Co tydzień. Subiektywny przegląd tygodnia. Wydarzenia, które zwróciły moją uwagę. Oto odcinek 3.
- Napompowany balonik tym razem nie pękł, nie rozpadł się na dziesiątki części. Stracił tylko trochę powietrza. Ale odzyska go w kolejnych dniach oczekiwania na mecz z Austrią. Dopilnują tego media, które będą dbać, by widzowie, słuchacze i czytelnicy nie rozstawali się z reprezentacją na dłużej. Nadal kibice będą mogli zobaczyć płynący po ulicach autokar i każdą minutę otwartych treningów kadry, które akurat w tych częściach otwartych ciągną się jak…lasagne, jak mówił jeden z bohaterów filmu „Ciało”.
Ale piłkarze zagrali dobrze. I jeśli tak będą grać to tym bardziej żal będzie, że trafili na takich przeciwników. Takich, z którymi praktycznie nie da się wygrać.
Korzyści po tym meczu są takie, że są nadzieje na punkty w kolejnych meczach i, że nikt nie może po meczu z Holandią powiedzieć, że gramy antyfutbol. To jest cholernie pozytywne uczucie.
I zdziwiony jestem, bo towarzyski mecz z Turcją to były demony reprezentacji grającej „piach”. Nie do oglądania. I jeszcze potem ten Lewandowski kontuzjowany i spadek kolana posła Kaczyńskiego w rankingu polskich kolan na drugie miejsce. Z tej okazji w kolano strzeliła sobie telewizja, która przeprowadziła wywiad z Lewandowskim. Jeszcze raz wyemitowała tę rozmowę na antenie.
***
- Zanim rozpoczęło się Euro, spotkałem się z jednym z najmądrzejszych dziennikarzy sportowych w Polsce, a może i na świecie (choć tu wyrokować mi trudniej). Stefan Szczepłek jest kawałkiem historii polskiej piłki. Pisze o niej, myśli o niej, analizuje ją i ją kocha. I wiedzę ma przeogromną. Historie przez niego opowiadane są uderzające i słucha się ich często z wypiekami na twarzy. Niezwykle trafnie ocenia rzeczywistość, nie tylko tę piłkarską. Nawet tę dziennikarską, której jest przedstawicielem.
Pamiętacie Maćka Szczęsnego? Ojca Wojtka? Otóż swego czasu miał on propozycję z Manchesteru United. Ale nawet o tym nie wiedział. Wojskowy klub Legia Warszawa nawet go o tym nie poinformował. Takie to były czasy. Taką właśnie historię opowiedział mi w Trójce Stefan Szczepłek.
***
- Przez to całe Euro politycy odeszli w cień, a właściwie weszli na dach by w tym cieniu nie być. Bo przecież lubią być na pierwszym planie i dlatego jeden z nich wyszedł na dach sejmu podziwiać wschód słońca. Romantyk. I pewnie tak bym o nim myślał gdyby nie fakt, że był to poseł Matecki, znany wiadomo z czego.
I oczywiście kto z nas nie był nigdy na dachu niech pierwszy rzuci kamieniem…
Za to rzucili się na Mateckiego dziennikarze powodując, że poseł znów czuł się ważny, mógł sobie kpić do woli i uśmiechać się w ten charakterystyczny dla siebie sposób. Znów był w centrum uwagi. Takie właśnie bieganie za byle kim w pogoni za byle jaką wypowiedzią, doprowadziło do degrengolady sceny politycznej.
***
- Nie jestem serialowy. Może kiedyś byłem, za czasów „Twin Peaks” czy „Robin Hooda” albo „Dempsey i Makepeace”. Ale teraz seriali jest za dużo, wszyscy o nich piszą i każdy z oglądających poleca inny tytuł. A żeby samemu wybrać trzeba się przekopać przez cały wielki wór serialowy. A potem poświęcić mu na przykład dwanaście godzin w przypadku serialu jednosezonowego. Jedyny serial, do którego przykułem się jak do kaloryfera to „Gra o Tron”. Nigdy już takiego nie będzie.
Ale za to pojawił się inny. Połknąłem jego trzy sezony dość szybko i nie popijając herbatą, nie trzeba było. Ale jak na prawdziwego boomera przystało wybrałem serial sprzed dwudziestu lat, zupełnie nieświadomie. Po prostu boomer to stan umysłu.
Deadwood, świetnie skrojona historia powstałego na dzikim zachodzie miasteczka, w którym zamieszkują zarówno szumowiny jak i ludzie uczciwi. Świetne dialogi, doskonale pokazany brud tego miasta i uwielbienie do whisky. Mężczyźni piją ją jak herbatę, przy każdej okazji i bez okazji.
Zachwycająca jest postać Ala Swearengena. Niby czarny charakter, a jednak jest w nim trochę jasnych barw. W jego rolę wszedł Ian McShane, jak się okazuje syn byłego piłkarza Manchesteru United. Jak to wszystko się pięknie spina w jedną całość małego świata.
Rozczarowało jedynie zakończenie, jakby szykowano się do sezonu czwartego. A przecież go nie ma. Zakończenie bez uderzenia, nieco rozczarowujące. Ale przecież wiemy, że „bliższą rozkoszą podróż niż przybycie”.
cdn. za tydzień
Trwa ładowanie...