Co tydzień. Subiektywny przegląd tygodnia. Wydarzenia, które zwróciły moją uwagę. Oto odcinek 16.
- Nie pamiętam powodzi z roku 1997 roku. W moim miejscu zamieszkania jej zresztą nie było. Pamiętam obrazy z TV. A potem, kiedy pracowałem dla Radia Katowice, pamiętam swoją wizytę z mikrofonem w miejscu, w którym dziś znajduje się suchy zbiornik przeciwpowodziowy.
Trudno nam sobie wyobrazić co przeżywają ludzie tracący domy, dobytek. Oczywiście możemy im i sobie powtarzać, że to tylko rzeczy, ale wystarczy pomyśleć, że to my tracimy swoje „rzeczy” i perspektywa się zmienia. Wejść w ich buty jednak się nie da.
Natura działa jak niedozwolony doping. Agencje ścigające robią co się da, a dopingowicze i tak są zawsze krok do przodu. Wzmocniliśmy wały, zbudowaliśmy zbiorniki retencyjne a natura i tak zrobiła swoje. Jest bezlitosna.
A wiecie, że suchy zbiornik przeciwpowodziowy Racibórz-dolny powstał dopiero w 2020 roku? Ileż trzeba było czekać. Pierwsze plany budowy takiego zbiornika pojawiły się w drugiej połowie XIX wieku. Ciągle jednak nie sprzyjała temu sytuacja polityczna. W międzywojniu zbudowano inny zbiornik – tańszy, właściwie tylko po to by dać ludziom pracę i zmniejszyć bezrobocie. Po drugiej wojnie światowej Polski nie było stać na taką inwestycję. I dopiero powódź tysiąclecia z 1997 roku zrobiła swoje.
A, by zbiornik mógł powstać, zlikwidowano dwie wsie powiatu wodzisławskiego: Nieboczowy i Ligotę Tworkowską.
***
- Politycy nie milczeli niestety w najtrudniejszym powodziowym czasie. Zwłaszcza ci związani ze Zjednoczoną Prawicą. Jakie to znamienne i łatwe do przewidzenia. W końcu są specjalistami od wałów.
Czują się bardzo mocno związani z powodzią bo robili przez osiem lat to samo co woda wlewająca się do miast południowej Polski. Nie wystarczało im koryto i wylewali się poza nie, by niszczyć wszystko na swojej drodze. Woda miała w weekend wszystko i wszystkich gdzieś. ZP również. Woda płynęła tam gdzie chciała, myślała tylko o sobie. Oni też. Woda zapewne gdyby umiała mówić powiedziałaby po wszystkim „To nie ja, to wina Tuska, że wały przeciwpowodziowe były za słabe”. Oni też tak podchodzą do wszystkiego co spieprzyli. Tyle, że w ogólnym rozrachunku woda jest żywiołem mimo wszystko życiodajnym, potrzebnym nam jak nic. W całkowitym przeciwieństwie ludzi ZP.
Ludzie Zjednoczonej Prawicy są pewnie bardzo mocno rozczarowani, że w tych czasach nie są u władzy. Jest tyle kasy do zgarnięcia przy tym sprzęcie, który trzeba skierować na pomoc powodzianom! Tak jak przy respiratorach…
Dodatkowym smaczkiem jest fakt, że woda powodziowa jest brunatna. If You Know What I Mean.
***
- W najgorszym momencie z możliwych PiS zorganizował…właściwie nie wiem co. Bo i tak chodziło tylko o pomyje wylewane na rządzących. Brzmi to wszystko już bardzo groteskowo. Od bronienia księdza Olszewskiego, aż po przekonywanie, że KO to nie jest polska formacja. No fajnie. Kompromitacja postępuje. I w tym wszystkim nie zająknął się nawet na temat powodzi. A szkoda, bo z pewnością na tym RÓWNIEŻ się zna.
To wszystko co teraz sobą reprezentuje jest nie tylko kwestią charakteru. Jest też efektem tego jak „dbają” o niego jego ludzie. Symbolem wręcz idealnym jest ostatnia historia z samochodem, którym przewożony jest Prezes. Szyby w tym aucie zostały tak bardzo przyciemnione specjalną folią, że przestały spełniać obowiązujące normy. W taki sposób Jarosław Kaczyński jest odgradzany od rzeczywistości. Dlatego jest od niej oderwany. Coraz bardziej.
Choć z drugiej strony czy tylko on? W niedzielę, kończąc pracę, minąłem się w korytarzu z Januszem Kowalskim. Lada chwila miał się rozpocząć program Kamili Biedrzyckiej „Woronicza 17”. Pomyślałem „O! Będzie się działo”…i miałem rację. Facet po raz kolejny odleciał i w końcu został wyproszony ze studia przez Kamilę, która i tak długo wytrzymała. Krzyczał o patowładzy i że wszyscy oni, zwłaszcza poseł Szczerba, za wszystko zapłacą. Zastanawiam się czy oni naprawdę uważają się za tych lepszych i nieomylnych? Co im każe brnąć w ten brak logiki? Czy oni naprawdę wierzą w to co mówią? Czy nie są świadomi tych przekrętów? Nie rozumiem.
***
- Ryszard Czarnecki w końcu się doigrał. Pamiętam stare czasy mojej pracy w kanale nSport, w 2006, 2007 roku. Kilka razy Czarnecki był naszym gościem, jako kibic sportu, jako potencjalny działacz. Wzbudzał nasz uśmiech, z powodu sposobu bycia, sposobu mówienia i też tego parcia na szkło i stołki działaczowskie. Ale wtedy to mógł być inny człowiek. Istnieje taka możliwość. Może zmienił się później, a może jego skłonność do kombinowania już zakiełkowała a pogłębiła się po latach. Nie wiem tego.
Czarnecki jest dowodem na to, o czym pisałem nieco wyżej, że ZP jest jak woda powodziowa…Koryto rzeki to za mało, wylewa się poza nie i zabiera co się da. Bo tak CHCE!.
Przy każdym takim przypadku (a jeszcze zapewne będzie ich wiele) cała prawica jednoczyć się będzie (w końcu jest Zjednoczona) w obronie. Usłyszymy jeszcze wielokrotnie, że ktoś był i jest krystaliczny, że jest patriotą i że…kocha kotki.
***
- To był tydzień z premierowym odcinkiem Lewitacji w Trójce. Numer 1, ale w ogóle to 257. Zawsze tego chciałem. Wprawdzie w czasach Niedźwieckiego i Kaczkowskiego ale bicie serca było takie samo jakie byłoby wtedy. Minęła 2 w nocy kiedy rozbrzmiał w całości Billy Idol i jego „Adam In Chains”, którego fragment przez sześć lat był symbolem unoszenia się nad ziemią. Teraz tak nie będzie ale utwór na zawsze pozostanie w moim sercu 😊.
Możecie wierzyć lub nie ale opowiadanie o muzyce w Trójce, dla człowieka z mojego pokolenia jest czymś wyjątkowym. Pewnie młodzi prowadzący mają do tego inne podejście – choć może się mylę.
Pierwszy odcinek był przedstawieniem się nowym słuchaczom Lewitacji, bo z pewnością wielu ich było. Inne medium, inna pora, inni ludzie. Choć stara ekipa, która uformowała się na platformie X, pojawiła się przy radioodbiornikach (tak umownie, po staropolsku to nazwijmy) w niemal nienaruszalnym stanie. Od ostatniej Lewitacji w Radiu Płock minęły trzy miesiące i jej los do końca nie był znany. A oni czekali, wierząc, że audycja wróci. Bo obiecałem, że nie spocznę… Dotrzymałem słowa i wystartowałem. Będę do Was mówił co dwa tygodnie przez dwie godziny o drugiej w nocy. Cieszę się. Ta następna Lewitacja w nocy z 25/26 września. Do usłyszenia!
***
- „Fajny film wczoraj widziałem” mówił niegdyś Andrzej Zaorski do Mariana Kociniaka i tak zaczynała się dyskusja o filmie, którego tytuł nie pojawiał się ani razu. Często o tym myślę, zwłaszcza kiedy zaczynam swoją filmową część Tygodnia Subiektywnego.
No bo fajny film widziałem. Przypadkiem trafiłem na „Nigdy nie jest za późno” z Meryl Streep jako Rockmanki. Niby historia banalna bo o rodzicu, który zaniedbuje rodzinę by zająć się karierą muzyczną. Tym razem jednak to nie ojciec, a matka odsunęła się od bliskich i po latach próbuje odnowić kontakt z córką. Smaczków jest kilka w tym filmie. Po pierwsze piosenki między innymi Bruce’a Springsteena śpiewane przez Meryl Streep, po drugie jej gra aktorska, po trzecie Mamie Gummer czyli córka Streep grająca jej filmową córkę, po trzecie dialogi. Ozdobą jest scena przy stole w restauracji, kiedy na kolacji spotyka się cała rodzina i kiedy okazuje się, że wszyscy mają do wszystkich pretensje. Brylancik.
Rozczarował mnie natomiast „Filip”. Nastawiłem się na emocje młodego Żyda udającego Francuza we frankfurckiej restauracji podczas II Wojny Światowej. Ale ich nie dostałem. A historia jest bardzo dobra tylko dziwnie opowiedziana. Szkoda.
Uwierzycie kiedy przyznam się, że po raz pierwszy obejrzałem w całości „Maratończyka” z Dustinem Hoffmanem? Musicie uwierzyć, bo tak było. Lubię grę Hoffmana, lubię historie powiązane z II wojną światową, lubię takie kino.
cdn. za tydzień
Trwa ładowanie...