S&F Hero: 5G, geopolityka i memorandum Crowe’a. Część 2: Geopolityka

Obrazek posta

(Fot. live.staticflickr.com)

 

Po pierwsze, istnieje niebezpieczeństwo, że Stany Zjednoczone stworzą swój własny „system Galapagos”. Może się tak stać dlatego, że USA planują utworzyć krajową sieć 5G na bazie fali milimetrowej – a więc technologii trudnej i kosztownej w implementacji, a także cierpiącej na nierozwiązywalne problemy związane z propagacją i penetracją sygnału. Przejście na niższe częstotliwości sub-6 nie będzie w wypadku Stanów Zjednoczonych proste. Po pierwsze dlatego, że proces biurokratyczny wymagany do „odzyskania” używanych lub zajętych obecnie częstotliwości jest długotrwały. Brak wolnych częstotliwości i mozolny proces ich odzyskiwania jest dla USA szczególnie dotkliwy, ponieważ wiele częstotliwości w widmie poniżej 6 GHz jest zajętych przez wojsko i z tego powodu wyłączonych z użytkowania cywilnego. Raport DIB postuluje współdzielenie części częstotliwości przez siły zbrojne i użytkowników cywilnych, ale wypracowanie procedur umożliwiających takie rozwiązanie zajmie zapewne również sporo czasu. Po drugie, Stany Zjednoczone znajdują się w wyjątkowo trudnej sytuacji, ponieważ liderem wyścigu jest Huawei – a więc pośrednio Chiny. Wydaje się, że zarówno chińskie przedsiębiorstwa, jak i samo Państwo Środka wyciągnęły wnioski z nieudanego wdrożenia technologii 3G, nadrabiając zaległości technologiczne i legislacyjne w niewiarygodnym tempie. Pierwsze tego oznaki dało się dostrzec w procesie implementacji przez ChRL technologii 4G, kiedy liczba użytkowników tej technologii zwiększała się skokowo, zdecydowanie najszybciej na świecie. W wypadku 5G trend ten kontynuowano; sam rząd Chin zainicjował imponujący swoim rozmachem i co najważniejsze skuteczny program rozwojowy, w który wprzęgnięte zostały prywatne firmy (na przykład Huawei, ZTE), operatorzy sieci, prywatne i publiczne instytuty badawcze i uniwersytety.

 

Summa summarum w ciągu ostatnich kilku lat Chiny zainwestowały ponad 180 miliardów dolarów w prace badawczo-rozwojowe nad 5G. Sam Huawei wydaje rocznie na takie prace dwukrotnie więcej niż Ericsson i Nokia razem wzięte. Ponadto aparat państwowy Chin nakłonił (bądź zmusił) prywatne firmy do głębszej, niż miałoby to miejsce w wolnorynkowym systemie, współpracy.

 

Mówiąc o rozwoju wysokich technologii w Chinach, trzeba dodać, że samo 5G jest jedynie częścią strategii Made in China 2025, a więc stworzonego przez rząd ChRL w roku 2015 planu mającego na celu przekształcenie chińskiej gospodarki z bazującej na taniej sile roboczej i eksporcie w gospodarkę samowystarczalną i w znacznie większym stopniu skupioną na rynku wewnętrznym, której motorem napędowym będzie sektor wysokich technologii. Dlatego chińskie przedsiębiorstwa zamiast kierować się wyłącznie rachunkiem ekonomicznym i maksymalizacją zysków, wielokrotnie decydują się na mniej dochodowe w krótkim okresie rozwiązania. Jako przykład tego rodzaju postępowania można podać stosowanie mniej lub bardziej formalnych nacisków na Lenovo, kiedy firma ta zdawała się okazywać swoje preferencje w stosunku do pewnych rozwiązań oferowanych przez Qualcomm kosztem tych rozwijanych przez Huawei. W rezultacie chińskie podmioty posiadają około 34 procent wszystkich niezbędnych dla 5G SEP (Standard Essential Patents, patentów kluczowych dla standardów technicznych), a więc takich patentów, które muszą być stosowane w urządzeniach zgodnych ze standardami technicznymi. Huawei jest liderem, jeśli chodzi o liczbę patentów, dysponując około 1500 SEP i wyprzedzając tym samym Samsunga, Nokię i Ericssona. Zresztą wśród 11 firm posiadających ponad 100 SEP aż cztery są z Chin. Qualcomm, najwyżej notowany podmiot z USA, jest szósty; liczba patentów będących własnością tej firmy to mniej więcej połowa tego, co należy w tym zakresie do Huawei. Trzeba przy tym zauważyć, że portfolio Huawei i Qualcommu nie powinny być traktowane jako odpowiedniki. Patenty należące do Huawei są często defensywne (chronią przed przejęciem własności intelektualnej i zapewniają obronę przed pozwami), natomiast dla Qualcommu bardzo istotnym źródłem dochodów są tantiemy z wykorzystania praw własności intelektualnej. Co więcej Qualcomm oferuje dosyć wąski zakres wyspecjalizowanych elementów i rozwiązań, podczas gdy Huawei jest w stanie stworzyć całą infrastrukturę (core, radio, anteny) 5G w oparciu o własne komponenty. Nie należy przy tym zapominać, że Huawei produkuje również enterprise equipment (produkty teleinformatyczne, routery, modemy itd.), telefony i inny sprzęt umożliwiający korzystanie z sieci komórkowej, na dodatek robi to szybciej i w znacznie większych ilościach niż konkurencja.

W dyskusjach o wzroście gospodarczym Chin i postępie technologicznym chińskich firm często pada oskarżenie, że tak spektakularne rezultaty możliwe były w dużym stopniu dzięki nieuczciwym praktykom biznesowym stosowanym zarówno przez chińskie podmioty, jak i przez rząd centralny. Za przykład może posłużyć wspomniane już narzucanie kooperacji Huawei i Lenovo czy też szeroko omawiany w mediach wymuszony transfer technologii, czyli regulacje prawne nakładające na zagraniczne firmy obowiązek znalezienia chińskiego partnera i udostępnienia mu technologii w zamian za dostęp do chińskiego rynku. Również szpiegostwo przemysłowe jest argumentem podnoszonym stosunku do Chin. W zarzutach tych niewątpliwie jest dużo prawdy; istnieje wiele przykładów wymuszonego przez Chiny transferu technologii czy mniej niż legalnych sposobów ich nabywania. Zarzut ten nie ma jednak zastosowania w stosunku do 5G. Chiny same wypracowały zdolności w tym zakresie, a już z pewnością nie ukradły tej technologii Stanom Zjednoczonym. Można wręcz powiedzieć, że gdyby Huawei czy dowolna inna chińska firma ukradła technologię potrzebną do stworzenia sieci 5G od podmiotów amerykańskich, to z punktu widzenia USA sytuacja byłaby znacznie mniej poważna, bo wtedy amerykańskie firmy mogłyby po prostu zaoferować alternatywę dla sprzętu Huawei czy ZTE.

W związku z tym Stany Zjednoczone zdecydowały się na przeprowadzenie rozległej kampanii, mającej na celu zablokowanie ekspansji Huawei i osłabienie pozycji tej firmy zarówno na rynku wewnętrznym, jak i w krajach trzecich. Do momentu wpisania chińskiej firmy na czarną listę najbardziej wyeksponowanym elementem tej kampanii była presja na państwa europejskie i azjatyckie mająca na celu doprowadzenie do wykluczenia Huawei z uczestnictwa w przetargach na budowę infrastruktury 5G. Aby osiągnąć swój cel, Stany Zjednoczone groziły nie tylko osłabieniem więzi sojuszniczych, lecz także ograniczeniem wymiany informacji wywiadowczych. Działania te nosiły cechy swego rodzaju przeglądu sojuszy, zorganizowanego przez USA na kanwie gotowości do rezygnacji z chińskiego 5G. Lista państw, na które Stany Zjednoczone wywierały bądź wywierają naciski, jest obszerna i dalej się poszerza, natomiast nie powiększa się znacząco lista państw, które zdecydowały się wprowadzić ograniczenia. W chwili pisania tego artykułu jedynie Australia i Japonia zgodziły się na wprowadzenie ograniczeń lub całkowite wykluczenie Huawei z przetargów na budowę sieci 5G. Ten słaby odzew musi niepokoić Stany Zjednoczone. Wydaje się, że we wrześniu bieżącego roku wolę do dołączenia do wyżej wymienionych państw zgłosiła również Polska, wraz z podpisaniem „Wspólnej deklaracji Polski i USA na temat 5G”, podczas wizyty Mike’a Pence w Warszawie.

Obawa, czy Chiny nie wykorzystają swojej dominującej pozycji na rynku 5G (i ewentualnych backdoorów), jest uzasadniona – prawdopodobnie każdy przewidywalny i kierujący się logiką aktor na scenie międzynarodowej, mając taką możliwość, zechciałby z niej skorzystać. Prawodawstwo ustanowione w Chinach, którego przykład stanowi National Intelligence Act z 2017 roku zobowiązujący prywatne firmy do współpracy z chińskim wywiadem, a także bliskie związki Huawei z chińskimi siłami zbrojnymi z pewnością powinny niepokoić zarówno USA, jak i wszystkie inne państwa korzystające ze sprzętu teleinformatycznego wyprodukowanego w Państwie Środka. Co więcej, chłodna reakcja sojuszników na apele i groźby USA wynika nie tylko z przewag oferowanych przez Huawei przy tworzeniu infrastruktury sieci komórkowej piątej generacji, lecz również z tego, że początkowo infrastruktura 5G będzie nadbudowywana na istniejące już sieci 4G, które w dużym stopniu składają się z produktów Huawei. Dotyczy to przede wszystkim anten. To z kolei powoduje problemy z kompatybilnością wsteczną i trudności z zastąpieniem wyposażenia Huawei tym produkowanym przez Nokię czy Ericssona. Może to również spowodować skokowy wzrost kosztów implementacji sieci 5G.

 

Umieszczając Huawei na czarnej liście, a więc angażując aparat państwowy w wywieranie nacisku na prywatne amerykańskie przedsiębiorstwa, Stany Zjednoczone zaczynają wykorzystywać instrumentarium polityczno-ekonomiczne stosowane przez Chiny.

 

Wspomniana lista podmiotów zastrzeżonych zawiera 68 pozycji. Są to firmy powiązane z Huawei, z czego 38 zarejestrowanych jest w Chinach, a reszta jest rozproszona po całym świecie. W sierpniu na czarną listę zostało włączone kolejne 46 firm. Oznacza to, że po końcu 90 dniowego moratorium ustanowionego równolegle z powstaniem czarnej listy (i przedłużonego wraz z jej późniejszym rozszerzeniem), żadna amerykańska firma nie może prowadzić z nimi interesów, o ile nie uzyska pisemnego pozwolenia od rządu federalnego. To oczywiście ogromny cios dla Huawei i nie tylko uderzenie w sprzedaż telefonów tej firmy (poprzez potencjalne ograniczenie korzystania z systemu operacyjnego i aplikacji należących do Google’a czy Facebooka), lecz również ograniczenie możliwości korzystania z komponentów sprzętowych produkowanych w USA lub opartych na wykorzystaniu opatentowanych w Stanach rozwiązań technologicznych (vide: brytyjska firma ARM). Zmianę w nastawieniu rządu Stanów Zjednoczonych dobrze ilustruje niedawna reakcja Departamentu Sprawiedliwości na orzeczenie Federalnej Komisji Handlu (FTC) dotyczące potencjalnego nadużycia pozycji rynkowej przez Qualcomm. Konflikt FTC z Qualcommem rozpoczął się pięć lat temu i jest pokłosiem pozwu firmy Apple, która oskarżyła Qualcomm o podniesienie opłat licencyjnych. Komisja oskarżyła Qualcomm o stosowanie nieuczciwych praktyk biznesowych, zwalczanie konkurencji i inne działania mające znamiona wykorzystywania quasi-monopolistycznej pozycji na rynku do nieuzasadnionego podwyższania opłat licencyjnych za używanie patentów i inne prawa do własności intelektualnej. Mimo że Apple ostatecznie wycofał swój pozew (w kwietniu 2019 sprawa zakończyła się ugodą), to miesiąc później FTC wydała orzeczenie potwierdzające zarzuty Apple’a; zdaniem komisji Qualcomm rzeczywiście nadużywa swojej dominującej pozycji na rynku. W odpowiedzi na tę decyzję Departament Sprawiedliwości skomentował orzeczenie jako niebezpieczne i potencjalnie godzące w konkurencyjność i innowacyjność amerykańskich firm w sektorze telekomunikacji i 5G.

W reakcji na bardziej asertywną politykę USA, Chiny i Huawei podejmują działania, które zmierzają do osiągnięcia – przynajmniej w pewnym stopniu – stanu autarkii w zakresie produkcji. Najlepszym tego przykładem jest decyzja o rozwijaniu własnego systemu operacyjnego (w zastępstwie Androida) i wzmożone prace nad rozwojem zdolności w zakresie produkcji półprzewodników. Wydaje się, że produkcja i projektowanie półprzewodników i układów scalonych stanowi piętę achillesową chińskiego przemysłu wysokich technologii. Chociaż produkcja układów scalonych również stanowiła jeden z filarów Made in China 2025, Państwo Środka dalej importuje 70 procent tych układów używanych w swoich produktach (ChRL w roku 2018 importuowała układy scalone o wartości ponad 260 miliardów dolarów rocznie, podczas gdy – dla porównania – w roku 2018 Chiny kupiły ropę naftową za niecałe 240 miliardów dolarów).

 

Podsumowując: jak wynika z wniosków raportu DIB, USA przegrywają wyścig do 5G – jeden z najważniejszych wyścigów ostatnich dekad. Co więcej przegrywają go w najgorszym momencie i z najgroźniejszym możliwym przeciwnikiem.

 

Jest oczywiście zbyt wcześnie, by twierdzić, że przewaga technologiczna Ameryki w innych dziedzinach ulega równie szybkiej erozji, jest jednak jasne, że Chiny zmniejszają dystans dzielący je od Ameryki w imponującym tempie. Wniosek ten ma zastosowanie szczególnie w odniesieniu do przełomowych technologii mogących w sposób zasadniczy zaburzyć technologiczne status quo. 5G, sztuczna inteligencja, komputery i łączność kwantowa, edytowanie genów czy pociski hipersoniczne – w każdej z tych dziedzin Chiny odnoszą zauważalne sukcesy. W bliskiej perspektywie szczególnie pociski hipersoniczne mogą mieć destabilizujący wpływ na sytuację międzynarodową, ponieważ ich użycie może w fundamentalny sposób zachwiać równowagą sił w Eurazji i kalkulacjami strategicznymi zarówno Chin, jak i Stanów Zjednoczonych w kontekście jakiegokolwiek konfliktu kinetycznego w obrębie pierwszego łańcucha wysp, a Morza Południowochińskiego w szczególności.

Tak więc ewentualna przegrana w tej konkretnej bitwie poważnie zaszkodzi Stanom Zjednoczonym – nie tylko z racji potencjału wynikającego z rewolucyjnych właściwości sieci komórkowych piątej generacji, lecz również dlatego, że przegrywają ją z Chinami. Kiedy pod koniec lat 90. uruchamiano sieć 3G, Stany Zjednoczone mogły przełknąć dominację Korei i Japonii w tym zakresie – w końcu były i są to państwa ściśle wplecione w amerykański system bezpieczeństwa, związane ze Stanami nie tylko traktatami, lecz również wspólnotą interesów (i wojskami USA stacjonującymi na ich terytoriach). Gdyby dekadę później Stany Zjednoczone nie zdołały wygrać wyścigu technologicznego do 4G, to owszem, ekonomia USA wiele by na tym straciła – ale nie byłaby to porażka o takim ciężarze gatunkowym jak w wypadku 5G. Teraz jednak Stany nie tylko przegrywają wyścig o prymat w zakresie technologii, ale przegrywają go z Chinami – krajem określanym przez Biały Dom mianem strategicznego rywala. Ponadto Chiny pomimo strukturalnych problemów ekonomicznych i potencjalnie niestabilnej struktury społecznej są rywalem, z jakim Stany Zjednoczone jeszcze się nie mierzyły. Żaden z dotychczasowych antagonistów Ameryki, poczynając od Cesarstwa Niemieckiego, a na Związku Radzieckim kończąc, nawet nie zbliżył się do potęgi ekonomicznej Chin oraz ich potencjału demograficznego i technologicznego, a także, co być może równie istotne, do ich swego rodzaju „pamięci komórkowej” właściwej dla organizmu politycznego o kilku tysiącach lat historii.

W rezultacie Stany Zjednoczone obawiają się teraz nie tylko potencjału przemysłowego Chin, lecz również ich postępu technologicznego. Powstaje pytanie, czy Amerykanie zorientują się, że po raz kolejny nadszedł dla nich „moment sputnika” i wzmogą wysiłek przemysłowy oraz intelektualny, aby utrzymać przewagę technologiczną własnego przemysłu, czy zamiast tego będą usiłowali, za pomocą mniej lub bardziej zawoalowanych gróźb, zmusić do posłuszeństwa nie tylko Chiny, lecz – co najważniejsze – również państwa trzecie, w tym swoich sojuszników.

Zastosowana przez USA strategia powstrzymywania ekspansji Huawei na rynki zagraniczne musi budzić głębokie obawy Pekinu; jeśli Stany są gotowe coraz bardziej bezpośrednio używać narzędzi perswazji do zdławienia wzrostu gospodarczego Chin, to można sobie łatwo wyobrazić, że pójdą i o krok dalej. Jak ów krok mógłby wyglądać? Otóż pod koniec czerwca 2019 roku prezydent Stanów Zjednoczonych na tle napięć z Iranem stwierdził, że Stany Zjednoczone strzegą szlaków morskich, nie otrzymując za to żadnej rekompensaty, i być może nadszedł czas, żeby poszczególne państwa same się tym zajęły. Przewrotne pytanie brzmi: czy byłyby w stanie strzec ich przed atakiem US Navy? Tego właśnie obawiają się Chiny – wykorzystania US Navy nie jako strażnika i gwaranta wolności i wymiany gospodarczej, ale jako narzędzia przymusu. Potęga marynarki wojennej USA równie dobrze nadaje się do bronienia szlaków morskich, co do ich blokowania – i Donald Trump bezpośrednio, nie siląc się już na subtelne metafory, to właśnie powiedział.  To przeplatanie się geopolityki, racji stanu, ekonomii i rywalizacji technologicznej połączone z możliwym rozerwaniem łańcuchów dostaw może oznaczać koniec globalizacji, a wraz z nim koniec systemu międzynarodowego, którego globalizacja (w znaczeniu ekonomicznym) była integralną, niezbywalną częścią. Więcej – historia rywalizacji imperium brytyjskiego i Cesarstwa Niemieckiego uczy, że tak zaczynają się wojny światowe.

 

Okręty US Navy na Morzu Południowochińskim (fot. https://www.public.navy.mil)

 

Działania Stanów Zjednoczonych w odniesieniu do 5G mogą również służyć jako znakomity przykład fundamentalnej zmiany w sposobie prowadzenia polityki przez USA oraz zmiany nastawienia tego kraju wobec globalizacji i ładu międzynarodowego ustanowionego w Bretton Woods, wzmocnionego jeszcze upadkiem Związku Radzieckiego – systemu, w którym Stany Zjednoczone były hegemonem.

 

Obserwując działania USA na arenie międzynarodowej i ich reakcję na ekspansję ekonomiczną Chin, trudno się oprzeć wrażeniu, że Waszyngton doszedł do wniosku, iż globalizacja przestanie być wkrótce źródłem siły i stanie się zagrożeniem dla statusu USA. Z kolei Chiny być może również dochodzą do wniosku, że sytuacja, w której ich dobrobyt i funkcjonowanie ich gospodarki zależą od łaskawości Stanów Zjednoczonych jako hegemona morskiego oraz od prawa międzynarodowego opartego na okcydentalnym jego rozumieniu, w którego to tworzeniu Chiny nie uczestniczyły, jest dla nich na dłuższą metę nie do zaakceptowania. Ten drugi aspekt jak w soczewce skupia się na Morzu Południowochińskim, gdzie prawo skodyfikowane w UNCLOS (United Nations Convention on the Law of the Sea) jest kontestowane przez Chiny, które powołują się tu na argument „tradycyjnej strefy wpływów”.

Obecna dynamika relacji amerykańsko-chińskich jest często porównywana z tą, która definiowała relacje pomiędzy Wielką Brytanią a Niemcami na początku XX wieku. Wielka Brytania była wtedy niekwestionowanym hegemonem morskim, odgrywając rolę strażnika Oceanu Światowego i przepływów strategicznych, a w szczególności handlu, który Ocean Światowy umożliwia. Niemcy natomiast, zaledwie kilka dekad po zjednoczeniu, błyskawicznie stawały się potęgą przemysłową, zagrażając tym samym dominującej pozycji Wielkiej Brytanii w ówczesnym systemie ekonomicznym. Prowadziło to do powstawania wzajemnie wykluczających się interesów: Wielka Brytania obawiała się potęgi przemysłowej kaiserowskich Niemiec, które z kolei obawiały się, że Wielka Brytania jako państwo dysponujące najpotężniejszą flotą na świecie zamknie przed niemieckimi towarami magistralę Oceanu Światowego, uniemożliwiając im tym samym eksport i dławiąc w ten sposób niemiecką gospodarkę. Niemcy doszły do uzasadnionego wniosku, że jedynym sposobem na przeciwdziałanie temu zagrożeniu jest budowa własnej floty wojennej. Gdy Berlin podjął decyzję o tworzeniu potężnej floty, dynamika relacji pomiędzy tymi dwoma państwami obrała trajektorię, która ostatecznie doprowadziła je – a wraz z nimi dużą część globu – do wojny.

W 1907 roku mechanizm ten bezbłędnie, wręcz profetycznie opisał brytyjski dyplomata Eyre Crowe, wieszczący nieuchronnie nadciągający konflikt. Jakim szokiem dla króla Wielkiej Brytanii Edwarda VII musiała być przepowiadana perspektywa wojny z Niemcami, które połączone były z Wielką Brytanią nie tylko więzami ekonomicznymi, lecz także więzami krwi? Pamiętajmy, że Edward VII był wujem Wilhelma II (którego nawiasem mówiąc uważano powszechnie za anglofila). Jednakże Crowe (który zresztą sam urodził się w Niemczech) nie miał wątpliwości – Niemcy nie mogą sobie pozwolić na oparcie całej swej polityki, swojego dobrobytu i racji stanu na wierze w bezinteresowną benewolencję Wielkiej Brytanii. Chcąc zapewnić sobie możliwość eksportu jako warunku koniecznego utrzymania dynamiki swej gospodarki, Niemcy musiały zbudować flotę wojenną. A Wielka Brytania musiała odpowiedzieć, wzmacniając własne siły (stąd słynny wyścig „na drednoty”). W tym układzie I wojna światowa nie była nieunikniona – ale była wysoce prawdopodobna. Memorandum Crowe’a zawierało wytłumaczenie genezy konfliktów pomiędzy dominującymi mocarstwami morskimi (takimi jak USA czy Wielka Brytania) a aspirującymi potęgami przemysłowymi bez wielkich tradycji morskich oraz pokazywało, jak trudne są one do uniknięcia. Paralele pomiędzy okresem opisywanym przez Crowe’a a obecną sytuacją są oczywiste – podobnie jak przed I wojną światową, ostatnie kilkadziesiąt lat pokoju i dobrobytu to anomalia, którą zaczęto uznawać za standard. Podobnie jak na początku XX wieku, gospodarki wielu państw – w tym głównych rywali – są ze sobą ściśle powiązane, a powiązania te są przytaczane jako argument za niemożliwością ich rozerwania, nie wspominając już o wojnie. Najbardziej złowieszczy jest jednak fakt, że podobnie jak w świecie Eyre’a Crowe’a kluczem jest dostęp do Oceanu Światowego – a więc do handlu. Ten dostęp umożliwia wielkomyślny hegemon, który jednak zaczyna sygnalizować, że jego hojność ma swoją cenę i może on równie łatwo umożliwiać, jak i blokować dostępność magistrali handlu światowego. W odpowiedzi na to mocarstwo lądowe tworzy marynarkę wojenną (tak jak czynią to teraz Chiny, w niewiarygodnym wręcz tempie budując kolejne niszczyciele i łodzie podwodne) oraz szuka alternatywy dla morza jako szlaku handlowego. A czymże jest Inicjatywa Pasa i Szlaku, jeśli nie tym, czym dla Niemiec miała być linia kolejowa Berlin–Bagdad? Tak niestety wygląda dynamika relacji pomiędzy dominującym hegemonem a aspirującą potęgą. Historia zna oczywiście przypadki polubownego podziału stref wpływów, i godzenia ze sobą sprzecznych imperatywów gospodarczych i geopolitycznych – ale zna też dużo więcej przypadków rozwiązań siłowych.

Memorandum Crowe’a jest tekstem wybitnym również dlatego, że zwięźle i celnie opisuje zasady, które musi wyznawać mocarstwo morskie, jeśli chce, aby jego wszechobecna (bo umożliwiona przez Ocean Światowy) i przytłaczająca potęga została zaakceptowana przez resztę świata. Crowe pisze: „Byłoby więc rzeczą naturalną, że siła potęgi morskiej powinna być źródłem strachu i zazdrości, a przez to narażać ją na stałe niebezpieczeństwo obalenia przez koalicje pozostałych państw. W praktyce niebezpieczeństwa tego można uniknąć – co potwierdza historia – pod warunkiem że polityka prowadzona przez wyspiarskie potęgi morskie harmonizuje z uniwersalnymi pragnieniami i potrzebami całej ludzkości, a w szczególności z żywotnymi interesami tak wielu innych państw, jak to tylko możliwe. Po drugie, oprócz prawdziwej, pełnej niepodległości narody zawsze ceniły sobie możność prowadzenia nieograniczonej wymiany handlowej na światowych rynkach. Proporcjonalnie do stopnia zaangażowania Anglii w ochronę i zasadę wolnego handlu zaskarbia sobie ona sympatię innych państw, a przynajmniej sprawia, że czują się one mniej zaniepokojone dominacją jej marynarki, niż miałoby to miejsce, gdyby kontrolę tę sprawowała potęga protekcjonistyczna”. Na tym tle sposób, w jaki Stany Zjednoczone radzą sobie z problemem 5G, niesie głębokie konsekwencje. Stany Zjednoczone są insularną potęgą morską i do tej pory kierowały się uniwersalnym kodem postępowania takich państw. Crowe twierdzi, że aby skłonić państwa do akceptacji takiej wszechobecnej i przytłaczającej siły (a w związku z tym zapobiec powstawaniu koalicji balansujących i ciągłych wyczerpujących wojen), hegemoniczna potęga morska musi ułatwiać i umożliwiać handel, a więc dla własnego dobra kierować się nie tylko interesami własnymi, lecz również interesami szeroko pojętej ludzkości. Tak było w czasach, gdy Wielka Brytania była imperium, nad którym nie zachodziło słońce, i jest tak też teraz w przypadku USA – a raczej było tak do niedawna. Obecnie jednak, wraz z postępującą erozją swojej przewagi, zarówno militarnej, jak i ekonomicznej oraz technologicznej, Stany zdają się obierać inną ścieżkę. Działania podejmowane przez to państwo w obliczu prawdopodobnej porażki w rywalizacji o 5G służyć mogą jako kliniczny wręcz przykład tej zmiany. Starając się zablokować dostęp do technologii Huawei, Stany Zjednoczone spowalniają i utrudniają wprowadzenie tej technologii – narzędzia mającego zredefiniować na wielu płaszczyznach przepływy dóbr i usług, stając się tym samym nie siłą tworzącą i optymalizującą przepływy strategiczne, ale blokującą je. Postępowanie to jest antytezą tego, którym według Crowe’a powinna się charakteryzować potęga morska. W sposób nieunikniony powoduje ono opór państw poddawanych naciskom. Potęga Stanów jest akceptowana, jeżeli służy dobru wszystkich. Kiedy interesy Stanów odbywają się kosztem innych, jest ona kontestowana – i to właśnie  dzieje się teraz, od Wielkiej Brytanii po Polskę. Pewna bezwzględność, tendencja do używania kija, a nie marchewki przez obecną administrację, w połączeniu z brakiem reakcji na odwetowe działania Chin w stosunku do krajów, które zdecydowały się zgodzić na amerykańskie żądania (zmniejszenie przez Chiny importu węgla z Australii, i rzepaku z Kanady), będą stanowiły duży problem dla stabilności struktury sojuszy USA.

Przesłanie płynące z memorandum Crowe’a powinno posłużyć jako memento zarówno dla amerykańskich, jak i chińskich decydentów – nie tylko dlatego, że opisuje, dlaczego państwa te znajdują się na drodze do kolizji, lecz, co nie mniej ważne, dlatego, że wyjaśnia, że jeżeli Stany przestaną się kierować credo przyświecającym wszystkim mocarstwom morskim, to stracą prawdziwe źródło swej potęgi – tak jak Samson utracił swą siłę po obcięciu mu włosów przed Filistynów.

 

Eyre Crowe (fot. Wikipedia)

 

Powstaje też pytanie, czym staną się Chiny, jeżeli utrzymają obecne tempo wzrostu gospodarczego i innowacyjności (a jest to kwestia wysoce dyskusyjna) i jeżeli będą w stanie dalej urzeczywistniać Inicjatywę Pasa i Szlaku? Jeżeli projekt ten miałby się zmaterializować, zmieniłby i zredefiniował podstawowe prawidła handlu światowego, a w konsekwencji również sposób działania mocarstw lądowych, tradycyjnie upośledzonych w stosunku do potęg morskich pod względem dobrobytu generowanego przez handel, to pierwotne źródło akumulacji kapitału.

 

Tak więc zachodzi tu interesująca symetria – podczas gdy Stany Zjednoczone, łamiąc globalny porządek, który same stworzyły, postępują wbrew temu, jak powinny postępować potęgi morskie, Chiny również wkraczają na zupełnie nieznane wody.

 

Stworzenie realnej alternatywy dla Oceanu Światowego jako głównej osi handlu światowego – a tym ma przecież być lądowa część Pasa i Szlaku, łącząca infrastrukturą transportową całą Eurazję – postawiłoby na głowie zasady rządzące światem od kilkuset lat. Jeżeli Stany Zjednoczone mają jeden niezmienny imperatyw w polityce międzynarodowej, to jest nim zapobieżenie, za wszelką cenę, powstaniu takiej właśnie inicjatywy.

To jest część 2 artykułu S&F Hero, opisującego realia technologiczne i geopolityczne piątej generacji sieci komórkowych. Część pierwsza:

5G, GEOPOLITYKA I MEMORANDUM CROWE’A.
CZĘŚĆ 1: TECHNOLOGIA

 

Autor

Albert Świdziński

Dyrektor analiz w Strategy&Future.

 

Albert Świdziński

Zobacz również

Hongkong. Kronika „rewolucji naszych czasów”. Część 2
Trump nie przyjechał do Warszawy, 14 niewypowiedzianych punktów wiceprezydenta Pence’a
Jak Japonia planowała wygrać wojnę na Pacyfiku

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...