. Uważał, że pomysł przejęcia Luizjany jest nie do zrealizowania z konstytucyjnego punktu widzenia. Nowa amerykańska konstytucja nie przewidywała bowiem uprawnienia po stronie rządu federalnego do nabywania nowych terytoriów, a Jefferson był niechętny rozszerzaniu kompetencji władz centralnych.
JEFFERSON KUPUJE LUIZJANĘ
W końcu jednak Jefferson musiał się ugiąć pod naporem wynikającej z mapy logiki rozmieszczenia punktów siły, zasobów oraz witalnych dla młodego państwa amerykańskiego szlaków komunikacyjnych. Aby zachować procedury i czystość sumienia idealisty, Jefferson zaproponował, żeby przyjęto poprawkę do konstytucji zezwalającą retroaktywnie na zakup Luizjany, jednak Kongres uznał, iż jest ona zbyteczna.
Warto zwięźle prześledzić powody, które popchnęły Jeffersona do zakupu Luizjany. Jak zaznaczyłem już wcześniej, mimo pozytywnego nastawienia Jeffersona do rewolucyjnej Francji wskazywał on, że ten, kto posiada Nowy Orlean, jest naturalnym wrogiem Ameryki.
Jefferson zakładał, że Francja może chcieć w dogodnym dla siebie momencie wykorzystać wobec Stanów Zjednoczonych możliwość wpływu w wielkim stopniu na amerykański handel (mogło to być na przykład nałożenie cła czy w ogóle zamknięcie portu w Nowym Orleanie).
Dalej, w liście do generała Horatio Gatesa z 11 lipca 1803 roku, Jefferson zachwalał uzyskanie całych linii rzek Missouri i Missisipi, żyznych terenów pod uprawę, surowców oraz „ważnych linii komunikacyjnych”. Po dziś dzień znajdują się tam zresztą istotne dla Stanów Zjednoczonych tereny uprawne.
Z kolei w liście do Johna Dickinsona (jednego z pozostałych ojców założycieli) z 9 sierpnia 1803 roku Jefferson wskazuje na jeszcze jedną istotną kwestię, która stanie się symptomatyczna dla całej polityki zagranicznej USA w XIX wieku – tendencję do „upraszczania mapy”.
Jefferson wyjaśniał, że przejęcie od Francji Luizjany powoduje, iż to mocarstwo europejskie przestaje być sąsiadem USA na całej długości zachodniej granicy. „Oszczędza to [Amerykanom] sprzeczek z obcym mocarstwem, które, jak wiemy, z pewnością popchnęłyby nas [Amerykanów] natychmiast do wojny z Francją”. Jeszcze w 1805 roku w przemówieniu skierowanym do Kongresu Jefferson pytał retorycznie: „Czy nie lepiej, aby drugi brzeg Missisipi był zasiedlony przez naszych własnych braci i dzieci, a nie obcych z innego szczepu?”.
Na stole oczywiście była też „kwestia brytyjska”. Amerykanie, nie bez podstaw, zakładali, że Wielka Brytania jako dominujące mocarstwo morskie może chcieć wyrwać Luizjanę z rąk, czy to hiszpańskich, czy francuskich.
I uczyni to z łatwością, mocarstwa te bowiem mimo posiadanych sił lądowych nie byłyby w stanie przerzucić przez Atlantyk wojska w celu utrzymania Luizjany – właśnie z uwagi na morską dominację Anglii. Zwracał na to uwagę na przykład James Madison (główny twórca amerykańskiej konstytucji oraz sekretarz stanu w administracji prezydenta Jeffersona) już w liście z 24 lipca 1801 roku wskazując, iż w ten sposób Stany Zjednoczone zostaną oskrzydlone od zachodu przez Anglię.
Madison miał rację: paręnaście lat później w jednym z ostatnich akordów wojen napoleońskich Wielka Brytania w istocie zaatakowała Stany Zjednoczone od południa, chcąc zająć tereny Luizjany. To wtedy została stoczona bitwa pod Nowym Orleanem, zwycięskie dla Amerykanów starcie, które wyniosło do prezydentury gwiazdę generała Andrew Jacksona.
Wszystkie te kwestie podsumował Jefferson w wystąpieniu skierowanym do Kongresu pod koniec trzeciego roku swojej kadencji: „Własność i suwerenność nad Missisipi oraz jej wodami zapewnia niezależne ujście dla wytwórstwa stanów zachodnich, a także swobodną żeglugę na całym jej biegu, wolną od zatargów z innymi mocarstwami i wynikających z tego niebezpieczeństw dla naszego pokoju; żyzność tych terenów, ich klimat i rozmiar zawierają obietnicę ważnych wpływów w odpowiednim czasie do naszego skarbca, obfitych zasobów dla naszych potomków oraz szerokie pole dla błogosławieństw naszej wolności i równych praw”.
Dodajmy jeszcze tutaj na marginesie jedną sprawę, która kryje się w ostatnim zdaniu. Otóż Jefferson traktował zakup Luizjany jako konieczny nie tylko ze względu na strategiczne interesy Stanów Zjednoczonych. Uważał on także, że uzyskał wystarczająco dużo ziemi, na której będzie mogło kwitnąć społeczeństwo niezależnych farmerów, swoistej XVIII-wiecznej klasy średniej, idealnych obywateli republiki.
Żeby nie poprzestać tylko na poglądach samego Jeffersona, warto wskazać innych przedstawicieli amerykańskiego życia politycznego, którzy podzielali ocenę prezydenta, a byli z przeciwnego mu obozu politycznego. Pokazuje to, że geopolityka potrafi działać ponad podziałami.
Po pierwsze, trzeba odwołać się do osoby Alexandra Hamiltona, sekretarza skarbu w administracji Jerzego Waszyngtona, człowieka, który był mózgiem opozycyjnej Partii Federalistycznej. Mimo że Jefferson odsunął go od władzy i obaj panowie byli zaprzysięgłymi wrogami, Hamilton doceniał znaczenie zakupu Luizjany. W artykule dla „New York Evening Post” z 5 lipca 1803 roku przyznawał on, że „ten zachodni teren jest istotny jako zapora przed kłopotliwym sąsiadem i pozwala nam na spokojne posiadanie Missisipi (…) ktokolwiek posiada [Nowy Orlean] ma niekontrolowaną władzę nad rzeką”. I dalej: „Nowy Orlean, przez który zapewniona jest swobodna nawigacja po Missisipi, daje tej interesującej cesji jej największą wartość (…) Przez tę cesję mamy w garści to, z czego wcześniej korzystaliśmy przez niepewne trwanie traktu [z Hiszpanią], który mógł być zerwany przez drugą stronę”.
Wiele lat później, bo w liście z 8 lutego 1811 roku, drugi amerykański prezydent John Adams, również ważna postać wśród oponentów Jeffersona, wyjaśniał: „Byłem zadowolony z zakupu Luizjany, ponieważ bez niej nigdy nie moglibyśmy zabezpieczyć nawigacji po Missisipi ani nią kierować”.
Owszem, amerykańska opozycja nie była tutaj jednolita, względem zakupu Luizjany podnoszono różnorakie argumenty (w tym martwiący samego Jeffersona argument braku podstawy konstytucyjnej do takiego kroku), ale ważne jest to, że najistotniejsze postaci amerykańskiego życia politycznego myślały w podobny sposób o korzyściach nabycia nowego terytorium.
LEKCJA Z AMERYKAŃSKIEJ HISTORII
Z historii Stanów Zjednoczonych wypływa ważna lekcja, wyartykułowana kiedyś przez Theodore’a Roosevelta: wyznawanie szlachetnych idei nie zwalnia z obowiązku myślenia kategoriami siły oraz realizmu. Wręcz przeciwnie, aby utrzymać się przy życiu, państwo zorganizowane według owych idei, takie jak Stany Zjednoczone, musi być silne. Aby zaś było silne, musi poprawnie identyfikować źródła tej siły rozmieszczone w przestrzeni, a także je kontrolować.
Autor
Kuba Gąsiorowski
Doktor nauk prawnych, specjalista w zakresie historii amerykańskiej myśli politycznej i prawnej, autor książki „Projekt Ameryka". Alumn stypendium Polsko-Amerykańskiej Komisji Fulbrighta, które odbywał w Waszyngtonie. Publikował na portalach Klubu Jagiellońskiego, Nowej Konfederacji i w dzienniku „Rzeczpospolita". Adwokat działający w handlu międzynarodowym. Nominowany do nagrody Rising Stars 2019 „Dziennika Gazety Prawnej" i wydawnictwa Wolters Kluwer.
Trwa ładowanie...