Dlaczego miejsca takie jak nasze są potrzebne?

Obrazek posta

Do naszej fundacji w grudniu 2023 roku trafiły dwa zwierzęta- pies Ziomek, wcześniej Reksio oraz kot Daktyl, wcześniej bezimienny. 

Pod Koluszkami zmarła Pani, zostawiając w spadku swojej chrześnicy dom z terenem. Niestety w zestawie chrześnica otrzymała także starego, chudego burka i kota, który szwędał się to tu, to tam. 

Chrześnica miała już swojego psa, plus nie chciała tych zwierząt. Postanowiła więc zwierzęta oddać nam. 

Gdy opowiadamy Wam to w ten sposób, można mieć błędne wrażenie, że to był szybki proces.

Ciocia umiera, chrześnica oddaje psa, pies u nas. 

Nie było to jednak tak szybkie. Zanim dopięto formalności i chrześnica zdecydowała co ma począć z psem minęło trochę czasu. Nie poinformowano nas ile dokładnie. Wiemy tylko, że kot, który był na wolności mógł sobie bez problemu poradzić.

Piesek jednak cały czas przykuty był do budy łańcuchem- udało mu się przeżyć jedynie dzięki pomocy sąsiadów, którzy czasami coś mu rzucili przez płot. 

Gdy pojawiłyśmy się już na miejscu naszym oczom ukazał się bardzo przykry widok. 

Mały, na około pięcio kilogramowy piesek w grudniu siedzi w drewnianej rozpadającej się, nieocieplonej budzie. A jedynym co oddziela go od mrozu jest firanka. Łańcuch miał może metr, maksymalnie półtora.

Zdjęcie powyżej to zdjęcie z dnia odbioru Ziomka.

Według chrześnicy Ziomek miał 5 lat i był okazem zdrowia, chociaż nigdy nie był u weterynarza. 

Chrześnica przyznała się też, że odwiedza ciotkę od lat i widziała w jakich warunkach bytował Ziomek, ale nie uważała, że należy warunki zmienić. 

Po pierwsze dlatego, że to przecież rodzina, a po drugie to nie jej pies, więc wtrącać się nie należy. 

Na koniec powiedziała, że biedny pewnie będzie tęsknić za swoją właścicielką, bo może i nie dbała o niego, może nie dawała mu wody, ani jeść, no ale przecież ją kochał. 

Gdy Ziomek pierwszy raz odwiedził weterynarza od razu usłyszeliśmy, że pies ma co najmniej 10 lat i jest niedożywiony. 

Miał bardzo duży apetyt, uwielbiał kontakt z ludźmi i był całkowicie bezproblemowy w kontaktach z psami. 

Został poddany kastracji i przebadany. 

Wszystko było w porządku. 

W połowie stycznia, gdy już zaczął czuć się u nas jak u siebie, pojawiły się u niego wymioty. 

Pojechał więc na kolejne badania, w tym gastroskopię do wyspecjalizowanego weterynarza w tej dziedzinie- gastroenterologa. 

Po samym badaniu jednak ciężko było stwierdzić co się dzieje. Podejrzewane były wrzodu na żołądku. Potrzebna była operacja i sprawdzenie co siedzi na żołądku. 

Pojawił się problem, bo jego stan zaczął robić się na tyle zły, a jego operacja była na tyle poważna, że nie mógł zostać w fundacji. 

Wtedy pojawiłam się Ja. Mam w domu dwa psy i dwa króliki, ale uznałam, że nie mogę pozwolić, by biedak męczył się w fundacji, tym bardziej, że potrzebował całodobowej opieki. 

29 stycznia Ziomek przeszedł operację. Wycięto mu narośle, które były podejrzeniem wrzodów, zmniejszono mu o przeszło połowę żołądek. 

Zmiany na żołądku oddano do badania histopatologicznego. 

Ziomek trafił do mnie do domu. 

Tutaj trzeba zaznaczyć, że nigdy nie poznałam tak dzielnego psa. 

Weterynarz zabiezpieczył go bólowo i ostrzegł nas, że pierwsza doba może być trudna, bo pies może wyć i jęczeć z bólu. 

Jednak Ziomek nie wydał nawet dźwięku, dzielnie znosił wszystko na posłaniu pod kocem. 

Z wielkim zainteresowaniem zapoznawał się z moimi psami. Z niesamowitą ciekawością patrzył po raz pierwszy na króliki. 

Jego hobby stało się szczekanie na lodówkę i kuchenkę. 

Codziennie jeździliśmy raz lub dwa razy do weterynarza, na kroplówki i inne badania. 

Jego stan zaczynał się poprawiać. Widzieliśmy światełko w tunelu. 

Jednak około 7 lutego doszło do pogorszenia, a Ziomek przestał jeść. 

Pojechał na następną gastroskopię, gdzie okazało się, że doszło do perforacji dwunastnicy i treść żołądka nie przechodzi dalej, tylko zostaje w żołądku.

Na 8 lutego zaplanowano więc operację. Ziomka trzeba było otworzyć ponownie, żeby zobaczyć czy da się coś jeszcze z tą sytuacją zrobić.

Do ostatniej chwili, gdy tylko mogliśmy zostaliśmy z Ziomkiem. Potem został zabrany na operację. 

Około 13.00 dowiedzieliśmy się, że w badaniu histopatologicznym wyszedł gruczolakorak żołądka. Złośliwy nowotwór, z którym nie da się wygrać. Przez 11 dni od poprzedniej operacji i usunięcia zmian, na żołądku już pojawiły się nowe. 

Ziomek nie został więc wybudzony z zabiegu. 

Powyżej jest ostatnie zdjęcie jakie dane mi było zrobić Ziomkowi. Widać na nim jak się czuł. 

Ostatniego dnia z 7 na 8 lutego, gdy wiedzieliśmy, że Ziomek może nie przeżyć operacji postanowiliśmy z moim partnerem pokazać mu rzeczy jakich nigdy nie miał szansy zobaczyć. 

Ziomek został zabrany do parku, zobaczył staw i las. Wyglądał jakby mu się podobało. Pokazaliśmy mu Piotrkowską, żeby widział jak ładnie wygląda nocą. 

Pół łóżka było tylko jego, bo wiedzieliśmy jak bardzo spodobało mu się spanie pod kołdrą na poduszkach. 

Wypada więc odpowiedzieć na pytanie dlaczego takie miejsce jak nasza fundacja są potrzebne.

Bo gdyby nie ona Ziomek nie miałby najlepszych w swoim życiu ostatnich 11 dni. 

Nie siedziałby od grudnia do lutego w ciepłym domu, tylko zamarzł w budzie.

Ziomek nie umarł bezdomny. Umarł kochany, czyjś i otoczony miłością. 

Tylko tyle mogliśmy dla niego zrobić.

Historia Ziomka jest dla nas inspiracją. Nasze miejsce istnieje także ku jego pamięci, żeby już żadne zwierzę nie umierało bezdomne. 

 

~Asia

 

tęczowymost nowotwór chorypies

Zobacz również

Dzień w fundacji
Trzy pieski
Tadzio

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...