ZGNILIZNA
- Złapał mnie za buzię, zakrył mi usta dłonią. A drugą ręką przycisnął mnie do toalety. Byłem sparaliżowany, stałem nieruchomo, bałem się. On zaczął się masturbować. Zrzucił kąpielówki. Jedną ręką się masturbował, a drugą trzymał mnie za usta. W połowie masturbacji kazał mi przysiąść i włożył mi swojego członka do ust. Trzymał mnie za głowę. Potem mnie odwrócił i włożył mi członka do odbytu. Czułem ból. Na pewno go czułem. Ten mężczyzna miał wytrysk u mnie na brzuchu. Trwało to może 15 minut. Następnie mnie puścił, włożył spodenki i kazał siedzieć cicho – tak zeznawał jedenastoletni Grześ w obecności sędziego, prokuratora, biegłego psychologa oraz adwokata wówczas jeszcze podejrzanego Przemysława K.
Nim został ofiarą gwałtu nie miał jednak pojęcia o nazewnictwie praktyk seksualnych i całym brudzie języka, jakiego będzie musiał używać do określenia tego, co mu złamało dzieciństwo.
Siedź cicho i się zamknij
Jest sobota,16 lipca 2022 roku. Środek lata. O 11.00 Grześ z mamą, rodzeństwem i znajomymi rodziny wchodzi do Aquaparku przy ulicy Borowskiej we Wrocławiu. Baseny są bardzo popularne i w sezonie korzysta z nich mnóstwo ludzi. Chłopiec kocha pływać, posiada kartę pływacką i większość czasu przebywa w wodzie. Mama każe mu meldować się co pół godziny. Ma już 11 lat, dlatego za potrzebą idzie do męskiej toalety. Potem opowie bliskiemu znajomemu, którego nazywa wujkiem, że jakiś mężczyzna zrobił mu krzywdę. Wepchnął do kabiny, zakrył mu usta i zgwałcił. Dziecko nie bardzo rozumie, co się stało. Z natury nieśmiałe, jest przerażone i w szoku.
„Nie zapomnę do końca życia, jak mój syn, który nie jest w stanie wypić z brudnej szklanki, kucnął przy brodziku, zamoczył dłoń w wodzie i otarł nią usta” – powie potem matka.
Grześ dobrze zapamiętuje sprawcę: łysy, brodaty, okulary pływackie przewieszone na szyi, jasnozielony ręcznik, czarne, krótkie bokserki.
Matka, powiedzmy, że ma na imię Maria, prowadzi syna do punktu medycznego i prosi o „zabezpieczenie dziecka” (jak mówią akta).
„Na miejscu nie znaleźliśmy pomocy, więc zadzwoniłam pod 112” – zezna później. Ratownik będzie zadawał jej pytania, na które nie zna odpowiedzi, na przykład, w którym kierunku mężczyzna odszedł.
Kobieta ubiera więc kurczowo uczepionego jej chłopca, wychodzi do hallu i czeka na przyjazd policji. Jest około godziny 14.00, kiedy pojawiają się śledczy. Zabezpieczają monitoring i zdejmują ślady ze ścian toalety. Zabierają Marię i dziecko na najbliższy komisariat przy Ślężnej. W tym czasie dyrekcja Aquaparku przytomnie prosi psycholożkę Monikę Rybak o objęcie chłopca opieką. Kobieta jedzie w ślad za nimi.
„Był wystraszony, samoczynnie leciały mu łzy. Starałam się by zrozumiał, że to nie była jego wina. Bał się, bo ten mężczyzna powiedział na koniec „siedź cicho i się zamknij”.
Psycholożka obserwuje rozpacz matki, która nie daje rady opanować płaczu. Na policję dociera ojciec chłopca. Nie było go na basenie, obwinia się, że nie ochronił syna. Kobieta wielokrotnie potem będzie rozmawiała z rodziną, raz odwiedzi ich w domu.
„Przemoc seksualna to dramat, potworne przeżycie, w wieku dorastania tym bardziej. Jest to taka trauma, że trudno, żeby to nie miało konsekwencji w dalszym życiu” – powie potem śledczym.
Chłopiec rozpoznaje sprawcę na nagraniach kamer. Potem jeszcze na zdjęciach ściągniętych z monitoringu.
Z komisariatu rodzice jadą z Grzesiem na pobliski SOR, by przebadać dziecko i zabezpieczyć materiał biologiczny do analizy. Chłopca ogląda między innymi dr Marcin Gęsicki, medyk sądowy. Pobiera od niego materiał genetyczny i zapisuje, że dziecko ma podbiegnięcie krwawe na lewym policzku, otarcie błony śluzowej dolnej wargi, siniaki na lewej łopatce i barku oraz na prawym ramieniu i podudziu. Potem będzie argumentował, że wszystkie te ślady są następstwem przemocy i dociskania dziecka do kabiny toalety.
W tym czasie rusza policyjna pogoń za sprawcą.
Za zgodą
Po obejrzeniu monitoringu policja zwraca się do Benefit Systems z prośbą o udostępnienie listy osób, które 16 lipca weszły na teren Aquaparku między godziną 12.16 a 12.30. Mężczyzną rozpoznanym przez chłopca okazuje się Przemysław K., lat 43, pracownik Banku Millenium, który miał kartę Multisport i był częstym bywalcem obiektu. Śledczy nie zastają go pod adresem zamieszkania, więc przeglądają portale społecznościowe. Znajdują jego profil na Instagramie, gdzie w relacji wrzuca, że jest w Browarach Mieszczańskich przy ulicy Hubskiej. Trwa tam Wrocławski Bazar Smakoszy. Przyjeżdżają, ale mężczyzna zdąży już zmienić miejsce pobytu. Wracają więc pod adres zamieszkania (na jednej z ulic koło Aquaparku). Namierzają go w bloku, na klatce schodowej. Jest godzina 21.00. W domu zastają też jego przyjaciółkę Alicję W. Zabezpieczają laptopa i inne nośniki oraz telefon, na którym znajdują między innymi filmiki nagrywane z ukrycia, a na nim dzieci na basenie w kąpielówkach. Oko kamery skupia się na ich częściach intymnych. Zdjęcia są robione również pod wodą.
„Ten chłopak stał przed toaletą i chciał mnie przepuścić, bo obok była nieczynna. Wszedł pierwszy, wyszedł i wtedy nie wiem, dlaczego, ale zapytałem go czy chce wejść ze mną” – relacjonuje Przemysław K. policjantom.
Dobrze – miało odpowiedzieć dziecko.
Potem K. bez mrugnięcia okiem opisuje, jak przy zgodzie chłopca uprawiali razem seks. Szczegóły pominę, bo najwyraźniej pomylił jedenastolatka z dorosłym mężczyzną. Twierdził, że nie doszło do żadnej przemocy, a wszystko odbyło się za zgodą dziecka.
Po pobraniu DNA okaże się, że jego materiał biologiczny znajdował się w i na ciele chłopca.
Biegły seksuolog rozpozna u niego tak zwaną efebofilię homoseksualną, polegającą na tym, że kontakty z nieletnimi stanowią substytut preferowanych kontaktów z dorosłymi partnerami. Seks z nieletnim jest więc formą zastępczą.
Przemysław K. będzie przekonywał śledczych, że interesuje się nastoletnimi chłopcami a nie dziećmi, a Grześ wyglądał mu na 13 lat.
„Zdaję sobie sprawę, że mam problem, ale nie wyobrażałem sobie pójść do kogokolwiek i o tym powiedzieć. Nie miałem odwagi. Miałem myśli samobójcze. Wiem, że zrobiłem chłopakowi psychiczną krzywdę, ale nigdy nikogo nie skrzywdziłem”.
Biegli ustalili, że K. oprócz pornografii z udziałem dzieci miał na komputerze zainstalowaną przeglądarkę, umożliwiającą anonimowe korzystanie z Internetu oraz kamuflowanie własnego adresu IP.
W ten sposób zakładał maskę i wychodził na żer.
94 minuty
18 lipca prokurator stawia Przemysławowi K. zarzuty zgwałcenia dziecka oraz posiadania pornografii z udziałem małoletnich i rozpoczyna postępowanie przygotowawcze. Mężczyzna trafia do aresztu, wstępnie na trzy miesiące. Sąd jest tutaj bezwzględny i konsekwentnie odrzuca wszystkie prośby rodziny K. (zwłaszcza siostry) o kontakt czy rozmowę telefoniczną. Odrzuca też wniosek obrońcy (który zgłasza się już dzień po zdarzeniu) o zwolnienie z aresztu.
Okazuje się, że tego samego dnia, w którym zrobił krzywdę dziecku, Przemysław K. zaczął czyścić swój laptop. Śledczy dopatrzyli się też, że przebywał w Aquaparku łącznie 94 minuty, z czego aż 54 w strefie natrysków i toalet. Na chwilę wymknął się też pod prysznice dla dzieci. Potem sąd podkreśli, że nie przyszedł tam korzystać z basenów czy zrelaksować się, lecz „w określonym celu zaspokajania potrzeb seksualnych, co znalazło finał w zgwałceniu dziecka”.
Na wniosek prokuratury w areszcie pobierają mu krew do badań na HIV i choroby weneryczne. Na szczęście dla dziecka okaże się zdrowy.
Przemysław K. trafia do Aresztu Śledczego w Opolu, do jednoosobowej celi. Żeby doczekał sprawiedliwości, system więzienny musi go chronić, bo gwałt na dziecku stawia uwięzionego pedofila najniżej w hierarchii, co mogłoby skończyć się znęcaniem i agresją ze strony innych osadzonych.
Dużo czyta, układa puzzle, kostkę Rubika i koloruje obrazki.
Grzeczny
Kurator sądowy sprawdza środowisko rodzinne gwałciciela. Przemysław K. przez 13 lat wynajmował mieszkanie na wrocławskich Krzykach, ale pochodzi z małej wsi województwa mazowieckiego. Rodzice – rolnicy – oprócz niego mają jeszcze córkę.
„Jest człowiekiem wyjątkowo wrażliwym na ludzką krzywdę i zawsze pomocnym innym. Według matki „muchy by nie skrzywdził a co dopiero nieletnią osobę” – odnotowuje kurator.
Od 2001 roku ma partnerkę, Alicję W., z którą wychowuje jej szesnastoletniego syna. Alicja podejrzewa, że problemy Przemysława K. wynikają z działań osób bliskich kierowcy taksówki, który spowodował wypadek i od którego teraz Przemysław stara się o odszkodowanie ze względu na liczne złamania i rehabilitację. Mieszkańcy wsi mówią o nim: grzeczny i posłuszny rodzicom, miły chłopiec. Najlepszy uczeń, świadectwa z czerwonym paskiem, spokojny i wrażliwy. Ogólnie – bezkonfliktowa, wzorowa rodzina.
Przemysław K. kończy Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu i zaczyna pracę w bankowości. Jest bardzo dobrym, oddanym pracownikiem z dyplomami za osiągnięcia zawodowe. Nie pali, nie nadużywa alkoholu. Nikt nie wierzy w jego winę.
Biegłemu badającemu go w areszcie powie jednak o swojej rodzinie zupełnie co innego.
„Ojciec był alkoholikiem, matka ostatnio dołączyła do niego, trzymała się długi czas, ale pije razem z nim. Całe życie byłem poniżany przez ojca, bity, moja samoocena to zero, zawsze byłem najgorszy, za wszystko dostawałam lanie”.
Instynkty, jakie nim targają nazywa zgnilizną i męczy się sam ze sobą. Nikomu nie przyznał się, że jest gejem (wiedzieli tylko jego siostra i szwagier). W banku funkcjonował jako partner Alicji W.
„Ciągle udawałem przed znajomymi z pracy. Kojarzyli moją przyjaciółkę, w pewnym momencie nie mogłem się z tego wycofać. Czerwiec tego roku to była równia pochyła. Przestałem widzieć sens w swoim życiu. Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłem we Wrocławiu był most Grunwaldzki i stwierdziłem, że ostatnią rzeczą jaką zobaczę też będzie ten most. Byłem tam, stałem na poręczy, ale zszedłem. Nawet nie umiałem tego zrobić i to mnie jeszcze bardziej zdołowało”.
Powie jeszcze, że szukał pomocy u psychologa (trzy wizyty online), a potem zdarzył się ten lipiec.
Nie do końca jednak tak było. Śledczy przeglądając jego telefon natknęli się na smsa o treści: „Dzisiaj ruszył rejestr pedofilów, jesteś już tam?”. Wiadomość pochodziła z 2018 roku. Ustalili, do kogo należy numer. Właścicielem okazał się Andrzej S., pracownik Banku Millenium. Chodzili razem na piwo.
„Powiedział mi, że ma słabość do młodszych chłopców. Zażartowałem, że mam nadzieję, że do pełnoletnich, bo po poniżej 15 lat idzie się siedzieć” zezna później odnaleziony przez policjantów kolega Przemysława K.
Ale nie przyzna się, że wysłał tego smsa. Doda tylko jeszcze, że był zniesmaczony wyjazdami K. na osiemnastki młodszych kolegów.
Rycerz Jedi
Słuchana przez prokuratora Maria, matka Grzesia opowiada, jak wielkie spustoszenie gwałt zrobił w psychice jej syna. Dotychczas pozytywne i wesołe dziecko boi się wchodzenia do wody, ma awersję do łysych mężczyzn z brodą, koszmary, że człowiek, który go skrzywdził przychodzi zabić jego i jego rodzinę. Psycholog uczy go technik oddychania, gdy ma ataki paniki, jak widzi osobę podobną do sprawcy. Panika zdarza się często. Boi się, że dzieci ze szkoły, jak dowiedzą się, co się stało, to nie dadzą mu żyć.
Zawsze drobniejszy i mniejszy od kolegów, dobry uczeń, nigdy nie wchodził w konflikty.
„Pytał mnie, co to jest pedofilia, dlaczego nasienie jest białe, czy można nie odczuwać pociągu seksualnego. Jest bardzo delikatnym chłopcem, nie miał nigdy doświadczeń intymnych. Był przerażony, że się nie bronił, bo sparaliżował go strach” – mówi matka.
Psycholog tłumaczy dziecku, że osoby w takiej sytuacji mają trzy wyjścia: uciec (co było niemożliwe), walczyć (tym bardziej niemożliwe), albo struchleć. I to zamrożenie było jedyną reakcją, którą mógł w sobie wyzwolić, więc nie wolno mu się za to obwiniać.
Rodzina ogranicza kontakty ze znajomymi, zwłaszcza z tymi, z którymi była w Aquaparku. Bo dziecko się wstydzi. Całymi dniami siedzi zamknięte w pokoju. Nie chce wychodzić, na wakacjach na plaży mimo upału siedzi w koszulce i spodniach.
Maria: „Nasze życie od tamtej pory stanęło na głowie. Jesteśmy w terapii całą rodziną. Syn przyjmuje leki antydepresyjne. Zaczął się samookaleczać i ma myśli samobójcze. Lekarze podejrzewają zespół stresu pourazowego. Kontaktowaliśmy się też seksuologiem. Pytaliśmy, jak można odwrócić wpływ tego zdarzenia na rozwój dziecka. Seksuolog powiedział, że to jest proces, że najgorzej będzie jak wejdzie w okres dojrzewania i spotka miłość.
Syn twierdzi, że jest jak rycerz Jedi, że nie ma emocji, ale ja wiem, że to jest tylko skorupa, żeby się obronić przed tym, co mu się przytrafiło”.
Impuls
31 marca 2023 roku Przemysław K. słyszy akt oskarżenia. Sprawa rusza 5 maja. Proces toczy się z wyłączeniem jawności.
Grześ jest przesłuchiwany w obecności biegłych psychologa i psychiatry. Sąd nagrywa jego zeznania.
„Złożenie ich wiele go kosztowało, a niektóre elementy zajścia trzeba było z niego niemal wydobywać z powodu przeżywanego stresu i zażenowania” – czytam w aktach.
Biegli stwierdzają, że K. wykazuje nieprawidłowe cechy osobowości (borderline), ale jest poczytalny i może odpowiadać przed sądem.
„Żałuję tego co się stało, bo wiem, że skrzywdziłem tego chłopaka, do końca życia będzie przeze mnie skrzywdzony. Żałuję, że wtedy nie zastanowiłem się nad konsekwencjami tego co robię, bo gdybym pomyślał, to bym wyszedł. To, co się wydarzyło, było w amoku. To był impuls. Nie jestem w stanie tego wytłumaczyć” – powie na swoje „usprawiedliwienie”.
Ale jednocześnie do końca nie przyzna się do użycia siły.
„To nie była przemoc. Ja go do niczego nie zmusiłem. Spytałem go, a on się zgodził. To jest karalne, bo jest poniżej piętnastego roku życia. Tak działa polskie prawo. Wydaje mi się, że w dzieciństwie byłem molestowany przez dziadka. To są strzępki wspomnień, że dziadek każe mi, żebym go dotykał po genitaliach. Takie wspomnienie mam od zawsze, ale wyparte”.
Sprawca nie jest w stanie odpowiedzieć, dlaczego wybrał akurat tego chłopca, choć z kamer monitoringu wynika, że kręcił się po Aquaparku i obserwował otoczenie. Przemysław K. na sali sądowej prosi jednak Grzesia o wybaczenie. Dziecko od chwili gwałtu nigdy już nie spotkało się z nim twarzą w twarz. Nie spotkało się też więcej z samym sobą. Podczas procesu ojciec chłopca powie, że syn wycofał się w głąb własnego cierpienia i ciężko z nim nawiązać kontakt.
„Na mnie to też mocno wpłynęło. Jedynym miejscem, gdzie mogę sobie odreagować to prysznic, bo tam nie widać, że płaczę” – opowiada mężczyzna a po policzkach lecą mu wodospady łez. Próbował z synem rozmawiać o tym, co się wydarzyło, ale rozpacz chłopca nie dopuściła go ani na krok.
Psycholożka pracująca z Grzesiem powie, że u dziecka wystąpiły objawy zespołu stresu pourazowego (PTSD). Poczucie pustki, złość, smutek, autoagresja.
„Musiałam ustabilizować jego emocje, jak i emocje i odczucia całej rodziny. U wielu osób z PTSD osobowość trwale się zmienia i są jak puste skorupy: bez emocji, bez odczuwania przyjemności ani szczęścia”.
Chłopiec opuszcza się w nauce, traci poczucie własnej wartości, ma problem z akceptacją swojego ciała i trudności w kontakcie z rówieśnikami.
„Nigdy nie wiemy, kiedy te wydarzenia do niego wrócą. Pewnie podczas pierwszej miłości i stosunku, i wtedy Grześ może być zmuszony wrócić na terapię” – podsumowuje psycholożka.
Zbrodnia
1 sierpnia 2023 w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu (III Wydział Karny) zapada wyrok. Przemysław K. dostaje w sumie 10 lat pozbawienia wolności za gwałt i posiadanie pornografii z udziałem dzieci. Ponadto musi zapłacić ofierze sto tysięcy złotych nawiązki. Sąd wydaje mu też (kiedy K. już wyjdzie z więzienia) zakaz przebywania na terenie basenów publicznych oraz szkół i przedszkoli przez kolejną dekadę. W tym czasie nie wolno mu też kontaktować się z dzieckiem i jego rodziną, a także zbliżać do chłopca na odległość 50 metrów. Sąd na 10 lat zabrania również Przemysławowi K. zajmowania wszelkich stanowisk i wykonywania działalności i zawodów związanych z opieką, wychowaniem, edukacją i leczeniem małoletnich.
Obrońca gwałciciela wnosi apelację. Pisze, że sprawca nie był karany, przeżył molestowanie w dzieciństwie przez dziadka, ma nieposzlakowaną opinię i cechy osobowości borderline. Argumentuje też, że jego śladów DNA nie znaleziono w odbycie dziecka oraz (bezskutecznie) apeluje o zmniejszenie kary finansowej do pięćdziesięciu tysięcy.
Apelacja jednak – podobnie jak sąd pierwszej instancji – staje w obronie Grzesia. Brak śladu – mówi – nie oznacza, że takiego kontaktu nie było (woda, basen, niektórych dowodów biologicznych nie udało się zabezpieczyć).
Wierzy skrzywdzonemu chłopcu odrzucając wszystkie argumenty obrony.
„Fakt, że Przemysław K. był molestowany tylko zwiększa stopień zawinienia, bowiem wie, jakie są konsekwencje i skutki takiego zachowania” – pisze sędzia Jarosław Mazurek.
Gwałt na dziecku nazywa zbrodnią.
Nim 13 grudnia 2023 wyrok się uprawomocni, Grześ w trybie nagłym trafi na oddział psychiatryczny dla dzieci i młodzieży jednego z dolnośląskich szpitali. Okalecza się i nie chce żyć. Ma problemy ze snem, nie je. Odmawia też posiłków w szpitalu. Lekarzom zajmuje półtora miesiąca nawiązanie z nim relacji i wdrożenie pomocy. Psychika dziecka nękana wspomnieniami broni się cynizmem i negacją wszystkiego i wszystkich. Powoli jednak stan chłopca poprawia się. Zaczyna jeść i nawiązywać kontakt ze światem. Wychodzi ze szpitala pod koniec października.
Epilog
Po zapadnięciu wyroku dla Przemysława K. w mediach nie pojawiła się na ten temat żadna informacja. Przeszukując Internet natknęłam się jedynie na etap, kiedy K. wylądował w areszcie zatrzymany na trzy miesiące.
Nikt nie zainteresował się losem skrzywdzonego chłopca i znieczulicą pracowników Aquaparku.
Przestępstwo molestowania seksualnego, którego sama padłam ofiarą we wrocławskim saunarium przy Borowskiej zgłosiłam na policji i czekam na ruch śledczych. Po opublikowaniu przez mnie ostrzeżenia na jednej z lokalnych grup dla kobiet pojawiło się wiele komentarzy. Okazuje się, że w obiekcie często dochodzi do nadużyć seksualnych, a basen przed saunarium jest niczym bajoro pełne krokodyli:
„Też niestety mnie to spotkało, dokładnie w tym samym basenie”.
„Niestety też miałam tam podobną sytuację, policja wezwana itd. A typ przy mnie wyszedł, jak gdyby nigdy nic. Ochrona stwierdziła, że nie mogą go zatrzymać”.
„Kiedyś miałam taką sytuację, tylko zabrakło mi odwagi, żeby krzyczeć czy zgłosić to”.
„Byłam w tym roku z rodziną w Aquaparku i poszłam sama do sauny. Wchodziłam z basenu, więc zostawiłam strój kąpielowy tam, gdzie wszyscy – na półkach. Jak wróciłam po 15 minutach - był tam tylko mój stanik. Pan w saunowej recepcji powiedział mi, że nowe mogę kupić przy wejściu. Wyszłam wkurzona i powiedziałam mamie. Po dziesięciu minutach wróciłam wciąż niedowierzając i moje majtki nagle znalazły się na samym środku półki. Tylko, że były ujebane białą, przezroczystą mazią. Tym razem pan i pani w recepcji powiedzieli, że im przykro i dali wizytówkę, żebym złożyła skargę. Jak pokazałam gacie, to pani dostała odruchu wymiotnego. Powiedziano mi, że to nie pierwsza taka lub podobna sytuacja, ale nie mają kamer, więc nic nie mogą zrobić. Ostatecznie nawet nie złożyłam skargi. Co by mi to dało.
Więcej tam nie pójdę”.
Aquapark, czyli Wrocławski Park Wodny, jest spółką miejską, w której zarządzie (jak wynika z wpisu w KRS-ie) zasiadają Grzegorz Kaliszczak (prezes, absolwent wrocławskiej Politechniki z dyplomem MBA słynnego już dziś Collegium Humanum).
Jako prezes w 2023 roku zarobił ponad 451 tysięcy złotych (czytam w jego rozliczeniu majątkowym za rok ubiegły). W stosunku do roku 2022 uposażenie to wzrosło o ponad 37 tysięcy złotych.
Oraz Paweł Rańda (wiceprezes, wioślarz, wicemistrz olimpijski, medalista mistrzostw świata i Europy). Ponad 390 tysięcy złotych zarobku za rok 2023 (wzrost o ponad 27 tysięcy w stosunku do poprzedniego).
Oprócz tego w KRS-ie widnieje jeszcze dziesięć innych nazwisk, przypisanych do prokury i nadzoru nad tym obiektem, których pensji sprawdzać mi się już nie chce.
W każdym razie prezesi przez rok zarobili więcej niż sąd przydzielił na całe życie za krzywdę zgwałconemu dziecku.
***
Za pomoc w dotarciu do akt bardzo dziękuję Pani Joannie Podwin z Sądu Okręgowego we Wrocławiu.
Postanowiłam nie zakłócać dodatkowymi pytaniami spokoju rodziny Grzesia.
Trwa ładowanie...