1. Hasłem Twojego kanału jest "Jedna ziemia, wiele światów". Spędziłaś sporo czasu w różnych "światach", przenosząc się między zupełnie odmiennymi kulturami - każda z nich odcisnęła zapewne na Tobie swoje piętno. Mówi się, że wystarczy jedna podróż, żeby kompletnie odmienić człowieka - a Ty, bardzo się zmieniłaś? Jaka byłaby Kaja, gdyby została w Polsce i nie wyściubiła nosa poza granice kraju?
Miałabym inną percepcję skali. To tak jak z małej miejscowości przeprowadzasz się do Warszawy. Wydaje Ci się na początku, że jest ogromna. Potem jedziesz do Stambułu – miasta, w którym mieszka tylu ludzi, ile liczy prawie połowa Polski i okazuje się, że Warszawa to tylko wioska w lesie. Potem doświadczasz, że w ciągu jednej doby możesz znaleźć się dokładnie po drugiej stronie globu. Myślę że Ci, którzy nigdy nie wyjechali ze swojego kraju myślą, że świat jest wielki i mają duże poczucie odrębności od jego reszty i innych ludzi (obcy są jeszcze bardziej obcy). I myślę, że taka bym była, i że czułabym się dużo mniejsza (to tak jak oglądając filmy o rozmiarze kosmosu), i dużo bardziej ograniczona.
Z każdą podróżą utwierdzam się w poczuciu, że jesteśmy globalną wioską, a tego uczucia nie da się sobie wyobrazić, lub poczuć przez internet. Trzeba pojeździć.
Teraz kiedy jadę do innego kraju czuję się tak jak kiedyś, kiedy jechałam do innego miasta. Nie czuje przerażenia, oporu, mimo czasem znacznych różnic kulturowych nie mam poczucia, że jesteśmy odrębnymi tworami. Czuję się bliżej innych ludzi. Czy zaczepiając obcego człowieka na ulicy Twojego miasta miałbyś takie same uczucia i podejście jak gdybyś zaczepiał obcego np. w Szanghaju? Ja teraz czuję coraz mniejszą różnicę.
2. Fascynuje mnie Twoja seria "Pogapmy się na ludzi". W pierwszej chwili pomyślałem: "co może być ciekawego w gapieniu się na przypadkowych przechodniów?", ale gdy włączyłem film, nie mogłem się już oderwać... Jak myślisz, dlaczego obserwowanie innych ludzi (nie wypowiadających nawet słowa!) przyciąga widzów z tak magnetyczną siłą?
To pytanie do psychologa, ja nie jestem pewna. Może dlatego, że na codzień nie możemy się bezkarnie gapić. A wzajemne patrzenie sobie w oczy obcych ludzi czasem pojawia się tylko w jakimś youtubowym eksperymencie producenta mydła. Nawet jeśli z kimś rozmawiamy po raz pierwszy – to już nie jest zupełnie obcy. No i chyba to działa bardziej z cudzoziemcami. Zrobiłam niedawno odcinek z Polski i mam wrażenie, że nie wzbudził aż takiego zainteresowania jak patrzenie na ludzi, którzy wydają nam się inni. Inny kolor skóry, oczu, inna energia. Tacy, których nie widzimy na codzień.
Nie znamy tego nawet z telewizji, bo telewizja pokazuje nam aktorów, prezenterów, polityków... A na Youtube możemy podpatrzeć zwykłych ludzi. Ci przechodnie są tylko przechodniami, i przechodniami pozostaną. Prócz tego jednego momentu kiedy pozują do zdjęcia. To nie są medialni ludzie.
Lubimy się też gapić innym w talerze, chętnie zaglądamy do okien, w których nie ma zasłon ... Moim zdaniem to ten sam mechanizm. Sądzę, że ciekawi nas to, jak zwykłe czynności i rzeczy, nad którymi się nie zastanawiamy, bo są u nas normalne, okazują się zupełnie inne kawałek dalej.
Sama bardzo lubię tę serię i jestem z niej bardzo dumna. Kocham ją nagrywać, bo daje mi to pretekst do nawiązywania kontaktu z kompletnie przypadkowymi osobami w różnych krajach. Niewiele jest zawodów, które dają takie doświadczenia. I ludzie też inaczej na mnie reagują niż jak gdybym była np. ankieterem na ulicy. Odkrywają przede mną odrobinę swojej intymności.
3. Muszę Cię zapytać o sprawy łóżkowe. No bo o czym myślimy przede wszystkim i zawczasu, wyjeżdżając za granicę? O... łóżku. Hotelowym, motelowym, w mieszkaniu znajomych (lub nieznajomych), niektórzy planują nawet nocleg na ławkach lotniska. Natrafiłem na opinię, że jeśli ktoś nigdy nie spał w przypadkowych miejscach lub choć raz nie spędził nocy na kartonie, nie wie co to prawdziwe podróżowanie. Jak Ty rozwiązujesz kwestie łóżkowe? :)
No to zabiłeś mi ćwieka, bo ja nie spałam w kartonie! A najbardziej ekstremalne „spanie” miałam chyba w czasach ogólniaka, czyli gdzieś w lecie, pod chmurką, po imprezowym ognisku ze znajomymi, albo na gołej ziemi na Przystanku Woodstock. To nie jest wyczyn. Spałam też w pociągu w Chinach, na kozetce zdecydowanie klaustrofobicznej, przy dźwiękach chrapania kilku osób z mojego „przedziału”. Wielokrotnie spałam na lotnisku. Spałam u obcych ludzi, których znalazłam przez couchsurfing. Spałam też w pięciogwiazdkowych hotelach, które zorganizował dla mnie partner niektórych moich filmów – Trivago.
Szczerze mówiąc, bardzo chciałabym doświadczyć spania-gdzie-popadnie! Bardzo!!! Ale uważam, że zwłaszcza dla kobiety, niestety, nie wszystkie chwyty w podróżowaniu są dozwolone. Tzn. dozwolone, tyle że głupie i lekkomyślne. Mimo mojego bardzo stanowczego podejścia, że wszyscy ludzie są równi i powinni mieć takie same prawa – różnimy się, np. siłą fizyczną i trzeba przekładać tę siłę na zamiary i nie mogę zachowywać się jak facet po roku na siłce. Bezpieczeństwo jest nudne, to prawda – ale poszukiwanie przygód nie polega na świadomym wystawianiu się na niepotrzebne zagrożenia i szukanie guza, i każdy ma inną poprzeczkę tego, co jest jeszcze bezpieczne, a co już nie.
Zawsze szukam najtańszych noclegów, ponieważ w podróży faktycznie używam tych miejsc tylko do przekimania, ewentualnie zostawienia bagażu. Ale chce te podróże kontynuować więc robię to w granicach zdrowego rozsądku.
4. Mówiłaś w swoich vlogach o „europocentryzmie” – brzmi jak brzydka choroba, przy której trzeba konsultować się z lekarzem lub farmaceutą…. Co to za przypadłość, czym się objawia i jak wpływa na podróżowanie?
Gdyby kosmici nagle przybyli na ziemie i chcieli nawiązać kontakt z Ziemianami – wybraliby pewnie jakichś „typowych przedstawicieli naszej cywilizacji”, jakąś grupę kontrolną. Gdybym byłą ufokiem pewnie skierowałabym się do tych, których jest najwięcej, i tych którzy wyglądają na dominujących. Czyli, myśląc globalnie, np. Chińczyków. Naród, w którym liczą się zupełnie inne wartości, niż w Europie. Czy tego chcemy czy nie - Ziemia nie należy do białego europejczyka, a mimo wszystko często myślimy, że tylko to co nasze jest normalne, patrzymy na innych z góry, oczekujemy że nasze oczywiste będzie też oczywiste dla kogoś innego. Jeśli np. ktoś odcharkuje głośno w miejscu publicznym – nazwiemy to „brakiem kultury”. A w Chinach to zupełnie powszechne.
Robimy to od czasów wielkich odkryć geograficznych nazywając resztę świata dzikusami, prymitywami, nieucywilizowanymi itd.. Teraz może nie używamy takich pojęć, ale wcale nie dlatego, że tak nie myślimy. A tymczasem, patrząc statystycznie, większość Ziemian odcharkuje głośno w miejscach publicznych. Chcemy globalnie zagłosować czy to normalne? W jaki inny sposób możemy nazywać rzeczy bardziej normalnymi, dobrymi, właściwymi, modelowymi... Czy zaakceptujemy siebie jako tych „dziwnych”? Ja wolę byśmy zachowywali sobie swoje własne zwyczaje, ale nie byli tak surowi i zasadniczy wobec innych. Dajmy żyć :-)
5. Masz już spore doświadczenie w kontaktach z hejterami (polecamy piosenkę! ) – zakładając konto na patronite również musiałaś się z nimi mierzyć. Co mogłabyś poradzić Autorom, którzy wahają się z założeniem konta, bo boją się fali hejtu?
Jeśli pojawiłaby się kiedyś możliwość wygłoszenia przeze mnie wykładu na wybrany przeze mnie temat związany z działalnością internetową – wybrałabym „hejt”. Życzono mi śmierci, wynarodowienia, krzywd wszelkich: ogolenia na łyso za zdradę Polski, zachorowania na raka, gwałtu zbiorowego – życzono mi tego, bym się WRESZCIE NAUCZYŁA i przekonała. Serio!
Mój kanał właściwie narodził się z hejtu. Tego w życiu codziennym. Tym jak byłam „straszona Turkami”, i tym, że nigdzie, nawet w internecie nie mogłam znaleźć nic pozytywnego na ich temat, ani nawet neutralnego, otwartego. Rozjechało mi się to z logiką, bo moje doświadczenia na poziomie jednostki, czyli takie, które będzie mieć większość z nas – miałam bardzo pozytywne.
Z pełną świadomością społecznego linczu postanowiłam podjąć temat i opowiedzieć o moich doświadczeniach, by milej było innym ludziom w podobnej sytuacji do mojej. Że „u mnie” będą mogli, usłyszeć coś pozytywnego, nie czując, że sami robią czy myślą coś złego, bo całe społeczeństwo krzyczy – hańba! Zachęcić ludzi do wyciągania własnych wniosków i dodania odwagi do ich wyrażania.
Byłam też pewna tego, co myślę i mówię, wiedziałam że mam rację – to bardzo pomaga. Polecam.
I jeśli szukamy realnego dowartościowania i miłości w Internecie – to jest to najgorsze miejsce, po którym można tego oczekiwać i to jest błąd, którzy często robią Twórcy. Musimy się jeszcze nauczyć działalnia społeczności w przestrzeni wirtualnej, która jest czymś kompletnie nowym i nie możemy w żaden sposób bazować na latach historii naszej cywilizacji, przekładać dosłownie życia realnego na ten równoległy, i ich dosłownie mieszać. To jedno.
Dwa - pamiętajmy również, że teraz wszyscy jesteśmy czwartą władzą. Mamy Internet! To my, mniej lub bardziej, kreujemy trendy. Ludzie już nie są skazani na oglądanie kilku kanałów telewizji misyjnej. Przecieramy szlaki, zmieniamy świadomość, pokazujemy to, w co sami wierzymy. TWORZYMY nowe, nie odtwarzamy. Ktoś kto krytykuje Was w sieci, pisze że coś źle robicie, że popełniliście błąd, że to głupie - nie wie jaką macie wizje.
Poza tym nie robicie treści dla całego narodu, starając się zaspokoić oczekiwania wszystkich. Tylko dla tej grupy odbiorców, którzy Was wybiorą. I z Wami będą. I tacy będą Was wspierać.
To również Wy wpływacie na to, jak będzie wyglądać w przyszłości polska blogosfera. To jaka ona jest w tej chwili zawdzięczamy latom pracy innych blogerów, ale narzędzi komunikacji i nowych rozwiązań jest coraz więcej. I to My jesteśmy mięsem armatnim.
Drodzy Autorzy. Gwarantuję że nie zhejtuje Was nikt kto jest z natury dobry i kto kiedykolwiek próbował sam zrealizować hollywoodzką produkcję ze swojej głowy kamerką za parę stów i bez statywu. Bo on wie jak to jest i będzie z Wami empatyzować! Czy powinniście przejmować się zdaniem tych, którzy mniej znają się na Waszej „robocie” niż Wy?
Owszem, tworzycie nie w próżnię, a dla ludzi – ale na Waszych warunkach. Ludzie wybiorą Was lub nie. Wielu zapomina, że komentowanie jest OPCJONALNE i zamiast zmienić stronę przeglądarki musi Wam nawtykać. Kto ma na to czas? :)
Z drugiej strony muszę wspomnieć, że zarówno wielka krytyka nie powinna Was hamować, tak ogromne komplementy – nie powinny Was wpędzać w samozachwyt. Jeśli przeczytałabym komentarze spod moich filmów, nie wiedząc czego dotyczą, mogłabym czasem pomyśleć, że ludzie komentują jakąś Matkę Teresę, tak dobrą, wspaniałą osobę, która na pewno zmienia świat i działa społecznie. Czy zasługuję na taki poklask? Nie sądzę. Czy zasługuję na hejt? Też nie.
Zauważyłam również, że ostatnio wielu ludzi zaczyna naprawdę rozumieć relację Twórca – Odbiorca i często dostaję komentarze: „Dziękuję za ten odcinek”. I to chyba najlepszy i największy komentarz jaki można dostać.
A Patronite jest rewelacyjną opcją, zwłaszcza w Polsce, kraju niezbyt mlekiem i miodem płynącym, gdzie ludzie muszą ciężko pracować, by zarobić na życie. A mimo to jesteśmy fenomenalnie utalentowanym narodem i wielu ludzi robi rzeczy tylko ze względu na swoją pasję, dla idei, bezinteresownie. Ale bez nakładów finansowych można to robić tylko do pewnego momentu, i tylko do pewnego poziomu. Komputery się psują, sprzęt fotograficzny się zużywa, kupno gier do zrecenzowania też kosztuje. Wielu ma więc opcję: albo zaproponować ludziom tworzenie ich ulubionego bloga/kanału na YT wspólnie, lub zwinięcie interesu. I smutne byłoby to, gdybyśmy go zwinęli tylko dlatego, że nie mamy na to pieniędzy. Zwłaszcza, że są ludzie, którzy chcą to czytać/oglądać – tak jak swój ulubiony serial. Kiedy się kończy czujemy się jakbyśmy stracili znajomych. A przecież idziemy potem do sklepu kupić (płacić) kolejny sezon.
Trwa ładowanie...