Co tydzień. Subiektywny przegląd tygodnia. Wydarzenia, które zwróciły moją uwagę. Oto odcinek 18.
- Idziesz na emeryturę, mówisz wszystkim, że nie chce Ci się już pracować i tak naprawdę chcesz się zająć czymś innym, trochę pobyć z rodziną. Ale wiesz też, że wiek nie czyni z Ciebie emeryta, jeszcze mógłbyś młodym pokazać, że umiesz.
I w tej sytuacji dostajesz ofertę pracy, która łechce Cię przeokrutnie. I już sobie wyobrażasz, że jesteś debeściak. Nie zastanawiasz się długo, bo byłbyś idiotą gdybyś się zastanawiał dłużej niż dobę. Bierzesz tę robotę, wracasz z krótkiej emerytury i cieszysz się jak dziecko.
Tak sobie to wyobrażam. Wojciech Szczęsny był właśnie w takiej sytuacji. Zdziwiło mnie jego odejście na emeryturę. To, że odpuścił reprezentację nie zaskoczyło…ale klub? Chyba zniechęciły go schody przy szukaniu nowego klubu po Juventusie. Ambicja nie pozwalała mu czekać aż wezmą g
o do siebie szejkowie z Arabii Saudyjskiej czy innych Zjednoczonych Emiratów. To nie jest jeden z tych pazernych piłkarzy. Nie jest to także jeden z tych, którzy mówią „Temu klubowi (wstawić nazwę) się nie odmawia”. On powiedział pięknie: „Okazałbym temu klubowi brak szacunku gdybym tej propozycji nie rozważył”. I to RÓWNIEŻ czyni go innym.
Inteligencję odziedziczył po ojcu. Maciej w swojej szczytowej formie mógł zostać bramkarzem Manchesteru United ale nie wiedział nawet, że taka oferta do Legii wpłynęła. Dziś czasy są inne, trudno ukryć takie fakty. Zresztą kto chciałby je ukrywać. Każdy na tym zyskuje. W przypadku Wojtka zyskuje nawet Juventus, z którym już się pożegnał.
Spodziewam się kapitalnych do oglądania meczów. Z przodu Lewy, z tyłu Szczęsny. Bajka.
***
- Naoglądałem się w minioną sobotę boksu. Młodziki, kadeci, seniorzy. Dziesięć walk na różnym poziomie sportowym ale na wysokim poziomie zaangażowania. Przypomniały się stare czasy kiedy w kanale nSport transmitowaliśmy gale boksu zawodowego i gościłem w studiu same gwiazdy polskiego pięściarstwa: Dariusza Michalczewskiego, Krzysztofa Włodarczyka czy Grzegorza Proksę. Kilka razy pojawiła się także Agnieszka Rylik, z którą kilka lat później, o niej, napisaliśmy książkę „Nokaut”.
Sobotnia gala była II Turniejem o Puchar Obrońców Twierdzy Modlin. Nie byłbym sobą gdybym nie wspomniał tej historii. Twierdza padła 29 września 1939 roku, dzień po kapitulacji Warszawy. Broniono jej od 10 września kiedy natarły na nią niemieckie wojska. W ciągu tych 19 dni zginęło 1907 żołnierzy, około 4 tysięcy zostało rannych. A Twierdzę wybudowano w XIX wieku po decyzji Napoleona I z 1806 roku. Teraz to piękne muzeum z umieszczonym nieopodal cmentarzem wojskowym.
Sama gala bokserska odbyła się w Kasynie Oficerskim w Nowym Dworze Mazowieckim. To piękny dworek, w którym car spotykał się z oficerami i dobrze się bawił. Powstał w 1906 roku.
Piękne są takie historie.
***
- Piękna jest też historia pomocy powodzianom. Nie dość, że fizyczna, bezpośrednia, to jeszcze przez darowizny finansowe. Dołączyli też, tak jak w 1997 roku, artyści. Nagrali ponownie hymn „pomocowy”, który do tej pory zachwyca. „Moja i Twoja nadzieja” to utwór z 1993 roku, z pierwszej płyty zespołu Hey, z tekstem Kasi Nosowskiej i muzyką Piotra Banacha. Cztery lata później utwór został nagrany ponownie jako singiel charytatywny, z którego dochód został przekazany na pomoc ofiarom powodzi z 1997 roku.
Piękne jest to, że udało się skrzyknąć tak dużą grupę artystów, by nagrali ten utwór jeszcze raz, w tym roku, po tegorocznej powodzi. To buduje jak mało co. Obejrzałem premierę w programie 19:30 i miałem ciary. Zwłaszcza kiedy po niej pokazano krótki reportaż, w którym pokazano fragmenty teledysku sprzed 27 lat. Widać i słychać było Czesława Niemena czy Grzegorza Markowskiego…wartość nad wartościami. Jak prawdziwy boomer, nie rozpoznałem 75% artystów z wersji tegorocznej. Tak, boomer i ignorant. Ale z pewnością zarówno wtedy jak i teraz dotknęła mnie wokalizą Natalia Kukulska.
***
- Artyści nagrywali a politycy oblewali się pomyjami w Sejmie. Nie ma oddechu, wytchnienia od tych inwektyw. I wszyscy wiedzieliśmy, że tak ta debata o specustawie będzie wyglądać, a jednak jest zdziwienie, może nawet rozczarowanie. Choć najczęściej chyba zażenowanie.
Najciekawsze są oczywiście mowy dzisiejszej opozycji. Chcą na siłę wmówić swojemu elektoratowi, że rząd dał podczas powodzi ciała.
Ale dlaczego się złościmy skoro nawet jeden z szanowanych przecież dziennikarzy stwierdził, że sztaby kryzysowe były prowadzone przez Donalda Tuska w stylu putinowskim. Ręce opadają.
***
- Filmowo, choć nie o festiwalu w Gdyni. Nie byłem, nie widziałem, nie oglądałem większości filmów. Choć tak, twierdzę, że „Zielona granica” to film wybitny, poruszający i zostający w pamięci. Ale myślałem, że to było w ubiegłym roku. Tak, wiem, wtedy mieliśmy inną rzeczywistość. W tej dziedzinie też sprzątamy po poprzednikach.
Ale ja o filmie „Doppelganger. Sobowtór” – bo z reguły oglądam z opóźnieniem. To świetny film, ogląda się z prawie zapartym tchem. Jest zaskakujący, historia nie jest banalna, bardzo dobrze nakręcona. Lubię Jakuba Gierszała. Daje gwarancję dobrego poziomu. A, że jestem historycznym „freakiem”, to chłonę takie opowieści jak gąbka.
Obejrzałem też „Bo we mnie jest seks”, historię Kaliny Jędrusik. Film…inny. Trochę scen, które sięgały do wyobraźni Jędrusik, trochę muzyki, trochę Polski tamtych czasów, z nazwiskami „środowiska” – Dygat, Kutz, Zaniewska. To dodaje uroku temu filmowi, choć nie mam co ukrywać, że najwięcej uroku temu obrazowi dała Maria Dębska odgrywająca rolę Kaliny Jędrusik.
cdn. za tydzień
Trwa ładowanie...