Co tydzień. Subiektywny przegląd tygodnia. Wydarzenia, które zwróciły moją uwagę. Oto odcinek 4.
- Już nas praktycznie nie ma na Euro. Wszystko rozbija się o oczekiwania. Jeśli ich nie ma, rozczarowanie jest minimalne albo zerowe. Jeśli są nielogiczne i zbyt wybujałe, są dramaty, płacze i rozpacz. Może przesadzam, ale kiedy widzę i czytam reakcje kibiców i NIEkibiców, mam wrażenie, że wiadomości związane z polską reprezentacją zostały przedawkowane. Głównie przez media.
Balon pękł z hukiem. A napompowany był do niebotycznych rozmiarów. Tylko dlaczego? Na jakiej podstawie zrodziły się te oczekiwania i nadzieje. Jeszcze niedawno drużyna narodowa została sprowadzona do parteru przez komentujących w mediach społecznościowych. Zła, niedobra, leniwa, bez umiejętności, łasa na kasę itd. itp. Po pierwsze po MŚ w Katarze, po drugie po eliminacjach Euro. Wystarczyło wygrać w barażach ze słabą Estonią i pokonać po KARNYCH Walię po bezbramkowym remisie w regulaminowym czasie (czyli nie strzeliliśmy gola!). I wystarczyło to, by napompować balonik, mieć nadzieję na wyjście z grupy i przyjemną dla oka grę. No to zadaję pytanie jeszcze raz: gdzie są podstawy takiego myślenia? Może leżą w analizie meczów towarzyskich z Ukrainą i Turcją? Nie mogą. Bo to SPARINGI były.
Jestem kibicem reprezentacji, zawsze jestem optymistą, ale też realistą. Nie było absolutnie żadnych powodów, by liczyć na awans. Nawet dobra gra z Holendrami nie była tym powodem, bo na koncie nadal mieliśmy ZERO punktów, a nasza drużyna nie budzi zaufania, nie daje poczucia stabilizacji. Po niezłym meczu z Ukrainą, był słaby mecz z Turcją (dziwnym trafem wygrany). Po niezłym meczu z Holandią, był słaby mecz z Austrią. Wszystko się zgadza. Jest pewien rytm.
Ludzkość w naszym kraju zapomina też, że sam awans na Euro też nie jest jakimś niebywałym sukcesem. W turnieju finałowym gra prawie połowa kontynentu.
I jeszcze jedno…kiedy Michał Probierz obejmował kadrę, eliminacje były już praktycznie przegrane. Obejmował drużynę z myślą o eliminacjach MŚ 2026. Awans na Euro był czymś nieplanowanym.
***
- Michał Probierz…od zawsze budził moje zainteresowanie. Jako piłkarz - niezauważalny dla szerszej publiczności. Jako trener - król konferencji prasowych. Dziennikarze często musieli z trudem przełykać jego odpowiedzi, złośliwości, często jego jad. Teraz jest inny, spokojniejszy, pewniejszy siebie. Być może tę pewność dała mu posada selekcjonera, najpierw reprezentacji U-21, teraz tej najważniejszej. Szanuję go. Tym bardziej, że naprawdę facet ma jakąś wizję tej drużyny. Ale co tam, fajnie jest się przypierdolić do jego stylizacji. Nikt nie pomyślał, że dla trenera mecz na Euro (o którym być może marzył bardzo długo) jest świętem i chciał na to święto przyjść odświętnie odziany. To tak jak ludzie do kościoła chodzą w sukienkach i garniturach.
Przyjemnie było mi czytać światowe media pokazujące styl Probierza jako wzór dla innych trenerów. Wam nie było miło? Naprawdę lepiej ubrać się w dres jak Smuda?
Mnie osobiście owe kreacje meczowe nie dziwią, bo byłem świadkiem sesji fotograficznej, na której trener przebierał się kilka razy. Świetna sprawa.
***
- Jakie to żenujące, że posunęliśmy się tak daleko w wielu kwestiach, a nadal musimy się zastanawiać nad związkami partnerskimi. Ileż ten kościół wyrządził krzywd ludzkości. Ile bzdur nawkładał do głów, że wciąż są politycy i nie tylko, którzy nie dopuszczają myśli, że dwoje ludzi nie chce brać ze sobą ślubu, ale chcą ze sobą żyć i po prostu mieć możliwość wspierania się nawzajem. Bo to również o takie sytuacji chodzi panie pośle Sawicki. Nie tylko o związki homoseksualne. Nawiasem mówiąc cóż by Pan i panu podobni stracili gdyby nawet tak nietolerowane przez Was osoby homoseksualne mogły żyć w spokoju i komforcie prawnym? Cóż straciłoby to Wasze chrześcijaństwo, Wasz katolicyzm, który i tak już tak wiele stracił w oczach ludzi, że mógłby jedynie zyskać taką tolerancją wobec tych, którzy po prostu kochają nie tak jak Wy. Pomyślcie o zysku, tak po prostu. Skoro słowa o miłości, partnerstwie nie docierają.
***
- Temat religii w szkołach nie elektryzuje tak bardzo jak kwestia związków partnerskich ale zagotowało się w minionym tygodniu także w tej sprawie. Choć nie wiem czy jest o co kruszyć kopie. I tak uczęszczających na religię w szkole jest coraz mniej.
No nie, jest o co kruszyć kopię. Religii nigdy nie powinno być w szkołach. W szkołach powinno być religioznawstwo, wykładane przez fachowców, nie przez księży i katechetów. W szkołach nie powinno być księży, tak jak krzyży w urzędach gmin i miast. W szkołach nie powinno być pedagogów uważających się za wszystkowiedzących, narzucających swój punkt widzenia i strofujących za próby myślenia. A księża i katecheci z reguły do takich należą.
***
- Ciut, tak naprawdę ciut, podniósł się iloraz inteligencji w Suwerennej/Solidarnej Polsce. Odszedł Janusz Kowalski. Ciekawe dlaczego dopiero teraz skoro, jak sam mówi, i tak prężniej działa w Prawie i Sprawiedliwości. Za gorąco się zrobiło.
Na emeryturę odchodzi też arcybiskup Jędraszewski, najpaskudniejszy przedstawiciel kleru. Dla wielu, przede wszystkim ślepo wierzących „święty człowiek” i wyrocznia. Ale trudno go tak nazwać choćby po słowach o tęczowej zarazie. Zwłaszcza, że wywodzi się z zarazy czarnej.
(wybaczcie dobrzy, uczciwi, niosący pomoc słabszym księża – wiem, że istniejecie ale niestety dopadła Was odpowiedzialność zbiorowa)
***
- Zakończył się rok szkolny. Nic się nie zmienia na przestrzeni kilku dziesięcioleci. Dzieci z radością przyjmują ponad dwa miesiące wakacji nie przejmując się tym co czują rodzice 😊 No bo one zaczynają wakacje, a rodzicom często zaczyna się ciężka harówa w zapewnianiu młodzieży zajęcia. Nie wiem czy macie takie samo wrażenie, że każde kolejne pokolenie ma coraz większe problemy z kreatywnością. „Co mam robić?” pytają często dzieciaki swoich rodzicieli.
Za moich czasów (hahaha) wychodziło się na dwór (albo na pole), bo w domu nic nie trzymało. Ani komputer, ani telefon, ani nawet zwyczajne gry video. No chyba, że tata zapodał grę w „państwa - miasta”. A jak padał deszcz rozgrywałem mecze w cymbergaja.
A potem były wakacje z rodzicami. Samochodem, bo kto tam myślał o samolotach. Nie byliśmy światowi jak dzisiejsza młodzież. Autokarem do Hiszpanii (dwa dni z przystankiem w Monaco), samochodem do Bułgarii (również dwa dni) z noclegiem pod gołym niebem kilkadziesiąt kilometrów za Sofią. Przez Rumunię rządzoną jeszcze wtedy przez Nicolae Ceausescu. Takie wakacje jak te z filmu „Zupa nic” z Adamem Woronowiczem w roli głównej.
Ogromny mam sentyment do tamtych wyjazdów. Nie twierdzę, że były gorsze czy lepsze. Ale jakoś wspomnień więcej. I zdjęcia są na papierze, a nie w smartfonach.
***
- Znów w którejś z telewizji wyemitowany został film „Żona na niby”. Dość typowa produkcja Adama Sandlera, zabawna, familijna, z ciekawie dobraną muzyką (choć o najlepszy dobór muzyki Sandler postarał się w filmie „Jeszcze większe dzieci”). A piszę o tym filmie dlatego, że zagrał w nim fenomenalny muzyk, gitarzysta i kompozytor Dave Matthews, który niedawno po raz kolejny wystąpił na Torwarze. Zagrał partnera Devlin, granej przez Nicole Kidman. Aż dziwne, że kiedy pierwszy raz oglądałem tę komedię, nie zwróciłem uwagi, że to on. Dopiero niedawno przypadkiem wpadła mi ta informacja. Fajna ciekawostka.
Trwa ładowanie...