Co tydzień. Subiektywny przegląd tygodnia. Wydarzenia, które zwróciły moją uwagę. Oto odcinek 15.
- Nic się nie zmieniło. Dwa mecze reprezentacji Polski i nadal niewiele wiemy. Zostaje nam po tym dwumeczu takie „hmmm…” oznaczające zastanawianie się co to było. Bo za mało było dobrej gry, za krótkie momenty skutecznego stawiania oporu. I absolutnie nie mam tu na myśli wyników, bo przecież porażkę z Chorwacją można było wkalkulować, a wygranej ze Szkotami trudno było się spodziewać, nawet jeśli wspólnie z nimi dzierżyliśmy berło najsłabszych drużyn na Euro.
Ale daleko mi do bycia rozczarowanym. To jest ta kwestia oczekiwań, o której pisałem przy okazji Euro 2024. Mając taką postawę przyjemność można znaleźć nawet w oglądaniu słabego meczu reprezentacji. Wtedy każdy pozytyw cieszy w dwójnasób.
***
- To i tak był weekend niewyobrażalnego triumfu polskiej piłki. Mecz pożegnalny Łukasza Piszczka i Kuby Błaszczykowskiego oglądałem z nieustającym uśmiechem. Nie tylko z ich powodu. Na boisku pojawili się także inni Polacy, zaproszeni przez głównych bohaterów: Marcin Wasilewski, Jacek Krzynówek, Euzebiusz Smolarek i Kamil Grosicki, który zdobył dwie bramki i jego nazwisko było skandowane przez ponad 80 tysięcy widzów na trybunach. Święto z okazji pożegnania dwóch polskich piłkarzy, bohaterów Borussii, szanowanych i z pewnością zapamiętanych na zawsze. Przez kilka godzin mogliśmy się poczuć jakbyśmy byli częścią światowej piłki, a nie zaścianka. Przez kilka godzin nie pamiętaliśmy, że od lat niewiele znaczymy w piłce.
Cała Polska tego dnia była dumna z tych dwóch Dortmundczyków z reprezentacji Polski. Legendy. Ale żeby nie było zbyt słodko… Kiedy oni grali w reprezentacji, o naszej drużynie w mediach społecznościowych również pisało się „patałachy”. Niech to będzie nauczka. Bo możliwe, że w obecnej narodowej drużynie również są piłkarze, którzy niegdyś będą żegnani przez klub jak legendy, tak hucznie jak Łukasz i Kuba.
***
- Wiedziałem, że kiedyś będzie musiało to nastąpić skoro zdecydowałem się na pracę w telewizji informacyjnej. Że kiedyś trafię na konferencję, któregoś z polityków, którą będę musiał z grubsza podsumować, a potem skomentować z publicystą politycznym. Tak naprawdę w normalnych okolicznościach państwa normalnego, cywilizowanego, praworządnego, z mądrymi, rozsądnymi politykami, byłoby to bardzo ekscytujące. Ale żyjemy w kraju, w którym jest PiS – partia, która z praworządnością i rozsądkiem ma niewiele wspólnego, nie mówiąc o innych wartościach. I dlatego podsumowanie konferencji Jarosława Kaczyńskiego jest trudne. Nie było w niej ani ziarna merytoryki. Były za to bzdury na potęgę. Na przykład, że „to bardziej rząd niemiecki niż polski”…albo „kondominium polsko-niemieckie”. Trudno to komentować.
Jedyna merytoryczna wypowiedź Prezesa, logiczna i z sensem nastąpiła kiedy Jarosław Kaczyński odpowiedział na pytanie o kandydata PiS na urząd prezydenta. Niczego się nie dowiedzieliśmy ale Prezes odpowiedział konkretnie, że jeszcze nie wie. Nieco wcześniej kilkoma przymiotnikami określił cechy najlepszego kandydata. Wśród tych cech było określenie: „okazały”. Strach pomyśleć o co chodzi.
Prezes skomentował także sprawę Pablo Gonzaleza vel Pawła Rubcowa nazywając ją skandalem, sugerując też, że Rosjanie znają teraz największe polskie tajemnice. Nie słuchał albo nie chciał słuchać konferencji prasowej Przemysława Nowaka, rzecznika Prokuratury Krajowej, który wyjaśnił dość dokładnie na czym polega wgląd w akta sprawy.
Ale i tak dalej posunął się Prezydent.
***
- Andrzej Duda jest jak nastolatek, który uważa, że zawojuje świat, że jest ważny, że mówi mądre rzeczy. Napusza się i wypatruje wśród słuchaczy aprobaty. I najgorsze, że ją dostrzega. Przed nim stoją bowiem tacy jak on, albo tacy, którym nie przeszkadzały rządy PiS, albo tacy co myślą, że „jak w garniturze to mądry”. I on się wtedy nakręca. I wtedy się zapomina. I potrafi palnąć głupotę z tych najgorszych. Na przykład tę o współpracy służb Donalda Tuska ze służbami rosyjskimi. To człowiek kompletnie nieświadomy swojej funkcji. Nie zdaje sobie sprawy, że mimo iż w Polsce jest lekceważony, to za granicą jest traktowany jak głowa państwa. I w tej sytuacji jego słowa mają wagę.
Zastanawiałem się po jego słowach jak zareaguje Tusk. I czy w ogóle. Zareagował i tak łagodnie mówiąc między innymi „Do kolejnych kompromitacji prezydenta zdążyliśmy się przyzwyczaić” – zdanie klucz.
***
- Festiwal filmowy w Wenecji zakończył się Złotym Lwem dla Pedro Almodovara. I teraz uwaga: nie obejrzałem więc się wypowiem. Bo jestem Polakiem 😊. Rozczarował mnie ten werdykt, bo nigdy nie byłem fanem Almodovara. Ale nie jestem też znawcą kina więc mogę się mylić. Kiedy jednak słyszałem o „Brutaliście” i historii w niej opowiedzianej to zapragnąłem Lwa dla tego filmu. Tak po prostu, tak mi podpowiadała intuicja. Mam nadzieję, że wkrótce przekonam się o swojej racji.
Intuicja nie zawiodła mnie w przypadku „Lee. Na własne oczy”. Premiera była na tyle okazała, że przybył na nią nawet autor zdjęć do filmu Paweł Edelman. Zawsze uderza mnie u takich ludzi skromność, taka chęć schowania się gdzieś między innymi, zniknięcia, nierzucania się w oczy.
To opowieść o modelce, później fotografce, której dzieła pokazały okrucieństwo II Wojny Światowej. To ona uwieczniła Londyn podczas bombardowań, to ona też fotografowała obóz koncentracyjny w Dachau tuż po jego wyzwoleniu.
Chętnie rzuciłbym spoilerem, bo historia jest przeciekawa i dobrze opowiedziana, ale chciałbym żebyście się o tym sami przekonali.
***
- Lewitacja wróciła. W 1996 roku przybyłem do redakcji Trójki, by pracować u boku Marka Niedźwieckiego. To było marzenie małomiasteczkowego młodzieńca wychowanego na Liście Przebojów. Los jednak skierował go wtedy do redakcji sportowej i w niej już zostałem. A potem byłem przy niej przez długie lata w różnych mediach. Z tyłu głowy zawsze jednak była muzyka. Muzyka w Trójce? Mrzonki, marzenia ściętej głowy. Gdzieś na mojej drodze pojawiła się Lewitacja, w małym lokalnym radiu Płock.fm. Świat mediów jest teraz tak ułożony, że nawet lokalnych rozgłośni można słuchać choćby w Australii (dostałem kiedyś wiadomość z Brisbane). Ale Trójka to była Trójka. Zepsuta przez PiS nie mogła być moim celem, ale kiedy zaczęła się odradzać, w głowie aż huczało. I w końcu jest, Lewitacja w Trójce. O 2 w nocy. Kiedy ktoś zapytał mnie dlaczego o tej nieludzkiej porze, odpowiedziałem żartem, że wcześniej nie mam czasu. I coś w tym jest. Dla Lewitacji gotów jednak jestem zarwać noc, skoro wytatuowałem ją sobie na ramieniu.
W nocy, że środy na czwartek o 2. Co dwa tygodnie, na dwie godziny. Dużo tych dwójek. Jakby była to Lewitacja – odsłona druga. Bo poniekąd tak jest.
***
- To jest tydzień rocznicowy. 9 września 2000 roku przyjechałem do Warszawy by pracować przy studiu olimpijskim Sydney 2000 w Trójce. Na trzy tygodnie. I siedzę tak już 24 lata. Wszystko w tym czasie się zmieniło. WSZYSTKO. I teraz znów jestem w Trójce, choć nie chcę, by to była klamra. To jeszcze nie może być koniec 😊
cdn. za tydzień
Trwa ładowanie...