„Panie, tu nic nie urośnie” – gdybym dostawał złotówkę za każdym razem, gdy to słyszałem, pewnie jeździłbym Porsche. Jednakże, z upływem lat, coraz częściej zacząłem słyszeć „Panie, ale tu Panu rośnie” – poczucie beznadziejności i negacja zastąpione zostały zachwytem i entuzjazmem. „Cholera, może i ja u siebie coś posadzę?” - słyszałem coraz częściej, pokazując swoje uprawy na glebie klasy VIz, miejscami jako żywo podobnej do piasku na helskiej plaży. Po latach doświadczeń z uprawą w takich warunkach mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że nawet w miejscu, gdzie nie bardzo chce rosnąć trawa czy chwasty, można założyć permakulturowy, produktywny ogród, nie wydając na to miliona monet. Trzeba tylko wiedzieć jak.