Tydzień subiektywny - odc. 26

Obrazek posta

- Weekend prezydencki w naszym kraju. Tak sobie to nazwałem na użytek tygodnia subiektywnego. Kandydat w sobotę, kandydat w niedzielę. W sobotę nie mogło wydarzyć się nic innego niż nominacja dla Rafała Trzaskowskiego. Wskazywały na to zarówno sondaże, jak i pozycja Trzaskowskiego w gronie członków Platformy Obywatelskiej. Z nim po prostu czują większą więź. Sikorski przez całe swoje życie robi swoje, profesjonalnie i z poświęceniem. Przez to nie ma zwyczajnie czasu na partyjne relacje międzyludzkie. Mówiąc kolokwialnie, nie jest tak lubiany jak Trzaskowski. Wszyscy bowiem doskonale wiemy, że kompetencje nie miały tu aż tak dużego znaczenia – obydwaj mają je wysokie, choć inne.  

I może dobrze się stało, bo tak jak pisałem przed tygodniem, Polska nie jest gotowa na Sikorskiego.

Wszyscy przekonują, że żadnego rywala nie można lekceważyć. To prawda - w sporcie to się zwykle mści. Ale zestawić dziś Trzaskowskiego i Nawrockiego to jak postawić obok siebie pięściarza wagi ciężkiej z tym z piórkowej.

Są trzy powody dla których Jarosław Kaczyński postawił na Karola Nawrockiego (nie znam się ale mam prawo do posiadania wyobraźni😊):

- Chciał postawić na kogoś, kto również jest przystojny (Czarnek tu odpada, Bocheński chyba też, trzeba zapytać kobiety)

- Czarnka wystawiłby tylko na Sikorskiego, bo ten takiego Nawrockiego zjadłby na śniadanie.

- Nawrocki ze swoją domniemaną przeszłością budzącą kryminalne wątpliwości, pasuje do PiSu najbardziej z całej trójki. To taka specyficzna więź.

Być może też Kaczyński chciał wykonać manewr taki jak w 2015 – postawić na kandydata mało znanego, po którym nie wiadomo było czego się spodziewać. Ale to błąd, bo teraz już doskonale wiemy czego się spodziewać po kandydacie popieranym przez PiS. Pytanie tylko ilu wyborcom to pasuje (biorąc pod uwagę poparcie dla PiS – wielu) lub co najmniej nie przeszkadza lub ilu wystarczająco mocno nienawidzi Trzaskowskiego (czytaj: Tuska).  

P.S. To chyba nie wszystko jeszcze jeśli chodzi o kandydatów. Jeden z naszym telewizyjnych reporterów przypomniał mi ostatnio, że na liście kandydatów mogą się znaleźć także nazwiska: Stanowski i Gawryluk. Przyznaję, że wyleciało mi to z głowy.

***

- W minionym tygodniu minęło 1000 dni wojny w Ukrainie. To tylko symbol, wprawdzie liczony od pełnoskalowej wojny rozpoczętej przez Rosję, ale jednak symbol. Bo wojna w Ukrainie trwa od 2014 roku. Wtedy Putin anektował Krym i wywołał wojnę w Donbasie. Tylko, że wtedy walki były ograniczone terytorialnie, nikt na świecie nie mówił o wojnie Rosji z Ukrainą.

Powiedziało się o niej już chyba wszystko, i na bieżąco mówi się bardzo dużo. Niczego nowego nie wymyślę, słucham mądrzejszych. Choć tych mądrzejszych jest wielu i czasem ich opinie znacząco się od siebie różnią. Trzeba wysnuć właściwe wnioski.

Mam jedynie osobiste doświadczenia. Tydzień po inwazji w moim domu pojawiły się dwie ukraińskie rodziny. Jedna po tygodniu wyjechała, bo mamie udało się znaleźć pracę. Druga rodzina – mama z trójką dzieci – została na dłużej. Również do momentu, w którym postanowiła w Polsce się zorganizować. To był wyjątkowy czas. Nie był łatwy ale z pewnością był wyjątkowy. Bywały dni, w których informacje z frontu docierały do nas szybciej niż mówiły o nich media. Tak było na przykład z barbarzyństwem Rosjan, takim jak to w Buczy. O gwałtach, torturach, kradzieżach dowiadywałem się najpierw od Natalii. Nie mogłem uwierzyć. Sądziłem, że w dzisiejszym świecie takie rzeczy się nie zdarzają.  Nie w Europie.

Miałem tez doświadczenie muzyczne. W ramach wsparcia, co tydzień w Lewitacji grałem muzykę rodem z Ukrainy. Tworzyło to niepowtarzalny klimat. I miałem wrażenie, że słuchacze doceniali moje głębokie poszukiwania ukraińskich artystów.

Wszyscy chcą końca tej wojny. I być może niedługo się skończy. Ale to wszystko co wydarzyło się przez tych symbolicznych tysiąc dni się nie odstanie. To zostanie na pokolenia.  Nie tylko Ukraińcom ale także nam, bo o Rosji nikt nie będzie mógł myśleć pozytywnie. Zabrakło już powodów. Rosjanie sami wytrącają nam argumenty.

***

- Czasem nawet mnie ręce opadają. Ale nie mam w sobie wściekłości, chęci hejtowania czy kpienia w ordynarny sposób. Nie przychodzi mi też do głowy wyliczanie zarobków. Bo ciągle jest kwestia oczekiwań (mielę to za każdym razem).

Spadliśmy z dywizji A, dywizji w której w ogóle nas nie powinno być. W dywizji A gra bowiem  szesnaście najlepszych drużyn Europy. Czy my jesteśmy w najlepszej szesnastce kontynentu? Zdecydowanie nie. Czymś naturalnym jest zatem to, że spadliśmy. Inną sprawą jest to, że mieliśmy dość prostą drogę do przedłużenia szans na pozostanie. Wystarczyło nie stracić gola w ostatniej minucie meczu ze Szkocją. Zupełnie inaczej też ten mecz byłby oceniany. Komentarze negatywne byłyby w mniejszości, bo ten mecz wcale nie wyglądał źle (tak właśnie myślę abstrahując od gola dla Szkotów).

Wspominałem tydzień temu o swoim podejściu do Ligi Narodów. Podtrzymuję. I niewielkie znaczenie ma dla mnie to, że wyniki w tych rozgrywkach wpływają na rozstawienie w koszykach eliminacji np.: MŚ. W ogóle nie jest mi po drodze z liczeniem na szczęśliwe losowanie, by mieć szanse na awans do turnieju finałowego. Efektem „szczęśliwych” losowań jest zwykle napompowany balonik i zakończenie rywalizacji po trzech meczach grupowych. Szczęście w losowaniu działa zatem na naszą niekorzyść, bo zamydla rzeczywistość.

***

- Tego samego dnia polskie tenisistki przegrały z Włoszkami w półfinale Billy Jean King Cup. To jednak była zupełnie inna porażka niż ta piłkarzy. To porażka z pozycji wygranej. Choć z drugiej strony przegrać seta, w którym wygrywa się już 5:1, to tak jak stracić gola na wagę utrzymania w lidze w ostatniej minucie meczu. Naciągane? Nie do końca, ale tenisistki w tym momencie były już tam gdzie piłkarze nie sięgają nawet wzrokiem.

Świetna jest ta ekipa naszych dziewczyn. Iga nie jest jedyna. I to jest fantastyczne. Jest Magda, jest Magdalena, jest i Kasia. To jest potencjał nawet na zdobycie pucharu.

***

- Wróciły skoki. Sentyment mam to tej dyscypliny, bo w czasach kiedy nie było jeszcze nadmiernej podaży transmisji sportowych, konkursy skoków narciarskich były czymś niezwykłym, magicznym, romantycznym wręcz. Pewnie nadal w jakimś stopniu są, choć sport globalny (niezależnie od dyscypliny) zachorował na komercję, efekciarstwo i chciwość.  

Skoków „uczyłem się” kiedy zawodnicy skakali z równolegle ułożonymi nartami. To było cholernie niebezpieczne skakanie ale nikt nie myślał o tym, by coś zmieniać. Dopiero Jan Boklev rozsunął dzioby nart i zapoczątkował nową erę. Wcześniej bawiłem się setnie oglądając takich facetów jak Matti Nykaenen czy Jens Weissflog. I trudno było potem uświadomić sobie, że Adam Małysz jest właściwie im równy.

Na dzisiejsze skoki patrzę inaczej. Nigdy nie lubiłem kiedy z wydarzenia niepotrzebnie robiono show w stylu „Tańca z gwiazdami”. A konkursy skoków są tego idealnym przykładem. Ma być głośno, radośnie i…przaśnie.

A w tym wszystkim i tak skoczkowie są ludźmi z kosmosu. Nawet świadomość, że robią to od dziecka, nie pomaga w wytłumaczeniu sobie łatwości z jaką pędzą ok 100km/h w dół, a potem rzucają się w przepaść.  

***

- Gdyby zamek krzyżacki w Malborku rozebrać, z cegieł (było ich około 15 milionów) można by zbudować średniej wielkości miasto. Rycerze krzyżaccy spożywali dwa posiłki dziennie, tylko chorzy jedli trzy razy. Jadło było transportowe z kuchni specjalnymi windami aż to wielkiej sali, w której zasiadali rycerze zakonni. Krzyżacy spali na siedząco, bo uważali, że leżenie (nawet podczas snu) przybliża do śmierci.   

Tym razem w „Polsce na tak” w TVP Info, pojawiliśmy się w Malborku leżącym nad rzeką Nogat. Po to, by pokazać, że to miasto t nie tylko Zamek Krzyżacki. Oczywiście jest jego centralnym punktem i najważniejszym jego elementem ale mieszkańcy, społecznicy potrafią doskonale od zamku odwrócić uwagę. To właśnie w programie zrobili z szacunkiem dla twierdzy – największej twierdzy średniowiecznej Europy.

 

cdn. za tydzień

 

#tydzieńsubiektywny #tydzień #polityka #wybory #sport #malbork

Zobacz również

Tydzień subiektywny - odc. 24
Tydzień subiektywny - odc. 23
Tydzień subiektywny - odc. 27

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...