Zosia działała w ukryciu, starając się naprawić to, co sama zniszczyła. Przez ostatnie lata systematycznie niszczyła firmę Józefa, sądząc, że mści się na mężczyźnie, który porzucił ją i jej matkę, Agnieszkę. Wszystko przez to, że Agnieszka wmówiła jej, że Józef jest jej ojcem – mężczyzną, który nigdy nie miał odwagi stanąć w jej obronie. Ale teraz, gdy prawda wyszła na jaw, Zosia zrozumiała, jak bardzo się myliła. Józef nie był jej ojcem. Była tylko pionkiem w większej grze, a jej działania doprowadziły człowieka do bankructwa. Zosia chciała naprawić wyrządzone szkody, ale wiedziała, że musi to zrobić w tajemnicy. Józef uważał ją za wroga numer jeden. Gdyby dowiedział się, że to ona była odpowiedzialna za jego upadek, prawdopodobnie nigdy by jej nie wybaczył.
Pewnego popołudnia, siedząc w swoim wynajętym mieszkaniu, przeglądała stare dokumenty księgowe. To była monotonna praca, ale czuła, że musi coś znaleźć – coś, co pozwoliłoby jej rozpocząć proces naprawy szkód. Wśród sterty papierów natrafiła na coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak kolejne potwierdzenie przelewu. Jednak szybko dostrzegła, że ten dokument był inny.
Było to potwierdzenie przelewu na pewne konto ośrodka o nazwie, która nie mówiła jej zbyt wiele. Zastanowiła się, dlaczego w firmowych księgach znajdują się takie zapisy. Kwoty były znaczne, a przelewy odbywały się regularnie, dwa razy w roku. Coś jednak szczególnie przykuło jej uwagę – pacjent oznaczony numerem 130363. Ten numer wydał się jej dziwnie znajomy, jakby gdzieś już go widziała. Nagle ją olśniło. 13 marca 1963 – data urodzin Józefa. Czy to mógł być przypadek?
Przy kolejnych dokumentach znalazła list z ośrodka, w którym informowano, że pacjent 130363 został zwolniony dwa lata temu, a niewykorzystane środki zostały zwrócone. Zosia zaczęła czuć niepokój. Dlaczego ośrodek miałby opłacać jakiegoś pacjenta, którego numer to data urodzin Józefa? Kim był ten człowiek? I co to za miejsce?
Zosia wiedziała, że musi to sprawdzić. Odszukała adres ośrodka w dokumentach i postanowiła wyruszyć w drogę, mimo że miała złe przeczucia.
***
Po wielu godzinach jazdy Zosia dotarła na miejsce. Kiedy wysiadła z samochodu, w oczy rzuciło jej się to, że teren ośrodka był całkowicie zarośnięty i opuszczony. Trawa rosła bujnie, sięgając jej do pasa, a drzewa i krzewy prawie całkowicie zasłaniały budynki. Wszystko wydawało się martwe i zapomniane. Ośrodek wyglądał, jakby nie działał od co najmniej kilkunastu lat, a przecież dokumenty wskazywały, że jeszcze dwa lata temu pacjent przebywał tu na leczeniu.
Ruszyła w głąb posesji, próbując przedrzeć się przez gąszcz roślinności. Przed sobą dostrzegła błysk czegoś metalowego. Kiedy podeszła bliżej, odkryła starą, przerdzewiałą tablicę, leżącą w trawie. Przetarła ją rękawem i odczytała napis: „Ośrodek Badań i Leczenia Zaburzeń Osobowości”.
Serce Zosi zaczęło bić szybciej. To było to miejsce. Jednak zamiast odpowiedzi, wszystko wydawało się jeszcze bardziej zagmatwane. Co się tutaj wydarzyło? Dlaczego ośrodek wyglądał, jakby nikt tu nie był od lat?
Krocząc dalej, dotarła do pierwszego z budynków. Wyglądał na całkowicie opuszczony, a okna były wybite. Na ścianie ledwo widoczny był napis „Pawilon Albania”. Przeszła kilka kroków dalej i stanęła przed kolejnym budynkiem, oznaczonym napisem „Pawilon Belgia”. Obok w równie opłakanym stanie „Pawilon Dania” i „Hiszpania”. Wszystkie budynki w podobnym stanie – porzucone, zaniedbane, jakby czas zatrzymał się tutaj lata temu.
Czuła narastające napięcie, a niejasne przeczucie, że coś tu jest nie tak, potęgowało jej niepokój. Wydawało się, że to miejsce skrywa mroczne tajemnice.
Zosia szła dalej, mijając kolejny budynek, kiedy zauważyła coś, co ją zmroziło. Przed nią, częściowo zniszczony przez pożar, stał kolejny pawilon. Na jego froncie widniał napis, który ledwo dało się odczytać przez liczne ślady ognia. Powoli przetarła go dłonią, odsłaniając wyblakłe litery.
„Chorwacja”.
Zosia cofnęła się, jak po mocnym ciosie w splot słoneczny. To było to miejsce. Pawilon Chorwacja.
Trwa ładowanie...