Józef siedział w swoim biurze, pogrążony w myślach. Jego życie od miesięcy staczało się w przepaść. Firma wiatraczno-młynarska, którą budował latami, była na skraju bankructwa. Komornicy już dawno zajęli większość jego majątku, a rachunki za niespłacone kredyty piętrzyły się na biurku jak stos złowieszczych kart tarota. Jednak nie tylko finanse były problemem. Sprawy osobiste wymknęły mu się spod kontroli. Próbował znaleźć jakikolwiek ślad po Agnieszce – kobiecie, która zdaje się być początkiem jego problemów.
Otworzył starego laptopa i wpisał jej imię i nazwisko w wyszukiwarkę. Wynik? Brak. Ani na portalach społecznościowych, ani w starych bazach danych, ani nawet w rejestrach. Zadzwonił do starego komisarza, dawnego kolegi z wojska. Efekt? Zero,null. Agnieszka zniknęła bez śladu. Józef zaczął się zastanawiać, czy to możliwe, że Kasia mówiła prawdę. Czy rzeczywiście darzyła go uczuciem, a to Agnieszka była tylko oszustką? A może to była kolejna z jej gier?
Postanowił napisać do Kasi. Może ona wiedziała coś, czego on nie rozumiał. Może ich relacja, choć początkowo zbudowana na fałszu, mogła przetrwać? Wziął papier i długopis. Pisał o wszystkim – o swoich podejrzeniach, o tym, że Agnieszka zniknęła, o tym, że chce zrozumieć, co naprawdę zaszło. Wyjaśniał, że może się mylił i chciał naprawić błędy. Wciąż, mimo wszystko, żywił do niej jakieś uczucia.
List wysłał z nadzieją, ale kiedy kilka dni później koperta wróciła, jego serce zamarło. Na kopercie widniała lakoniczna adnotacja: "Osoba o tym nazwisku nie figuruje w rejestrze osadzonych."
Józef odłożył list na biurko i oparł się na krześle, gapiąc się w sufit. Kasia zniknęła tak samo, jak Agnieszka. Jak to możliwe, że nikt jej nie pamiętał? Przecież widział jej proces, słyszał wyrok – miała trafić do więzienia. A teraz jakby nigdy nie istniała. Czy wszystko, co działo się wokół niego, było jedynie jakimś dziwacznym, koszmarnym snem?
Siedząc w ciszy, przeglądał stertę dokumentów na biurku. Rachunki, wezwania do zapłaty, pisma z urzędów... To wszystko przypominało mu o jego finansowym upadku. Firma, która kiedyś była jego dumą, teraz tonęła, a on razem z nią. Przerzucał te papiery beznamiętnie, aż natrafił na coś, co zupełnie nie pasowało do reszty.
To było stare, pożółkłe zdjęcie. Na pierwszy rzut oka nic szczególnego – szkolna zabawa, dzieci tańczące na tle ozdobnych girland i balonów. Ale im dłużej Józef przyglądał się zdjęciu, tym bardziej jego serce zaczynało bić szybciej. Bo tam, pośród tych dzieci, na środku parkietu... widział siebie. Takiego ośmio, góra dziesięcioletniego. To było niemożliwe! Na zdjęciu wyraźnie widniał on tańczący z dziewczyną, która wyglądała jak Kasia.
Oczy Józefa przesunęły się na dolny róg zdjęcia. Data. 13 marca 1963 roku. Ten dzień znał doskonale – to była data jego urodzin. Ale przecież na tym zdjęciu wyglądał na starszego, a ta data... Przecież to było w dniu jego urodzin. Jak to możliwe, że był na tej fotografii? Jakim cudem jego odbicie pojawiło się na zdjęciu sprzed jego własnych narodzin?
Józef przetarł oczy, próbując zapanować nad mętlikiem w głowie. Przeszłość i teraźniejszość zaczynały się mieszać w sposób, którego nie umiał wytłumaczyć. Zaczął wątpić w swoje wspomnienia, w to, kim był. Czy wszystko, co wiedział o swoim życiu, było jedną wielką iluzją?
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Ciche, ale stanowcze. Józef drgnął, wyrwany z rozważań. Spojrzał na drzwi z rosnącym niepokojem. Kto mógł tu być o tej godzinie? Pukanie powtórzyło się, a on wstał powoli i ruszył do drzwi, czując, jak serce bije mu coraz szybciej.
Otworzył drzwi i zobaczył przed sobą kobietę. Miała na sobie elegancki, ciemny płaszcz, a w dłoni trzymała teczkę. Jej twarz była poważna, ale miała w sobie coś znajomego. Józef próbował przypomnieć sobie, gdzie ją widział, ale nie mógł znaleźć odpowiedzi.
– Pan Józef? – zapytała kobieta chłodnym, opanowanym głosem.
– Tak... – odpowiedział, wpatrując się w jej twarz, próbując rozszyfrować, kim była i czego mogła od niego chcieć.
Kobieta weszła do środka bez słowa zaproszenia, zamykając za sobą drzwi. Jej ruchy były pewne, niemal mechaniczne. Wyjęła z teczki dokumenty i położyła je na biurku, obok zdjęcia, które Józef trzymał w dłoniach. Spojrzała mu prosto w oczy, a w jej spojrzeniu było coś, co przyprawiło go o dreszcze.
– Musimy porozmawiać – powiedziała cicho, ale z naciskiem, jakby to, co miała do powiedzenia, zmieni jego życie na zawsze.
Józef, mimo wątpliwości, podszedł bliżej. Kobieta sięgnęła po zdjęcie, które wcześniej znalazł pośród rachunków. Oparła je o krawędź biurka, a potem, patrząc na Józefa z nieodgadnionym uśmiechem, powiedziała:
– Zastanawia się pan, co to wszystko znaczy, prawda?
Józef milczał, wciąż wpatrując się w zdjęcie i dokumenty, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Wszystko wydawało się coraz bardziej surrealistyczne. Czy to możliwe, że jego życie było częścią czegoś większego, czegoś, czego nigdy nie zrozumiał?
– Kim pani jest?
– Źle sformułowane pytanie– kontynuowała kobieta, przesuwając dłońmi po blacie biurka. – Zadaj sobie właściwe pytanie: kim Ty jesteś, Józefie?
W tym momencie Józef poczuł, jak ziemia osuwa się spod jego stóp.
Trwa ładowanie...