XV. Kasia
Siedziałam na ławce w parku, przeciągając palcami po aksamitnym materiale mojego płaszcza. Moje odbicie w lśniących szybach budynków wokół było idealne. Nowa fryzura, eleganckie ubrania – wszystko dobrane z precyzją, żeby stworzyć iluzję kogoś, kim nie byłam. Moje nowe życie, nowa tożsamość, były jak kostium, który teraz nosiłam. Ale pod powierzchnią... wciąż byłam tą samą osobą.
Od kilku dni obserwowałam swoją przyszłą ofiarę. Mężczyzna w średnim wieku, bankowiec, o gładko przyciętych włosach i lekkim uśmiechu. Jego idealne życie – droga teczka, elegancki garnitur, markowy zegarek – zdawało się emanować pewnością siebie. A jednak widziałam w nim coś więcej. Te subtelne oznaki samotności, chwile, kiedy jego wzrok zatrzymywał się na przechodniach, na kobietach w parkach, jakby szukał czegoś, co wyrwałoby go z rutyny. I to była moja szansa.
Zerknęłam na zegarek. Punktualnie, tak jak zawsze, przeszedł obok mnie. Przypadkowe spojrzenie, nieco dłuższe niż zwykle. Uśmiechnęłam się delikatnie, odwracając wzrok, jakbym nie zauważyła jego zainteresowania. Gra zaczynała się tak samo jak wiele razy wcześniej – krok po kroku, stopniowo wciągałam go w sieć, której nie zdoła się pozbyć.
Chwilę później podszedł do mnie.
– Przepraszam, czy mogę się dosiąść? – zapytał, patrząc mi prosto w oczy.
Odwróciłam głowę, jakbym wyrwana z zamyślenia. Oczywiście, wiedziałam, że przyjdzie, wiedziałam, że to tylko kwestia czasu.
– Oczywiście – odpowiedziałam, z lekkim uśmiechem, który wydawał się tak naturalny, że niemal sama w to uwierzyłam.
– Maksymilian, dla znajomych Maks.
– Kasia, po prostu Kasia.
Rozmawialiśmy o niczym, drobne uprzejmości, wymiana spojrzeń, lekkie gesty. Zgodnie z planem, po kilku minutach rozmowy zaproponował kawę. Zgodziłam się, jakby to było przypadkowe, niewymuszone.
– Znam świetne miejsce – powiedział, wskazując na kawiarnie na rogu ulicy.
Ruszyliśmy w stronę lokalu, a ja, idąc obok niego, czułam adrenalinę, która zawsze towarzyszyła mi w takich momentach. To była gra, którą znałam na wylot. Manipulowanie, kontrolowanie sytuacji, sprawienie, żeby ktoś uwierzył w coś, co nie istniało. Byłam w tym dobra. Zbyt dobra.
***
Staliśmy przed witryną kawiarni, a ja starałam się skupić na teraźniejszości. Jednak nagle, zupełnie niespodziewanie, coś w mojej głowie kliknęło. Wspomnienie – żywe, intensywne, jakby wyrwane z głębi mojej świadomości. Znowu tam byłam, w szkole, może dziesięcioletnia, na jednej z tych nudnych zabaw szkolnych.
Pamiętam tamtego chłopca. Często się drażnił ze mną, ale tym razem to ja wyciągnęłam rękę, żeby go sprowokować. Zaczęło się od zwykłych słów, ale szybko zmieniło się w coś poważniejszego. Może miałam w sobie coś mrocznego już wtedy, coś, co lubiło patrzeć, jak inni tracą kontrolę. Pamiętam, jak jego twarz stężała, a potem rzucił się na mnie, próbując chwycić za szyję.
Krzyki, zamieszanie, chaos – wtedy to wszyscy widzieli tylko atakującego chłopca. Nikt nie zwrócił uwagi, jak to ja wszystko zaplanowałam, jak subtelnie kierowałam nim, by doprowadzić go do tego wybuchu. I to była moja pierwsza próba manipulacji, pierwsze świadome wyzwanie dla świata.
Obudziłam się z tej retrospekcji, kiedy mężczyzna przy moim boku zwrócił na mnie uwagę.
– Kasia? – zapytał, marszcząc czoło.
– Hm? – Próbowałam wrócić do rzeczywistości, ale to wspomnienie trzymało mnie mocno, nie pozwalając łatwo uciec.
– Zapraszam – zapytał z uśmiechem, otwierając drzwi do kawiarni.
– Tak, oczywiście – odpowiedziałam, choć w mojej głowie wciąż rozbrzmiewały echa przeszłości.
Usiedliśmy przy stoliku, on zamówił espresso, a ja herbatę z cytryną. Znów wróciłam do gry – byłam swobodna, urocza, idealna towarzyszka na to spotkanie. Patrzyłam na jego dłonie, jak lekko drżały, kiedy podnosił filiżankę. Wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić na chwilę słabości, ale tamto wspomnienie z dzieciństwa nie dawało mi spokoju. Wciąż czułam na sobie dłonie tamtego chłopca, czułam, jak walczy, jak jego gniew narasta. A ja? Byłam spokojna, niemal zadowolona. Pierwszy raz chyba poczułam podniecenie.
– Kasiu? Ziemia, tu ziemia – Powtórzył znowu, próbując zwrócić moją uwagę. Tym razem jego głos był bardziej stanowczy.
Spojrzałam na niego, uśmiechając się delikatnie. Wiedziałam, że muszę wrócić do rzeczywistości. Może to, co działo się wtedy, było tylko próbą, ale teraz nie mogłam sobie pozwolić na błąd.
–Przepraszam Maks. Dawno nie byłam na randce. Ale już jestem twoja. –Posłałam mu mój najbardziej zniewalający uśmiech. Widziałam w jego oczach, że gotów jest mi podać siebie na srebrnej tacy.
Kiedy zapytał mnie o przyszłość, o to, co chcę robić, uśmiechnęłam się w sposób, który znałam na pamięć.
–Nie wiem jeszcze – odpowiedziałam, przerywając napiętą ciszę. – Ale jestem pewna, że znajdę właściwą drogę.
Chwilę po tych słowach coś we mnie drgnęło. W mojej głowie pojawił się obraz – wyraźny, jakby wyryty w mojej pamięci. Widzę bramę, a na niej tablicę z napisem „Ośrodek Leczenia Zaburzeń Osobowości”. To miejsce... zbyt dobrze je pamiętałam. Przez ułamek sekundy poczułam na sobie ciężar przeszłości, jakby wracała z całej siły. Przerażające wspomnienia, które ukrywałam przez tyle lat, nagle wypłynęły na powierzchnię.
Mężczyzna coś mówił, ale jego głos stawał się coraz bardziej odległy, niczym cichy szum w tle. Wszystko, co teraz widziałam, to ta brama, te drzwi, które może nigdy nie powinny się przede mną otworzyć.
Czy to tylko iluzja? Czy może prawda, którą chciałam zapomnieć? A może coś było w tej herbacie? Czemu nikogo nie ma przy sąsiednich stolikach?
Mężczyzna wciąż mówił, ale ja już go nie słyszałam.
Trwa ładowanie...