Kasia
Kasia siedziała w swojej ciasnej celi, otoczona dźwiękami, które były jej codzienną torturą. Woda kapiąca miarowo z kranu, tworząca nieustanny rytm – kap…kap…kap…kropla po kropli. Cieknący sedes bulgoczący cicho, jakby coś niewidzialnego próbowało się w nim poruszyć, a nad głową jeszcze ta cholerna bzyczała stara jarzeniówka, której migotanie wprawiało ją w dziwny, nerwowy stan. Życie w tym miejscu było egzystencją na krawędzi – monotonne, odhumanizowane, pozbawione nadziei.
Czas płynął w więzieniu inaczej. Kasia nie była pewna, ile dokładnie minęło dni od wyroku. Skazano ją na 10 lat. Sąd uznał ją winną nieumyślnego spowodowania zagrożenia życia oraz działania na szkodę przedsiębiorstwa. Firma Józefa upadła przez jej intrygi – tak przynajmniej twierdzono. W toku procesu dołożono jej także „wyrządzenie znacznych strat finansowych”, choć prawda była dużo bardziej złożona, niż chciano przyznać. Kasia czuła się zagubiona, jakby utkwiła w jakimś absurdalnym koszmarze, z którego nie mogła się obudzić.
Co gorsza, wciąż nie mogła wyrzucić z głowy zdjęcia, które odkryła parę dni temu wśród swoich rzeczy osobistych, zabranych do celi. Znalazła je przypadkowo, kiedy przeszukiwała małą teczkę z rzeczami, które pozwolono jej zachować. Fotografia przedstawiała zabawę z 13 marca 1963 roku. Na zdjęciu była ona – młodsza wersja samej siebie, dziewczynka w kolorowej sukience, tańcząca z chłopcem. Problem w tym, że nigdy nie widziała tego zdjęcia wcześniej. Niczego z tamtego wydarzenia nie pamiętała, a jeszcze bardziej niepokojące było to, że rozpoznawała chłopca, z którym tańczyła. Była wręcz pewna, że nigdy tam nie była.
Trzymając zdjęcie w ręku, analizowała każdy szczegół. Coś w tej fotografii ją przerażało, ale nie potrafiła określić, co to było. Czy to możliwe, że ktoś podsunął jej ten obraz celowo, próbując wprowadzić ją w jeszcze większe zamieszanie? Czy miała być to część jakiejś makabrycznej gry?
Myśli Kasi zaczęły krążyć wokół jednej, nieustannie powracającej kwestii: kto zrobił to zdjęcie? Kto stał po drugiej stronie aparatu? Odpowiedzi nie przychodziły.
Nagle strażnik podszedł do kraty i wręczył jej list. Każdy list był najpierw otwierany i dokładnie sprawdzany, więc nie spodziewała się żadnych niespodzianek. Bez większych oczekiwań zaczęła otwierać kopertę. W środku znajdowała się... laurka. Delikatnie narysowana ręką dziecka, z uśmiechniętą postacią – kobietą w sukience trzymającą dziecko za rękę. Laurka była podpisana:
"Dla mamy."
Kasia zamarła. Dla mamy? Ale przecież ona nie ma dzieci. Skąd więc ten rysunek? Czy to jakaś okrutna pomyłka? Czy może kolejny element tej dziwnej gry, którą ktoś z nią prowadził?
Jej umysł zaczynał wirować od pytań, na które nie było odpowiedzi. Ta laurka – choć pozornie niewinna – wydawała się emanować czymś złowieszczym, niosła w sobie niepokój, którego nie potrafiła wytłumaczyć. Starała się odłożyć ją na bok i zapomnieć, ale coś przyciągało jej wzrok do tej kartki. Kto mógł wysłać jej taki rysunek? Czy dziecko, które ją narysowało, istniało? A może to była część jakiegoś planu?
Gdy zapadł capstrzyk i zgasły światła, Kasia została sama w ciemności. Leżąc na pryczy, próbowała zasnąć, ale jej myśli nie dawały jej spokoju. Laurka – nie mogła przestać o niej myśleć. W ciszy celi wydawało się, że ten rysunek patrzy na nią, chociaż wiedziała, że to niemożliwe.
Nagle coś przykuło jej uwagę. Delikatne, niemal niewidoczne światło zaczęło wydobywać się z laurki, jakby rysunki na kartce zaczęły się zmieniać. Kasia podniosła się z łóżka, zbliżyła do rysunku i patrzyła w osłupieniu. Tam, gdzie wcześniej były kolorowe rysunki, teraz pojawiły się krwawe, przerażające litery, układające się w jedno, mrożące krew w żyłach zdanie:
"Pamiętasz, co mi zrobiłaś?"
Kasia poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Serce zaczęło walić szaleńczo, a ciało drżało. Co to miało znaczyć? Kto to napisał? Czy zrobiła coś, czego nie pamięta? Zaczęła gorączkowo szukać odpowiedzi w swojej głowie, ale nic nie przychodziło. Może coś strasznego wydarzyło się w przeszłości, a ona to wyparła? Co to miało wspólnego ze zdjęciem?
W tym momencie usłyszała kroki. Powolne, wyraźne, echo odbijało się od zimnych ścian więzienia. Ktoś szedł w jej kierunku. Z każdym krokiem dźwięk był coraz bliższy. Kasia czuła, jak jej serce bije coraz szybciej. Ktoś zbliżał się do jej celi.
Zatrzymał się tuż za drzwiami. Przez kilka sekund nic się nie działo, tylko cisza. Potem usłyszała cichy, metaliczny dźwięk – jakby klucze delikatnie przesuwały się w zamku... I wtedy wszystko nagle zamilkło.
Trwa ładowanie...