Młynarz Józef... chyba trzeba będzie jednak nadać inny tytuł?

Obrazek posta

Agnieszka siedziała naprzeciw Zosi, wzrokiem wbita w stół, nerwowo przekładając serwetkę z ręki do ręki. W końcu, nie mogąc już dłużej milczeć, zaczęła mówić.

 

– Zosia... – zaczęła Agnieszka niepewnie. – Muszę ci coś powiedzieć, coś bardzo ważnego.

Zosia patrzyła na matkę, nie spodziewając się tego, co miało nadejść. Od kiedy jej plany wobec firmy Józefa zaczęły się realizować, czuła się pewnie.

– Józef... Józef nie jest twoim ojcem – powiedziała w końcu Agnieszka, spuszczając wzrok.

Zosia zamarła. Te słowa nie miały sensu. Wszystko, co myślała, co ją napędzało, opierało się na tym, że Józef był jej ojcem. Przecież to przez tę nienawiść zniszczyła jego firmę, a teraz? Jak to możliwe, że całe jej życie było oparte na kłamstwie?

– Jak to? – zapytała Zosia, głos jej się załamał. – Przecież zawsze mówiłaś, że to on jest moim ojcem. Zrujnowałam mu życie!

Agnieszka nie mogła na nią spojrzeć. – Wiem, Zosiu. Myślałam, że tak będzie lepiej. Kochałam się w nim w szkole podstawowej, a potem... no cóż, byłam młoda, zagubiona, i wmówiłam sobie, że to on. Ale Józef nigdy nie był w Chorwacji, nigdy nie miał z tym nic wspólnego. To był błąd, który teraz muszę naprawić.

Zosia poczuła, jak wszystko, co do tej pory budowało jej życie, zaczyna się sypać. W jednej chwili wspomnienia, które wydawały się tak pewne, zaczęły tracić sens.

= Zaraz. Co powiedziałaś? Kochałaś się w nim w podstawówce? To niemożliwe!!!!! Znam jego życiorys na pamięć. Znowu kłamiesz mamo.

 

Zosia nagle poczuła, jak wszystko, w co wierzyła przez te lata, zaczyna się rozpadać. To nie tylko Agnieszka wciągnęła ją w błędne przekonanie. Ona sama ułożyła sobie w głowie historię, która teraz wydawała się bardziej baśnią niż rzeczywistością. Jak mogła uwierzyć, że Józef był jej ojcem, skoro przecież było to niemożliwe? Fakty nie zgadzały się, daty się nie pokrywały, a ona, napędzana nienawiścią i błędnym przekonaniem, zniszczyła mu życie.

 

– Nie, mamo – Zosia westchnęła. – Józef nigdy nie mógł być moim ojcem. Widzisz, on pochodzi z drugiego końca Polski. Gdy ty byłaś w podstawówce, on mieszkał setki kilometrów stąd.

Agnieszka zmarszczyła czoło, jej pewność zaczęła się chwiać, ale tylko na moment. Zawsze wierzyła w swoją wersję wydarzeń. – Może wyprowadził się później? – zapytała, choć sama brzmiała mniej przekonująco. – Pamiętam go. To musi być on.

 

 

Agnieszka próbowała jeszcze coś powiedzieć, ale Zosia już tego nie słuchała. W jej głowie zaczynał się klarować nowy plan. Zrujnowała życie niewinnemu człowiekowi, wierząc w coś, co było od początku kłamstwem. Teraz musiała to naprawić. Ale nie mogła po prostu pójść do niego i powiedzieć: „Przepraszam”. Wszystko musiało się odbyć tak, jak wcześniej – po cichu, powoli, krok po kroku.

 

 

Następne dni spędziła w pełnym skupieniu, przeglądając dokumenty, które jeszcze miała w rękach. Wiedziała, że każda złotówka, którą przekazała na nielegalne konta, musi wrócić. Musiała działać, przecież była księgową, a to oznaczało, że miała dostęp do miejsc, o których Józef nie miał pojęcia. Tylko teraz miała inny cel: ratowanie to, co zniszczyła.

 

Czas płynął, a ona nadal nie miała planu, nie mogła dojść do siebie, po tym jak matka wyznawała prawdę o jej ojcu. Po latach okazało się, że to nie Józef był jej ojcem, a cała historia z nim była tylko kłamstwem, które miało dać Zosi jakikolwiek cel w życiu. Gdy dotarła do końca listu, była oszołomiona. Wszystko, co zrobiła, całe swoje życie poświęciła na nienawiść do człowieka, który nie miał z nią żadnego związku.

 

W głowie huczały jej myśli, kiedy jej wzrok padł na koperta leżąca leżącą pod drzwiami. To musiało przyjść razem z rachunkami. Otworzyła ją, a ze środka wypadło stare, pożółkłe zdjęcie. Zosia przyjrzała się uważnie – poczuła, jak jej serce zamiera na moment.

 

Na zdjęciu była ona, jako małe dziecko, trzymana w ramionach... Józefa. Obok niego stała nieznana kobieta. Trójka ludzi, na pierwszy rzut oka wyglądających jak szczęśliwa rodzina.

 

Ale to nie miało sensu. Józef nigdy nie znał jej jako dziecka. Przecież przez całe życie sądziła, że był dla niej obcy, że nigdy nie miał z nią nic wspólnego. A teraz, oto dowód, że musiał znać ją jako małą dziewczynkę. Kim była ta kobieta? Czyżby to była jej matka? Nie, to niemożliwe – matka zawsze mówiła, że Józef był jej zauroczeniem z czasów szkolnych, ale nigdy nie mieli wspólnego życia.

 

Zosia przypatrywała się zdjęciu z rosnącym niepokojem. To było coś więcej niż przypadkowa fotografia. To było zbyt dokładne, zbyt celne. Ktoś chciał, żeby to zobaczyła. Ale kto? I dlaczego teraz, kiedy zaczęła układać sobie na nowo życie po wyznaniu matki?

 

Pomyślała, że to musiała być jakaś manipulacja, może nawet prowokacja. Ale nie mogła oderwać wzroku od zdjęcia. Wspomnienia z dzieciństwa były zamazane, ale może... może nie wszystko pamiętała. Może Agnieszka też coś przed nią ukrywała. A może to wszystko była jakaś zagmatwana gra, której sensu jeszcze nie znała.

 

Wiedziała jedno: ktoś ciągnął za sznurki, a ona była pionkiem w grze, której nie rozumiała. Czuła, że musi to zdjęcie zachować, ale nie wiedziała jeszcze, co z nim zrobić. Wiedziała natomiast, że czas działał przeciwko niej, a prawda była bardziej skomplikowana, niż sobie wyobrażała.

 

 

Zobacz również

pamiątka znad morza
IV. Kasia - niewinna kochanka młynarza
Ciąg dalszy. V Józef i Agnieszka

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...