Kasia

Obrazek posta

 

VIII. Kasia

 

W celi było chłodno, a powietrze ciężkie i zatęchłe. Brzęczenie jarzeniówki przyprawiało o mdłości.

Laurka. Już chyba tysiąc razy przeczytała tajemnicze przesłanie w laurce, serce Kasi biło coraz szybciej. Choć z pozoru wydawała się spokojna, wewnątrz była roztrzęsiona. Każda noc stawała się bardziej przerażająca, odkąd tajemnicza wiadomość do niej dotarła. I te nocne odgłosy na korytarzu. Teraz też czekała w ciemnościach, kiedy usłyszała kroki zatrzymujące się tuż za drzwiami celi. To działo się już kolejną noc. Kroki, szczęk kluczy i nagle cisza.

Tym razem jednak coś wpadło do środka. Mały skrawek papieru

 

Drżącymi palcami podniosła kartkę. "Jutro na spacerniaku. Pozdrowienia od 130363"— widniało na niej. Ten numer wydawał się jej niepokojąco znajomy, ale nie mogła dokładnie przypomnieć sobie, skąd. Próby uporządkowania myśli i znalezienia powiązań nie przynosiły rezultatów. Wszystko zlewało się w niejasną mozaikę wspomnień i pytań.

 

Kolejnego dnia, podczas spaceru po więziennym spacerniaku, napięcie rosło. Każde spojrzenie współwięźniarek wydawało się jej oskarżycielskie, jakby wiedziały, że kryje coś, czego nawet ona nie potrafiła w pełni zrozumieć. Było w niej jednak coś więcej — dziwne przeczucie, że nadchodzi jakiś przełom. Coś dziś się wydarzy.

 

Wtedy ją zobaczyła. Kobieta, której twarz wydawała się znajoma, zbliżała się do niej powoli, bez pośpiechu. Kiedy stanęły obok siebie odwrócone plecami, wręczyła jej małą fiolkę z przezroczystym płynem.

 

— Masz pozdrowienia od 130363 — wyszeptała kobieta i odeszła.

 — Ale, kto … — pytanie Kasi zawisło w powietrzu. Po kobiecie nie było już śladu.

 

Trzymała fiolkę w dłoniach. Była przekonana, że zna tę kobietę, choć nie mogła dokładnie określić, skąd. Kasia wiedziała, że musi działać szybko. Kiedy wracały do cel, dyskretnie wypiła płyn, ukrywając pustą fiolkę w kieszeni innej więźniarki. Następnie sprowokowała bójkę — sposób na odwrócenie uwagi strażników. Uderzenia, które otrzymała od współwięźniarek i strażników, były brutalny. Jednak cios jaki przyjęła na twarz od rosłego strażnika, był tym, który zgasił jej świeczkę. Świat wokół niej spowiła ciemność.

 

 

W izbie chorych, lekarz stwierdził zgon o godzinie 13:03. Ciało leżało bezwładnie na łóżku, a on notował rutynowe raporty, jakby był to tylko kolejny przypadek w jego codziennej pracy. Zapisał dokładnie: "Zgon o 13:03.Wcześniej ciężko chorowała. Historia choroby do archiwum. Bez sekcji zwłok." Notatki były chłodne i bezosobowe, jak wszystko, co działo się w tym miejscu. Procedury miały być przestrzegane, a nikt nie pytał o szczegóły, które nie dotyczyły bezpośrednio medycznej strony sprawy.

 

Kiedy zakończył dokumentację, wyciągnął telefon komórkowy i zadzwonił. Głos po drugiej stronie odebrał szybko, jakby czekał na ten moment.

 

— Jest przygotowana do odbioru. Wyślijcie Cerbera. — powiedział lekarz, jego głos był spokojny, niemal mechaniczny.

 

Wiedział, co ma zrobić, i nie miał wątpliwości co do swojego zadania. To, co działo się poza murami więzienia, nie było jego sprawą. Był tu, by wykonywać swoją pracę. I dziś, jak zawsze, wszystko przebiegało zgodnie z planem. Ciało miało zostać zabrane. Do domu pogrzebowego „Cerber” i następnie skremowane.

 

W chłodnym prosektorium, gdzie panowała nieprzyjemna cisza, ciało było już przygotowane do sekcji. Patomorfolog, doświadczony specjalista o wypracowanej precyzji, zbliżył się do ciała. Zdjął prześcieradło, odsłaniając nagą skórę, na której widniały poza siniakami również liczne blizny. Niektóre z nich były stare, inne świeższe, a jeszcze inne niemal niewidoczne, jakby starannie ukryte pod warstwą zmienionej tkanki.

 

Jego wyczulone oko od razu dostrzegło niepokojące szczegóły. Blizny po cesarskim cięciu, blizny po operacjach plastycznych. Każda z tych ran świadczyła o przeszłości, której nikt nie znał. Była ona czymś więcej niż tylko ofiarą zbrodni; jej życie, zakodowane w ciele, miało swoje sekrety. Ale jego zadaniem było tylko wykonanie sekcji.

 

Skalpel leżał już gotowy do pracy. Lekarz wziął go w dłoń i zbliżył ostrze do zimnej, martwej skóry. Przyłożył go, jakby miał zacząć przecięcie, ale w tej chwili coś w nim zawahało się. To ciało, te blizny… O czym one świadczyły? Przeszłość tej kobiety musiała być mroczniejsza, niż ktokolwiek by przypuszczał.

Podniósł skalpel, przyłożył go do skóry i …

Zobacz również

Ciąg dalszy. V Józef i Agnieszka
IX Agnieszka
X. Józef i inspektor Anna

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...