Co tydzień. Subiektywny przegląd tygodnia. Wydarzenia, które zwróciły moją uwagę. Oto odcinek 19.
- Blady strach padł na kibiców tenisa. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?. A ja odpowiadam: nie martwcie się – to tylko rozrywka 😊 Tak, wiem….dzięki tej rozrywce żyje nam się lepiej, przyjemniej, czyli jednak Iga ma wpływ na nasze życie. Choćby taki, że jeden dzień, może nawet dwa, prawie cała Polska zastanawiała się co się stało. Czy się pokłócili, czy Daria Abramowicz była powodem, czy to, czy tamto. Mnie jednak wydaje się, że zmiana trenera, zwłaszcza w sporcie indywidualnym jest zjawiskiem dość naturalnym. Zdarzają się tylko nieliczne przypadki par pracujących ze sobą przez długie lata. Ale to wyjątki. Po tak długim czasie przebywania ze sobą niemal non stop, można mieć siebie nawzajem dosyć. Zwłaszcza, że zewsząd dochodzą głosy, że Wiktorowski i Świątek nie byli najbliższymi przyjaciółmi – delikatnie mówiąc. I wcale nie muszą być. To tylko my, Polacy, wyidealizowaliśmy ich współpracę, bo tak lubimy. A teraz popadamy w tę drugą skrajność twierdząc, że tam OD DAWNA źle się działo. No może i tak. I co z tego? Daria ma za dużo do powiedzenia? I co z tego? To nadal „firma” Igi Świątek. Jeśli jej to odpowiada to nam nic do tego.
I już widzę podział w społeczeństwie: „Team Świątek” i „Team Wiktorowski”. I jeszcze oczywiście „Team anty Daria”.
***
- Polska piłka osiąga dobre wyniki od przypadku do przypadku. Co nie przeszkadza oczywiście kibicom mieć zapędy mocarstwowe i przy każdej okazji oczekiwać wybitnych wyników, na przykład reprezentacji. Uwielbiamy dmuchać balonik sportowy, a intensywność zależy od dyscypliny. W piłce nożnej dmuchamy mocniej. I teraz znowu jest powód do dmuchania. Mamy dwa kluby w fazie ligowej europejskich pucharów, wprawdzie najsłabszej - Ligi Konferencji - ale jednak. Nie było takiej sytuacji od lat. Mało tego, obydwa kluby wygrały swoje pierwsze mecze z dużo silniejszymi rywalami. Legia z Betisem, a Jagiellonia z Kopenhagą. To brzmiałoby jak cud, gdyby były to mecze decydujące o czymś ważnym. Ale nie są. I niestety absolutnie nie wskazują na to, że obie drużyny zaczęły właśnie zwycięski marsz. Nauczony doświadczeniem spodziewam się pęknięcia tych balonów już w następnej kolejce, ale cieszyłem się tymi wygranymi bardzo…tak rzadko są powody do zadowolenia kiedy polskie zespoły grają w Europie.
A przed nami mecze reprezentacji. W dobrym momencie. Bo na przykład w szczycie formy Roberta Lewandowskiego i połechtani pozyskaniem przez Barcelonę Wojciecha Szczęsnego. No ciekaw jestem tych starć z Portugalią i Chorwacją.
***
- A jednak. Marcin Romanowski pozbawiony immunitetu europejskiego – nazywam to tak dla ułatwienia. Nie spodziewał się. Bo przecież żył w przekonaniu (pogłębianym przez kolegów partyjnych), że teraz uratuje go Unia Europejska i Bodnar może mu naskoczyć. A tu niespodzianka. Komisja, która się tego typu sprawami zajmuje, przetestowała sobie procedury bo nigdy jeszcze immunitetu nikomu nie odebrała. Nikt nigdy jeszcze nie został europosłem po wykonaniu takich wałów. To tylko u nas możliwe, po ośmiu latach wciskania kitu elektoratowi.
Zastanawia mnie jedno, choć nie powinno. Romanowski miał szanse przedstawić swoje racje przed ową komisją i nie zrobił tego. Oni tak właśnie uciekają. Listów żelaznych im się zachciało. Michał Kuczmierowski, Paweł Szopa, a nawet ten słynny Sebastian M, który oskarżenie go o spowodowanie wypadku śmiertelnego na A1 nazywa działaniem politycznym.
Jeśli ktoś oskarży mnie o cokolwiek, zawołam, że to działanie polityczne. To modne jest teraz.
A tymczasem w polityce…
Jacek Sasin mówił na antenie pewnego radia (trafiłem na nocną powtórkę – skuteczna pobudka), że PiS ma wielu kandydatów na urząd prezydenta i nie może się zdecydować. Tak, wiemy. Wiemy, że macie tam wielu nienadających się…i nie możecie się zdecydować, który z nich najbardziej się nie nadaje.
Sasin mówił jeszcze, że obecny rząd chroni swoich. Za chwilę powie, że obecny rząd wydał 70 baniek na wybory kopertowe.
Ale to nic…usłyszałem też słowa Przemysława Czarnka. Nie tylko te o tym, że Matka Boska jest Królową Polski i bardzo dobrze, że nią jest bo wszystkie bitwy i wojny, które wygrywaliśmy poprzedzone były zawierzeniem Matce i modlitwami do Matki. Nie wiem tylko co z tymi bitwami przegranymi. I mówił to chyba w kościele. Tylko nie wiem czy w ramach homilii czy jakoś inaczej. Kościele drogi – brnij.
Czarnek powiedział też, że plan jest taki, że po wygranych wyborach prezydenckich przejmują władzę. Tak właśnie.
***
- Lubiliście Palikota, prawda? No pewnie. Był inny, nie oszczędzał polityków, mówił co myślał. Tak się przynajmniej wydawało. Nie p…lił się w tańcu. Brzmiał tak wiarygodnie, że wielu mu uwierzyło. Teraz ciągle ktoś mówi, że wiadomo było od pewnego czasu o tych machlojkach, o kręceniu, o pożyczaniu i nieoddawaniu. Ja nie wiedziałem. Wiedzieli natomiast celebryci (jakież to dziwne środowisko), bo to z nimi często kolaborował Palikot. Kuba Wojewódzki na przykład kilka miesięcy temu mówił o tym w jednym z wywiadów. Że dał się nabrać, że jest mu wstyd i że przeprasza. Nie wiem za co, ale przeprasza.
Oczywiście nie mam pojęcia jaka jest prawda, widocznie coś jest na rzeczy skoro został zatrzymany i mówi się o konkretnych kwotach.
Palikot kojarzy się między innymi z penisem, a właściwie wibratorem…albo może dildo, który zaprezentował na jednej z konferencji prasowych. I jestem pewny, że niewielu już pamięta z jakiego powodu to zrobił. W proteście przeciwko zaniechaniu działania w sprawie molestowania nastolatek przez policjantów w Lublinie.
Innym razem przyszedł do studia TVN24 ze świńską głową. Mówił wtedy o PZPNowskiej mafii, grzmiał, że trzeba oczyścić polską piłkę. A świńską głowę, z której kapała jeszcze krew, przyniósł dla Michała Listkiewicza ówczesnego prezesa PZPN, który na swoją kolej czekał w tzw. poczekalni dla gości i wszystko obserwował na ekranie. W drodze do studia minął się z Palikotem.
– Ciekawe, jak pan sobie poradzi – powiedział poseł przelotnie, a Listkiewicz odpowiedział mu:
– Myślę, że lepiej od pana.
Listkiewicz jest dość szanowaną dziś personą, Palikot właśnie został aresztowany.
***
- Nie ukrywam, że nie jestem serialowy. Czasem jednak coś przyciąga moją uwagę na czas tych, powiedzmy dziesięć odcinków – tyle jestem w stanie poświęcić. Przekonałem się o tym oglądając brawurowy serial „Wielka” oparty na historii Carycy Katarzyny. Pierwszy sezon połknąłem, drugi urwałem w połowie i już nie mogłem się przekonać, by kontynuować. Serial stał się już powtarzalny.
Będąc wielbicielem filmów kostiumowych, w miarę wiernie oddających nastrój czasów, w których toczy się akcja, nie mogłem nie obejrzeć nowej wersji Szoguna. Ta poprzednia jest symbolem mojego dzieciństwa i zawsze będę ją stawiał ponad wszystkie inne wersje. Zresztą w Telewizji Polskiej serial był emitowany prawie 40 lat temu (5 lat po światowej premierze), pamięć nie pozwala mi zatem kompetentnie porównać go z wersją z tego roku. Wtedy zresztą inaczej robiło się kino, być może mniej efektownie. Ta ostatnia wersja jest właśnie bardzo efektowna, piękniejsza obrazami, nie wiem jednak czy aktorsko przeskoczyła tę z 1980 roku, w której główną rolę zagrał Richard Chamberlain, później słynny ksiądz z „Ptaków ciernistych krzewów”.
Szogun to historia pasjonująca niezależnie od wersji, pokazująca kulturę Japonii za czasów świetności samurajów. To naprawdę ujmujące i budzące podziw. I najlepsze jest to, że oni tak na serio z tym honorem i sepuku. Muszę kiedyś zdobyć się na przeczytanie książki Jamesa Clavella i próbę wyobrażenia sobie jak naprawdę wyglądała Mariko 😊
Sięgnąłem też w mijającym tygodniu po serial „Perry Mason”, nawet nie wiem dlaczego. Ale na razie robi dobre, dość mroczne wrażenie. A to akurat lubię.
A, i jeszcze Amsterdam. Film, w którym roi się od hollywoodzkich gwiazd. Film, który jest właśnie z powodu liczby pojawiających się gwiazd, przebodźcowany. Kiedy zwraca się uwagę na kolejne tuzy, traci się wątek. A niestety wątków w tej historii jest co najmniej kilka. Gdyby skupić się na jednym – byłoby to wszystko bardziej znośne i nawet ciekawe.
***
- Widzów TVP Info jest ponoć coraz więcej. Być może nawet wśród Was czytelnicy takowi się znajdują. Zauważyliście zatem być może, że ruszyło nowe studio. Jest imponujące. Miałem o tym nie pisać ale w sumie to wydarzenie również jest na mojej krótkiej liście wydarzeń tygodnia, które patrzę subiektywnym okiem. Bo przyznaję, że subiektywnie cieszę się, że dokładam się do nowej jakości i trochę też tworzę coś nowego. Poprzednio czułem taką ekscytację kiedy ruszaliśmy na platformie „N” z nowym kanałem nSport w 2006 roku. Wtedy oczywiście zespół nie był tak bardzo narażony na hejt jak teraz, ale widocznie tak musi być. Znak czasów.
cdn. za tydzień
Trwa ładowanie...