Efekty siania

Obrazek posta

Zaczęło się od bolącego kolana… 
Może ujmę to jednak inaczej: Ponad 1000 audycji w podcaście, prawie 1000 filmów na kanale YouTube i 127 stron za blogu, który zaczęłam pisać w 2008 roku i do tego dziesiątki tysięcy postów na Facebooku… Wszystko w myś mojej misji: Przyczyniam się do dobrych zmian w ludzkich sercach i umysłach. 
Słyszałam o człowieku, który wrzucał do morza meduzy leżące na piasku. Ktoś mu zwrócił uwagę, że i tak nie uratuje wszystkich… Wszystkich może nie, ale na pewno tę jedną - powiedział wrzucając do morza kolejną meduzę. Ja nie ratuję, ale inspiruję, bo człowiek może się uratować sam. Czuję się, jak siewca, który rzuca ziarno do ziemi. Wybrał najlepsze ziarno, na jakie było go stać, stara się precyzyjnie wrzucać te drobinki do ziemi, ale ma świadomość, że nie wszystkie nawet wykiełkują. Cieszę się, kiedy w różny sposób dowiaduję się, że moje ziarna nie tylko wykiełkowały, ale wyrosły z nich piękne kłosy, które wydają swoje ziarna. Myślę, że złożyłoby się to na spore złotawe pole. To dla mnie wielka radość… tym bardziej, że widzę też zieleniejące poletko młodziutkich roślin.  Robiłam i robię to pro bono.

Od 2000 roku żyłam w Polsce, mimo iż moje córki mieszkały w Kanadzie, do której przyjechaliśmy w 1987 roku. To, czego się w niej nauczyłam  było w Polsce bardzo potrzebne. W 2017 roku jednak wróciłam, aby być bliżej dzieci. W Polsce nie byłam już taka potrzebna, trenerzy i inni specjaliści we wspieraniu rozwoju ludzi i firmy wyrastali  jak grzyby po deszczu… może  jest to nawet klęskę urodzaju.

Wciąż realizuję swoją misję, choć już tylko za sprawą mediów. Teraz mam na to więcej czasu. Tak, czasu mam sporo… jednak pieniędzy coraz mniej. Oszczędności prawie stopniały.

Często słyszałam, że ktoś wsparł by mnie finansowo, gdyby była taka możliwość, inny namawiał do tego, bym w jakiś sposób zaczęła monetyzować swoje działania. Ale ja chyba za dumna byłam… alb nieprzyzwyczajona. Mam parę takich założeń, również związanych z marketingiem, których nie chcę zmieniać: Nie zrobię tytułu, który straszy, nie obiecam niczego, czego nie jestem w stanie dostarczyć i wszystko robię zawsze na najwyższym poziomie moich aktualnych możliwości. I wciąż się uczę i rozwijam, choć ponoć to już późnawo.

    Wracam do kolana…
Miesiąc temu wróciłam z Polski z bardzo bolącym kolanem, bardzo bolącym. Wierzę, że nasze dolegliwości fizyczne często łączą się z jakimiś wyzwaniami psychologicznymi i dlatego równolegle z troską fizyczną trzeba się zająć psychologią. Zajęłam się zatem i wyszło mi, że... trzeba nieco zgiąć kolana… trzeba nauczyć się prosić o wsparcie, przyjmować dowody doceniania tego, co się robi, także w formie darowizn. Może nie jednej osobie wyda się to nieco odjechane... Co to za wnioski? Co ma wspólnego ból kolana z takimi postawami? Coraz częściej  jednak alternatywne podejścia do zdrowia zajmują się takimi zdarzeniami.

Główny efekt tych dociekań to konto na Patronite,  platformie, za sprawą której można zbierać środki, które pozwalają twórcom dalej kontynuować pracę, a czasem po prostu - żyć. Myślę też, że Patroni mogą czuć się rwtedy współtwórcami
Jestem tu zatem. 

Jeśli sądzisz, że moja praca zasługuje na wsparcie, jeśli podoba Ci się to co robię, wesprzyj mnie kwotą, na jaką możesz sobie pozwolić. Gdyby każdy mój znajomy na Facebooku albo subskrybent kanału YouTube zadeklarował tylko 3 złote (to najniższa kwota) miesięcznie, mogłabym żyć spokojnie i robić coraz lepsze audycje.
Jeśli jeszcze mnie nie znasz, zapoznaj się z moją pracą… może zechcesz dołączyć do grona Patronów.

A kolano przestało mnie boleć, kiedy zrobiłam parę ruchów uelastyczniających przekonania. Przypadek? Może…

 

Zobacz również

Czy możliwe jest bycie w prawdzie?
Energia jest walutą wszechświata

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...