Sowa Minerwy wylatuje (jednak) o świcie (wstęp z najnowszej książki „OCZY SZEROKO OTWARTE. POLSKA STRATEGIA NA CZAS WOJNY ŚWIATOWEJ”)
Urodziliśmy się w tej epoce i musimy dzielnie iść do końca drogą nam przeznaczoną. Nie ma innego wyboru.
Oswald A.G. Spengler
W obliczu tego, co nadchodzi, dalsza część nienapawającego optymizmem cytatu ze Spenglera, przywołanego na stronie tytułowej książki — nie poprawia nam nastroju. Naszym obowiązkiem jest wytrwać na straconej pozycji, nie mając już nadziei ani ratunku. Niczym rzymski legionista, którego kości znaleziono u progu drzwi w Pompejach, a który to zginął podczas erupcji Wezuwiusza, nie schodząc ze swojego posterunku, ponieważ zapomniano go z niego odwołać. Tym przejawia się wielkość. Po tym poznaje się klasę człowieka. Honorowy koniec jest bowiem jedyną rzeczą, której nie można odebrać człowiekowi.
Napisałem tę książkę właśnie dlatego, że tak wcale nie musi być. I żebyśmy nie musieli się zajmować narodowym sportem, czyli „honorowym końcem”. Za dużo gwałtownych i dramatycznych „końców” było w naszej historii i przesadnie gloryfikujemy „honorowe” decyzje. Po latach i upływających wiekach mało kto pamięta, na czym polegała rzekoma honorowość owych spektakularnych „końców”.
Uważam, iż o ile pierwsza część słów Spenglera jest trafna oraz bardzo na czasie i musimy przejść jakoś przez obecną epokę — najlepiej, o ile to możliwe, suchą nogą — o tyle dalsza część cytatu nie musi być trafna. Choć — zwłaszcza jeśli źle to rozegramy — te słowa mogą się jednak okazać trafne. W przestrzeni pomiędzy „musimy przejść” przez to, co przed nami, a tym, że „nie musi” być najgorzej i możliwe jest uniknięcie dramatycznego (acz „honorowego”) końca, istnieje spora przestrzeń, którą możemy wypełnić własnymi działaniami i decyzjami. To miejsce na stworzenie i realizację właściwej strategii. I nie musielibyśmy wówczas zajmować się honorem.
Proponuję w związku z tym zająć się strategią, a honorowy koniec zostawmy sobie na koniec, gdy wcześniej zawiedzie już naprawdę wszystko, w tym zwłaszcza nasz rozum i sensowny plan działania, oraz gdy opuści nas zdolność racjonalnego przewidywania zdarzeń.
Georg Hegel, niemiecki filozof z przełomu XVIII i XIX wieku, na początku Zasad filozofii prawa pisze, że sowa Minerwy wylatuje o zmierzchu, co ma oznaczać, że mądrość przychodzi w istocie spóźniona, bo pod koniec dnia, na końcu pewnego etapu czy epoki, gdy zdarzenia się już dokonały i gdy pewien okres został zamknięty. Przecież każdy dzień kończy się zmierzchem i tego nie można zmienić. Wtedy dopiero pojawia się szczególny sposób rozumienia. To czas mądrości, tak jak zmierzch jest czasem sowy. Jasna jest wyższość poznawcza późnego, dokonanego ex post, spojrzenia na minione wydarzenia. Dystans czasowy i refleksja o zmierzchu pozwalają dostrzec to, co pozostaje niewidoczne dla oczu za dnia.
W naszej obecnej sytuacji geopolitycznej również tak właśnie byłoby łatwiej. Niestety, nie będzie nam to dane. Wchodząc w nową epokę, pełną konfliktów, których miało już nie być, ale nadeszły niczym wstrętna zjawa znana z przeszłości, musimy poradzić sobie z przyszłością, ponieważ przyjdzie nam podejmować decyzje, których skutków nie znamy i dzisiaj znać do końca nie możemy. Dlatego mówiąc wprost: musimy przewidywać przyszłość. Nie mamy tego komfortu, o którym, odnosząc się do Heglowskiej sowy Minerwy, mówił profesor Ryszard Legutko: czym było oświecenie, zrozumieliśmy, gdy zostało ono wyparte przez romantyzm. Czym była rewolucja przemysłowa, pojęliśmy, gdy zaczęliśmy wchodzić w nową fazę. Ale przecież nie zawsze tak jest. Czym był komunizm dla ludzi — twierdzi profesor Legutko — wiedziano, jeszcze zanim bolszewicy stworzyli swój reżym. Przekornie skomentuję, że jednak wielu w świecie miało inny pogląd w sprawie komunizmu…
Być może powyższa wątpliwość nieco przewrotnie dowodzi, że sowa Minerwy wylatuje jednak o świcie, a nie o zmierzchu, bo sztuka życia polega raczej na dokonywaniu stosownych wyborów zawczasu, a nie na ich ocenie z perspektywy czasu. Wówczas jest to już bez znaczenia. Z dystansu, owszem, łatwiej pisać książki historyczne czy dokonywać teoretycznych rozważań filozoficznych, ale ta metoda nie za bardzo się sprawdza w trudnej sztuce życia.
W tym ujęciu strategia jest więc właśnie niczym sztuka życia. Podobnie jest też z wyborami geopolitycznymi naszego państwa powołanego i utrzymywanego umową społeczną — czyli gdy chodzi o nasze „życie państwowe”, ale i życie osobiste, na które wybory geopolityczne państwa, w którym żyjemy, mają przeogromny wpływ.
Zatem skoro strategia jest sztuką dokonywania wyborów, to należy sobie jasno powiedzieć, że składa się na nią ogrom zagadnień. Poruszę je w niniejszej książce w odniesieniu do nadchodzących, trudniejszych czasów. Jeśli zaś za wyżej przywołaną metaforyczną sowę uznalibyśmy własne państwo z całym gmachem jego urzędników, biurokracji, wojska, jak również szeroko pojętych elit oraz kształtowanej na styku interakcji między nimi zdolności do generowania kultury strategicznej, to powstaje pytanie: czy sowa umie latać i czy właściwie tego chce, a jeśli tak, to czy w ogóle poleci? Ponieważ poza zrozumieniem złożonej rzeczywistości trzeba mieć jeszcze wolę latania i próbować kształtować rzeczywistość. I to zawczasu, a nie poniewczasie — o zmierzchu. O tym również będzie ta książka.
Ostatecznie wojna światowa nie zdarza się często, zazwyczaj raz na stulecie. Tymczasem skala i waga zadań są ogromne, a decyzje, które należy podjąć — uwzględniając także wszelkie warunki osiągnięcia sukcesu w tym szczególnym miejscu Europy, w którym znajduje się nasza ojczyzna — przesądzą o wyniku naszych zmagań z przeznaczeniem. Niektórym może się wydawać, że w przypadku Polski wykonanie podmiotowego wysiłku zmagania się z przeznaczeniem oznacza mierzenie się z kwadraturą koła. Są, niestety, powody, by tak myśleć. Ale nie traćmy ducha. Jak przejść przez to, co przed nami? Zapraszam do lektury.
Trwa ładowanie...