Harvey Hope - barokowy romantyk

Obrazek posta

„Brzdąkając, skubiąc, szarpiąc” [oryg. Plinkin', Plonkin' and Pluckin'] – tak w przybliżeniu brzmi tytuł autobiografii jednej z bardziej oryginalnych postaci ze świata gitary przełomu XX i XXI wieku Harvey’a Hope’a (27.05.1943 – 27.12.2014). Czy tylko gitary klasycznej? Postać Hope’a jest bowiem nie tylko związana specyficznie z brzmieniem dawnych, rzec można – kolekcjonerskich instrumentów, gitar barokowych i z XVIII wieku, ale również z gitarą basową, z muzyczną rozrywką, musicalem i jazzem.

Tekst powstał w 2021 roku z okazji trasy koncertowej z utworami Hope'a w wykonaniu gitarzysty Jakuba Kościuszki i Radomskiej Orkiestry Kameralnej pod dyrekcją Szymona Morusa. Wszystkie ilustracje pochodzą z książki Hope'a ‘Plinkin', Plonkin' and Pluckin’.

 

Pierwsze fascynacje

 

Grą na gitarze zainteresował się w wieku 14 lat i pierwszy instrument wykonał własnoręcznie, opierając się na schemacie, na który natrafił w jakiś starym magazynie poświęconym pracom w drewnie. Wykonał go ze sklejki. Z dużą dozą wyobraźni mogło być to nazwane gitarą, jak wspomina w swojej autobiografii. Skądinąd interesujące, że naprawdę całkiem dobrze brzmiała.

Kolejną była gitara elektryczna zainsiprowana fotografią Berta Weedena grającego na wyjątkowym instrumencie Hofner Committee, z jasnymi smugami i wykończonym macicą perłową. Było to coś, co zadziałało na wyobraźnię młodego człowieka, który nawet zobaczył siebie podrywającego dziewczyny na tak fantastycznie wyglądającą gitarę. Za pomocą dłuta i scyzoryka wyrzeźbił z sośniny własną wersję tego instrumentu. Ćwiczył na nim godzinami. Lata później, w 1974 roku zaoferowano mu kupno oryginału, który nabył ze względów sentymentalnych.

W okolicy, w której mieszkał Harvey Hope (urodził się w szekspirowskim Stratford-upon-Avon) nie było żadnego gitarzysty, do którego mógłby udać się na lekcje gry. Jakiś miejscowy basista pokazał mu parę akordów i napisał kilka chwytów znanych przebojów, by nastolatek mógł sobie cokolwiek poćwiczyć. Harvey Hope był więc samoukiem. Kupował każdą książkę poświęconą muzyce gitarowej, transkrybował gitarowe solówki z longplay’ów i starych szelakowych płyt. Słuchał i uczył się na pamięć fraz. Zapis sprawiał mu wtedy trudność, więc skrótowe funkcje wystarczały, by sobie radzić. Miał słuch i w zasadzie nikt wówczas nie był się w stanie zorientować, że nie czyta nut. Niemniej, stopniowo się ich uczył, aż w końcu stały się dla niego naturalnym językiem. Grywał w różnych lokalnych zespołach – w hotelach, nocnych klubach i w plenerze. Co ciekawe, już w wieku 16 lat został członkiem Królewskiego Towarzystwa Muzycznego.

Harvey Hope mocno oszczędzał na zakup pierwszej swojej gitary, którą był jazzowy egzemplarz Hofner President, a jednym z pierwszych miejscowych zespołów, w którym grał, stał się Kenny Easton Quartet preferujący łatwo sprzedającą się rozrywkę. Potem dołączył do kwartetu jazzowego, z którym wykonywał jazz tradycyjny. Były też i inne składy wykonawcze. Dzięki nim Harvey Hope poznawał zarówno życie muzyczne, jak i szeroki repertuar standardów jazzowych, nie wspominając o barwnym życiu towarzyskim.

Angażował się w różne projekty związane z kabaretem, variétés, sceną muzyczną, musicalową i teatralną, m.in. grając w Sunderland Emire Theatre, Coventry Theatre czy w Theatre Royal Drury Lane na West Endzie. Tam w latach 1969-1992 poznał światowy repertuar klasyki musicalowej, uczestnicząc w kilkunastu produkcjach, m.in. w „Chorus Line”, Skrzypku na dachu”, „Hello Dolly, „Cotton Clubie”. Zajmował się również aranżowaniem i transponowaniem partytur, pisał dla orkiestry radiowej BBC, Royal Shakesperae Company i Royal Ballet, filmów, teatru, a także okazjonalnie grał z orkiestrą BBC, London Concert Orchestra czy Bournemouth Symphony Orchestra.

 

Marlena, Leonard i inni

 

Współpracując z różnymi formacjami, miał sposobność poznać wiele gwiazd, np. Oliwię Newton-John, Shirley Bassey, Petulę Clark, Ginger Rogers i Catherinę Zetę-Jones. Jednym z najbardziej niezapomnianych doświadczeń była jednak możliwość zaakompaniowania Marlenie Dietrich. Miał zaledwie 20 lat, gdy słynna aktorka przybyła do Wielkiej Brytanii na tournée, odwiedzając również Sunderland, gdzie wówczas Harvey Hope pracował w orkiestrze teatralnej. Zasadą takich tras było cięcie kosztów przez impresaria. Gwiazda podróżowała z niewielkim, ośmioosobowym składem muzyków, a w danym miejscu dokooptowywano resztę z lokalnych instrumentalistów. Ponieważ akurat Hope był pod ręką, zaproponowano mu, by zajął krzesło gitarzysty. Marlena Dietrich wykonywała m.in. tytułową piosenkę na cygańską nutę z filmu „Golden Earrings” (1947), która została zaaranżowana na gitarę solo. Tak więc podczas występu aktorki Hope akompaniował z tyłu sceny, co było dla niego ogromnym przeżyciem.

Równie frapująca był możliwość towarzyszenia Leonardowi Cohenowi przez cztery tygodnie w roku 1972, gdy znakomity artysta występował w londyńskim Hampstead Theatre Club. Produkcja nosiła tytuł „Conversations” i składała się, jak dowcipnie pisze Hope, „z palenia cygar przez Cohena i recytowania swojej poezji z krótkimi interludiami muzycznymi”. Zespół, w którym grał Hope, składał się z klawiszy, basu, perkusji i gitary.

 

Muzyk na West Endzie

 

W latach 70. Harvey Hope najczęściej był angażowany jako muzyk sesyjny i teatralny na West Endzie. Im więcej różnych zleceń otrzymywał, tym więcej potrzebował instrumentów. Było to związane z określonymi wymaganiami brzmieniowymi różnych projektów, w których brał udział. Jego kolekcja „rozrywkowa” zawierała wówczas m.in. model Gibson 175D, Gibson L5 z 1947 roku, akustycznego Martina D35 i gitarę 12-strunową. Ponadto dysponował instrumentami nadającymi się do brzmienia popowego miał: elektrycznego Fendera Telecaster, Stratocaster, Gibsona Les Paul, SG oraz kilka gitar z nylonowymi strunami. Część z nich była zdecydowanie lepsza do brzmień nagraniowych, w których Hope brał udział – dla filmów, telewizji, radia. Nauczył się także grać na banjo i mandolinie.

Lata z musicalem w tle były dla Hope’a okazją do nawiązania przyjaźni ze znakomitym aktorem Yulem Brynnerem, który w 1975 roku występował na West Endzie w tytule „Król i ja”. Brynner był entuzjastą gitary i zawsze woził ze sobą dwa egzemplarze. Poszukiwał wtedy kogoś, kto mu doradzi w kwestii naprawy. Polecono mu Hope’a i tak nawiązała się serdeczna znajomość, która trwała do śmierci aktora w 1985 roku.

 

Nie tylko rozrywka

 

Wątek rozrywkowy przeplatał się jednak z zupełnie odmienną sferą zainteresowań Harvey’a Hope’a. W wieku około 20 lat zainteresował się repertuarem barokowym i rozpoczął dogłębne, trwające całe jego życie studia nad stylami wykonawczymi i repertuarem przeznaczonym na gitarę barokową. Z muzycznej mielizny podążył na szerokie i głębokie wody. Fascynacja dawnymi instrumentami i wykonawstwem zaprowadziła go do konserwatoriów w Paryżu, Rzymie i Barcelonie, gdzie zgłębiał materiały źródłowe. Odwiedził muzea europejskie i niektóre w USA.

Rozpoczął również kolekcjonowanie oryginalnych instrumentów XVII i XVIII-wiecznych, które ostatecznie złożyły się na unikatowy w skali świata zbiór dawnych gitar pozostający w prywatnych rękach. Wśród nich były prawdziwe rarytasy, jak np. instrument Joachima Tielkego z 1692 r. (Hamburg), Alexandre’a Voboama z 1652 r. (Paryż), chitariglia – prawdopodobnie Giovanniego Smita – z ok. 1645 (Mediolan), czy wreszcie przepiękna mediolańska gitara Georgiou Platestainera z 1651. Ta ostatnia była jego ukochanym koncertowym instrumentem, który stale towarzyszył mu w drodze. Gdy podróżował, na wszelki wypadek miał w walizce swoją płytę z okładką przedstawiającą siebie z zabytkową gitarą, by udowodnić jej posiadanie. Były też gitary przeznaczone do nauki gry, bowiem artysta dawał również lekcje prywatne oraz uczył w szkołach.

Skoro o płytach mowa, to właśnie niektóre z tych instrumentów brzmią w nagraniach Hope’a. Pochodząca z 1978 roku płyta „Baroque Guitar” (LP) była pierwszą poświęconą w całości repertuarowi na gitarę barokową i pierwszym nagraniem, które utrwaliło brzmienie tego instrumentu. Nagrał m.in. „Italian Baroque” (1980, LP) oraz „Czech Guitar Music c. 1700” (2001, CD), będącą pokłosiem studiów nad czeską muzyką gitarową, którą zgłębiał po recitalu na jednej z Praskich Wiosen. W latach 90. dokonał nagrania pod nazwą „La Guitarre Royalle – French Baroque”, które zostało wydane w 2016 roku. Ta płyta, przygotowana we współpracy z Tricią Warhurst, to prawdziwy unikat z racji wykorzystania trzech rzadkich oryginalnych siedemnastowiecznych instrumentów z pracowni „dynastii” Voboam: Alexandre Voboam 1652, Alexandre Voboam Le Jeune 1675, Jean Voboam 1681.

 

 

Muzyk i badacz

 

Jako artystę fascynowało go brzmienie tych instrumentów, ich możliwości, specyfika wykonawcza. W swoich eksploracjach nie ograniczył się tylko do kolekcjonowania, ale też do zgłębiania dawnych zapisów, tabulatur, manuskryptów, łącznie ze zdobywaniem w bibliotekach mikrofilmów. Miał umysł badacza. Gdy zafascynował go jakiś temat, potrafił drążyć bez końca. Był dociekliwy i skrupulatny w tej materii. Posiadł więc głęboką i rzetelną wiedzę, którą również prezentował w artykułach. Hope współpracował z wieloma branżowymi periodykami, w tym ponad dwie dekady z „Classical Guitar” jako konsultant historyczny. Publikował wiele tekstów począwszy od tematów związanych z wczesnymi gitarami czy dotyczącymi muzyki gitarowej Paganiniego, przez recenzje, po omówienia kompozycji Santiago de Murcii, Roberta de Visée, Alonso de Mudarry i wielu, wielu innych.

Hope był w swoim czasie jedynym gitarzystą wykonującym muzykę barokową na oryginalnych instrumentach siedemnastowiecznych. Ta specjalizacja stała się wyróżnikiem artysty i sprawiła, że był zapraszany zarówno na gościnne wykłady do wielu brytyjskich uniwersytetów, zagranicznych ośrodków akademickich, jak i do poprowadzenia klas mistrzowskich towarzyszącym różnym festiwalom gitarowym. Pojawiał się często w BBC Radio 3 zarówno jako recenzent, jak i artysta.

 

Artysta w trasie

 

Związany przez dobre 30 lat ze środowiskiem muzyczno-teatralnym Londynu w porównaniu z większością solistów rozpoczął stosunkowo późno swoją karierę koncertową. Za pierwszy „właściwy” występ uznaje Harvey Hope swój recital w 1980 roku niedaleko Chesterfield podczas letniego festiwalu prowadzonego przez klasycznego gitarzystę Johna Arrana. Potem posypały się liczne propozycje, a kalendarz szybko wypełnił się nowymi miejscami i terminami. Bywało, że w najbardziej zapracowanych tygodniach występował codziennie. Początkowo były to głównie koncerty w Wielkiej Brytanii, po której podróżował samochodem wypakowanym po brzegi różnymi gitarami. W drugiej połowie lat 80. przyjmował również zaproszenia z Włoch, odwiedzając ważne ośrodki muzyczne, m.in. Rzym, Wenecję, Cremonę, Modenę, Bolonię. Koncertował na Wyspach Kanaryjskich, w Norwegii, Portugalii i w Izraelu. W „Guitar Magazine” pisano o nim „Być może jest największym żyjącym interpretatorem repertuaru siedemnastowiecznych wirtuozów gitary. Rzadko kiedy tak nastrojowe recitale są w stanie utrzymać zachwyt i zainteresowanie słuchaczy…”

Polskę odwiedził po raz pierwszy w 1990 roku, występując na krakowskim Międzynarodowym Festiwalu Gitarowym, na którym poznał jego dyrektora Czesława Droździewicza, jak również miał okazję obserwować wschodzący talent Krzysztofa Pełecha. Następnie, na zaproszenie Dolnośląskiego Towarzystwa Muzycznego, odwiedził Wrocław, gdzie wystąpił w Klubie Muzyki i Literatury oraz zagrał w Sycowie.

Często bywał w Czechach i Słowacji występując na festiwalach gitarowych, muzyki dawnej i na pojedynczych imprezach (m.in. Praga, Bratysława, Mikulov, Lewocza, Koszyce). Koncertował w Grecji, Rumunii, Serbii i wielu innych europejskich państwach. Polskę odwiedzał niejednokrotnie, będąc zapraszanym m.in. do Warszawy, Lublina i Szczecina. Występował dla kameralnego audytorium i grał w salach na 1500 osób. Potrafił je wypełnić do ostatniego miejsca i porwać publiczność. Był charyzmatyczną osobowością, a jego słowo, którym okraszał swoje występy oraz opowieści i prezentacje dawnych instrumentów, spotykały się z wielkim entuzjazmem.

 

 

Kompozytor

 

Zmarł z końcem grudnia 2014 roku w Londynie. U tych, którzy go dobrze znali, pozostawił piękne wspomnienia o człowieku pełnym uroku osobistego, obdarzonego wspaniałym darem obserwacji i poczuciem humoru, o dżentelmenie starej szkoły. Pozostały też kompozycje, choć nie jest możliwe odtworzenie całości jego dorobku. Numerów opusowych jest 57. Wiadomo, że Hope pisał muzykę filmową, baletową, utwory dla dzieci, utwory orkiestralne i solowe. Dość intensywny kompozytorsko był dla niego rok 2004, kiedy powstało kilka koncertowych utworów, kompozycji na gitarę z orkiestrą i na gitarę solo. Niestety w swojej autobiografii muzyk nie pochyla się nad tą częścią życia artystycznego.  

Hope’a nieustannie absorbowało wiele projektów. Pracowity i kreatywny, odszedł zbyt wcześnie, pozostawiając kilka z nich niedokończonych. Na krótko przed śmiercią rzekł: I don't want to die yet, I haven't finished my projects.

 

Izabella Starzec


 

Harve Hope Izabella Starzec Marlena Dietrich Leonard Cohen Yul Brynner Krzysztof Pełech Jakub Kościuszko Szymon Morus Radomska Orkiestra Kameralna

Zobacz również

Akademickie śpiewanie
Lubię paradoksy
Nie trzeba robić rewolucji w teatrze

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...