Jeśli samochód to twoja rodzina, to gdzie Ty w nim siedzisz?

Obrazek posta

Samochód to Twoja rodzina. Nie opowiadaj sobie teraz wersji idealnej, w której oboje z drugim rodzicem siedzicie z przodu (najlepiej jeszcze we dwójkę na miejscu kierowcy) i zgodnie prowadzicie pojazd, a Wasze dzieci grzecznie, z tylnego siedzenia, intonują wesołą piosenkę o przyjemnościach podróżowania przed siebie. Bądź szczery i szczera. Jak wygląda Wasza sytuacja? Podpowiem Ci kilka scenariuszy, choć może twój będzie jeszcze bogatszy. Na koniec będzie jeszcze propozycja.

Oboje siedzicie z przodu. Czasem zmieniacie się za kierownicą, zupełnie tak, jak w podróży autem na Chorwację. Cel piękny, ale droga męcząca, trzeba się zmieniać. A czasem przekimać na parkingu. Dzieci z tyłu. Trochę wrzeszczą, trochę tabletują, trochę śpiewają piosenki z radia.

Ty prowadzisz. I masz wrażenie, że twój drugi dorosły, choć zajmuje siedzenie z przodu, nie jest zainteresowany, dokąd jedziecie i czy nie trzeba Cię zmienić. Oficjalnie jednak deklaruje, że to dlatego, że ufa twoim umiejętnościom. Że jakby co, to wystarczy powiedzieć, i oczywiście przejmie kółko.

I tu wkraczają wariacje metafory. a) Ty mówisz, że czas się zmienić, ale on/ona akurat coś czyta lub ogląda na komórce i teraz nie może. Albo drzemie. Albo źle się czuje. Albo...

b)Ty nic nie mówisz. Przecież to dorosła osoba, powinna się domyślić, że czas na zmianę. Skoro tego nie robi, to znaczy, że jej na Tobie nie zależy. Mało tego. Nie zależy jej na tej rodzinie, na jej bezpieczeństwie. Ma w dupie Ciebie i dzieci. Dobra, proszę bardzo. Skoro tak, to będziesz jechać póki starczy Ci sił, w końcu zaśniesz za kierownicą a jak będzie wypadek to on/ona zderzy się z faktami, będzie mieć poczucie winy i może wreszcie cokolwiek dotrze. Ale wtedy to już będzie za późno, sorry, wtedy to już nie będzie co sprzątać...

Ty prowadzisz. Obok ciebie siedzi wasze dziecko. Tak miło się rozmawia w czasie jazdy. Uwielbiacie ten wasz czas. A nawet jak nie uwielbiasz tego tak jak kiedyś, to przecież starasz się być jak najlepszym rodzicem, zaopiekować emocje tego dziecka lub nastolatka, żeby nie zrobiło głupot, żeby wiedziało, że na rodziców zawsze można liczyć. Drugi rodzic siedzi z tyłu. Coś klika w telefonie. Wkurza Cię to. Przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby trochę razem pogadać, spędzić ten czas wspólnie. Przecież siedzicie w jednym aucie.


To ty siedzisz z tyłu, a prowadzi twój partner lub partnerka. Obok z przodu dziecko. Albo nastolatek. Zajmujesz się po drodze swoimi sprawami, jakoś umilasz sobie tę drogę. Słyszysz dobiegające z przodu rozmowy. Ale: a) trochę Ci się nie chce w nich uczestniczyć, masz ciekawsze rzeczy do robienia. b) nikt Cię do tej rozmowy nie zaprasza. Od dawna masz wrażenie, że ani mapa, ani kierownica nie jest twoja.

Z przodu siedzą twoje dzieci. Na tylnej kanapie mąż/żona w nadąsaniu gapi się w szybę z założonymi rękami, a tymczasem Ty próbujesz dosięgnąć kierownicy zza pleców dziecka, które zajęło miejsce kierowcy. Dodatkowe atrakcje: a) dzieci kłócą się o to, kto ma kierować i wyszarpują sobie kółko; b) Ty grzecznie prosisz dziecko, czy byłoby tak dobre i pozwoliło Ci położyć dłonie na kierownicy.

 

Za kierownicą siedzi twój mąż/żona/partner/partnerka. Uważasz, że to właściwe dla niej/dla niego miejsce. Może ze względu na płeć, może z innego powodu. Równocześnie nieustająco próbujesz manipulować kierowcą. Oficjalnie deklarujesz chęć dostosowania się, podporządkowania etc. Ale dopóki ten drugi lub ta druga nie jedzie zgodnie z Twoimi wskazówkami, jedną rękę trzymasz aktywnie na kierownicy. 

Ty prowadzisz. Z tyłu upchnięte siedzą dzieci i współmałżonek/partner/partnerka. Równocześnie szlag cię trafia, bo do cholery, obok Ciebie jest miejsce dla tego dorosłego. Jakby mu/jej zależało, to  wystarczy przerzucić te zalegające siedzenie klamoty i zająć swoje miejsce. No ale niestety. Jesteś skazany/ skazana na samotne prowadzenie (oraz decydowanie o trasie, naprawy i ubezpieczenie) tego wehikułu.
 

Wasze auto się zepsuło. Stoicie na poboczu. Coś dymi spod maski. Wszystkie drzwi otwarte, bo duszno. Z otwartego bagażnika wysuwają się spakowane na wakacje rzeczy, jakieś rakietki do badmingtona, jakiś materac plażowy. Zaraz to wszystko wypadnie na jezdnię. Trochę jesteś w środku, a trochę przyglądasz się temu z boku. I nie wiesz, czy ci się chce to zbierać. A jeśli nawet, to czym się zająć najpierw? Dzwonić po lawetę? Myć dziecko, które właśnie zwymiotowało na siedzenie? Machać na mijające was samochody, żeby ktoś się zlitował i pomógł?

A teraz propozycja.

Spróbuj zaproponować rodzinie tę zabawę w metaforę. Top ma sens, gdy zaangażowane osoby potrafią już myśleć metaforami. Możesz narysować auto i niech się dorysują, można pogadać z drugim rodzicem ,jak on to widzi. To może być bardzo ciekawe doświadczenie- zarówno wtedy, gdy wersje Wam się pokryją, jak i wtedy, gdy wrażenia będą zupełnie różne. A jaki piękny pretekst do rozmowy! Może w sam raz na drogę na wakacje...

Tekst pochodzi z newlettera, który rozsyłam bezpłatnie co środę. Możesz zapisać się na niego TUTAJ.

Zdjęcie dodane przez Helena Lopes: https://www.pexels.com/pl-pl/zdjecie/pies-zwierze-domowe-samochod-okna-27176278/

Zobacz również

Na Dzień Ojca- linki i sznurki do moich produkcji :)
Kiszonki.
O wytrzymywaniu emocji dziecka.

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...