Nie trzeba robić rewolucji w teatrze
Izabella Starzec: Jak sobie pan wyobraża pogodzenie działań, jako dyrektora ds. obsady w Operze Wrocławskiej z własną ścieżką artystyczną?
– Tomasz Konieczny, bas-baryton: Znam wielu kolegów, którzy na pewnym etapie kariery zaczynają zajmować się albo organizacją, albo doborem repertuaru, albo tworzą jakieś festiwale. Wchodzą zatem w sferę działań nie tylko śpiewaczych. Tak samo jest u mnie. Stworzyłem u progu pandemii Baltic Opera Festival. Wykorzystałem plenery jako przestrzeń dla prezentacji artystycznych, równocześnie chcąc pomóc artystom – freelancerom. Nie przeszkadza mi to w występach scenicznych.
Jakie ma pan zdanie na temat teatru operowego ensemblowego?
– Tak w ogóle to teatr operowy ensemblowy z założenia jest wielką wartością. Pytanie, czy w dzisiejszych czasach jest to jeszcze możliwe, opłacalne, by utrzymać stały zespół? Tych środków na utrzymanie zespołu zawsze jest mniej, niż potrzeba, co bardzo martwi. Znam wiele ensemblowych teatrów niemieckich, w których do pewnego czasu pracowałem na stałe i wiem, że taki tryb pracy ma swoje zalety.
Jakie?
– Podam przykład teatru operowego w Mannheim, gdzie śpiewałem przez cztery lata i tam zbudowałem swój repertuar. Taki rodzaj teatru daje możliwość młodym ludziom po studiach wokalnych czy wokalno-aktorskich właśnie systematycznej pracy nad rolami. Pozwala też na weryfikację repertuaru i tworzenie stopniowo, zgodnie z aktualnymi predyspozycjami głosowymi, kolejnych etapów tej wokalnej pracy scenicznej. To jest ogromna wartość. Natomiast, jeśli się idzie taką drogą „gwiazdorską”, czyli, powiedzmy, po wygranym konkursie pojawia się agent i szuka dla nas roli oraz teatru, to siłą rzeczy lądujemy w jakiejś szufladce. Tak więc teatr ze stałym zespołem pozwala na bardziej harmonijny rozwój śpiewaków.
Jaka będzie pańska rola w Operze Wrocławskiej?
– Dałem się więc zaprosić do współpracy w roli doradczej. Uważam, że skoro mamy stały zespół, to trzeba szukać takiego repertuaru, który ten zespół jest w stanie obsłużyć, a nie odwrotnie. Oczywiście może zdarzyć się sytuacja, w której będziemy chcieli wystawić konkretny tytuł, a nie dysponujemy w pełni ludzkim potencjałem, to wtedy doangażowujemy pojedynczych śpiewaków. Wszystkie teatry ensemblowe na świecie tak właśnie robią.
Chciałbym jednocześnie podkreślić, że pomysłem dyrekcji, który bardzo wspieram, nie jest eliminowanie śpiewaków z zespołu. W najbliższym czasie organizujemy przesłuchania, by zorientować się, jakim dysponują potencjałem, bądź też, jaki ewentualnie problem występuje.
I co wtedy?
– Jesteśmy od tego, by pomóc w jego rozwiązaniu, organizować pracę artystów w taki sposób, by otrzymali możliwość coachingu. I tu nie tylko chodzi o wsparcie wokalne, ale także związane np. z językiem, wymową. Nie trzeba robić rewolucji w teatrze, tylko przyjrzeć się i wspomóc.
Z drugiej strony publiczność łaknie gwiazd, a nie jest łatwo utrzymać taką w stałym zespole.
– Oj tam, oj tam. Musimy działać tak, żeby był wysoki poziom wokalny, byśmy jakościowo byli wspaniali. A czy to są gwiazdy? Można komercyjnie podchodzić do tego zagadnienia, ale ja jestem człowiekiem, który myśli racjonalnie. Jeśli są możliwości finansowe no to tak, ale to trzeba robić z głową. W każdym razie trzeba dążyć, by nasz ogólny poziom był wysoki i starać się, by pielęgnować ten zespół. To jest naszym celem.
Trwa ładowanie...