XVIII. Józef

Obrazek posta

Znalezienie się w miejscu takim jak to zawsze przypomina mi o czymś, czego nie umiem do końca opisać. Jakby przeszłość wzywała, ale nie mówiła wprost, tylko czekała, aż sam ułożę sobie wszystko w głowie. Stałem w plątaninie pokrzyw, komosy i jakiś dzikich krzaków, patrząc na napis „Chorwacja” na okopconej ścianie pawilonu. To słowo powinno kojarzyć się z czymś ciepłym, wakacyjnym, słońcem, błękitnym niebem nad Adriatykiem. A jednak wiedziałem z całą pewnością, że tutaj wszystko miało swój początek. Nie byłem w stanie wejść na teren tego przeklętego pawilonu. Coś wewnętrznie mnie blokowało, jakby mój umysł wiedział, że nie jestem gotowy na to, co mogę tam znaleźć. Spojrzałem na drzwi bez klamki i poczułem ciarki na plecach. Nie. Nie dzisiaj.

 

Ruszyłem w przeciwnym kierunku. Nie wiedziałem, dokąd idę, ale coś w środku mnie pchało naprzód. Krajobraz wokół ośrodka był zaniedbany, zarosły chwastami, dzikimi krzewami, ale miał w sobie coś znajomego. Jakbym kiedyś tu był, biegał, może jako dziecko, choć to przecież niemożliwe. Nigdy tu nie byłem, nigdy o tym miejscu nie słyszałem... a jednak, jednak  czułem, jakbym znał każdy zakręt tej drogi, jakbym dokładnie wiedział, gdzie chcę iść.

 

Mijałem kolejne ruiny, budynki, które wyglądały na dawno opuszczone. Cegły porosłe mchem, okna z wybitymi szybami, wielki fallus z błędem w podpisie, informujący, że ci z Legii to … . Gdzieś w oddali brzęczały pszczoły, a może to muchy  – jedyne dźwięki w tym bezludnym miejscu. Zatrzymałem się, widząc coś, co przypominało... wiatrak! A może raczej to, co z niego zostało. Oparłem dłonie na biodrach, próbując zrozumieć, dlaczego moje myśli skierowały mnie akurat tutaj. Wiatraki zawsze były częścią mojego życia, od kiedy pamiętam. Zbudowałem na nich swoją przyszłość, zanim wszystko się zawaliło. To było symbolem tego, kim byłem, kim miałem być. A teraz? Teraz szukałem tylko resztek dawnych wspomnień, które mogły mnie uratować przed tym, co nadchodziło.

 

Podszedłem bliżej do ruin. Wiatrak, choć ledwo widoczny, wciąż miał w sobie coś majestatycznego. Jego skrzydła już dawno zostały zerwane, zniszczone przez czas, ale drewniana konstrukcja wciąż opierała się sile natury. Spojrzałem na ziemię, na zarośnięte chwastami deski, które mogły kiedyś stanowić podłogę. Podniosłem skrzypiącą klapę. Nie wiem, co mną kierowało. Przekląłem swoją głupotę, że nie wziąłem z samochodu latarki. Komórka, dawała niewielką jasność. Zszedłem ostrożnie. Wtedy coś przemkło po moich butach. Zapomniałem o mieszkańcach takich miejsc. Szczury, na samą myśl o nich przeszył mnie dreszcz. Ciche popiskiwanie, nie pozwalało mi zapomnieć gdzie jestem. Nagle na coś nadepnąłem, coś co wydało stłumiony dźwięk metalu.  Mała metalowa puszka wystawała spod kawałka zbutwiałej deski. Pochyliłem się, odgarniając liście i trawy. To była stara, zardzewiała puszka, chyba po herbatnikach. Czas odcisnął na niej swoje piętno, ale dało się już rozpoznać kolorowy nadruk,  teraz farba zeszła lub była porysowana.

 

Nie mogłem powiedzieć dlaczego, ale wiedziałem, że muszę ją otworzyć. Delikatnie podważyłem wieczko, a metal zaskrzypiał, jakby opierał się moim dłoniom. Wewnątrz znalazłem coś zupełnie nieoczekiwanego – szmacianą lalkę. Wyciągnąłem ją ostrożnie, jakbym trzymał w rękach coś niezwykle kruchego. Lalka była zrobiona z poszarzałego materiału, a jej oczy stanowiły dwa błękitne guziki, które zdawały się patrzeć prosto na mnie. Była stara, niemal rozpadająca się w dłoniach. Wyglądała prawie jak te laleczki voodoo.  

 

Odsunąłem myśli o lalce na bok i rozejrzałem się po wnętrzu puszki. Znalazłem kilka starych pokruszonych kartek, z których nic już się nie dało odczytać. Były też tam fotografie. Wyciągnąłem je i przyjrzałem się uważnie. Na jednej z nich był chłopiec – niewielki, może ośmioletni – stojący obok kobiety. Kobieta miała jasne włosy, które przypominały mi kogoś, ale nie mogłem dokładnie powiedzieć, kogo. Przerzuciłem kolejne zdjęcie, a wtedy zamrugałem ze zdziwienia. To ja. Ja, jako młodzieniec. Stoję przy kobiecie, trzymam na ręku małą dziewczynkę. Patrzyła na mnie z ufnością, z uśmiechem, który teraz wydawał mi się niemal nierealny. Ale ja nigdy nie pamiętałem tej chwili. Nigdy nie miałem takiego wspomnienia. Skąd to zdjęcie?

 

Obok stała kobieta z pierwszego zdjęcia. Kim ona była? Na pewno nie moją matką, którą doskonale pamiętam. Pewien jestem, że nigdy jej nie spotkałem. A teraz na tym zdjęciu, zrobionym lata temu, stałem obok niej, jakbyśmy byli rodziną. A ta dziewczynka? Czy to była Zosia? Skąd w ogóle miała się wziąć na moich rękach? No i skąd pomysł, że to Zosia? Zosia i Agnieszka?

 

Potarłem dłonią twarz, czując, jak zimny pot spływa mi po karku. Coś w tej całej historii było kompletnie porąbane. Czy to możliwe, że to wszystko było tylko wytworem mojej wyobraźni? Czy te zdjęcia były prawdziwe, czy może ktoś celowo podrzucał mi wskazówki, próbując mnie ogłupić?

 

Rozejrzałem się wokół, ale wszystko wydawało się równie tajemnicze, co wcześniej. W tym miejscu czas płynął wolniej, życie było pełniejsze. Czułem, że coraz bardziej tracę kontakt z rzeczywistością. A może to ona zaczynała powoli odkrywać się przede mną, ukazując te fragmenty, które przez lata były ukryte?

 

Powoli wróciłem na górę. Otrzepałem się z pajęczyn i resztek jakiś śmieci. Zdjąłem kurtkę, bo zrobiło mi się gorąco, mimo że powietrze było wilgotne i chłodne. Stałem tam, trzymając zdjęcia i szmacianą lalkę w ręku, próbując zrozumieć, co się właściwie dzieje. W głowie miałem mętlik. Jakim cudem nigdy wcześniej nie natknąłem się na te fotografie? Jakim cudem nie pamiętam Agnieszki ani tej dziewczynki?

 

Zaczynało mnie to przerastać. Zacisnąłem powieki, starając się zapanować nad chaosem w głowie. Wziąłem głęboki oddech i postanowiłem, że muszę dowiedzieć się więcej. Nie mogłem po prostu zostawić tego wszystkiego tak, jak było. Może odpowiedzi czekały na mnie właśnie tutaj, w tych ruinach, w tym zrujnowanym wiatraku, który kiedyś przypominał mi o nadziei i przyszłości.

 

Ale teraz to nie przyszłość była dla mnie najważniejsza. Teraz liczyła się przeszłość, ta, której nie pamiętałem – ta, która najwyraźniej kształtowała całe moje życie, mimo że nigdy nie zdawałem sobie z tego sprawy.

 

Zrobiłem krok w stronę ruin pawilonu. Nie wiedziałem, co mnie czeka, ale czułem, że to jest moja jedyna szansa, by dowiedzieć się prawdy. Nie tylko o sobie, ale o wszystkim, co się wokół mnie dzieje.

 

Spojrzałem na zegarek i wtedy… Na plecach lalki widniał numer napisany koślawymi cyferkami dziecięcej ręki: 13031963.

Zobacz również

XV. Kasia
XIX. Kasia
XX. Doktor Zaremba

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...