- Niniejszym ogłaszam ogłaszam koniec najdłuższego wolnego czasu, niemal bezurlopowego, nowoczesnej Europy. Ogłosiłem najdłuższym określeniem czas, w którym Polska niemal stoi, nic się nie dzieje i nikt nie pracuje nie wykorzystując przy tym zbyt wielu dni urlopowych. O ile było dla mnie dość zrozumiałe, że wolne są święta i Nowy Rok, a nawet okres międzyświąteczny, o tyle nie potrafię zrozumieć dlaczego obchodzimy w naszym kraju święto Trzech Króli i mamy z tego tytułu wolny dzień. Tak, wiem, każdy pretekst do świętowania i wolnego jest dobry, ale to mi akurat trochę pachnie przegięciem. 😊 Naraziłem się komuś? Naprawdę cieszę się, że wypoczęliście 😊 Tyle, że z tego czekania na 2 stycznia, teraz zrobiło się czekanie na 7 stycznia. Nawet dzieci do szkoły wracają dopiero po orszakach Trzech Króli. Bo oczywiście wszyscy na te orszaki chodzą, prawda? 😊
Ale wreszcie mamy to za sobą, Wigilię, Boże Narodzenie, światełka, dzwoneczki, kolędy, piosenki świąteczne, świąteczne komedie romantyczne i reklamy z Mikołajami i choinkami.
No dobra, trochę sobie żartuję, co złego to nie ja 😊
Ale mamy też za sobą Sylwestra. I tu już całkiem poważnie… Nie znoszę telewizyjnych koncertów sylwestrowych. Niezależnie od TV, w której pracowałem podejście miałem podobne. I najbardziej spodobał mi się pomysł TVNu sprzed roku w postaci show „Nie idę na Sylwestra”. To był świetny program, z kapitalnymi wykonaniami znanych przebojów i bardzo dobrymi wykonawcami. W tym roku już tak dobrze nie było. Za to skupiłem się na Sylwestrze z Dwójką, bo Bryan Adams, a po drugie obowiązki zawodowe – poranek 1 stycznia w pracy zobowiązywał mnie do zapoznania się z materiałem 😊. I muszę przyznać, że byłem pod ogromnym wrażeniem przede wszystkim sceny na Stadionie Śląskim. To był kosmos. I nawet muzycznie nie było tak źle. Było bardzo wiele jasnych punktów. Nawet Ottowan ze swoim „D.I.S.C.O.”. Ale chyba przede wszystkim duet Sary James i Igora Herbuta. Zaśpiewali to, co kiedyś Tina Turner i David Bowie – „Tonight”.
Imponujące było tempo tej wielkiej imprezy, występ przechodzący w występ, zmieniały się sceny i muzyczne nastroje. Wszystko kolorowe i na wysokim poziomie, radosne.
Imprezę sylwestrową zorganizował także Polsat (Toruń), ale i tak największą publiczność zebrała TV Republika, tyle, że frekwencję ustalali dziennikarze tej właśnie stacji, na czele z Michałem Rachoniem.
***
- Ale zanim rozpoczęły się wszystkie sylwestrowe zabawy, swoim przemówieniem uraczył nas prezydent Andrzej Duda. Nazwał to orędziem, ale z orędziem miało to niewiele wspólnego. Prezydent wykorzystał przysługujący mu czas antenowy, by wyrazić wszelkie opinie Prawa i Sprawiedliwości na temat rządów Donalda Tuska. I udało mu się, nie pominął chyba niczego. Nie udało mu się natomiast to, do czego służy orędzie (a może to moje pobożne życzenie) – wprowadzić naród dobrym słowem w nowy rok.
A jakby tego było mało, kilka dni później pokazał wszystkim (poza oczywiście „swoimi”) środkowy palec. Tak odbieram nieobecność na inauguracji polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej. To jest tak małostkowe, że aż strach. Gdyby jeszcze siedział w Pałacu Prezydenckim… nie… pojechał na narty. To jest ze wszechmiar żenujące. Niech on sobie nienawidzi Tuska ile chce, ale to nie był moment na taką dziecinadę. Mógł po prostu przyjść i to najzwyczajniej odbębnić. Wyszedłby na tym ciut lepiej niż na kolejnych zjazdach narciarskich. I w tym wszystkim wszyscy jego ludzie prześcigają się w złośliwościach i wymyślaniu sposobów na umniejszanie imprezie w Teatrze Wielkim. Jakiś młody (zbyt młody, by być tak hardym wobec starszych) człowiek z Kancelarii Prezydenta nazwał ten koncert „szopką”… Marcin Mastalerek z kolei „Akademią ku czci Donalda Tuska”. Może robią to, bo za późno zrozumieli, że nieobecność Dudy na tej uroczystości była niemądrym pomysłem i teraz im głupio. Muszą to jakoś odreagować. Używają też argumentu, że ważniejszy byłby szczyt europejski, ale Tusk nie chciał go organizować w Warszawie, bo wtedy MUSIAŁBY go prowadzić Andrzej Duda. Myślę, że tak właśnie mogło być. Myślę, że Tusk mógł chcieć uniknąć takiej sytuacji. Myślę, że takich sytuacji należy unikać za wszelką cenę. Myślę, że ma rację jeśli tak pomyślał. I myślę, że powinien Pan to zrozumieć, Panie doradco. Powodów jest bez liku.
***
- Inny człowiek związany z Prawem i Sprawiedliwością – Karol Nawrocki – pojawił się w innym miejscu, niemal dokładnie w tym samym czasie, w którym Andrzej Duda powinien pojawić się w Teatrze Wielkim, ale był już na nartach. Obywatelski kandydat popierany przez PiS, pojawił się na proteście rolników. Tak to już jest, że opozycja ZAWSZE chętnie pojawia się na protestach przeciwko aktualnej władzy, ale PiS robi to w wyjątkowy sposób. Bo to jest tak, że PiS zepsuł, a teraz podpina się pod protesty, oskarżających innych, że to oni popsuli. I nie tylko podpina…PiS podburza. Nie wydaje mi się, by akurat teraz, tego dnia, rolnicy chcieli protestować przeciwko rządowi. Nie wydaje mi się też, że tak wielu rolników jest zaznajomionych z umową Mercosur. I nie wydaje mi się, że protestujący nie do końca reprezentowali całe środowisko rolnicze. Ale może mi się jedynie wydawać.
Grunt, że był na tym proteście kandydat obywatelski na prezydenta Karol Nawrocki, na proteście na którym jednym z głównych haseł było określenie „Polexit”. W dniu, w którym Polska uroczyście rozpoczyna prezydencję w Radzie Unii. Myślę, że właśnie na dobre rozpoczęła się jego kampania wyborcza. Nawet Sławomir Mentzen takiego zdjęcia chyba nie ma.
***
- Dość o polityce, bo za duży jestem na bajki. No właśnie. „Za duży na bajki 2”. Wreszcie poznałem drugą część zaskakująco dobrego filmu o nastolatku, który ma zwariowane życie okraszone grami na konsoli. Ale druga część jest słabsza, trochę naciągana. Bo mało wiarygodna jest opowieść o odnalezionym w Tatrach ojcu, który właściwie jest spełnieniem marzeń Waldka. Wiadomo było, że gdzieś jest haczyk.
Ale film zachował nastrój, jest ciepły, rodzinny i na podobnym poziomie zabawny. A humor w komediach najczęściej jest ich piętą achillesową.
Po raz pierwszy dotarłem też do filmu opowiadającego historię podpisania umowy pomiędzy Nike a Michaelem Jordanem. W pierwszej chwili pomyślałem, że to pewnie film nie dla mnie – koszykówka nie jest moją ulubioną dyscypliną sportu. Ale to nie jest film o koszykówce, to film o negocjacjach, o przekonywaniu, o podchodach i o roli matki (w życiu Michaela). Na ekranie ani razu nie pojawia się twarz aktora grającego Jordana, za to ciągle widać Matta Damona, który całe przedsięwzięcie organizuje.
Ta początkowa niechęć minęła po pierwszych kadrach filmu, w których pojawia się wszystko co kojarzy się z latami osiemdziesiątymi. Serce zabiło mocniej, oczy się zaszkliły 😊, a na dodatek słychać „Money For Nothing” Dire Straits. I przez cały film przewija się muzyka lat osiemdziesiątych. W to mi graj.
Film ma tytuł „Air”. Reżyseria: Ben Affleck.
***
- Znowu przełom roku ciekawy sportowo. Ale tak jak od 2001 roku najważniejszym jego elementem był Turniej Czterech Skoczni, tak teraz bardziej United Cup w tenisie. Skoki narciarskie zaczęły chyba boleć kibiców tej dyscypliny. Radość z miejsc w pierwszej dziesiątce nie jest tą samą radością co ta z podium. Zaczynamy zapominać jak to jest kiedy polski zawodnik staje na podium pucharu świata, a przecież przez wiele lat był to chleb powszedni. Dziwię się, że tak długo Adam Małysz zwleka ze zmianą trenera reprezentacji, bo błędem było zatrzymanie na stanowisku Thomasa Turnbichlera po poprzednim sezonie. Wyniki to jedno, ale odejście z kadry Kamila Stocha było dość symboliczne. Tak jak symboliczne jest jego wycofanie się z Turnieju Czterech Skoczni. Bo to symbol kryzysu polskich skoków.
Pozytywne emocje zaczęli nam dawać na przełomie roku tenisiści. Dotarli do finału United Cup, w którym przegrali z drużyną amerykańską po zaciętym boju. Fajnie jest mieć DRUŻYNĘ, a nie samą Igę Świątek. Jest jeszcze Hubert Hurkacz, a nawet Maja Chwalińska grająca w parze z Janem Zielińskim. Drużyna na miarę wicemistrzostwa świata, bo tak nieoficjalnie nazywa się turniej United Cup.
Zadebiutował Wojciech Szczęsny. Być może będzie trochę jak z Jerzym Dudkiem w Realu Madryt, czyli gra głównie w meczach pucharowych. Dobre i to, ale przecież znamy umiejętności Szczęsnego i wiemy, że mógłby być numerem jeden także w lidze hiszpańskiej. Czekał na ten debiut bardzo długo, ale jak już się doczekał, mógł go potraktować na luzie. Mecz z czwartoligowym zespołem nie mógł być wyzwaniem ani dla Barcelony ani dla niego. Czyste konto w debiucie jest ważne
***
- Przyznaję, że zaskoczyło mnie pierwsze miejsce w Plebiscycie na Najlepszego Sportowca Roku pierwsze miejsce dla Aleksandry Mirosław. Ale rozumiem ten wybór. To nasza jedyna złota medalistka olimpijska. Pamiętam czas kiedy zrzędzono, że w roku olimpijskim plebiscyt wygrywa piłkarz. W tym roku nie spodziewałem się piłkarza, spodziewałem się Igi Świątek, mimo słabszego drugiego półrocza i sprawy z dopingiem. Sądziłem, że społeczeństwo, które wybacza PiSowi wszelkie afery, bez problemu odpuści Idze ten dopingowy niepokój (wybaczcie połączenie z polityką).
Ale dobrze się stało, że wygrała Aleksandra Mirosław. Bo złoto olimpijskie należy cenić, tak rzadko je zdobywamy.
cdn. za tydzień
Trwa ładowanie...